1998-04-07 Cracovia - Górnik Łęczna 0:2
Ostatnia w historii porażka Cracovii u siebie w drugiej lidze.
|
![]() Kraków, wtorek, 7 kwietnia 1998
(0:0)
|
|
Skład: Kwiatkowski E. Kowalik Walankiewicz Mróz (18' Martyniuk) Powroźnik Krupa Hrapkowicz Depa (79' T. Podsiadło) Węgiel (61' M. Gędłek) Zegarek Feutchine |
Sędzia: A. Barmosz z Warszawy
|
Opis meczu
Goście z Łęcznej od początku nadawali ton grze. W pierwszej połowie mieli wyraźną przewagę, ale ta część meczu zakończyła się bezbramkowo, co "Pasy "w dużej mierze zawdzięczać mogą pewnie interweniującemu Kwiatkowsiemu. A także indolencji Szczytniewskiego, który w 35 min. spatałaszył w sytuacji sam na sam z bramkarzem i to spatałaszył w stylu żałosnym...
Gazeta Krakowska
krwią, z podejrzeniem uszkodzenia kości nosowej, wylądował w szpitalu. Można więc było określić ten wypadek mianem symbolicznego — jako początek czarnego popołudnia dla biało-czerwonych futbolistów.
Nie mieli bowiem krakowianie czym straszyć, ich akcje były rwane, przypadkowe. Siłą rzeczy więc dobrze zorganizowani goście bez większych problemów podyktowali własne warunki konfrontacji. W zasadzie tylko dwukrotnie zrobiło się gorąco na przedpolu Dadasiewicza. . W 28 min po rzucie wolnym wykonywanem przez Węgla oraz w 58 min, kiedy to sam na sam z bramkarzem znalazł się Feutchine, ale najwyraźniej pogubił się w stadium finalizacji akcji rozpoczętej mierzonym podaniem od Depy. Tak, w wydaniu Cracovii było to klasyczne piłkarskie danie wielkopostne... Górnik zaś jakby odkładał w czasie boiskową egzekucję. Już w 1 min (w zasadzie po 15 sekundach) oddał groźny strzał. W 18 min Kwiatkowski na samej linii bramkowej złapał piłkę kopniętą (po centrze z rogu) przez Bugałę. Z kolei w 38 min skompromitował się podstawowy snajper przyjezdnych — Szczytniewski. Mniej więcej od połowy boiska biegł sam z piłką na Kwiatkowskiego, ale cokolwiek poplątały mu się kończyny. Tak, że nie zdołał oddać strzału, a przy okazji dogonił do Depa i zapobiegł nieszczęściu.
Co się jednak odwlecze... Od początku II połowy Górnik począł atakować w zasadzie całą drużyną i nader szybko przyszły efekty tego natarcia. W 61 min Jaroszyński (nominalny obrońca kryjący) odebrał piłkę Powroźnikowi, ochoczo pognał z nią do przodu i nie niepokojony strzelił sprzed „szesnastki”. Na tyle precyzyjnie, że futbolówka zatrzymała się dopiero w prawym rogu bramki Kwiatkowskiego. Na chwilę więc goście zwolnili, by uderzyć raz jeszcze po 10 minutach. Z prawego skrzydła dośrodkowa! Nazaruk, strzelił Bugała, piłkę przed siebie odbił Kwiatkowski, a z wykonaniem dobitki nie miał kłopotów nieobstawiony Szczytniewski.
W tym momencie trybuny zaczęli powoli opuszczać nieliczni kibice. Niektórzy więc nie zobaczyli kilku akcji Górnika, z których każda groziła kolejnymi stratami oraz desperackiego strzału Depy (76 min), po którym Różański wybił piłkę głową z linii bramkowej.