Artur Martyniuk
Artur Martyniuk | |||
| |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Artur Martyniuk | ||
Urodzony | 11 września 1971, Jelenia Góra, Polska | ||
Wiek | 53 l. | ||
Pozycja | napastnik | ||
Wzrost | 178 cm | ||
Waga | 68 kg | ||
Wychowanek | Karkonosze Jelenia Góra | ||
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii | |||
Sezon | Rozgrywki - występy (gole) | ||
1996/97 1997/98 1998/99 2000/01 |
2L - 23 (5) 2L - 11 (2) 3L - 6 (1) | ||
↑ 1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze | |||
j - jesień, w - wiosna |
Artur Martyniuk Piłkarz, konserwator mebli zabytkowych. Urodził się 11 września 1971 Jeleniej Góre
Dla Cracovii rozegrał dwa sezony drugoligowe: 1996/97 i 1997/98, co daje 34 mecze i 7 goli. Po złamaniu nogi 18 maja 1997 w czasie meczu z zamojskim Hetmanem nie wrócił już do pełnej dyspozycji. Jego gra bardzo podobała się fanom Pasów, był uważany za ogromny talent. Później przeszedł do Tramwaju (2001/02 (w), 2002/03 (j) )
Wywiad z Arturem Martniukiem
dziennikpolski24.pl
Pochodzi z Jeleniej Góry, jest wychowankiem tamtejszych Karkonoszy. – Do Krakowa trafiłem za sprawą żony. Jej rodzice dostali tu spadek, Grażyna zaczęła w Krakowie studia. Postanowiliśmy się przeprowadzić, a ja pierwsze kroki skierowałem do Cracovii – wspomina Martyniuk.
Za pierwszym razem do „Pasów” jednak nie trafił, klub nie był zainteresowany jego pozyskaniem. Trochę winne temu były też Karkonosze, które chciały zarobić na młodym wówczas obrońcy.
– W Jeleniej Górze grałem na prawej obronie, szybko awansowałem do pierwszej drużyny. Nie wspominam tego najlepiej, bo graliśmy na słabych boiskach, podczas gdy zespół juniorów występował w lidze wojewódzkiej na znakomitych płytach, na przykład w __Wałbrzychu _– mówi nasz bohater. – Gdy nie powiodło mi się w Cracovii, poszedłem do Nadwiślanu. Temu klubowi wiele zawdzięczam. Z obrońcy stałem się napastnikiem, zacząłem strzelać gole, awansowaliśmy do ligi okręgowej. Do dziś utrzymuję kontakt z kilkoma kolegami z tamtej drużyny oraz trenerem Zbigniewem Drozdowiczem. To był świetny fachowiec. Miał ciekawe treningi, dbał o atmosferę. Człowiek przychodził na zajęcia zmęczony po pracy, ale chciało się trenować_ – mówi.
O bramkostrzelnego napastnika upomniała się... Cracovia. – Nie chciałem tam iść, bo uważam, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Po rozmowach z __rodziną jednak się zdecydowałem – wspomina.
Chłopak z Nadwiślanu w drugoligowym debiucie zdobył bramkę i wszystko zapowiadało się znakomicie. – W sumie w Cracovii strzeliłem siedem goli, ale spędzonych w tym klubie trzech lat nie wspominam dobrze. To były trudne czasy dla Cracovii, a gry w niej nie można było łączyć z pracą zawodową, jak w Nadwiślanie. Było ciężko. Z drugiej strony marzyłem, by grać w znanym klubie i to się spełniło.
Gdy kończył przygodę w „Pasach”, pojawiła się oferta od trenera Pogoni Szczecin Albina Mikulskiego. – Uważałem, że nie mam umiejętności, aby grać w takim klubie. Może to był błąd, ale postanowiłem skończyć z graniem w piłkę. Przez te wszystkie lata rodzina była dla mnie, teraz ja jestem dla niej.
Martyniuk prowadzi w Krakowie antykwariat, zawodowo zajmuje się renowacją mebli. – Daję im drugie życie. To mój sposób na życie, ale przede wszystkim pasja. Branża rozwija się powoli, ale na antykach jeszcze nikt nie stracił. Mam swoich klientów, żyję spokojnie – dodaje.
Od czasu gry w Nadwiślanie ma ksywę „Kornik”. – Tak mnie zaczęli nazywać trener Drozdowicz i kolega Artek Duszyk z przekory do fachu, którym się zajmuję. Nie przeszkadzało mi to. Na co dzień za kornikami, rzecz jasna, nie przepadam – mówi z uśmiechem.
Pytany o to, czy gdyby mógł, to zmieniłby coś w swojej przygodzie z piłką mówi: – Żałuję, że wszędzie gdzie byłem trafiałem za wcześnie. Dziś Nadwiślan ma świetną płytę, a każdy pamięta, na jakim boisku my graliśmy. Byłem na kilku meczach Cracovii na jej nowym stadionie. Jest piękny i zaraz przed oczami stanął mi widok naszych szatni, starych trybun przy Kałuży i zaległości w wypłatach. Może moja samoocena była zbyt rygorystyczna, bo testowany byłem w kilkunastu klubach, często tak znanych jak Śląsk czy Ślęza Wrocław. Podjąłem jednak decyzje, jakie podjąłem i tyle. Staram się wspominać rzeczy miłe, a tych wcale tak mało nie było.
Dziś Martyniuk poświęca się pracy i wychowaniu córek – Dominiki i Wiktorii.