1947-09-28 Cracovia - Radomiak Radom 2:0
Ostatni w historii mecz Cracovii w nieligowych Mistrzostwach Polski.
|
![]() Kraków, niedziela, 28 września 1947
(1:0)
|
|
Skład: Rybicki W. Gędłek Parpan Glimas E. Jabłoński Mazur Szeliga E. Różankowski Szewczyk M. Jabłoński Bobula Ustawienie: 3-2-5 |
Sędzia: Dobrzaniecki z Opola
|
Mecze tego dnia: | ||
|
Opis meczu
Przegląd Sportowy
Echo Krakowa
I mimo to tylko 2:0.
Jedenastka Cracovii zagrała ambitnie, zagrała dobrze, ale atak jej zaprzepaścił w nieprawdopodobnie kompromitujący sposób dziesiątki „murowanych" sytuacji podbramkowych.
Można by postawić tezę, że gdyby Radomiak potrafił sobie wypracować tyle sytuacji podbramkowych — co białoczerwoni — na pewno strzelił by z pół tuzina bramek.
Jednym słowem zwolennicy biało- czerwonych przeżyli w tym meczu wiele ciężkich chwil, a odetchnąć z ulgą wolno im było dopiero w ostatnie! niemal sekundzie spotkania.
W ostatniej niemal sekundzie spotkania, kiedy to Bobula przełamał nie tylko niesamowitego pecha, ale i własną nieudolność strzałową i wpakował głową piłkę w siatkę. Nogą nie mógł nic poradzić, nawet przy egzekwowaniu karnego.
Gwoli sprawiedliwości trzeba w tym miejscu dodać, że nie był gorszy od czterech swoich kolegów w ataku, nie wyłączywszy Szeligi, Strzelca pierwszej bramki.
O Radomiaku można by napisać tyle, że ma bardzo dobrego bramkarza, niezłą obronę i Czachora w ataku. Poza tym radomska drużyna gra bardzo ambitnie i z grubsza wziąwszy — fair.
Przebieg spotkania:
Już pierwsza minuta gry przynosi groźny wypad Radomiaka, zakończony niebezpiecznym strzałem, który Rybicki broni z trudem. Przez kilka minut gra toczy się na środku boiska, przy czym Radomiak nadrabia swe braki techniczne ambicją i w 6-tej minucie Cracovia przeprowadza lewą stroną ataku piękną akcję i po przerzucie piłki przez Szewczyka na prawą stronę
SZELIGA STRZELA W RÓG BRAMKI
Od tego czasu na bramkę Radomiaka płyną ataki fala za falą. Cracovia gra pięknie w polu i nikt w tym momencie nie mógł by przewidywać, że na drugą bramkę czekać będzie trzeba do ostatniej minuty kisząc w skrócie, zaprzepaszczono dziesiątki idealnych sytuacji podbramkowych. Trzeba przyznać, że spory udział w tych niepowodzeniach białoczerwonych należy przypisać bramkarzowi Radomiaka.
Także po przerwie Cracovia jest w zdecydowanej przewadze i bez przemy w ataku. Nieliczne wypady Radomiaka z łatwością likwiduje obrona. W jednym tylko wypadku interweniować musi Rybicki, który z prawdziwym poświęceniem, ryzykując całość głowy, wybiera piłkę spod nóg przeciwnika.
Jak przed przerwą, tak i teraz napastnicy białoczerwonych w kompromitujący sposób zaprzepaszczają znowu dziesiątki sytuacji podbramkowych, a kulminacyjnym momentem niepowodzeń było przestrzelenia rzutu karnego przez Bobulę.
Dopiero w ostatnim niemal ułam¬ku sekundy gry, po wolnym, bitym przez Jabłońskiego I, piłkę wypiąstkowaną przez bramkarza
POSYŁA GŁOWĄ BOBULA DO SIATKI.
Widzów około 5 tysięcy.