1947-09-28 Cracovia - Radomiak Radom 2:0

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Ostatni w historii mecz Cracovii w nieligowych Mistrzostwach Polski.


Herb_Cracovia

Trener:
Józef Kubiński
pilka_ico
Mistrzostwa Polski grupa II , 18 kolejka
Kraków, niedziela, 28 września 1947

Cracovia - Radomiak Radom

2
:
0

(1:0)



Herb_Radomiak Radom


Skład:
Rybicki
W. Gędłek
Parpan
Glimas
E. Jabłoński
Mazur
Szeliga
E. Różankowski
Szewczyk
M. Jabłoński
Bobula

Ustawienie:
3-2-5

Sędzia: Dobrzaniecki z Opola
Widzów: 6 000

bramki Bramki
Szeliga (5')
Bobula (90')
1:0
2:0

Mecze tego dnia:

1947-09-28 Cracovia - Radomiak Radom 2:0
1947-09-28 IKS Wrocław- Cracovia II 2:3


Opis meczu

Przegląd Sportowy

KRAKÓW, 28.9. (Tel. wł.). Cracovia - Radomiak 2:0 (1:0). Ostatni mecz Cracovii o wejście do Ligi był bolesnym rozczarowaniem dla wszystkich obecnych co do wartości ataków Cracovii. Przy druzgocącej przewadze, jaką Cracovia miała w tym meczu, atak jej nie potrafił się zdobyć na strzelenie więcej, aniżeli dwóch bramek. Wynik 1:0, uzyskany przez Szeligę w 5 min., utrzymywał się do 89 min. Dosłownie w ostatniej minucie gry Bobula strzelił drugą bramkę. Wobec olbrzymiej przewagi Cracovii (gra toczyła się właściwie na jedną bramkę) i kompletnej niezaradności strzałowej ataku Cracovii, zawody były raczej denerwujące, aniżeli ciekawe. Sędzia Dobrzaniecki z Opola nie miał ciężkiego meczu do prowadzenia. Widzów 6.000.
Źródło: Przegląd Sportowy nr 78 z 29 września 1947 [1]


"Dobrze w polu, beznadziejnie pod bramką..." -
Echo Krakowa

Dobrze w polu, beznadziejnie pod bramką...

Opis meczu w dzienniku Echo Krakowa
Mecz — ze słabszym o klasę przeciwnikiem. Mecz, który mimo to trzymał widownię w nerwowym napięciu do ostatniego gwizdka sędziego. Mecz, w którym Cracovia przez 83 min. gry gościła na połowie przeciwnika, a atak jej kombinował w polu — pięknie.

I mimo to tylko 2:0.
Jedenastka Cracovii zagrała ambitnie, zagrała dobrze, ale atak jej zaprzepaścił w nieprawdopodobnie kompromitujący sposób dziesiątki „murowanych" sytuacji podbramkowych.
Można by postawić tezę, że gdyby Radomiak potrafił sobie wypracować tyle sytuacji podbramkowych — co białoczerwoni — na pewno strzelił by z pół tuzina bramek.
Jednym słowem zwolennicy biało- czerwonych przeżyli w tym meczu wiele ciężkich chwil, a odetchnąć z ulgą wolno im było dopiero w ostatnie! niemal sekundzie spotkania.
W ostatniej niemal sekundzie spotkania, kiedy to Bobula przełamał nie tylko niesamowitego pecha, ale i własną nieudolność strzałową i wpakował głową piłkę w siatkę. Nogą nie mógł nic poradzić, nawet przy egzekwowaniu karnego.
Gwoli sprawiedliwości trzeba w tym miejscu dodać, że nie był gorszy od czterech swoich kolegów w ataku, nie wyłączywszy Szeligi, Strzelca pierwszej bramki.
O Radomiaku można by napisać tyle, że ma bardzo dobrego bramkarza, niezłą obronę i Czachora w ataku. Poza tym radomska drużyna gra bardzo ambitnie i z grubsza wziąwszy — fair.
Przebieg spotkania:
Już pierwsza minuta gry przynosi groźny wypad Radomiaka, zakończony niebezpiecznym strzałem, który Rybicki broni z trudem. Przez kilka minut gra toczy się na środku boiska, przy czym Radomiak nadrabia swe braki techniczne ambicją i w 6-tej minucie Cracovia przeprowadza lewą stroną ataku piękną akcję i po przerzucie piłki przez Szewczyka na prawą stronę
SZELIGA STRZELA W RÓG BRAMKI
Od tego czasu na bramkę Radomiaka płyną ataki fala za falą. Cracovia gra pięknie w polu i nikt w tym momencie nie mógł by przewidywać, że na drugą bramkę czekać będzie trzeba do ostatniej minuty kisząc w skrócie, zaprzepaszczono dziesiątki idealnych sytuacji podbramkowych. Trzeba przyznać, że spory udział w tych niepowodzeniach białoczerwonych należy przypisać bramkarzowi Radomiaka. Także po przerwie Cracovia jest w zdecydowanej przewadze i bez przemy w ataku. Nieliczne wypady Radomiaka z łatwością likwiduje obrona. W jednym tylko wypadku interweniować musi Rybicki, który z prawdziwym poświęceniem, ryzykując całość głowy, wybiera piłkę spod nóg przeciwnika.
Jak przed przerwą, tak i teraz napastnicy białoczerwonych w kompromitujący sposób zaprzepaszczają znowu dziesiątki sytuacji podbramkowych, a kulminacyjnym momentem niepowodzeń było przestrzelenia rzutu karnego przez Bobulę.
Dopiero w ostatnim niemal ułam¬ku sekundy gry, po wolnym, bitym przez Jabłońskiego I, piłkę wypiąstkowaną przez bramkarza
POSYŁA GŁOWĄ BOBULA DO SIATKI.
Widzów około 5 tysięcy.

Sędzia ob. Dobrzaniecki z Opola, prowadził mecz spokojnie i bezstronnie.
Źródło: Echo Krakowa nr 269 z 30 września 1947


Mecze sezonu 1947