1998-05-09 Korona Kielce - Cracovia 0:0
|
![]() Kielce, sobota, 9 maja 1998
(0:0)
|
|
Skład: Pyskaty Gawlik Pacoń Rutka Cichoń (77' Grzesik) Heinrich Ruszkowski Kozak Kozubek Anduła (60' Janczak) Pietrasiński Ustawienie: 1-3-5-2 |
Sędzia: J. Rożen z Chełma
|
Skład: Kwiatkowski Szary (75' Prokop) Walankiewicz Siemieniec E. Kowalik (63' Krupa) Ziółkowski (82' Martyniuk) Mróz Ł. Kubik Depa Zegarek Feutchine Ustawienie: 1-3-5-2 |
Mecze następnego dnia: | ||
|
Opis meczu
Na pomeczowej konferencji prasowej pod adresem trenerów obu drużyn padło nawet pytanie wprost, czy mecz po prostu nie był "ułożony". - Nie da się jednak ukryć, że zespół Korony zagrał dziś bardzo słabo. Jestem zadowolony, iż mecz skończył się remisem, bo mogło być jeszcze gorzej. Zawodnicy jakby uspokojeni sporym dorobkiem punktowym zagrali z mniejszą niż zwykle motywacją. Podejrzenia o dogadywanie się z Cracovią są jednak według mnie bzdurne - zripostował Włodzimierz Gąsior.
Wracając do wydarzeń boiskowych, akcje godne odnotowania można było policzyć na palcach. W 12 min. groźnie strzelał Rutka, lecz Kwiatkowski nie dał się zaskoczyć. W chwilę potem dynamiczną akcją popisał się Cichoń, lecz został zablokowany przez obrońcę Cracovii. W rewanżu w 28 min. Kowalik popisał się strzałem z narożnika boiska, który sprawił sporo kłopotów Pyskatemu.
Drugą połowę ładnym, lecz nie celnym strzałem rozpoczął Kozubek. Potem znacznie aktywniejsi już byli goście, którzy najlepszą okazję wypracowali sobie w 66 min. kiedy to Zegarek sprzed linii końcowej wycofał piłkę do wybiegającego w pole karne Ziółkowskiego, lecz ten minimalnie chybił. Jeszcze w końcówce spotkania dwukrotnie interweniował Pyskaty, najpierw po dośrodkowaniu Depy. Ubiegł składającego się do strzału Zegarka, a w chwilę potem pewnie obronił strzał Martyniuka. Końcowy gwizdek i remisowy rezultat gracze obu drużyn przyjęli z zadowoleniem i ulgą.
Słowo Ludu
Wielkie rozczarowanie spotkało sympatyków Korony, którzy wybrali się na ten mecz z nadzieją, że ich pupile podtrzymają dobrą passę z ostatnich spotkań, wzbogacą swój dorobek o kolejne trzy punkty, a przede wszystkim zademonstrują widowiskową i skuteczną grę. Podopieczni trenera Włodzimierza Gąsiora rozegrali bowiem najsłabszy mecz tej wiosny przed wlasną publicznością, a niewiele brakowało nawet by komplet punktów pojechał do Krakowa.
Już na kilka dni przed spotkaniem głośno mówiło się w Kielcach o „braterskich stosunkach" piłkarzy obu klubów. Sytuacja w tabeli sprawiła, że broniący się przed spadkiem do trzeciej ligi goście marzyli o remisie, natomiast kielczanie po ostatniej wygranej w Radomsku, mogą być już właściwe pewni bezpiecznego miejsca w tabeli. Remis więc zadowolił obu rywali, którzy grali przez 90 minut tak by nie zrobić sobie "krzywdy".
Na pomeczowej konferencji prasowej pod adresem trenerów obu drużyn padło nawet pytanie wprost czy mecz po prostu nie był „ułożony". - Za dużo w naszym futbolu doszukujemy się pozaboiskowych układów, sprzedanych spotkań itp. Na pewno to nie wyjdzie na dobre naszej piłce. Nie da się jednak ukryć, że zespół Korony zagrał dziś bardzo słabo. Jestem zadowolony, iż mecz skończył się remisem, bo mogło być jeszcze gorzej. Zawodnicy jakby uspokojeni sporym dorobkiem punktowym zagrali z mniejszą niż zwykle motywacją. Podejrzenia o dogadywanie się z Cracovią są jednak według mnie bzdurne - zripostował trener kielczan, Włodzimierz Gąsior.
Z kolei trener gości, Grzegorz Kmita remis przyjął z nie ukrywaną radością. - Trzynastka, bo od tylu właśnie dni jestem trenerem tej drużyny, okazała się dla mnie szczęśliwa. Nie ma co mówić o ukladach skoro występ na boisku dwóch naszych graczy okupiło kontuzjami.
Oczywiście nikt nie jest w stanie udowodnić piłkarzom obu drużyn, że po prostu umówili się na remis, jednak nie ulega wątpliwości, że najbardziej żal jest kibiców, którzy tak licznie przybyli na stadion przy ul. Szczepaniaka z nadzieją na duże emocje. Wcale się nie zdziwimy, jeśli podczas kolejnego meczu Korony przed własną widownią, grupa ta znacznie zmaleje.
„Szalikowcy" obu drużyn swą postawą też odnieśli się do wydarzeń na boisku, gdyż pod koniec pierwszej połowy spotkania zgod- nie opuścili trybuny stadionu i udali się... na piwo, by wrócić już w trakcie drugiej odsłony meczu. Trzeba przyznać, że zbyt wiele na tym nie stracili.
Wracając do wydarzeń boiskowych, akcje godne odnotowania można było policzyć na palcach. W 12 minucie groźnie strzelał Sławomir Rutka, lecz Włodzimierz Kwiatkowski nie dał się zaskoczyć. W chwilę potem dynamiczną akcją popisał się Przemysław Cichoń lecz został zablokowany przez obrońcę Cracovii. W rewanżu w 28 minucie Edward Kowalik popisał się strzałem z narożnika boiska, który sprawił sporo kłopotów oślepionemu promieniami słońca, Krzysztofowi Pyskatemu.
Drugą połowę ładnym strzałem lecz niecelnym strzałem rozpoczął Dariusz Kozubek. Potem znacznie aktywniejsi już byli goście, którzy najlepszą okazję wypracowali sobie w 66 minucie, kiedy to Pawel Zegarek sprzed linii końcowej wycofał piłkę do wbiegającego w pole karne Roberta Ziółkowskiego lecz ten minimalnie chybił. Jeszcze w koncówce spotkania dwukrotnie interweniował Krzysztof Pyskaty, najpierw po dośrodkowaniu Pawła Depy ubiegł składającego się do strzału Pawła Zegarka, a w chwilę potem pewnie obronił strzał Artura Maryniuka. Końcowy gwizdek i remisowy rezultat gracze obu drużyn przyjęli z zadowoleniem i ulgą... gdyż spotkanie rozgrywano w upaIe, który z pewnością nie zachęcał zbytnio do wysiłku.Źródło: Słowo Ludu nr 107 z 11 maja 1998
Trenerzy po meczu
Grzegorz Kmita, trener Cracovii
Trzynastka bo od tylu właśnie dni jestem trenerem tej drużyny okazała się dla mnie szczęśliwa. Nie ma co mówić o układach skoro występ na boisku dwóch naszych graczy okupiło kontuzjami.
Źródło: Słowo Ludu, nr. 107 z 11.05.1998