1930-03-30 Polonia Warszawa - Cracovia 0:3
walkower, na boisku 1:0 (1:0)
|
![]() Warszawa, niedziela, 30 marca 1930, 15
|
|
Skład: Keller (55' Kornijewski) Miączyński J. Bułanow B. Seichter Jelski Nowikow Szczepaniak Ogrodziński Malik J. Pazurek Suchocki Ustawienie: 2-3-5 |
Sędzia: Adolf Słomczyński z Sosnowca
|
Skład: Otfinowski (76' Szumiec) Lasota T. Zastawniak Suchoń Chruściński Mysiak Kubiński S. Malczyk Ptak Kossok Rusin Ustawienie: 2-3-5 |
Mecze tego dnia: | ||
|
Uwagi
Mecz został zweryfikowany w dniu 3 kwietnia z powodu występu w drużynie Polonii nieuprawnionych zawodników: Józefa Pazurka i Leonarda Malika[1][2].
Źródło: Benedictus
Opis meczu
Przegląd Sportowy
Warszawianie wygrywają pewnie choć w nikłym stosunku 1:0
Po trybunach przeszedł szmer: co też pokażą ci, o których zwolnienia na Śląsku toczyli wielotygodniowy bój najtęźsi i najbardziej wpływowi działacze klubu warszawskiego; czy nie zawiodą pokładanych w nich nadziei i stworzą wreszcie podstawy do odrodzenia piłki nożnej w pierwszym klubie futbolowym stolicy.
Czy Pazurek i Malik pokładane w nich nadzieje spełnili? Dziś, po jednej grze trudno na to dać odpowiedź bardziej konkretną. Jeden jest pewnik: Polonia grała z Cracovią o wiele lepiej niż z Ł. T. S. G. i osiągnęła swe zwycięstwo w pełni zasłużenie.
Górnoślązacy stanowią już dziś niewątpliwie graczy w pełnem tego słowa znaczeniu. Silni fizycznie, twardzi w walce, ambitni, zupełnie poprawni technicznie, obaj posiadają dwie rażące wady: brak startu i szybkości. Minusy te są tem poważniejsze, że obaj oni bardzo słabo orjentują się w taktyce podań prostopadłych, wybiegania na pozycje w czasie rozgrywania piłki przez partnera i idącej wślad za tem płynności oraz skuteczności akcji.
W każdym razie wzmocnienie Polonii przez górnoślązaków pchnęło zespół warszawski na tegorocznej giełdzie ligowej niepomiernie wgórę. Drużyna niedzielna jest zespołem, który może wygrać z każdym bez wyjątku klubem ligowym.
Wśród całości dość naogół wyrównanej rzuca się w oczy nieruchliwość, powolność, brak wykopu i kiksy Miączyńskiego, oraz wybitny brak szybkości i werwy w grze Ogrodzińskiego. Napastnik ten wydaje się być albo przemęczony, albo też porządnie niedysponowany; w każdym razie jeżeli jego forma obecna jest przeciętna, wiele korzyści drużyna z niego mieć nie będzie, a w obecnym stanie rzeczy użytkowo stanowczo lepszy jest Kuczanowski.
Najwyższą formę w drużynie gospodarzy wykazał Bułanow, ruchliwy jak żywe srebro, pewny technicznie (jeden kiks jednak się zdarzył), odważny, szybki, no i jak zawsze... nienajlepszy taktycznie.
Niemniej dobrze wypadła w sumie gra pomocy, w której mile rozczarował Jelski, pracujący choć powolnie, ale bez właściwego mu kunktatorstwa i sposobu gry wyglądającego na nonszalancję oraz lekceważenia przeciwnika; tym razem Jelski grał z ambicją, jak na siebie szybko, piłki podawał naogół zupełnie dobrze, a z pojedynków z Kossokiem i Chruścińskim wychodził nierzadko zwycięsko.
Seichter defensywnie stał na wysokości zadania. Maniera gry dla galerji i podniesienie swej bojowości jątrzeniem przeciwnika, oraz pełne premedytacji foule choćby odwetowe – obniżyły wartość jego gry niedzielnej bardzo wydatnie.
Nowikow brak szybkości nadrabia ciągle jeszcze... grą rękami. Przy arbitrach czułych na tego rodzaju przestępstwa, gracz ten może zarobić w ciągu meczu wiele niebezpiecznych rzutów wolnych czy nawet karnych. Pozatem grał on jak zwykle bardzo pracowicie, dobrze dofenzywnie, ale zato ofenzywnie wcale.
Obaj skrzydłowi Suchocki i Szczepaniak są bodajże najszczęśliwszem zestawieniem skrajnych napastników Polonii od wielu sezonów. Maleńki Suchocki, odważny wprost wyjątkowo, posiada zarówno jak i Szczepaniak przywileje, jakie im dała dawniejsza gra na środku napadu: swobodne operowanie – co się jednak i teraz zdarza niezawsze u skrzydłowych - obu nogami, łatwość strzału i przeboju.
Rzecz prosta, że obaj gracze omawiani nie posiadają dziś jeszcze rasy skrzydłowych; brak im pięknych biegów, a i współpraca z łącznikiem i pomocnikiem oparta jest bardziej na przypadkowości i improwizacji, niż na przemyślanym systemie.
Dla kompletu drużyny zwycięzców, która wystąpiła w składzie: Keller (Kornijewski); Miączyński, Bułanow; Seichter, Jelski, Nowikow; Szczepaniak, Ogrodziński, Malik, Pazurek II, Suchocki, nie można nie wspomnieć o Kellerze.
Jeśli o Bułanowie czy Suchockim mówi się, że są odważni, to wybiegi Kellera trzeba wprost nazwać ryzykanctwem.
Zespół białoczerwonych wystąpił w pierwszym swym tegorocznym meczu ligowym w zestawieniu: Otfinowski (Szumiec); Lasota, Suchoń (Zastawniak); Zastawniak (Ptak), Chruściński, Mysiak; Kubiński, Malczyk, Kossok (Suchoń), Ptak (Kossok), Rusinek.
Gra zespołu krakowskiego wypadła w ten sposób, że w zasadzie nie można o nim powiedzieć ani nic dobrego, ani nic złego. Krótko mówiąc, była to typowa Cracovia bez formy i bez... Kałuży. W drużynie zabrakło dyrygenta, wspólnej batuty, no i... koncert się nie udał.
Wystarczyło patrzeć na akcje Kossoka, aby zrozumieć, że ten wielki talent jest talentem łącznika, idealnego wykonawcy, a nie inicjatora akcyj. Olbrzym śląski czuł się wśród maleńkiego (nomen omen) Malczyka i surowego Ptaka osamotniony i wprost nieszczęśliwy.
Skrzydłowi zawiedli również, może głównie dzięki słabej grze swych pomocników. W każdym razie i Seichter i Nowikow trzymali Rusinka i Kubińskiego pod kontrolą, z której udało się wymienionym uwolnić wszystkiego po 2 – 3 razy.
Najsłabszym bodaj punktem biało-czerwonych był Chruściński. Jego nieczysta, półgórna, chaotyczna gra, nie można powiedzieć, aby przysparzała wielu piłek swemu napadowi. Zastawniak miał ciężką pracę z Pazurkiem, a Mysiakowi przysparzał nieco kłopotu nietyle powolny Ogrodziński, ile Szczepaniak.
Lasota i Suchoń wypadli zupełnie zadawalająco, tembardziej, że napad Polonji parł na bramkę gwałtownie, przypuszczał szturm za szturmem i przeprowadził kilka akcyj bardzo szybkich i nieoczekiwanych. Obaj bramkarze Cracovii nie mieli zasadniczo wielkiego pola do popisu.
Gra niedzielna, niezwykle ambitna i ostra, posiadała w sobie wszelkie znamiona końcowych meczów o punkty. Ząb za ząb, oko za oko – zasada ta była przez obie strony przestrzegana i wprowadzona w życie z przedziwną konsekwencją. Ptak skacze na kostkę Jelskiego – Seichter unieszkodliwia Rusinka. Szczepaniak rozbija Mysiaka – Rusinek kopie Kellera.
Na trybunach robi to wrażenie wprost ohydne; wszyscy brutale powinni być ukarani.
Jedyny punkt dnia pada z akcji Szczepaniaka, zakończonej dośrodkowaniem odbitem przez palce Otfinowskiego o poprzeczkę; nadbiegający Pazurek z najbliższej odległości umieszcza piłkę w siatce.
Sposobność podwyższenia wyniku utraciła Polonia pod sam koniec gry, kiedy za wyraźne przytrzymanie Suchockiego ręką przez Ptaka, sędzia zaordynował rzut karny. Malik jednak rzutu nie wykorzystał – strzelił w poprzeczkę.
Sędzia p. Słomczyński z Sosnowca wykazał się pełnią formy.