Dariusz Pawlusiński

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Dariusz Pawlusiński

Dariusz Pawlusiński.jpg

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Dariusz Ireneusz Pawlusiński
Kraj Polska
Urodzony 24 listopada 1977, Będzin, Polska
Wiek 47 l.
Pseudonim Plastik
Pozycja pomocnik
Wzrost 175 cm
Waga 73 kg
Wychowanek Odra Wodzisław Śląski Flaga POL.png
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
2005/06
2006/07
2007/08
2008/09
2009/10
2010/11 (j)
1L - 23 (3), PP - 1 (0)
1L - 26 (5), PP - 2 (0), PL - 1 (0)
1L - 29 (5), PP - 2 (2), PL - 6 (1)
IT - 2 (0), 1L - 29 (10), PP - 4 (1), PL - 4 (0)
1L - 26 (2), PP - 1 (0)
1L - 9 (1)
1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze
Debiut 2005-07-03 Cracovia - Tatran Preszów 1:2
Ostatni mecz 2010-11-26 Cracovia - GKS Bełchatów 3:2
Kluby
Lata Klub Występy (gole)
1996-1998
1998
1998-2001
2001
2002-2005
2005-2010
2011-2014
2014-2016
2016-2021
Odra Wodzisław Śląski Flaga POL.png
Rymer Niedobczyce Flaga POL.png (wyp.)
Włókniarz Kietrz Flaga POL.png
Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski Flaga POL.png (wyp.)
GKS Bełchatów Flaga POL.png
Cracovia Flaga POL.png
Termalica Bruk-Bet Nieciecza Flaga POL.png
Raków Częstochowa Flaga POL.png
Unia Turza Śląska Flaga POL.png



2 (0)

142 (26)
liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju

j - jesień, w - wiosna



Dariusz Pawlusiński Piłkarz, elektromonter.

Rozegrał w Cracovii 142 mecze w I lidze (26 bramek).

Bramki

w ekstraklasie

  1. 2005-10-15 Cracovia - Odra Wodzisław Śląski 72' na 1:0
  2. 2005-10-29 Cracovia - Polonia Warszawa 90+1' na 3:0
  3. 2005-12-04 Cracovia - Korona Kielce 56' na 2:1
  4. 2006-08-12 Zagłębie Lubin - Cracovia 31' na 1:2
  5. 2006-08-19 Lech Poznań - Cracovia 62' na 0:3
  6. 2006-11-04 Cracovia - Pogoń Szczecin 25' na 1:0
  7. 2007-03-17 Cracovia - Zagłębie Lubin 15' na 1:0
  8. 2007-03-30 Cracovia - Lech Poznań 23' na 1:0
  9. 2007-08-04 Cracovia - Ruch Chorzów 59' na 1:0
  10. 2008-03-01 Jagiellonia Białystok - Cracovia 90+1' na 0:2
  11. 2008-03-15 Cracovia - Górnik Zabrze 56' (k) na 2:0
  12. 2008-03-29 Cracovia - Widzew Łódź 82' na 1:0
  13. 2008-04-05 Zagłębie Sosnowiec - Cracovia 66' na 1:2
  14. 2008-08-15 Cracovia - ŁKS Łódź 06' na 1:0
  15. 2008-08-15 Cracovia - ŁKS Łódź 58' na 2:0
  16. 2008-08-31 Cracovia - Wisła Kraków 25' (k) na 1-0
  17. 2008-11-16 Górnik Zabrze - Cracovia 79' (k) na 0-2
  18. 2008-11-29 Cracovia - Jagiellonia Białystok 35' na 1-0
  19. 2008-11-29 Cracovia - Jagiellonia Białystok 62' na 2-0
  20. 2009-03-06 ŁKS Łódź - Cracovia 11' na 0-1
  21. 2009-03-14 Cracovia - Lechia Gdańsk 73' na 3-0
  22. 2009-04-17 Cracovia - Śląsk Wrocław 45' na 1-0
  23. 2009-05-09 Odra Wodzisław Śląski - Cracovia 82' na 1:1
  24. 2009-09-12 Cracovia - Arka Gdynia 27' na 1:0
  25. 2010-02-26 Cracovia - Legia Warszawa 11' na 1:0
  26. 2010-11-26 Cracovia - GKS Bełchatów 90' na 3:2

oraz

  1. 2006-03-03 Cracovia - Górnik Zabrze 14' (s) na 0:1

w ogólnopolskiej fazie Pucharu Polski

  1. 2007-09-26 Znicz Pruszków - Cracovia 02' na 0-1
  2. 2007-09-26 Znicz Pruszków - Cracovia 70' na 2-3
  3. 2008-09-23 Górnik Łęczna - Cracovia 37'(k) na 0-1

w Pucharze Ekstraklasy

  1. 2007-10-02 Cracovia - Widzew Łódź 65' na 2-1


Informacja klubu

DAREK PAWLUSIŃSKI ODCHODZI Z CRACOVII. PLASTIK - DZIĘKUJEMY! - Cracovia.pl 17.12.2010

W negocjacjach nad nową umową Dariusza Pawlusińskiego nie udało się osiągnąć kompromisu, a to oznacza, że upływający z końcem grudnia kontrakt 33-letniego pomocnika nie zostanie przedłużony. Popularnego „Plastika" nie zobaczymy więc wiosną w biało-czerwonej koszulce w pasy. Darku, ogromny szacunek za to, co zrobiłeś dla Cracovii!

Dariusz Pawlusiński trafił do „Pasów" z GKS-u Bełchatów przed sezonem 2005/2006 i bardzo szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie.

Łącznie zagrał w barwach Cracovii w stu czterdziestu dwóch spotkaniach Ekstraklasy, w których zdobył dwadzieścia sześć bramek. Ostatni raz pokonał bramkarza rywali 26 listopada w cudownym meczu przeciwko GKS-owi Bełchatów, kiedy to w doliczonym czasie gry zapewnił „Pasom" trzy punkty (mecz zakończył się wynikiem 3:2).

Darku, jeszcze raz dziękujemy Ci za Twoją grę i zaangażowanie, jednocześnie życzymy sukcesów w dalszej karierze piłkarskiej!

DG

Źródło: Cracovia.pl [1]

Darek Pawlusiński z nowym kontraktem!!! - Cracovia.pl 27.11.2007

Mamy kolejną świetną wiadomość dla kibiców Cracovii, ale tym razem tych piłki nożnej. Dariusz Pawlusiński przedłużył kontrakt z „Pasami”! Nowa umowa obowiązywała będzie do czerwca 2009 roku!

Pawlusiński cieszy się wraz z synem ze zdobytej bramki w meczu z Górnikiem

- Jestem bardzo zadowolony z przedłużenia kontraktu - przyznaje Dariusz Pawlusiński. - Wielokrotnie we wcześniejszych wywiadach mówiłem, że bardzo dobrze czuję się w Krakowie i że bardzo chcę tu zostać - dodaje popularny „Plastik”.

Nasze miasto podoba się również pozostałym Pawlusińskim, a więc żonie i dzieciom. - Syn Dawid i córeczka Oliwia chodzą do szkoły w Krakowie, Vanessa ma dopiero dwa miesiące, więc jest zbyt mała. Co więcej Dawid trenuje w Cracovii. Czujemy się tu bardzo dobrze - informuje Darek.

30-letni pomocnik „Pasów” (trzy dni temu obchodził urodziny) wierzy, że w przyszłym sezonie jego drużyna walczyła będzie o najwyższe cele. - Ten sezon jest dla nas porażką. Poza rozgrywkami Pucharu Ekstraklasy spisujemy się poniżej oczekiwań. Liczę, że w następnym będzie zupełnie inaczej i że będziemy w stanie rywalizować z najlepszymi. Przecież rok temu zajęliśmy czwarte miejsce - przypomina Pawlusiński.

Źródło: Cracovia.pl [2]


Prasa

Pawlusiński: Tylko jedna opcja: Cracovia! - TerazPasy.pl 07.01.2009

Zapowiadało się nieciekawie. - Jeżeli Darek Pawlusiński nie przedłuży kontraktu to ja nie wiem czy będzie wiosną u mnie grał. To byłoby nieetyczne gdyby grał - stwierdził trener Artur Płatek na konferencji prasowej z Maciejem Murawskim.

Przez kilkanaście minut wydawało się, że Dariusz Pawlusiński może wiosną podzielić los Łukasza Skrzyńskiego, który przez ostatnie pół roku kontraktu w Cracovii nie miał żadnych szans na grę nawet w Młodej Ekstraklasie.

Wtedy na Wielickiej pojawił się Dariusz Pawlusiński i poinformował, że zdecydował się przedłużyć kontrakt!

- Po poniedziałkowym spotkaniu z Profesorem Filipiakiem mówiłem, że zaraz po rozmowie z żoną podejmę decyzję. Zostaję w Cracovii! Na taką decyzję złożyło się wiele spraw. Ważną rolę odegrały dzieci, które tutaj chodzą do szkoły i nie chciały zmieniać otoczenia. Ja również byłem za tym, żeby zostać w Cracovii, bo czuję się tutaj bardzo dobrze - tłumaczył Dariusz Pawlusiński.

Nowy kontrakt będzie obowiązywał przez dwa lata z możliwością przedłużenia o kolejny rok. - Cieszę się, że nadal będę zawodnikiem Cracovii. Bardzo odczułem sympatię kibiców, którzy bardzo mnie namawiali do przedłużenia kontraktu. Byłem, jestem i będę lojalny wobec kibiców, wobec Klubu i wobec Prezesa Filipiaka. Do pozostania w Cracovii bardzo zachęcał mnie również trener Artur Płatek - mówi Pawlusiński.

Zawodnik w każdej chwili jest gotów podpisać nową umowę. - Jak tylko zostaną przygotowane odpowiednie dokumenty to w ciągu kilku minut mogę złożyć swój podpis pod nowym kontraktem - mówi zawodnik.

Dariusza Pawlusińskiego w swojej drużynie bardzo chciał mieć m.in. trener Górnika Zabrze Henryk Kasperczak. - Zaraz zadzwonię do Zabrza i poinformuję, że po rozmowie z rodziną postanowiłem zostać w Cracovii - mówi Pawlusiński.

Obok propozycji z Zabrza pomocnik Pasów otrzymał cztery inne oferty w tym dwie "bardzo konkretne". - Nie powiem co to za kluby. Teraz to nie ma żadnego znaczenia. Teraz jest tylko jedna opcja: Cracovia! - śmieje się "Plastik".

Źródło: TerazPasy.pl [3]

Pawlusińscy: Dom na piłkarskich nogach - Dziennik Polski 24.12.2008

Nakaz sądowy wisiał nad nim i młodszym bratem już od dawna, coś o nim słyszeli, ale rozumieli z tego niewiele. Zresztą mijały dni, a nikt się nie pojawiał, nigdzie ich z domu nie zabierał. Był więc w szoku, gdy pewnego dnia do szkoły przyszedł wicedyrektor Domu Dziecka w Rzuchowie. Tego dnia po lekcjach Dariusz Pawlusiński nie wrócił jak zwykle do domu. Nie płakał. To był dzień jego wybawienia.

- Mam dziś 31 lat, a jak pomyślę o tamtym czasie, to wciąż oblatuje mnie strach. To, że rodzice pili, to był tylko dodatek do całej reszty. W naszym domu był meksyk, po prostu meksyk. Dom dziecka mnie uratował, tam poznałem fajną dziewczynę, z którą założyłem rodzinę. Mamy trójkę cudownych dzieci, nigdy nie dopuszczę, by przeszły przez to samo, co my - mówi dziś.

Jest znanym piłkarzem, jedną z najważniejszych i najradośniejszych postaci ekstraklasowej Cracovii, w cywilu mężem Żanety i tatą Dawida, Oliwii i Vanessy. Kiedy ostatnio odwiedził dom dziecka przy Krupniczej w Krakowie i powiedział o bidulowej przeszłości, dzieciaki nie chciały mu wierzyć.

Wtedy w szkole nie wiedział w ogóle, o co chodzi. - Był nakaz, że mamy się stawić w domu dziecka, ale nie sądziłem, że to się stanie w takich okolicznościach - pójdę do szkoły i nie wrócę już do domu. Nie wiedziałem w ogóle, co to znaczy - placówka opiekuńcza.

Miał 15 lat, nie był agarem, raczej niebieskim ptakiem, dużo wagarował. Wychodził z domu do szkoły, a lądował na boisku. Nikt go nie sprawdzał, nie szukał, mógł robić, co chciał. - Szedłem do parku albo jechałem dwie ulice dalej, żeby pograć w piłkę, ciągnęło mnie tylko do tego. Piłka była ważniejsza od wszystkiego, zacząłem w nią grać jako 7-latek. Wagarowałem naprawdę solidnie, pewnie nie skończyłbym szkoły, gdyby nas nie zabrali.

Nie wie, czy rodzice w ogóle zauważyli tego dnia, że dzieci nie ma w domu. Wtedy sądził, że raczej nie i pojechał do nich po paru dniach, żeby powiedzieć, gdzie zostali zabrani: - W szoku nie byli, nie wyglądali na zmartwionych.

Żaneta znalazła się w Rzuchowie sześć lat przed nim, razem z siostrą i bratem. Do placówek trafiło czworo z jej ośmiorga rodzeństwa. Najmłodsza siostra - Sabrina - miała wtedy pół roku, została szybko adoptowana, zmieniono jej wszystkie dane, nie ma o niej żadnych wieści. Najmłodszy brat urodził się, gdy reszta była już zabrana, został w rodzinie, teraz ma 14 lat.

Żaneta dobrze pamięta 15-latka, który pojawił się pewnego dnia w domu dziecka. - Był taki ładny, że wszystkie zaraz za nim latały - śmieje się. - Ale on miał w głowie tylko piłkę. Codziennie dojeżdżał autobusem albo autostopem do Wodzisławia na treningi juniorów Odry. Był całkiem dziki, nie potrafił rozmawiać, wszystko dusił w sobie, taki jest zresztą do tej pory.

To, że się spotkali, Żaneta (od 11 lat Pawlusińska) uznaje za zrządzenie Boskie: - Mnie już miało nie być w tym domu, a jednak zostałam. Wiedziałam już, jak przetrwać w takiej dużej placówce, stałam się chyba jego przewodnikiem, bo z czasem zaczęliśmy więcej rozmawiać. Na początku i on, i ja wstydziliśmy się opowiadać o domach, w których było pijaństwo i bieda. To, że doznaliśmy tyle zła od dorosłych nas połączyło, byliśmy w stanie rozumieć siebie, mieliśmy 16, 17 lat, gdy zostaliśmy parą. Nie chcieliśmy powielać życia naszych rodziców. I dla mnie, i dla niego dom dziecka okazał się wybawieniem, mieliśmy mądrych wychowawców. Zdajemy sobie sprawę, że nie byłoby nas dziś w tym miejscu, w którym jesteśmy, gdyby nie to, że zabrano nas z patologicznych rodzin. Nie wiadomo, jak on by skończył, gdyby został w swoim domu. Czy byłby dziś piłkarzem Cracovii?

Jednego jest pewna, że to, kim dzisiaj jest jej mąż, zawdzięcza tylko sobie. - Swojemu uporowi i zaciętości, nikt mu nie pomagał.

W tym czasie było w Rzuchowie kilka podobnych par nastolatków, którym wydawało się, że wspólnie będą potrafiły żyć inaczej niż ich rodzice. Żadnej się nie udało. Nawet ich rodzeństwu nie wyszło w życiu tak jak im. - Mój brat nie ukończył nawet szkoły - mówi Żaneta.

- A mój miał talent i mógł być o wiele lepszym piłkarzem niż ja, ale nie miał tego charakteru. Że był leniem, to kopie piłkę w A czy B klasie. Myślę, że kiedy patrzy na moje życie, trochę mi zazdrości. Wie, że mógł mieć takie samo - dodaje Darek.

Wyszli z domu dziecka razem. On dostał od miasta kawalerkę w surowym stanie, w jej wyposażenie wpakowali całe wyprawki, które państwo daje wychowankom domów dziecka na początek dorosłego życia. Po dwóch latach, może nie do końca zgodnie z ich planem, na świat przyszedł Dawid. Od niego ich rodzinny plan się zaczął.

- Uświadomiliśmy sobie, że musimy być odpowiedzialni. Nie tacy jak moi i żony rodzice. Łatwo było zostać kimś takim jak oni. Mogłem pić i bawić się na dyskotekach, ale wolę żyć inaczej. Nie wyobrażam sobie, że można - decydując się na dzieci - dopuścić do tego, że trafiają do placówki. Już wtedy wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby moje dzieci tego nie przeżyły.

Mama miała 19 lat, tata 20. Dziecko płakało, oni krzyczeli na siebie, ale nocami na zmianę kołysali Dawida. Z czasem się uspokoili. - Nie byłem wychowywany w domu, nie wiedziałem, co to miłość, dobre wychowanie. Sami się z żoną tego uczyliśmy.

Grał wtedy w III-ligowym Rymerze Niedobczyce. Zarabiał 300 zł za prace przy boisku i grę, do tego skromne premie za mecze, jeśli łapał się do składu. - Było biednie, wielu rzeczy trzeba było sobie odmawiać. Ale ten czas wspominamy najlepiej, bo jak się miało mniej, to się to bardziej doceniało. Pogłowiliśmy się, ale daliśmy sobie radę - wspomina Żaneta.

Wzięli pożyczkę i zamienili się z rodzicami Dariusza swoją kawalerką na ich dwa pokoje, musieli spłacić ich długi za niepłacony czynsz. Gdy za przejście do II-ligowego Włókniarza Kietrz dostał jakieś małe pieniądze, wyremontowali mieszkanie i kupili meble. To do dziś ich dom w Wodzisławiu, wrócą do niego, gdy piłkarska przygoda się skończy. Trzy lata po Dawidzie urodziła się Oliwka. - Było nas już stać na przeżycie od pierwszego do ostatniego. Darek dobrze się czuł w Kietrzu, był podstawowym zawodnikiem, a to dla niego ważne, musi grać, żeby wierzyć w siebie - mówi żona piłkarza.

W Bełchatowie, gdzie jego sportowa przygoda rozkwitła na dobre, z powodu tej swojej małej wiary przeżył jednak pierwszy piłkarski kryzys. - Chciałem skończyć z piłką, bo po solidnym pierwszym pół roku, przez kolejne pół prawie wcale nie grałem. Ale przyszła zima, powiedziałem sobie, że przepracuję ją solidnie i jeśli nie będę dorównywał innym, to rzeczywiście dam sobie spokój. Toczyłem wtedy długie rozmowy z żoną i cieszę się z decyzji, że zostałem przy piłce, bo dziś trudno mi sobie wyobrazić siebie w innym miejscu pracy niż na boisku. Podziwiam ludzi, którzy po 8-10 godzin pracują fizycznie, na przykład w kopalni. Nie byłbym tak mocny psychicznie, żeby w takiej pracy wytrwać.

W Bełchatowie on piłkarsko, a więc oni finansowo odżyli. - Ale nie tak, żeby oszaleć. Pieniądze nigdy nie były dla nas najważniejsze, chociaż zawsze chciałem, żeby moja rodzina była zabezpieczona.

Gdy w 2005 roku przechodził do Cracovii, nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. - Nie dowierzałem, że oto ja, taka skromna osoba, ma grać w takim mieście jak Kraków, w dodatku dla takiego klubu jak Cracovia. Odtąd wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Trener Wojciech Stawowy, któremu zapadł w pamięć przy okazji meczu Cracovii z Bełchatowem, od razu na niego postawił. Dostał przyzwoite pieniądze, wynajęli mieszkanie, najpierw większe, teraz dwupokojowe w pełnej zieleni okolicy. - Jak na polskie warunki i normalną rodzinę żyjemy dobrze, a dobrobyt polega teraz na tym, że możemy coś odłożyć z pensji i kupiliśmy większe auto, takie na siedem osób. Dwa miejsca jeszcze są wolne... - śmieje się piłkarz "Pasów".

Nie doznali żadnego oszołomienia wielką kasą. - Jeśli ktoś myślał, że Pawlusiński kupi sobie teraz samochód za 100 tysięcy, to się myli. Do wszystkiego zbyt ciężką drogą dochodziłem, żeby szastać pieniędzmi.

Chociaż przyznaje, że jak stawał swoim starym autem przy ekskluzywnych autach kolegów, to lekkie uczucie zazdrości w nim się odzywało. - Ale nie aż takie wielkie - puszcza oko.

Nie kupuje spodni za 1000 zł, bo wystarczą mu takie za 100. Żaneta w sklepowy szał rzuciła się na chwilę na początku pobytu w Krakowie, ale teraz trudno ją namówić na babskie zakupy. - Jest gorsza od mnie, nim wyda 50 złotych, ogląda je z każdej strony po dziesięć razy. Czuwa nad finansami, bo mnie się pieniądze zupełnie nie trzymają...

- Po co mam wydawać kupę kasy na ciuchy, skoro ja mam inne cele - broni się ona. - Nie jestem żadną paniusią "ę", "ą", nie lubię pozorów, udawania. Ubieram się według własnego gustu.

Na zagranicznych wakacjach byli tylko raz - dwa lata temu przez tydzień w Turcji. - Bo wolimy odkładać, żeby nam w przyszłości nie zabrakło - mówi Żaneta.

Jego jedyna wizyta w kasynie, które chyba obowiązkowo musi odwiedzić każdy piłkarz ekstraklasy, skończyła się ostateczną nauczką. - Wszedłem tam z czystej ciekawości, wrzuciłem do maszyny 20 zł i przegrałem. Też słyszałem, że jak się gra pierwszy raz, to się wygrywa...

To był jeszcze jeden dowód na to, że akurat on na fart w życiu raczej nie ma co liczyć.

Chociaż... Jeśli się wie, że Kraków mógł być dla Pawlusińskich końcem rodzinnego szczęścia, to może jednak miał wtedy fart, że w porę oprzytomniał. Z poważnych opałów, które ich związek przeżywał trzy lata temu, wyszli przecież nie osobno, a razem. Do tego mocniejsi i bogatsi o... trzecie dziecko - 15-miesięczną teraz Vanessę.

Piłka przyłożyła się do tego kryzysu. Kłopoty z boiska przenosił do domu i odreagowywał na dzieciach i żonie. Przeszkadzali mu, więc to poza domem zaczęło się robić ciekawiej. - Z mojej winy wszystko zmierzało w kierunku rozłożenia małżeństwa na łopatki. Przyznaję, że zaszumiało mi w głowie, ale przyszło opamiętanie. Jestem taki, że potrafię przeprosić.

Najważniejszym argumentem okazały się dzieci. Zrozumiał, że rola dochodzącego taty nie jest dla niego. - Na zgrupowaniach piłkarskich najpierw cieszę się, że mam spokój i nikt mi nie piszczy za uchem, ale po trzech dniach zaczyna mi brakować - dzieci, przytulenia żony.

Żaneta przyznaje, że w tym trudnym dla nich czasie była i aniołem, i diabłem dla niego. Najpierw walczyła, potem się poddała. Zaczęła szukać przyczyn - nigdy nie miał czasu, żeby się wyszumieć, wcześnie się związał, zawsze musiał być odpowiedzialny. Drążyła i drążyła, aż przeczytała w jakiejś mądrej książce, że musi przestać rozpamiętywać. Poczuła ulgę, gdy tak zrobiła.

Miał jej kupić samochód na przeprosiny, ale uznał, że to do niej nie pasuje (szkoda, że nie zapytał...). Drugi pomysł był przyjemniejszy dla obojga. - Uparł się na trzecie dziecko. Namawiał, aż w końcu mnie przekonał. Nie żałuję, Vanesska urodziła się zdrowa i śliczna. Od razu stała się tatusia oczkiem w głowie. Stać nas teraz na więcej - na ładny wózek, odżywki dla dziecka. Inne jest teraz jego ojcostwo, dojrzał do niego. Gdy wraca z meczu, a Vanesska tupta do niego z wyciągniętymi rękami, jest wniebowzięty - mówi Pawlusińska.

W pełni zaangażowanym ojcem jest jednak tylko na urlopie. Gdy trwa sezon piłkarski, żona odciąża go od wszelkich zajęć: - Jestem wtedy typową kurą domową, żeby mógł się skupić na samej piłce.

Gdy 8-letnia Oliwia była pierwszoklasistką, miał tylko jeden żelazny obowiązek - odprowadzić ją rano do szkoły, bo groziła, że jeśli nie z tatusiem, to wcale do niej nie pójdzie. Pobudka o 7 bolała tak bardzo, że często odcinek, który przebyliby pieszo w pięć minut, wolał pokonywać... samochodem. Na treningi i mecze Dawida, który gra w trampkarzach Cracovii, zagląda rzadziej niż żona. Za to jest surowszy w ocenach. - Syn ma żyłkę do futbolu, ale musi chcieć pracować. Ma 11 lat, ja zacząłem jako 7-latek chodzić na treningi i od początku widziałem, że będę to robił na poważnie. Chcę, żeby był uczciwą, kulturalną osobą, żeby dążył do jakiegoś celu, ale przede wszystkim, żeby miał wykształcenie. Szkoła jest najważniejsza, ma tak wiele przyjemności, a musi na nie zapracować tylko nauką.

Oliwia, która uczy się w szkole sportowo-baletowej, i mała Vanessa, mają chyba trochę łatwiej niż Dawid, bo są klasycznymi córusiami tatusia, więcej mogą zdziałać samymi maślanymi oczkami.

Piłkarską pasją głowy domu żyje cała rodzina. Żaneta jest jego kibicem od juniorskich czasów, największą wielbicielką rzutów wolnych a'la Pawlusiński (- Ale go stale namawiam, żeby ćwiczył je częściej po treningach), pierwszym recenzentem każdego udanego i nieudanego strzału czy podania. Na meczach krzyczy i komentuje. - A ile ja się nagadam po meczu! Aż się dziwię, że on to wytrzymuje.

Darek - i tu niespodzianka - ceni uwagi żony. - Przez tyle lat zdążyła się poznać na piłce, potrafi wyłapywać szczegóły i dobrze je ocenić.

Dawid przypomina tacie dla kogo ten tak naprawdę gra, gdy w czasie meczu podaje mu piłki, a Oliwka, gdy wpada ze szkoły i się chwali, że dzieci znów pytały, czy tata strzelił bramkę.

Jego boiskowe kłopoty, porażki, słabsza forma nadal mają wpływ na domową atmosferę. Do tego stopnia, że Żaneta o mało nie wybrała się do trenera Stefana Majewskiego, żeby powiedzieć mu o mężu to, czego nie zdążył sam odkryć. - Krytyka mu nie pomaga, jego trzeba stale podbudowywać, bo wierzy w siebie, tylko jak idzie dobrze. W chwilach załamania wszystko bierze na siebie, nie chce słuchać, że jest jednym z jedenastu na boisku. Teraz czuje się faktycznie dobrze, bo strzelił tyle tych bramek, a przecież nie jest napastnikiem, tylko pomocnikiem. Ale nie jest całkiem z siebie zadowolony, bo Cracovia jest na przedostatnim miejscu w tabeli.

Słyszał, że rodzina to obciążenie dla sportowca, ale się z tym nie zgadza. - Jestem żywym dowodem na to, że tak nie jest. Mamy trójkę dzieci, a mnie wychodząc na boisku udaje się robić to, co do mnie należy z dobrym skutkiem. No, może czasem człowiek był trochę mniej skoncentrowany, bo niewyspany, ale teraz mamy przed meczami zgrupowania, można się całkiem skupić na piłce.

Żyją z niej, więc przeżywają teraz ważne chwile. Pawlusińskiemu kończy się w czerwcu kontrakt z Cracovią, negocjuje nowy. - Mam dobrą kartę przetargową, bo od 1 stycznia mogę podpisać umowę z nowym klubem, a do Cracovii wpłynęło pięć ofert dla mnie. Ale na pewno będę lojalny wobec mojego pracodawcy, profesora Filipiaka, i nie podpiszę umowy z żadnym klubem, nawet do czerwca. Będę liczyć, że się dogadamy. Moje warunki wcale nie są wygórowane, do momentu skończenia gry chcę jednak rodzinę zabezpieczyć finansowo, potem zostanę może trenerem młodzieży, a wielkich pieniędzy z tego nie ma.

Gdy skończy grać, wrócą do Wodzisławia, choć przeszłość będzie ich tu kłuć w oczy. Jak wtedy, gdy wstawiona matka przyszła jeden jedyny raz na stadion, gdy Odra grała z Cracovią. - Na pewno nie wiedziała kto gra, wiedziała tylko, że Darek przyjechał, może będzie się dało wyciągnąć jakąś kasę. Ojca ani raz tam nie widziałem.

Mogli żyć o wiele godniej. Ojciec pracował w kopalni, tylko że jak wziął pensję i następnego dnia nie zjawiał się w pracy, to po kilku takich razach go zwalniali. Brakło mu parę lat do emerytury. Teraz bieda u nich aż piszczy, mieszkają w jakimś budynku socjalnym.

Zawsze jak przyjeżdżał do Wodzisławia, a wraca tam na święta czy ferie, słyszał: - Darek, daj piątkę, kup to, tamto. Długo dawał i kupował, bo wierzył, że jego pomoc coś im da, że oprzytomnieją. Teraz pomaga innym w rodzinie, bo czuje, że skoro jemu się powiodło, powinien, ale wiarę w rodziców już stracił. Nie utrzymuje z nimi kontaktu.

- Szanuję ich za to, że mnie wydali na świat, więc nie powinienem tak mówić, ale mój 11-letni syn jest od nich, ludzi po "50", mądrzejszy. Do dziś nie rozumieją, co nam zrobili i nie mają szans, żeby to zrozumieć. Mam do nich żal o to, co się stało. Wiem, że z czasem minie...

Źródło: Dziennik Polski


Wywiady

Pawlusiński: Nie wyobrażam sobie tego - Cracovia.pl 13.01.2009

- Ostatnio przedłużyłeś kontrakt z Cracovią, kibice mogli więc odetchnąć z ulgą...

- Było dużo spekulacji na mój temat i powoli zaczynały mi one przeszkadzać. Cieszę się, że decyzja – zresztą dla mnie i rodziny bardzo ciężka – została przez nas podjęta i że zostajemy w Krakowie. Ja i moja rodzina czujemy się dobrze pod Wawelem i na siłę nie było sensu niczego zmieniać. Nie wiadomo przecież, jak przebiegałaby aklimatyzacja w innym zespole, w innym mieście.

- Między innymi w Zabrzu. Bardzo chciał cię pozyskać trener Górnika, Henryk Kasperczak.

- Zgadza się. Byłem na etapie bardzo zaawansowanych rozmów z Górnikiem i prowadziłem je praktycznie do ostatnich dni, ale ostatecznie odmówiłem temu zespołowi i kilku innym także. Pierwszeństwo miała Cracovia i cieszę się, że doszliśmy do porozumienia, co zaowocowało przedłużeniem umowy.

- Po rundzie jesiennej kibice nie wyobrażaliby sobie Cracovii walczącej o utrzymanie bez Darka Pawlusińskiego…

- Miło mi to słyszeć, aczkolwiek nie byłoby takich myśli, gdyby nie drużyna. Strzeliłem sześć bramek, ale przecież ktoś te piłki mi podawał, ktoś wypracowywał sytuacje. Wychodzimy na boisku w jedenastu i w takiej liczbie walczymy o zwycięstwo, o trzy punkty. Razem wygrywamy i razem przegrywamy.

- Mimo to strzeliłeś jesienią sześćdziesiąt procent bramek zdobytych przez Cracovię…

- Wiem o tym, ale z wielką chęcią zamieniłbym je na punkty dla drużyny. Wtedy przecież nie bylibyśmy w takiej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy.

- No właśnie. Piętnaste, a więc przedostatnie miejsce w tabeli to pozycja spadkowa – walka o utrzymanie będzie pewnie ciężka…

- Nie wyobrażam sobie tego, by Cracovia nie utrzymała się w ekstraklasie. Mamy na tyle dobry zespół, teraz przecież odpowiednio wzmacniany, by już w pierwszych meczach zdobywać komplety punktów. Liczę, że jak najszybciej wyjaśnimy naszą sytuację.

Źródło: Cracovia.pl [4]

Pawlusiński: Zrealizowałem marzenia - Gazeta Wyborcza 26.11.2007

- Karierę to zrobił Nikodem Dyzma (śmiech). Dla mnie to jest tylko przygoda z piłką - mówi Dariusz Pawlusiński, pomocnik Cracovii, który właśnie skończył 30 lat

Na poważnie w piłkę zaczął grać zaledwie 12 lat temu. W pierwszej lidze zadebiutował w wieku 24 lat. Marzenia piłkarskie zrealizował dopiero po przyjściu do Cracovii, gdzie stał się kluczowym zawodnikiem. W Krakowie znalazł przystań dla swojej rodziny.

Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci, na boisku - ze względu na silne uderzenie - nazywany "polskim Roberto Carlosem". Dariusz Pawlusiński opowiada o kulisach swojej kariery.

Adrian Grałek: Jest Pan szczęśliwym człowiekiem?

Dariusz Pawlusiński: Mam kochającą żonę [Żanetę - przyp. red.], trójkę wspaniałych dzieci [Dawid (10 l.), Oliwia (7 l.), Vanessa (2 mies.) - przyp. red.], zdrowie również dopisuje. Tak, jestem szczęśliwym człowiekiem. Co prawda czasami zdarza mi się być niezadowolonym, pomarudzić, ale przeważnie chodzę uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony do życia.

A piłkarsko?

Tu już nie do końca. Zacząłem bardzo późno grać w piłkę. Miałem 18 lat, kiedy trafiłem do trzeciej ligi. Zaczynałem w Rymerze Niedobczyce i kilka lat musiałem czekać na występy w pierwszej lidze.

Debiut w ekstraklasie dopiero w wieku 24 lat.

Długo grałem w drugiej lidze, we Włókniarzu Kietrz. W końcu zostałem wypożyczony do Groclinu Grodzisk Wielkopolski i faktycznie tam zadebiutowałem w ekstraklasie. Zagrałem dwa spotkania, o których chciałbym zapomnieć. To był zupełnie nieudany dla mnie okres. Mogłem trafić gdzie indziej, ale prezes Włókniarza Marian Konopka zdecydował inaczej. Byłem wypożyczony do Grodziska na pół roku, ale już po trzech miesiącach wróciłem do Kietrza.

Dopiero przejście do GKS-u Bełchatów pozwoliło Panu przekroczyć pewną barierę.

Początki były trudne, nie mogłem się odnaleźć w Bełchatowie. Długo nie grałem, myślałem nawet, żeby rzucić piłkę. Trener Mariusz Kuras przekonał mnie jednak, bym nie rezygnował i jeszcze raz spróbował. Dzisiaj mu za to bardzo dziękuję. Wszyscy mówią, że Pawlusiński to syn Kurasa. Zgadza się, to taki mój sportowy ojciec.

Z GKS-em awansował Pan do ekstraklasy. Dlaczego zdecydował się Pan przejść do Cracovii?

Chciałem coś zmienić w swoim życiu. Spędziłem w Bełchatowie 3,5 roku i pomyślałem, że spróbuję czegoś innego, gry w większym mieście, w większym klubie. Prezes Paweł Misior i trener Wojciech Stawowy bardzo chcieli mnie w Krakowie. Umowa z Cracovią obowiązywała od czerwca, ale podpisałem ją już pół roku wcześniej.

Nie żałuje Pan tej decyzji? Tuż po Pańskim odejściu do Bełchatowa przyszedł trener Orest Lenczyk i zbudował drużynę, która została wicemistrzem Polski.

Często dziennikarze zadają mi to pytanie. Zawsze odpowiadam: zdecydowanie nie. Nigdy nie żałowałem tej decyzji.

W Cracovii chyba liczył Pan na większe sukcesy?

Osobiście cieszę się, że w ogóle mogę grać dla tak wielkiego klubu jak Cracovia. Miałem kiedyś takie ciche marzenie, by zagrać w pierwszej lidze. Udało się to w Krakowie. W Cracovii zrealizowałem marzenie mojego życia. Jestem osobą rozpoznawalną na ulicach, ale staram się z tym nie obnosić. Nie muszę być na pierwszych stronach gazet.

Pracuje Pan już z czwartym trenerem w Cracovii.

Dużo zawdzięczam trenerowi Stawowemu. Sprowadził mnie do Cracovii i pozwolił zaistnieć w tej drużynie. Albina Mikulskiego oceniam raczej pozytywnie, może poza jednym meczem, kiedy wystawiał mnie na lewej obronie (śmiech). Z trenerem Stefanem Białasem pracowałem krótko, ale też nie było między nami żadnym sporów. Bardzo cenię sobie również Stefana Majewskiego.

Grał Pan na lewej pomocy, na prawej pomocy, aż w końcu trener Majewski zrobił z Pana napastnika.

Nie do końca czuję się napastnikiem. Nigdy nie byłem typowym snajperem. Większy ze mnie pożytek, kiedy gram z boku. Nie jestem wielkim wirtuozem piłki, potrzebuję przestrzeni, by się rozpędzić, wypracować miejsce do strzału lub podania. W polu karnym nie za bardzo potrafię się odnaleźć.

Przy ustawieniu trzema napastnikami pozycja na skrzydle chyba Panu odpowiada?

Tak. Dzięki temu nie mam za dużo zadań defensywnych. Nigdy nie byłem orłem w obronie, miałem tam epizod i skończył się fatalnie.

Kontuzje w Cracovii Pana nie omijały...

Miałem strasznego pecha, niemal przy każdym poślizgnięciu czy upadku doznawałem urazu. Najbardziej bolesna była kontuzja barku, to było jedno z bardziej przykrych doświadczeń. Ręka do dzisiaj nie jest w pełni sprawna, czasami przy zmianie pogody odczuwam jeszcze skutki tego urazu.

Silne uderzenie to Pana największy atut?

Wszyscy tak mówią. Czasami uda mi się mocno, precyzyjne strzelić. Dzięki zaufaniu kolegów z zespołu mogę sobie pozwolić na egzekwowanie rzutów wolnych.

Czuje się Pan liderem zespołu?

Nigdy nim nie byłem i nie będę. Nie mam takich predyspozycji, by kierować poczynaniami drużyny.

Ma Pan kontrakt z Cracovią do czerwca 2008 roku. Zostanie Pan dłużej?

Prowadzę już rozmowy w tej sprawie. Chcę zostać z rodziną w Krakowie. Syn i córka chodzą do szkoły i nie chcę komplikować im życia. Dawid trenuje w szkółce piłkarskiej w Cracovii. Jeśli będzie potrafił połączyć naukę ze sportem, to nie mam nic przeciwko temu.

Chciałby Pan zakończyć karierę piłkarską w Cracovii?

Karierę to zrobił Nikodem Dyzma (śmiech). Dla mnie to jest tylko przygoda z piłką. Chcę grać jak najdłużej w Cracovii, jak się uda, to nawet trzy lata.

Po trzydziestce może Pan osiągnąć więcej niż do tej pory?

Chciałbym grać o jak najwyższe cele. Nigdy nie grałem w reprezentacji, ale nawet o tym nie myślałem. Lepiej niech zamkną pierwszoligowe rozgrywki, żeby tylko Pawlusiński nie grał w kadrze (śmiech).

Źródło: Gazeta Wyborcza

Linki zewnętrzne

  • dodatkowe informacje [5].