Zapowiedź meczu
Opis meczu
I drużyna KS Wawel
z okazji setnej gry zawodników Wawelu Seichtera I, Hyli, Kożucha i Łopatki
Tygodnik Sportowy
Relacja z meczu w
Tygodniku Sportowym
Mistrz. kl. A. Boisko Wisły. Crac. ustaliła zdaje się swój skład i z Gintlem w obronie i Chruścińskim na pr. łączniku, przedstawia znowu jedenastkę jednolitszą. Gładkie zwycięstwo Crac., których forma nagle mile zadziwiła. Robili oni z Wawelem, co chcieli, mając tak w pojedynkach indywidualnych, jak i całokształcie gry widoczną przewagę, szczególnie w II połowie. Braki strzelił Kałuża 3, Ciszewski 1. Chruściński już nieco lepszy, ale jeszcze nie wrócił do formy wiosennej. Ciszewski poprawia się znowu. Kubiński, Sperling i Kałuża popisywali się. Cikowski wózkował szczęśliwie i podawał już nieco lepiej. W Wawelu dobre tyły, atak bez wyrazu. Dopiero pod sam koniec przeszli fioletowi do ofenzywy, bez rezultatu. Gra wcale interesująca, obfitowała w piękne momenty podbramkowe, wyrabiane przez atak Crac.
Sędziował dobrze p. Rosenfeld z Bielska. Cracovia usadowiła się definitywnie na 3 miejscu. Walka o 4-te miejsce rozstrzygnie się między BBSV, a Wawelem 16. bm. w Krakowie.
Źródło: Tygodnik Sportowy nr 46 z 12 listopada 1924
"Cracovia – Wawel 4:0 (1:0)." -
Przegląd Sportowy
(relacja)
Cracovia – Wawel 4:0 (1:0).
Relacja z meczu w tygodniku
Przegląd Sportowy
Cracovia jest drużyną o figlarnem usposobieniu. Na przekór recenzentom, którzy jej stan ogłosili jako beznadziejny do końca sezonu, na przekór emigrantom przekładającym grę w rezerwie innego klubu nad dalszą walką o honor upadających barw białoczerwonych – Cracovia zerwała się do boju i sypnęła niebezpiecznemu Wawelowi odlewanych 4 do tego na zero. Jeżeli zwolennikom Wawelu zdawało się, że walka z białoczerwonymi pójdzie drogą wytyczoną przez Jutrzenkę i BBSV. – to otrzeźwił ich niewątpliwie wynik niedzielny, świadczący łącznie z przebiegiem gry, iż między obu drużynami istnieje jednak różnica całej jednej klasy. Był to popisowy dzień Kałuży. Stary mistrz inicjował ataki tak jak on to umie, wysyłając w bój to skrzydła to łączników, budował kombinacje, walczył i myślał za cały napad, aż wreszcie widząc, żepo za wgniecioną raczej niż strzeloną przez Ciszewskiego bramką nic się jakoś nie zapowiada – obudził w sobie natchnienie z dawnych dobrych czasów i strzelił po pauzie trzy wzorowe bramki. Że ten człowiek skrzywdzi fioletowych, można było się spodziewać po kilku momentach z przed pauzy, a zwłaszcza jednym, kiedy to przejętą z volley’a centrę Munia szurgnął Kałuża błyskawicznym strzałem tuż ponad poprzeczkę. Błogość opromieniła lica zwolenników Cracovii przy równoczesnej konsternacji w szeregach Wawelowej obrony. Obok najlepszego na boisku Kałuży, brylował Ciszewski, jakby chcąc pracowitością i poświęceniem zadać kłam rozsiewanym plotkom, że zamierza zdradzić swój klub w momencie przesilenia. Również Chruściński zaprezentował się dobrze: celował zwłaszcza w biegach, natomiast w strzałach nie miał szczęścia, głównie dzięki niedomaganiom technicznym. W pomocy wyróżnił się Cikowski jako siła dla osobistej i trybun przyjemności namiętnie wózkująca. Stawiam zarzut trenerowi Kożeluchowi, że nie zgromadził za bramką w jedną grupę graczy młodszych drużyn i nie przemówił do nich naprzykład w kształt taki: „Przypatrzcie się chłopcy, bo to się rzadko widzi, ale niech który spróbuje naśladować – to mu skórę zerżnę”.
Tymczasem wózki z ich autorem wirowały raz wraz po boisku i gdy błagalne upomnienie „Staaaszek!” nie odnosiły skutku, z interwencją zgłaszali się gracze Wawelu najczęściej z korzystnym dla siebie wynikiem. Obrona grała dobrze, zwłaszcza Gintel; Fryc ma teraz wykop, za który powinien się rumienić. Drużyna jako całość pracowała ładnie, ambitnie, ruchliwie i co najważniejsza – chciejmy wierzyć, że to nie był przypadek – systemem płaskim, przyziemnym. Wawel poza tradycyjną twardością tyłów nie zaprezentował nic szczególnego. Ataki jego surowe, obliczone na przypadek, siłę fizyczną i temperament, nie przyniosły rezultatu. Opieranie efektu walki na czynnikach, które wyżej wymieniłem, a nie na sprawności technicznej i kombinacyjnej, częstokroć zawodzi; natomiast technikę i zmysł kombinacyjny zachowują drużyny nawet w momencie przemęczenia. Bardzo złe wrażenie robiło ustawiczne, dziecinnie naiwne hakowanie pomocnika Cracovii przez lewą stronę napadu Wawelu, zwłaszcza, że Cracovia grą prowadzoną idealnie fair, wykroczeń tych nie prowokowała. Podkreślić należy, że większą część drugiej połowy grali białoczerwoni w dziesiątkę, wskutek utrącenia Chruścińskiego i uzyskali mimo to 2 bramki.
Sędzia p. Rosenfeld trzymał się tym razem stanowczo zadaleko od gry, wskutek czego nie zauważył kilku „rąk” rozmyślnie użytych. Co do nie uznania drugiej bramki strzelonej przez Chruścińskiego w momencie gdy Ciszewski leżał przed bramkarzem – to choć widziałem, że Ciszewski najzupełniej nie przeszkadzał bramkarzowi, jednak możliwe, że sędzia ze swego miejsca dokładnie sytuacji nie widział i wolał gwizdać offside, niż przesądzać nieco niepewną bramkę. To też za ten punkt, zdaniem mojem, nie należy czynić mu wyrzutów.
Źródło: Przegląd Sportowy nr 45 z 12 listopada 1924
"Wiadomości autentyczne." -
Przegląd Sportowy
(ciekawostka)
Wiadomości autentyczne.
Relacja z meczu w tygodniku
Przegląd Sportowy
Prawdziwie zimowy dzień, w jakim rozegrano zawody Cracovia – Wawel, skłonił drużynę biało-czerwonych do wystąpienia w ciepłych sweaterach wełnianych włożonych na kostjumy. Widząc jak z nowym przyodziewkiem nowy duch wstąpił w drużynę westchnął kierownik sekcji: „Głupstwo się stało! Trzeba było już w lipcu dać im te sweatery”.
Źródło: Przegląd Sportowy nr 45 z 12 listopada 1924
Sperling (Crac.), minąwszy pomocnika Wawelu, strzela ostro w bramkę
Stadjon
Boisko Wisły, zawody o mistrzostwo klasy A. Cracovia utwierdza się na trzeciem miejscu tabeli w tej chwili 9 punktami i istnieje już tylko teoretyczna możliwość zachwiania jej stanu posiadania, mianowicie jej przegrana lub nierozstrzygnięta z Olszą, a zwycięstwo B. B. S. V. nad Wawelem. Przy przepięknej pogodzie jesiennej występują drużyny na mocno już niezielone boisko, Cracovia w składzie pełnym, Wawel bez dwóch banitów Seichtera II i Kożucha. Dobrej grze Cracovii Wawel przeciwstawił grę nadspodziewanie słabą chwilami, a na ogół tak nierówną że „domyślni” na trybunach poczęli dość głośno szemrać, że wynik jest z góry ułożony i Wawel nie zamierza dążyć do wygranej. Oczywiście, zanotować to można jedynie na karb wiecznie żywej i ruchliwej plotki sportowej, a rzeczowo stwierdzić można tyle, że przez początkowe pół godziny drugiej połowy gry Wawel czynił wrażenie spuchniętego, poczem nieoczekiwanie przy stanie 0:4 na swoją niekorzyść poprawił się niezwykle i do końca zawodów był stroną atakującą. Nierówność formy, odnosi się w pierwszym rzędzie do obrońców Wawelu, którzy zwykle tacy dobrzy, na te 30 minut poprostu przestali być sobą. Cracovia zresztą grała dobrze we wszystkich linjach, a bohaterem dnia był Kałuża, uzyskujący aż trzy goale, podczas gdy czwarty sfabrykowali w sposób zgoła niesamowity aż trzej gracze z tyłów Wawelu. Dobry dzień miał Sperling, może dzięki słabszej grze rezerwowego prawego pomocnika Wawelu. Amatorzy jego technicznych kawałów mieli pełną satysfakcję. Bardzo podobał mi się Kubiński w linji ataku - używał sobie na efektownych zwodzeniach doskonały Cikowski, wreszcie dobrze wypadł pełen sprytu i finezji Gintel. W Wawelu nie wybijał się nikt ponad, słaby zresztą w tym dniu, poziom. Zawodami kierował p. Rosenfeld z Bielska, tym razem dziwnie niepewnie, zwłaszcza w dziedzinie spalonych. Nie ulega kwestji, że, stale uprawiany przez Cracovię, system jednego obrońcy stawia sędziego przed wyjątkowo trudnem zadaniem, któż mu jednak podoła, jeżeli nie wiedzie się to p. Rosenfeldowi, uchodzącemu za jednego z najlepszych sędziów w Polsce. Rogi 2:1 dla Wawelu. Widzów sporo.
Źródło:
Stadjon nr 46 z 13 listopada 1924 [1]
Sport
Relacja z meczu w lwowskim tygodniku
Sport
Zwycięstwo Cracovii zasłużone, choć może nieco za wysokie, gdyż Wawel grał lepiej niż wynik wskazuje. Do pauzy gra zmienna z nieznaczną przewagą Cracovii. Pierwsza bramka pada z winy obrony Wawelu. Szereg sytuacji obustronnie pozostaje mewyzyskanych. Po pauzie przygniatająca przewaga Cracovii, czego efektem dalsze trzy bramki, strzelone przez Kałużę (2) i Ciszewskiego. Dopiero pod koniec gry Wawel przez kilka minut poważnie zagraża bramce Cracovii, jednak z najpewniejszych pozycji atak nie może strzelić bramki. Cracovia grała ładnie, brak jednak jeszcze strzałów u napastników. W Wawelu najlepszy Seichter na środku pomocy.
Źródło: Sport nr 115 z 12 listopada 1924
Ilustrowany Kuryer Codzienny
Relacja z meczu w
Ilustrowanym Kuryerze Codziennym
Dzień wczorajszy zdaje się być punktem zwrotnym w usposobieniu Cracovii. Gracze I drużyny zdołali wreszcie pozbyć się depresji moralnej, spowodowanej bezwzględną nagonką i niesłychanymi atakami na klub i obecnie przedstawiają zwartą całość. Przejście niektórych członków Cracovii do konkurencyjnych klubów wpłynęło też bardzo korzystnie na drużyną tak pod względem etycznym jak i sportowym. Przeciwnicy Cracovii sądzili, że zabranie jej kilku niegodnych jednostek osłabi ją — tymczasem wczoraj naocznie przekonali się, że Cracovia nic na tem nie straciła, przeciwnie znacznie wzmocniła swe szeregi.
Zawody z Wawelem wykazały nadzwyczajną kondycyę Cracovii, która grą swą przypominała najświetniejsze jej okresy. Cracovia grała fenomenalnie. Prowadziła przepięknie skombinowane ataki w błyskawicznem tempie — tak że Wawel, niedawny zwycięzca Wisły, nie mógł znaleźć środków obrony. Pod względem celności strzałów Cracovii szwankuje nadał i gdyby nie ten mankament zwycięstwo swe zaznaczyłaby Cracovia dużo większą partyą bramek. Wawel do pauzy stawiał heroiczny opór, zwłaszcza jego bramkarz spisywał się bardzo dzielnie. Po pauzie natomiast Wawel nie przeszedł do głosu i bezradnie przysłuchiwał się szturmom Cracovii, która zadowoliła się ogółem czteroma bramkami. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Kałuża, pod którego komendą atak szedł jak w zegarku.
Szkoda zaiste, że regeneracya Cracovii nastąpiła tak późno — wynik gier mistrzowskich przedstawi alby się niewątpliwie odmienniej.
Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny nr 308 z 11 listopada 1918