1996-10-02 Cracovia - Ceramika Opoczno 1:2
|
II liga grupa wschodnia , 11 kolejka Kraków, środa, 2 października 1996
(1:0)
|
|
Skład: Kwedyczenko (56' Ł. Paluch) Sosin Mróz Ziółkowski E. Kowalik Siemieniec Szymiński Rajko Ł. Kubik (49' Depa) Bernas Zegarek Martyniuk |
Sędzia: Knutel
|
Opis meczu
Trener przyjezdnych, Witold Mroziewski, na wiosnę jeszcze szkoleniowiec Okocimskiego, nie krył po meczu swej wielkiej satysfakcji, ale przebieg boiskowych wydarzeń ocenił racjonalnie i obiektywnie. -Sprawiedliwszy - powiedział - byłby remis. Cracovia na pewno nie miała mniej sytuacji podbramkowych, niż moi podopieczni. Z trenerem Mroziewskim można się zgodzić, jeśli za kryterium przyjmie się ilość gotowych okazji; ba - wtedy można by nawet mówić, iż był to remis ze wskazaniem na krakowian. Jeśli jednak wziąć pod uwagę inne elementy - takie jak swoboda w grze, wybieganie, umiejętność zawiązywania akcji - lepiej zaprezentowali się goście.
Inna sprawa, że gospodarze rozegrali bardzo słabą partię. W jakiejś mierze usprawiedliwia ich brak Hrapkowicza i Powroźnika (kontuzje), ale na taką, a nie inną (czytaj: lepszą) postawę "Pasów" złożyło się także niecodzienne przetasowanie składu. Na pozycji bocznych obrońców zagrali pomocnicy, natomiast wyróżniający się zwykle defensor, Szymiński, przesunięty został do drugiej linii, w której poczynał sobie raczej kiepsko.
Zaczęło się jednak dla Cracovii pomyślnie. Co prawda w pierwszych minutach lepsze wrażenie sprawiali goście, ale w 14. min - po dobrej centrze Kowalika - Bernas umieścił piłkę głową w bramce Ceramiki.
Po zmianie stron, już w 46. min, Marciniak strzelił z ponad 20 metrów, ale piłka odbiła się od słupka. Winno to być poważne ostrzeżenie dla krakowskiej defensywy, która jednak nadal poczynała sobie bardzo niefrasobliwie. Kilkakrotnie goście stworzyli gorące sytuacje na przedpolu bramki Cracovii, a dwa razy swego dopięli. "Pasy", przyznać trzeba, podrywały się w drugiej połowie do ataków z wielką determinacją, ale bez rezultatu. Paradoksem jest fakt, że za niepowodzenie gospodarzy winić można Zegarka; był on co prawda bardzo waleczny, inicjował akcje, ale też po przerwie cztery razy spudłował w sytuacjach, po których piłka powinna znaleźć się w bramce.
Nastroje w obozie Cracovii były po meczu tym gorsze, iż przybyło zawodników niezdolnych do gry. Bramkarz Kwedyczenko doznał kontuzji interweniując w sytuacji, po której goście wyrównali, a wcześniej urazu doznał Kowalik.
Źródło: Tempo