1919-06-29 Cracovia - Klub Lotników Kraków 30:0

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Najwyższe w historii zwycięstwo Cracovii.


Herb_Cracovia


pilka_ico
mecz towarzyski
stadion Cracovii, niedziela, 29 czerwca 1919, 17:30

Cracovia - Klub Lotników Kraków

30
:
0

(16:0)



Herb_Klub Lotników Kraków


Skład:
Wiśniewski
Gintel
Grabowski
Synowiec
Cikowski
Majcherczyk
Alfus
Mielech
Kałuża Styczeń
Kubiński


bramki Bramki
Kałuża x13
Mielech x9
Styczeń x5
Kubiński x2
Majcherczyk

Mecze tego dnia:

1919-06-29 Cracovia - Klub Lotników Kraków 30:0
1919-06-29 Cracovia II - ŻRKS Kraków 6:1


Inny mecz tego dnia

Zapowiedź meczu

Wynik

Według Ilustrowanego Kuryera Codziennego (relacja z gazety datowanej na 2 lipca 1919) mecz zakończył się wynikiem nie 30:0, a aż 32:0. Opracowania historyczne (np "Pierwsze mecze, pierwsze bramki...", czy monografie Cracovii) podają wynik 30:0. Stanisław Mielech podaje w książce "Gole, faule i Ofsajdy"że Cracovia strzeliła 32 bramki ale 2 nie zostały uznae z powodu spalonego.

Opis meczu

Ilustrowany Kuryer Codzienny

Relacja z meczu w Ilustrowanym Kuryerze Codziennym

Cracovia a Lotnicy 32:0 (16:0)

Aczkolwiek pogoda zawodom nie dopisała, publiczność zebrała się licznie na boisku Cracovii, tak, że piękny cel zawodów, z których dochód przeznaczono na budowę lotniska osiągnięto.

Mimowoli trzeba jednak aranżerom zawodów ze strony Lotników, zwrócić uwagę, że może choć jedne między nimi jako footballista musiał widzieć choć raz grę Cracovii, a porównawszy siłę obydwu drużyn wstrzymać sie z wystąpieniem publicznem przeciwko silnemu klubowi. Sędzia p. Dr. Lustgarten sprawował swój urząd w ten sposób, że karał nieformalności Cracovii, nie reagując na podobne ze strony Lotników. Stanowisko jego tłómaczyć trzeba naiwnością gry sympatycznych i miłych zresztą naszych Lotników.

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny

Goniec Krakowski

Relacja z meczu w dzienniku Goniec Krakowski

Na cele budowy lotniska w Krakowie odbyły się wczoraj w parku sportowym Cracovii zawody footballowe drużyny tutejszej eskadry lotniczej z I. drużyną "Cracovii". Piękny cel zgromadził w parku tłumy publiczności, które z niezwykłą sympatyą śledziły usiłowania lotników stawiania oporu wytrawnym graczom Cracovii. Nie udawało się im w zupełności - a to dla braku należytego treningu - jak również z powodu znakomitej wprost gry biało-czerwonych.

Sympatyczni lotnicy pokazali wiele dobrych chęci - a wczorajsze zawody przekonały ich o konieczności rozgrywania matchów przedewszystkiem z drużynami słabszemi - drugoklasowemi.

Źródło: Goniec Krakowski

Mecz we wspomnieniach Stanisława Mielecha

Kto grał w piłkę nożną, wie że z wynikami różnie bywa. Raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Wystarczy niedyspozycja bramkarza, przypadkowa kontuzja i drużyna lepsza schodzi z boiska pokonana. Dopiero na dłuższym dystansie, w ciągu całego sezonu okazują się właściwe walory drużyny. Dlatego przegrać różnicą jednej bramki, to nie dyshonor, ale oberwać od kogoś trzydzieści bramek …

Alenie uprzedzajmy wypadków, jakie miały miejsce 29 czerwca 1919 roku w Krakowie.

Do kierownictwa Cracovii zgłosili się dwaj delegaci Klubu Lotników z Krakowa z propozycją rozegrania meczu.

− Czy chodzi wam o przedmecz z naszą rezerwą?

− Nie – zaprotestowali gorąco –w naszej drużynie gra większość oficerów i nie wypada nam grać z młodziakami, zwłaszcza że na meczu z nami wystąpi paru Francuzów, instruktorów sportu. Trenujemy od dawna.

I zaczęli wyliczać swoje zwycięstwa i przewagi.

Zarząd nie zastanawiał się długo. W owych czasach mecze z drużynami wojskowymi były popularne, można było liczyć na trzy do pięciu tysięcy widzów, zwłaszcza gdyby redaktor Sperber wspomniał coś w IKC o tych zawodowcach francuskich, a poza tym z wojskiem lepiej żyć…

−− Zgoda, gramy.

I niedługo na murach Krakowa ukazały się barwne afisze reklamujące ów historyczny mecz.

Cracovia wystąpiła w składzie: Wiśniewski w bramce. Gintel I Kazimierz grabowski w obronie; w pomocy Synowiec, Cikowski i Majcherczyk; w ataku Alfus, Mielech. Kałuża, Styczeń i Kubiński, a więc bez Poznańskiego, Dąbrowskiego i Fryca.

Ale i tak nie było wówczas w Polsce klubu, który mógłby lekceważyć Cracovię występującą w tym osłabionym składzie. W owym czasie Cracovia dochodzi do największej w swej historii formy i w r. 1921 miała całej Polsce udowodnić swą supremację.

„W praniu” okazało się, że Lotnicy to sztywniaki. Już do przerwy Cracovia prowadziła 15:0, a znawcy ze Zwierzyńca powiedzieli o naszych przeciwnikach:

− Jałowi, grajcie z nimi w co innego!

Lotników zjadła przede wszystkim trema: po stracie kilku bramek potracili głowy, a nie mieli ani jednego doświadczonego zawodnika, który mógłby zorganizować obronę bramki. Zamiast skupić się na polu karnym, prowadzili grę otwartą szeroko rozstawieni na boisku. A mnie w to było graj. Kałuża dobrze wypuszczał mi piłki w luki miedzy obrońcami, a „kiwnąć” błoniową sztuką jednego lub dwóch nieruchliwych obrońców nie przedstawiało dla mnie trudności. Strzelałem „jak wariat” i już do przerwy miałem na swoim koncie 8 bramek. To rozpętało burzę współzawodnictwa, bo Kałuża dbał o swoją sławę strzelecką. Tak się jakoś złożyło, że po przerwie Kałuża grał tylko lewą stroną i sam strzelał do budy jak najęty. Ja tylko jeden raz przy rzucie z rogu dopadłem pod bramką piłkę głową. Efektem tego 32 bramki dla Cracovii, z czego sędzia unieważnił dwie z powodu spalonego.

Jak się później okazało Lotnicy zmuszeni byli wystąpic bez swojego stałego bramkarza. Zastępca, jakiś Bogu ducha winny żołnierz, stremował się i grał jak lunatyk. Raz to nawet piłka trafiła go w głowę i wpadła do bramki. Jest to dla bramkarza taka hańba, jak dla hrabiego utopienie na galowym przyjęciu monokla w zupie. Winę pogromu ponosili również Francuzi. Nie mieli za grosz kondycji, nie wiedzieli co z piłką robić, a wszystkie pojedynki przegrywali. Jeden z nich po każdym golu wbiegał do bramki, wyjmował piłkę z siatki i… walił wspaniałą świecę.

Widzowie przyjmowali ten gest z pobłażliwym uśmiechem. Niejednemu przypomniały się zapewnie początki piłkarstwa w Krakowie. Oto wychodzi Cracovia na Błonia na „wielki mecz jesienny” z Wisłą. Piłkę niesie Polak i kopie świecę. Upragniony moment! Piłka leci gdzieś w przestworza, jak raca na wiankach. A-a-a-a! krzyczą chłopcy tak długo, póki piłka nie spadnie na boisko, a serce im wali w piersiach z emocji. Za chwilę mecz się zacznie… Co to będzie!

Różnica między Mietkiem Pollakiem a bijącym świecę Francuzem była ta, że Mietek na meczu chodził na przeciwnika bardzo agresywnie, a że chłop był duży (może największy ze wszytkich, jacy na naszych boiskach grali) biedni byli – mówiąc stylem Sienkiewicza – zawodnicy, których ten wielkolud atakował. Zaś u Francuza na świecy kończył się jego udział w grze.

Łupem bramek na tym meczu podzielono się następująco: Kałuża – 13, Mielech – 9, Styczeń – 5, Kubiński – 2 i Majcherczyk – 1.

Jak wspomina publiczność dobrze się bawiła na tym meczu. Głośno żądała, aby Lotnicy wyrównali stan bramek, albo chórem skandowała „My chcemy pół kopy”. Lotnicy z trudem dotrwali do końca meczu. Nie można się temu dziwić. Dostać pół kopy bramek, to przecież jest to samo, co otrzymać patent na :patałacha nr 1”

Źródło: Stanisław Mielech - "Gole, Faule i Ofsajdy"