Jubileusz 30-lecia Cracovii: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Linia 20: Linia 20:


''Źródło: Światowid (12 czerwca 1937)''
''Źródło: Światowid (12 czerwca 1937)''
==o 30-leciu w dzienniku Ilustrowany Kuryer Codzienny<ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.1 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150_1.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.2 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150_2.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.3 ]]</ref>==
==30 lat pracy białoczerwonych - o 30-leciu w dzienniku Ilustrowany Kuryer Codzienny <ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.1 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150_1.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.2 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-01_150_2.png|dziennik IKC z 1 czerwca 1937 r. cz.3 ]]</ref>==
'''30 lat pracy białoczerwonych.'''<BR>
'''30 lat pracy białoczerwonych.'''<BR>
Rzadki w dziejach polskiej kultury fizycznej jubileusz obchodzić będzie w dn. 4—6 czerwca br. jedno z najbardziej zasłużonych naszych towarzystw sportowych, a mianowicie Klub Sportowy Cracovia. Trzydzieści bowiem lat minął od tego czasu, kiedy na Błoniach miejskich w Krakowie pojawiły się po raz pierwszy koszulki sportowców krakowskich o barwach biało-czerwonych.<BR>
Rzadki w dziejach polskiej kultury fizycznej jubileusz obchodzić będzie w dn. 4—6 czerwca br. jedno z najbardziej zasłużonych naszych towarzystw sportowych, a mianowicie Klub Sportowy Cracovia. Trzydzieści bowiem lat minął od tego czasu, kiedy na Błoniach miejskich w Krakowie pojawiły się po raz pierwszy koszulki sportowców krakowskich o barwach biało-czerwonych.<BR>
Linia 52: Linia 52:
Do nich dołącza się także i nasza redakcja „Ad multos annos“.
Do nich dołącza się także i nasza redakcja „Ad multos annos“.


==Trzy krzyżyki Cracovii - o 30-leciu w dzienniku Ilustrowany Kuryer Codzienny <ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-06_155_1.png|dziennik IKC z 6 czerwca 1937 r. cz.1 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-06_155_2.png|dziennik IKC z 6 czerwca 1937 r. cz.2 ]]</ref><ref>[[:Grafika:IKC_1937-06-06_155_3.png|dziennik IKC z 6 czerwca 1937 r. cz.3 ]]</ref>==
'''Trzy krzyżyki Cracovii'''<BR>
Drodzy Państwo! Wybaczcie mi, że na chwilę wstrzymam pióro, ale muszę... tylko momencik — na ćwierć sekundy, chcę włożyć rękawiczki. Śmiejecie się państwo? O. nie! Rękawiczki są bardzo potrzebne, wierzcie mi. Już wkładam, naciągam, wpinam — tak — dobrze — świetnie!
No, teraz to Już mogę zacząć pisać. Zawsze lepiej pisać o tematach drażliwych w rękawiczkach. Żałuję tylko, że nie mam pod ręką rękawic bokserskich. Ho. ho, wtenczas nie o jednem napisałoby się. A lematy są, tylko należy po nie sięgnąć. Temat dzisiejszego feljetonu jest bardzo ładny, choć może z drugiej strony jest zbyt ryzykowny i niebezpieczny. Piszący musi być zgóry przygotowany na to, że ktoś z Czytelników zawoła pod jego adresem: „Autor-kalosz"! „Autor — kanarki doić".<BR>
Otóż w dniu jutrzejszym Kraków czci uroczyście urodziny pierworodnej córeczki Cracovii. 30 lat temu, a raczej licząc z zegarkiem w ręku 31, dziecko to wykopało się na na świat, na zielonej murawie w parku Jordana. Pociecha grodu podwawelskiego przyszła na świat nie na polu karnem, ani pod odratowaną bramką lub też w nowocześnie urządzonym stadionie, ale na zwykłem boisku, oddanem przez dra Jordana młodzieży szkolnej. Dzisiaj, w dniu jubileuszu, spotyka czcigodną jubilatkę hańbiący zarzut, że była dzieckiem z nieprawego boiska, że nie ona jest pierworodną córą Krakowa, tylko jej siostrzyca „Wisła" — starsza o rok. Może, może, że „Wisła” jest i nawet starszą od „Cracovii“. Przecież na to wszystko trzeba mleć furę czasu, bo mówią o niej: „w Karpatach się rodzi, do morza ucieka". W każdym razie spór jest brzydki.<BR>
Kochane siostry-bliżniaczki. Zaklinam Was na gole, strzelone przez Reymana i Kałużę, nie poruszajcie w tym wieku tak drażliwego tematu, jak wasze latał O pannice i to na wydaniu — nietylko już setek junjorków, ale też i senjorów — czyż wypada spierać się o parę głupich miesięcy!<BR>
Trzy dni temu poświęciłem trzy minuty czasu, ażeby przekonać się i raz skończyć z tym przedwczesnym porodem „Wisły”. Rękawy za¬kasałem i w pode czoła sięgałem do notatek metrykalnych. I co teraz powiecie państwo? Stwierdziłem z dokładnością do 1/4 sekundy, że te kochane dzierlatki są niczem innem, jak tylko bliźniętami! Tylko proszę nie mylić bliźniąt ze siostrami syjamskiemi. Tamte są wprawdzie w równym wieku, ale nigdy nie były zrośnięte ze sobą. A to świetny kawał! Trzymajcie mnie, bo pęknę ze śmiechu. „Wisła” zrośnięta z „Cracovią” Kibice ratujcie mnie!<BR>
A teraz bezstronnie powiem, że pomiędzy powstaniem „Wisły” a „Cracovii“ zachodzi bezsprzecznie pewien okres czasu. Trzeba być w tym wypadku sprawiedliwym. Otóż prawdopodobnie „Wisła” prędzej powstała i jest o kilkanaście minut starsza. To są właśnie te minuty, potrzebne na włożenie i zapięcie spodenek sportowych na boisku w parku Jordana. „Wisła” okazała się zwinniejsza, więc szybciej uporała się z garderobą. Gdybyśmy żyli w Ameryce, sytuacja znacznie zmieniłaby się. Ustawodawstwo amerykańskie twierdzi, że bliźniak, który później zobaczy świat, jest starszy. Taka to jest ustawa w Ameryce I na to niema odwołania. W takim razie „Cracovia“, chociaż podobno później przyszła na świat sportowy, byłaby starszą od „Wisły” stałaby w metryce no pierwszem miejscu tak, jak dzisiaj stoi no pierwszem miejscu W tabeli ligowej!<BR>
Obecnie w amerykańskiem tempie przelecimy jej chmurne i górne lata.<BR>
Niewątpliwie, że tylko szkolnictwu można przypisać doniosły rozwój sportu, a w szczególności rozkwit piłki nożnej Tak jest dzisiaj i tak było przed 30 laty. Greka i łacina robiła nieprawdopodobne spustoszenia w chłopięcych głowach Mózg studenta był prawdopodobnie za mały i za ciasny, ażeby mógł pomieścić i wchłonąć setki słówek. Cóż więc było robić? Szukano dróg wyjścia. Poprostu młodzież szkolna szła „za labę”, ażeby nie wpaść w czułe objęcia profesorów.<BR>
Już od godziny 8-ej rano cichemi uliczkami Krakowa ciągnęły plutony studentów, kierując się stale na zachód, tj. w stronę Błoń. Bazą ochronną dla nich był zalesiony park Jordana. Tu spędzano miłe chwile, studjując zasady gry w piłkę nożną. Były to studja tajne, na świeżem powietrzu. W ten sposób „z miłośników greki i łaciny" powstawały zastępy pierwszych drużyn piłkarskich, stworzone na kolanie.
Dzień 6 czerwca 1906 był dniem narodzenia się piłki nożnej w Krakowie. W dniu tym do Krakowa zjechały Tońki i Szczepki ze Lwowa, również wielcy „miłośnicy nauk humanistycznych". Byli to „Czarni” i „Klub IV-go gimnazjum", z którego później powstała „Pogoń” , Lwowiacy już przeszli swoją edukację sportową pod okiem czujnych panów Strońciów i mniej więcej poznali jej zasady gry.<BR>
Cała umiejętność kopania w piłkę nożną polegała na tem, kto najwyżej kopnie piłkę w górę i zrobi tak zwaną świecę. Lwowiacy górowali jeszcze nad Krakowem tem, że byli od stóp do głów ubrani po sportowemu. Tak jak w r. 1918 Kraków pierwszy przyszedł z pomocą Lwowowi, tak Lwów w r. 1906 przyszedł z pomocy Krakowowi.<BR>
Kochani Lwowiacy o nabrzmiewających sercach przywieźli ze sobą oprócz prowiantów nawet i kast jurny sportowe dla swych „wrogów” z Krakowa, ażeby w ten sposób szanse zwycięstwa wyrównać. Niestety, ambitni Krakowianie odrzucili ofiarowane im koszulki i buciki footbalowe, wołając chórem: „Idź koszulo do koszuli, my Krakowianie kochamy swoje studenckie mundury”.<BR>
Jakiż był efekt tej brawury Krakowa? W pierwszem spotkaniu zaraz Krakowianie przerżnęli 2.-0, a „IV gimnazjum” ze Lwowa pokonało drugi skład Krakowa w stosunku 4.-0. Po tej sromotnej klęsce gracze krakowscy uznali, że nie mundury studenckie zdobią footbalistów, a tylko koszulki sportowe 1 spodenki. Przyczyną klęski Krakowian było jeszcze to. te drużyna krakowska grała w dziesiątkę. Jedenasty nie wystąpił na boisku, ponieważ się wstydził...<BR>
Na drugi dzień po wyjeźdzle „Czarnych" z Krakowa żaden student nie odważył się pójść za labę. Coś go w sercu bolało, jakiś żal w nim nurtował. Chociaż Jeden z drugim pojęcia nie miał o łacinie i grece, mknął szybko do gimnazjum. ażeby z kolegami omówić wczorajszy hańbiący wynik dla Krakowa.<BR>
Powstały sejmy, sejmiki, radzono całemi godzinami, nawet podczas wykładów i omawiano, jak należy zorganizować się I pomścić straszną klęskę Krakowian. Teraz to powstają, juk grzyby po deszczu, pierwsze drużyny piłkarskie. Najpierw powstaje klub biało-czerwonych, zwany „Mazurem". W parę godzin później, a może nawet minut, na drugiej przerwie rodzi się drugi klub, t. zw. „Akademicki Klub Footbalowy Cracovia". Teraz znowu jak Wieżyczka wyrasta trzeci klub o odmiennym kolorze, klub „Czerwonych", a później wypływa znów „Wisła”.
Dzisiejsza jubilatka przyodziała się wówczas w skromne okrycie, tj. w białe koszulki. Niebieska szarfa, niczem wielka wstęga Niebieskiej Podwiązki przepasywała bohaterskie piersi pierwszych graczy dzisiejszej „Cracovii“. Strój ten okazał się mało praktyczny, gdyż przekonano się, że zasady, wpajane przez dra Tadeusza Konczyńskiego, nie były respektowane.<BR>
Grano wówczas nietylko nogami, ale też i rękami. Gdy gracz przedzierał się przez mur obrońców i już miał oddać strzał do bramki, wtedy to przeciwnicy powstrzymywali go w zapale. Poprostu łapano go za niebieską szarfę, która przeważnie pozostawała w ręku „wroga“, jako symbol zwycięstwa.<BR>
Poza tem biało-niebiescy z powodu swoich niebieskich szarf byli wyśmiewani przez P. T. Publiczność. Przezywano ich „ślusarzomi”, albo „akademikami". Wspomniane 4 kluby poczyniły w miesiącach letnich olbrzymie postępy, każda drużyna myślała tylko o tem, jakby zrehabilitować Kraków po czerwcowej klęsce ze Lwowem. Dnia 30 września rozegrano rewanżowe spotkanie z „Czarnymi” we Lwowie. Na egzekucyjną drużynę wyznaczono „Mazura”, który miał rozprawić się z Tonkami lwowskimi. „Mazur" nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i wyjeżdżając ze Lwowa, napisał kartkę do krakowskich drużyn: „Veni, vidi, vici 1:0”.<BR>
Młodzież krakowska teraz szaleje z radości z powodu zwycięstwa, natomiast profesorowie i rodzice szaleją z rozpaczy na myśl, że w samym Krakowie powstało już 16 drużyn pliki nożnej. Ażeby zredukować cyfrę klubów i nie przerażać ciał rodzicielskich, kluby niektóre połączyły się ze sobą.<BR>
IV r. 1907 „Mazur” łączy się z „Cracovią" węzłem małżeńskim. Oddaje jej swe barwy biało-czerwone, o nawet zapisuje na jej nazwisko cały swój dorobek sportowy. To samo robią dwie pozostałe drużyny, tj. „Czerwoni" i „Wisła". Łączą się nierozerwalnym węzłem. Jedna da je firmę, druga tylko kolor i gwiazdkę.<BR>
Od tego czasu lato szybko mkną na wspólnem kopaniu się na Błoniach. Sport footbalowy rozwija się błyskawicznie i z każdym miesiącem, a nawet z każdym dniem wielkiemi krokami kroczy naprzód.<BR>
Piłka nożna była tym pierwszym tankiem, który zburzył zaśniedziały mur, odgraniczający młodzież od kultury sportów fizycznych. Stary Kraków nie prędko pogodził się z hasłem rzuconem „propagujmy sport"! Dostojne metrony były zgorszone widokiem obnażonych kolan chłopców, grających w piłkę. Kauczukowy „halstuck" poprostu dusił starego dziadzia na widok rozpiętej koszuli wnuka. Z po¬gardą i kpinami odnoszono się do wyczynów sportowych młodzieży. W tych czasach najaktualniejszym tematem satyry i humoru był sport i jego najmłodszy twór — piłka nożna.<BR>
Dziwny zbieg okoliczności łączy się z jubileuszem „Cracovii“. Po 26-ciu latach od roku, w którym Boy-Żeleński z Witoldem Noskowskim w Jamie Michalikowej wystawili „Szopkę Zielonego Balonika", właśnie dzisiaj przyjeżdżają piłkarze z tej samej miejscowości, z Debreczyna, tylko pod inną nazwą, pod nazwą „Bocskai". Zobaczymy teraz, co przed 26-ciu laty pisał o „Cracovii" i jej przeciwnikach z Debreczyna Boy.
<BR><BR>
Toż prosta godność człowiecza<BR>
Każę być świadkiem dzisiejszego meczą.<BR>
Z Cracovią się dziś potyka<BR>
Keczkemet, Atletika<BR>
Pierwszorzędna węgierska drużyna, <BR>
Co zjechała tu na mecz z Debreczyna. <BR>
Za nasze klubowe emblemy <BR>
Już trzeci dzień się kopiemy.<BR>
A ja sam za Krakowa czci ocalenie
Trzy razy nogą dostałem w siedzenie.<BR>
Więc widzimy, że i w tych latach napięcie na meczach było nawet bardzo duże. A dalej Boy ciągnie:<BR>
Przyjechali do Krakowa piłkarze, <BR>
by nogami strzelać sobie w twarze. <BR>
Keczkemet z Debreczyna, <BR>
Atletikał drużyna <BR>
z Cracovią zaczyna.<BR>
Wielkie tłumy cisną się na boisku, <BR>
Wziął przy kasie jeden drugi po pysku.<BR>
I znowu po 26-ciu latach widzimy bardzo małe zmiany. Boy w swej piosence podaje dalsze szczegóły:<BR>
Już w powietrzu leci pitka wysoko,<BR>
Prawy łącznik już podbite ma oko. <BR>
Leci piłka między gości, robi aut, <BR>
Jezus Marja, Herr Gott, psiakrew!!! Dieul Gewałt!. <BR>
Piosenkę swą kończy Boy zwrotką:<BR>
Dziś Sobieski miast na Turkach tępić miecz<BR>
Pojechałby do Stambułu kopać mecz.<BR>
Keczkemet z Debreczyna<BR>
Atletikał drużyna<BR>
Rewanż się zaczyna.<BR><BR>
Minęło 26 lat od czasu, gdy Teofil Trzciński śpiewał te piosenki w Jamie Michalikowej. Od tego czasu niejedno już się zmieniło. Kto wie, czy Boy w ostatniej zwrotce nie miał racji używając tego trafnego porównania. Pamiętamy przecież ile to razy Polska dzisiejszą święci triumfy sportowe, właśnie dzięki muskułom jej synów, tych właśnie studentów, którzy przed laty kopali w szmaciankę w parku Jordana, niejeden z nich, w dowód zasług, otrzymał za swą tężyznę fizyczną i swe wysiłki złoty Krzyż Zasługi!...<BR>
Dziś naród umie ocenić zasługi sportowca. Przed laty było inaczej. Boy w swej szopce, w scenie „Psyche z footbalistą", tak szkicuje postać sportowca:<BR>
Psyche:<BR>
Cóż to za potężna postać! nareszcie clę widzę,<BR>
Znalazłam cię, jak ta Jadwiga, co wyszła na rydze.<BR>
0 Tobiem wszak marzyła, deblem w snach widziała,<BR>
Ku Tobie dzisiaj dusza moja pała.<BR>
Widzę, że wszystko tamto, to były czcze mary,<BR>
Te łydy! te uda! te bary!<BR>
Gdy swoją piłkę kopiesz tak wysoko. <BR>
Że ledwie dojrzy jej oko.<BR>
Serce mi w piersiach zamiera<BR>
Niebo się jakież otwiera<BR>
I czuję, że twym mocarnym nadbutem <BR>
Znów mnie łączysz z absolutem.<BR>
Footbalista:<BR>
O, co do tego, to nie będzie teraz ze mnie zysku:<BR>
Za kwadrans muszę być na boisku.<BR>
Psyche na co odpowiada na nutę Fausta:<BR>
Pozwól mi, pozwól mi<BR>
Spojrzeć na twe muskuły. <BR>
Męski biust moich ust <BR>
Pieszczocie podaj czułej.<BR>
W swe ramiona chwyć mnie, chwyć itd.<BR>
Teraz Footbalista przerażony odśpiewuje Psyche:<BR>
Kiedy nie wie, że dla footbolowego atlety,<BR>
Od marca do października nie istnieją kobiety.<BR>
My ii te tu o romansach człowiecze, <BR>
Kiedy tam czekają mecze.<BR>
Kończy swą piosenkę:<BR>
Ale niech mi pani powie, jak pani na Imię, <BR>
To ja się tam zgłoskę w zimie.<BR>
Teraz Psyche popada w szał i w irytację:<BR>
O sporcie, sporcie nieczuły,<BR>
O wy kłamliwe muskały, <BR>
0 marzeń złudo okrutna, <BR>
0 dolo ty moja smutna!<BR>
I znów w świat Idę prosto mego nosa, <BR>
Szukać Erosa.<BR>
Lecz teraz na chwilę odbiegnę od szopki Michalikowej, od Boyowych piosenek, ażeby jeszcze raz wróci! do tej pierwszej szopki footbalowej na Błoniach. Lecz kogóż spytać o te dawne lala i wspomnienia? Szukam przez chwilę człowieka. Już go mam! Jest to nieśmiertelny kibic, który od początku powstania „Cracovii“ stał niestrudzenie stale przy bramce. Jest nim najstarszy kibic drużyny „hrabia Mól ze Zwierzyńca".<BR>
Hrabia Mól jest postacią historyczną „Cracovii", jest jednym z pierwszych „założycieli" sznurów i palików na Błoniach. On to „Cracovii” wytyczał boisko na Błoniach i usuwał z pola karnego pasące się krowy. Nieśmiało podchodzę da tego senjora kibiców. Hrabia Mól z wrodzoną uprzejmością w tonie zwierzyniecko-dębnickim odpowiada mi: „A cóż pan chcesz wiedzieć?! Jo panu wszystko powiem. Jo to z Józkiem Kałużą to do jednej laby chodziliśmy. Najpierw na Podgórzu, a potem to na Zwierzyńcu…<BR>
Panie Mól, proszę łaskawie mi powiedzieć, gdzie Cracovia wówczas miała boisko?<BR>
— Boisko? A tyż z pana frajer! — Przecież na piłkę haka nie mieli, a cóż dopiero na boisko? Poprostu jo, tak całkiem musowo i Józek Kałuża, Kolder, Szeligowski wrypywaliśmy słupki na Błoniach i tak to się robiło boisko. A bramkę, to wi Pan z czego się robiło? — Z dętek studenckich — no, nie wi pan? Z ciaka studenckiego. A wisz pan, gdzie poprzeczka była? — W stratosferze panie! Wtenczas chłopcy strzelali tylko górą.<BR>
— Tak panie, to były insze czasy, człowiek honorowo pracował dla klubu, a nie jak dzisiaj tej bajtloki. Czyż pon wisz, że roz to jo honor „Cracovii“ uratowałem? — Sumiennie godom, roz to „Cracovia“ grała z „Wisłą" i Szubert nie chciał bronić karnego, bo sędzia zawalił. Wisz pon, że ten skieł zeszedł z boiska, a tu za chwilę mają strzelać, to wisz pon, co ja zrobiłem, rzuciłem się som i obroniłem z „woleja”, ale tak galantnie wpadła rai w ręce piłka. Żebym tak zdrów był.<BR>
— A to ładnie z pańskiej strony. „Cracovia" pewnie pamięta o tem. A czy sędzia uznał bramkę?<BR>
— lii, jakli wałkoń był. Nie uznał, bo powiedział, żem po cywilnemu byt... Ale honor „Cracovii" i tak moralnie uratowałem. A byłoby psiakość 1:0.<BR>
— Panie Mól, o ile pamiętam sobie, to pon zawsze stał za bramką. Czekał pan na piłkę, która wpadnie na aut, żeby ją odkopać?<BR>
— Ta niby pamięć, to pon mosz. Ale sprostować muszę, że nigdym za bramką nie stół. Pan wisz, że jak mecz się gra, to trza stać tuż, tuż, panie przy słupku. Panie, ja zawsze stałem przy słupku i czekołem tylko na zamie¬szanie. Panie, żeby mnie tak krew zalała, Ile w zamieszaniu ja som goli zrobiłem.<BR>
A zatem w dniu jubileuszu „Cracovii" zwracam się z uprzejmą prośbą do najstarszego kibica „Cracovii“, hrabiego Móla, ażeby, gdy „Admirał" będzie grała z „Cracovią” stał tuż przy słupku, przy bramce „Admiry". Hrabia Mól ma jakieś ukryte siły magnetyczne. Przy¬ciąga piłki do bramki. Jeszcze raz bardzo pana proszę, niech pan stoi przy bramce, bo w pańskich nogach jest honor „Cracovii".


==o 30-leciu w tygodniku Światowid==
==o 30-leciu w tygodniku Światowid==

Wersja z 18:44, 23 gru 2020

W dniu 6 czerwca 1937 odbyła się gala 30-lecie Cracovii.

Zapowiedź obchodów

Relacje z zawodów

Z zawodów lekkoatletycznych 30-lecie Cracovii

zawody lekkoatletyczne

Ku czci zmarłych - 30-lecie Cracovii

międzynarodowe zawody kolarskie

Turniej 30-lecia

Relacja z obchodów 30-lecia Cracovii w tygodniku Światowid

W ubiegłą niedzielę zakończyły się uroczystości jubileuszowe 30-lecia K. S. Cracovia, na które złożyły się: Zawody kolarskie z udziałem elity jeźdźców polskich i zagranicznych - turniej piłkarski, rozegrany pomiędzy drużynami: Admiry, mistrza Austrji, węgierskiego Bocskayu i Cracovii, uroczysta akademja w Starym Teatrze, na którą przybyli reprezentanci wszystkich władz i tłumy publiczności, dawno nieoglądana w Krakowie wspaniała defilada na boisku Cracovii, w której uczestniczyli wszyscy zawdodnicy

"Stara gwardia K. S. Cracovia" i zawodnicy wszystkich sekcji klubu w czasie przemówienia prezesa płk. Miodońskiego na boisku Cracovii. - W grupie założycieli i pierwszych graczy klubu widoczni od lewej: Mjr. Jachieć, prof. dr. Szeligowski, dr. Lustgarten, ppłk. Miller, dr. Wojakowski, radca Gawendzki, Zabża, Miller, Rogalski, Kałuża, Gintel, dyr. Kowalski, Strycharz, Fryc, Kogut, Sperling, Synowiec i inni.
Fotografia: AG. FOT. ŚWIATOWID
Źródło: Światowid
Cała galeria ››

klubu w barwnych kostjumach poszczególnych sekcyj i przy udziale założycieli oraz pierwszych piłkarzy Cracovii - wkońcu bankiet, wydany przez zarząd klubu dla jego członków i przybyłych z całej Polski gości.

W tych dniach uroczystych które święcili nietylko członkowie Cracovii, ale z nami dosłownie cały sportowy Kraków, napłynęły bardzo licznie pod adresem klubu gratulacje od wszystkich niemal związków i towarzystw sportowych polskich i co bardzo charakterystyczne, wielu zagranicznych, które często gościły na swych boiskach drużyny zawodnicze Cracovii.

Świetne imię, jakie Biało-czerwoni w ciągu 30 lat wytężonej pracy zdobyli sobie i dla całego sportu polskiego w potkaniach z zagranicznymi klubami, stawia K. S. Cracovię na pierwszym miejscu wśród wszystkich naszych towarzystw sportowych.

Źródło: Światowid (12 czerwca 1937)

30 lat pracy białoczerwonych - o 30-leciu w dzienniku Ilustrowany Kuryer Codzienny [1][2][3]

30 lat pracy białoczerwonych.
Rzadki w dziejach polskiej kultury fizycznej jubileusz obchodzić będzie w dn. 4—6 czerwca br. jedno z najbardziej zasłużonych naszych towarzystw sportowych, a mianowicie Klub Sportowy Cracovia. Trzydzieści bowiem lat minął od tego czasu, kiedy na Błoniach miejskich w Krakowie pojawiły się po raz pierwszy koszulki sportowców krakowskich o barwach biało-czerwonych.
Początków powstania Cracovii szukać należy w r. 1906, kiedyto z inicjatywy śp. dr. Jordana oraz red. Konczynskiego powstają w Krakowie pierwsze zorganizowane drużyny piłki nożnej — rekrutujące się głównie z pośród młodzieży gimnazjalnej i dochodzi do skutku pierwszy turniej piłkarski, rozgrywany na Błoniach krakowskich.
Wśród drużyn, uczestniczących w tym turnieju najsilniejszemi się okazały zespoły „Mazura” (białoczerwonych), Akademiekiego Klubu Footballowego Cracovia, „Wisły" i „Czerwonych".
Z połączenia sią dwu pierwszych w r. 1907 powstaje Klub Sportowy „Cracovia", zaś z fuzji dwu dalszych drużyn powstało założone w r. 1906 T. S. „Wisła” i stąd też już z datą narodzin obu tych sławnych dziś klubów, zrodziła się rywalizacja między niemi i przetrwała aż do dzisiejszych czasów. I dzieje tej rywalizacji są poniekąd zarazem rozdziała¬mi historji obu klubów, które łączyły najrozmaitsze węzły. Początki istnienia obu klubów, które walczyć musiały z dużemi trudnościami i przesądami starszego społeczeństwa, usposobionego naogół nieprzyjaźnie do sportu, były nad wyraz ciężkie.
Oba kluby trzymały się tylko garstką zapaleńców, którzy oddawali ostatni nieraz grosz, by tylko doprowadzić do dalszego rozwoju swego ukochanego Towarzystwa i nawiązać kontakt z innemi ośrodkami sportowemi, drogą sprowadzania obcych drużyn na zawody.
Oba kluby szukały początkowego poparcia u innych organizacyj, a w szczególności znalazły je u ówczesnego Krajowe¬go Związku Turystycznego, który przyszedł z pewną materjalną pomocą. Ale kontakt ten długo się nie trzymał i oba kluby poszły już swemi drogami, nieraz odrębnemi. Typowym przykładem tego było choćby wstąpienie Cracovii do austrjackicgo „Verbandu", t j. związku uznającego zasadą organizacji państwowej, podczas gdy Wisła przystąpiła do Miądzynar. Unji, uznającej zasadę narodową.
Przez pewien czas fakt ten nie pozwalał obu Klubom na rozgrywanie nawet zawodów. Ale trwało to krótko, gdyż Wisła przystąpiła później także do „Verbandu”, widząc iż to otwierają się lepsze widoki rozwoju.
Jeszcze przedwojenne lata Cracovii stanowiły w jej rozwoju ważny etap.
Rozpoczęto bowiem w tym okresie budową boiska na gruntach wydzierżawionych od konwentu P. P. Norbertanek i również w tym roku Cracovią otrzymał pierwsza z pośród klubów polskich w ówczesnej Galicji czołową austriacką klasą w piłce nożnej, ale było wyrazem jej wysokiej umiejętności, a to dzięki spotkaniom z czołowemi drużynami środkowej Europy, jak np. z wiedeńskimi „Cricketerami", „WAF". „DFC“ (Praga), „Spartą", „Tӧrekves" i in.
Nadeszły lata wojny, zawodnicy musieli przywdziać mundury, wojskowe, zamiast koszulek aportowych. Ale na krótki bardzo czas zamarło życie sportowe na boisku Cracovii. Nie bacząc bowiem na okres zawieruchy, przywiązani do klubu członkowie wyzyskując szczęśliwe okoliczności, tworzą drożynę, która rozgrywa, nie bacząc na czas wojen¬ny, mecze międzynarodowo, których wyniki przynoszą tylko sławą klubowi polskiemu.
A kiedy tylko zaświtała jutrzenka wolności. Cracovia staje odraza w rządzie klubów, która kładą podwaliny pod dzisiejszy sport polski. przystępują m. in. w r. 1919 do założenia Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz Innych organizacyj i związków sportowych.
Pierwszy rok rozgrywek o mistrzostwo Polski był okresem triumfu białoczerwonych, którzy zdobyli czołową pozycją w piłkarstwie polskiem bezapelacyjnie, nie ponosząc ani jednej porażki. Nazwiska graczy Cracovii stały się głośne w całym kraju, a mówiąc o śp. Poznańskim, śp. Kotapce lub Kałuży czy Synowcu, rozumiało się wielkiego piłkarza.
Z biegiem czasu Cracovia rozwija ale coraz bardziej, do sekcyj swoich dawniej już istniejących, dodaje nowe, które podobnie jak piłkarska przysparzają nowych laurów, zapisanych szczytnie w historji klubu.
Wprawdzie w piłkarstwie nie utrzymał sic przy niej tytuł mistrza Polaki w latach następnych, gdyż zawędrował do Lwowa (Pogoń), ale mimo to Cracovia zachowuje nadal swą świetną markę, a wspaniałe jej wyniki, jak np. remis z F. C. Barcelona a dawniej 0:0 z M. T. K. (mistrz Wągier) umacniają sławę jej jedenastki.
Świadkami ponownego zdobycia mistrzostwa Polski przez Cracovię nie jesteśmy już prędko, bo stało się to dopiero z chwilą zmiany systemu rozgrywek mistrzowskich — z chwilą wprowadzenia systemu rozgrywek ligowych.
I teraz w szeregach ekstraklasy widzimy Cracovię. wielokrotnie odgrywającą doniosłą role, co ilustruje choćby zdobycie przez nią dwukrotnie mistrzostwa Polski w r. 1930 i 1932.
Jak na każdy klub sportowy, obok lat wzlotu i sławy, tak samo i na Cracovię przyszedł okres zmniejszonego natężenia pracy. Wprawdzie błysnęła jeszcze świetnością jej piłkarzy w roku 1935, kiedy zdobyli wicemistrzostwo Polski, ale już wtedy dały się zauważyć silne rysy w tym gmachu, który stanowiła reprezentacyjna jedenastka Cracovii. Brak rezerw dawał się wyczuć nie¬mal na każdym kroku i to było powodem, iż muskał przyjść czas kryzysu; był nim spadek z Ligi w r. 1936.
Niedługo jednak trwał ten okres, Cracovia jako silna organizacja, szybko się odrodziła. Spadek do kl. A. wyzyskała umiejętnie na reorganizacją drużyny, na zmontowanie swojego reprezentacyjnego zespołu i szybko nastąpił renesans, godny tem bardziej podkreślenia, iż dokonał się po triumfalnym pochodzie naprzód. Cracovia szła od zwycięstwa do zwycięstwa i nie przegrała w ub. roku ani jednego meczu o mistrzostwo, dzięki czemu weszła z powrotem do Ligi, w której obecnie zajmuje pozycje leadera.
Ale nietylko wyniki piłkarzy Cracovii zwracają uwagę świata sportowego na tę organizacje. Za przykładom ich poszli także i hokeiści oraz członkowie gier sportowych. Wszystkie to sekcje poszczycić się mogą, iż tytuł mistrza Polski pozostawał w ich rękach. Podobnie było z lekkoatletami i kolarzami, kajakarzami i pływakami. Wszyscy oni przynosili swemu klubowi dużo rozgłosu. a ostatnio występ Kistki w Berlinie zdziałał dużo dla propagandy polskiego imienia w Rzeszy.
Nietylko na samem boisku obsrwowaliśmy w ciągu minionego trzydziestolecia barwy białoczerwone, kroczące zwycięsko naprzód. Także i w dziedzinie organizacyjnej działacze Cracovii szli w pierwszym rzędzie, jako twórcy i budowniczowie wielu związków, czyto państwowych, czyto okręgowych.
I dziś na terenie całej Rzplitej widzimy nieraz w gronie dzielnych jednostek, rozsianych w różnych klubach sportowych. nierzadko osoby, które odbywały w młodzieńczych latach „praktykę" w bar wach białoczerwonych. Ma to swoje wytłumaczenie w fakcie, iż kroniki lat przedwojennych notują olbrzymią Ilość inteligencji krakowskiej, która już wtedy zdradzać zaczęła żywe zainteresowanie sportem. Nie same odnoszone zwycięstwa biało-czerwonych budziły respekt dla ich drużyny; w grę wchodziło tu także morale zespołu, które w ciągu minionych lat imponowało niejednokrotnie widowni. Owa przysłowiowa zdolność uzyskiwania zaszczytnych wyników w spotkaniach między¬narodowych stanowiła o tem, iż w reprezentacji piłkarskiej Polski pojawiały się tak często nazwiska zawodników Cracovii i że wszystkie ośrodki polskie tak chętnie witały u siebie drużyną biało-czerwonych.
Ten moment, iż klub oprócz akcji szkoleniowej, zajmował się także i wychowaniem sportowca, świadczył wybitnie o zasługach jego dla całego społeczeństwa.
Praca wzwyż była tam kultywowana zarazem z pracą kształtowania charakteru i stąd też uroczystości jubileuszowe Cracovii będą niewątpliwie przyjęto przez ogół, jako jubileusz trzydziestolecia istnienia doniosłej placówki o charakterze społecznym, która doczekać się musi wielkiego uznania za swą niezmordowaną pracę w minionym okresie.
Wielka popularność, jaką cieszy się ten klub, zobowiązuje do rzeczy wielkich i stąd też ogół oczekuje odeń dalszej wzmożonej pracy dla dobra sportu polskiego.
Życzenia te w najbliższych dniach zapewne popłyną wielkim strumieniem ze strony całego sportu polskiego oraz szerokiego ogółu. Do nich dołącza się także i nasza redakcja „Ad multos annos“.

Trzy krzyżyki Cracovii - o 30-leciu w dzienniku Ilustrowany Kuryer Codzienny [4][5][6]

Trzy krzyżyki Cracovii
Drodzy Państwo! Wybaczcie mi, że na chwilę wstrzymam pióro, ale muszę... tylko momencik — na ćwierć sekundy, chcę włożyć rękawiczki. Śmiejecie się państwo? O. nie! Rękawiczki są bardzo potrzebne, wierzcie mi. Już wkładam, naciągam, wpinam — tak — dobrze — świetnie! No, teraz to Już mogę zacząć pisać. Zawsze lepiej pisać o tematach drażliwych w rękawiczkach. Żałuję tylko, że nie mam pod ręką rękawic bokserskich. Ho. ho, wtenczas nie o jednem napisałoby się. A lematy są, tylko należy po nie sięgnąć. Temat dzisiejszego feljetonu jest bardzo ładny, choć może z drugiej strony jest zbyt ryzykowny i niebezpieczny. Piszący musi być zgóry przygotowany na to, że ktoś z Czytelników zawoła pod jego adresem: „Autor-kalosz"! „Autor — kanarki doić".
Otóż w dniu jutrzejszym Kraków czci uroczyście urodziny pierworodnej córeczki Cracovii. 30 lat temu, a raczej licząc z zegarkiem w ręku 31, dziecko to wykopało się na na świat, na zielonej murawie w parku Jordana. Pociecha grodu podwawelskiego przyszła na świat nie na polu karnem, ani pod odratowaną bramką lub też w nowocześnie urządzonym stadionie, ale na zwykłem boisku, oddanem przez dra Jordana młodzieży szkolnej. Dzisiaj, w dniu jubileuszu, spotyka czcigodną jubilatkę hańbiący zarzut, że była dzieckiem z nieprawego boiska, że nie ona jest pierworodną córą Krakowa, tylko jej siostrzyca „Wisła" — starsza o rok. Może, może, że „Wisła” jest i nawet starszą od „Cracovii“. Przecież na to wszystko trzeba mleć furę czasu, bo mówią o niej: „w Karpatach się rodzi, do morza ucieka". W każdym razie spór jest brzydki.
Kochane siostry-bliżniaczki. Zaklinam Was na gole, strzelone przez Reymana i Kałużę, nie poruszajcie w tym wieku tak drażliwego tematu, jak wasze latał O pannice i to na wydaniu — nietylko już setek junjorków, ale też i senjorów — czyż wypada spierać się o parę głupich miesięcy!
Trzy dni temu poświęciłem trzy minuty czasu, ażeby przekonać się i raz skończyć z tym przedwczesnym porodem „Wisły”. Rękawy za¬kasałem i w pode czoła sięgałem do notatek metrykalnych. I co teraz powiecie państwo? Stwierdziłem z dokładnością do 1/4 sekundy, że te kochane dzierlatki są niczem innem, jak tylko bliźniętami! Tylko proszę nie mylić bliźniąt ze siostrami syjamskiemi. Tamte są wprawdzie w równym wieku, ale nigdy nie były zrośnięte ze sobą. A to świetny kawał! Trzymajcie mnie, bo pęknę ze śmiechu. „Wisła” zrośnięta z „Cracovią” Kibice ratujcie mnie!
A teraz bezstronnie powiem, że pomiędzy powstaniem „Wisły” a „Cracovii“ zachodzi bezsprzecznie pewien okres czasu. Trzeba być w tym wypadku sprawiedliwym. Otóż prawdopodobnie „Wisła” prędzej powstała i jest o kilkanaście minut starsza. To są właśnie te minuty, potrzebne na włożenie i zapięcie spodenek sportowych na boisku w parku Jordana. „Wisła” okazała się zwinniejsza, więc szybciej uporała się z garderobą. Gdybyśmy żyli w Ameryce, sytuacja znacznie zmieniłaby się. Ustawodawstwo amerykańskie twierdzi, że bliźniak, który później zobaczy świat, jest starszy. Taka to jest ustawa w Ameryce I na to niema odwołania. W takim razie „Cracovia“, chociaż podobno później przyszła na świat sportowy, byłaby starszą od „Wisły” stałaby w metryce no pierwszem miejscu tak, jak dzisiaj stoi no pierwszem miejscu W tabeli ligowej!
Obecnie w amerykańskiem tempie przelecimy jej chmurne i górne lata.
Niewątpliwie, że tylko szkolnictwu można przypisać doniosły rozwój sportu, a w szczególności rozkwit piłki nożnej Tak jest dzisiaj i tak było przed 30 laty. Greka i łacina robiła nieprawdopodobne spustoszenia w chłopięcych głowach Mózg studenta był prawdopodobnie za mały i za ciasny, ażeby mógł pomieścić i wchłonąć setki słówek. Cóż więc było robić? Szukano dróg wyjścia. Poprostu młodzież szkolna szła „za labę”, ażeby nie wpaść w czułe objęcia profesorów.
Już od godziny 8-ej rano cichemi uliczkami Krakowa ciągnęły plutony studentów, kierując się stale na zachód, tj. w stronę Błoń. Bazą ochronną dla nich był zalesiony park Jordana. Tu spędzano miłe chwile, studjując zasady gry w piłkę nożną. Były to studja tajne, na świeżem powietrzu. W ten sposób „z miłośników greki i łaciny" powstawały zastępy pierwszych drużyn piłkarskich, stworzone na kolanie. Dzień 6 czerwca 1906 był dniem narodzenia się piłki nożnej w Krakowie. W dniu tym do Krakowa zjechały Tońki i Szczepki ze Lwowa, również wielcy „miłośnicy nauk humanistycznych". Byli to „Czarni” i „Klub IV-go gimnazjum", z którego później powstała „Pogoń” , Lwowiacy już przeszli swoją edukację sportową pod okiem czujnych panów Strońciów i mniej więcej poznali jej zasady gry.
Cała umiejętność kopania w piłkę nożną polegała na tem, kto najwyżej kopnie piłkę w górę i zrobi tak zwaną świecę. Lwowiacy górowali jeszcze nad Krakowem tem, że byli od stóp do głów ubrani po sportowemu. Tak jak w r. 1918 Kraków pierwszy przyszedł z pomocą Lwowowi, tak Lwów w r. 1906 przyszedł z pomocy Krakowowi.
Kochani Lwowiacy o nabrzmiewających sercach przywieźli ze sobą oprócz prowiantów nawet i kast jurny sportowe dla swych „wrogów” z Krakowa, ażeby w ten sposób szanse zwycięstwa wyrównać. Niestety, ambitni Krakowianie odrzucili ofiarowane im koszulki i buciki footbalowe, wołając chórem: „Idź koszulo do koszuli, my Krakowianie kochamy swoje studenckie mundury”.
Jakiż był efekt tej brawury Krakowa? W pierwszem spotkaniu zaraz Krakowianie przerżnęli 2.-0, a „IV gimnazjum” ze Lwowa pokonało drugi skład Krakowa w stosunku 4.-0. Po tej sromotnej klęsce gracze krakowscy uznali, że nie mundury studenckie zdobią footbalistów, a tylko koszulki sportowe 1 spodenki. Przyczyną klęski Krakowian było jeszcze to. te drużyna krakowska grała w dziesiątkę. Jedenasty nie wystąpił na boisku, ponieważ się wstydził...
Na drugi dzień po wyjeźdzle „Czarnych" z Krakowa żaden student nie odważył się pójść za labę. Coś go w sercu bolało, jakiś żal w nim nurtował. Chociaż Jeden z drugim pojęcia nie miał o łacinie i grece, mknął szybko do gimnazjum. ażeby z kolegami omówić wczorajszy hańbiący wynik dla Krakowa.
Powstały sejmy, sejmiki, radzono całemi godzinami, nawet podczas wykładów i omawiano, jak należy zorganizować się I pomścić straszną klęskę Krakowian. Teraz to powstają, juk grzyby po deszczu, pierwsze drużyny piłkarskie. Najpierw powstaje klub biało-czerwonych, zwany „Mazurem". W parę godzin później, a może nawet minut, na drugiej przerwie rodzi się drugi klub, t. zw. „Akademicki Klub Footbalowy Cracovia". Teraz znowu jak Wieżyczka wyrasta trzeci klub o odmiennym kolorze, klub „Czerwonych", a później wypływa znów „Wisła”. Dzisiejsza jubilatka przyodziała się wówczas w skromne okrycie, tj. w białe koszulki. Niebieska szarfa, niczem wielka wstęga Niebieskiej Podwiązki przepasywała bohaterskie piersi pierwszych graczy dzisiejszej „Cracovii“. Strój ten okazał się mało praktyczny, gdyż przekonano się, że zasady, wpajane przez dra Tadeusza Konczyńskiego, nie były respektowane.
Grano wówczas nietylko nogami, ale też i rękami. Gdy gracz przedzierał się przez mur obrońców i już miał oddać strzał do bramki, wtedy to przeciwnicy powstrzymywali go w zapale. Poprostu łapano go za niebieską szarfę, która przeważnie pozostawała w ręku „wroga“, jako symbol zwycięstwa.
Poza tem biało-niebiescy z powodu swoich niebieskich szarf byli wyśmiewani przez P. T. Publiczność. Przezywano ich „ślusarzomi”, albo „akademikami". Wspomniane 4 kluby poczyniły w miesiącach letnich olbrzymie postępy, każda drużyna myślała tylko o tem, jakby zrehabilitować Kraków po czerwcowej klęsce ze Lwowem. Dnia 30 września rozegrano rewanżowe spotkanie z „Czarnymi” we Lwowie. Na egzekucyjną drużynę wyznaczono „Mazura”, który miał rozprawić się z Tonkami lwowskimi. „Mazur" nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i wyjeżdżając ze Lwowa, napisał kartkę do krakowskich drużyn: „Veni, vidi, vici 1:0”.
Młodzież krakowska teraz szaleje z radości z powodu zwycięstwa, natomiast profesorowie i rodzice szaleją z rozpaczy na myśl, że w samym Krakowie powstało już 16 drużyn pliki nożnej. Ażeby zredukować cyfrę klubów i nie przerażać ciał rodzicielskich, kluby niektóre połączyły się ze sobą.
IV r. 1907 „Mazur” łączy się z „Cracovią" węzłem małżeńskim. Oddaje jej swe barwy biało-czerwone, o nawet zapisuje na jej nazwisko cały swój dorobek sportowy. To samo robią dwie pozostałe drużyny, tj. „Czerwoni" i „Wisła". Łączą się nierozerwalnym węzłem. Jedna da je firmę, druga tylko kolor i gwiazdkę.
Od tego czasu lato szybko mkną na wspólnem kopaniu się na Błoniach. Sport footbalowy rozwija się błyskawicznie i z każdym miesiącem, a nawet z każdym dniem wielkiemi krokami kroczy naprzód.
Piłka nożna była tym pierwszym tankiem, który zburzył zaśniedziały mur, odgraniczający młodzież od kultury sportów fizycznych. Stary Kraków nie prędko pogodził się z hasłem rzuconem „propagujmy sport"! Dostojne metrony były zgorszone widokiem obnażonych kolan chłopców, grających w piłkę. Kauczukowy „halstuck" poprostu dusił starego dziadzia na widok rozpiętej koszuli wnuka. Z po¬gardą i kpinami odnoszono się do wyczynów sportowych młodzieży. W tych czasach najaktualniejszym tematem satyry i humoru był sport i jego najmłodszy twór — piłka nożna.
Dziwny zbieg okoliczności łączy się z jubileuszem „Cracovii“. Po 26-ciu latach od roku, w którym Boy-Żeleński z Witoldem Noskowskim w Jamie Michalikowej wystawili „Szopkę Zielonego Balonika", właśnie dzisiaj przyjeżdżają piłkarze z tej samej miejscowości, z Debreczyna, tylko pod inną nazwą, pod nazwą „Bocskai". Zobaczymy teraz, co przed 26-ciu laty pisał o „Cracovii" i jej przeciwnikach z Debreczyna Boy.

Toż prosta godność człowiecza
Każę być świadkiem dzisiejszego meczą.
Z Cracovią się dziś potyka
Keczkemet, Atletika
Pierwszorzędna węgierska drużyna,
Co zjechała tu na mecz z Debreczyna.
Za nasze klubowe emblemy
Już trzeci dzień się kopiemy.
A ja sam za Krakowa czci ocalenie Trzy razy nogą dostałem w siedzenie.
Więc widzimy, że i w tych latach napięcie na meczach było nawet bardzo duże. A dalej Boy ciągnie:
Przyjechali do Krakowa piłkarze,
by nogami strzelać sobie w twarze.
Keczkemet z Debreczyna,
Atletikał drużyna
z Cracovią zaczyna.
Wielkie tłumy cisną się na boisku,
Wziął przy kasie jeden drugi po pysku.
I znowu po 26-ciu latach widzimy bardzo małe zmiany. Boy w swej piosence podaje dalsze szczegóły:
Już w powietrzu leci pitka wysoko,
Prawy łącznik już podbite ma oko.
Leci piłka między gości, robi aut,
Jezus Marja, Herr Gott, psiakrew!!! Dieul Gewałt!.
Piosenkę swą kończy Boy zwrotką:
Dziś Sobieski miast na Turkach tępić miecz
Pojechałby do Stambułu kopać mecz.
Keczkemet z Debreczyna
Atletikał drużyna
Rewanż się zaczyna.

Minęło 26 lat od czasu, gdy Teofil Trzciński śpiewał te piosenki w Jamie Michalikowej. Od tego czasu niejedno już się zmieniło. Kto wie, czy Boy w ostatniej zwrotce nie miał racji używając tego trafnego porównania. Pamiętamy przecież ile to razy Polska dzisiejszą święci triumfy sportowe, właśnie dzięki muskułom jej synów, tych właśnie studentów, którzy przed laty kopali w szmaciankę w parku Jordana, niejeden z nich, w dowód zasług, otrzymał za swą tężyznę fizyczną i swe wysiłki złoty Krzyż Zasługi!...
Dziś naród umie ocenić zasługi sportowca. Przed laty było inaczej. Boy w swej szopce, w scenie „Psyche z footbalistą", tak szkicuje postać sportowca:
Psyche:
Cóż to za potężna postać! nareszcie clę widzę,
Znalazłam cię, jak ta Jadwiga, co wyszła na rydze.
0 Tobiem wszak marzyła, deblem w snach widziała,
Ku Tobie dzisiaj dusza moja pała.
Widzę, że wszystko tamto, to były czcze mary,
Te łydy! te uda! te bary!
Gdy swoją piłkę kopiesz tak wysoko.
Że ledwie dojrzy jej oko.
Serce mi w piersiach zamiera
Niebo się jakież otwiera
I czuję, że twym mocarnym nadbutem
Znów mnie łączysz z absolutem.
Footbalista:
O, co do tego, to nie będzie teraz ze mnie zysku:
Za kwadrans muszę być na boisku.
Psyche na co odpowiada na nutę Fausta:
Pozwól mi, pozwól mi
Spojrzeć na twe muskuły.
Męski biust moich ust
Pieszczocie podaj czułej.
W swe ramiona chwyć mnie, chwyć itd.
Teraz Footbalista przerażony odśpiewuje Psyche:
Kiedy nie wie, że dla footbolowego atlety,
Od marca do października nie istnieją kobiety.
My ii te tu o romansach człowiecze,
Kiedy tam czekają mecze.
Kończy swą piosenkę:
Ale niech mi pani powie, jak pani na Imię,
To ja się tam zgłoskę w zimie.
Teraz Psyche popada w szał i w irytację:
O sporcie, sporcie nieczuły,
O wy kłamliwe muskały,
0 marzeń złudo okrutna,
0 dolo ty moja smutna!
I znów w świat Idę prosto mego nosa,
Szukać Erosa.
Lecz teraz na chwilę odbiegnę od szopki Michalikowej, od Boyowych piosenek, ażeby jeszcze raz wróci! do tej pierwszej szopki footbalowej na Błoniach. Lecz kogóż spytać o te dawne lala i wspomnienia? Szukam przez chwilę człowieka. Już go mam! Jest to nieśmiertelny kibic, który od początku powstania „Cracovii“ stał niestrudzenie stale przy bramce. Jest nim najstarszy kibic drużyny „hrabia Mól ze Zwierzyńca".
Hrabia Mól jest postacią historyczną „Cracovii", jest jednym z pierwszych „założycieli" sznurów i palików na Błoniach. On to „Cracovii” wytyczał boisko na Błoniach i usuwał z pola karnego pasące się krowy. Nieśmiało podchodzę da tego senjora kibiców. Hrabia Mól z wrodzoną uprzejmością w tonie zwierzyniecko-dębnickim odpowiada mi: „A cóż pan chcesz wiedzieć?! Jo panu wszystko powiem. Jo to z Józkiem Kałużą to do jednej laby chodziliśmy. Najpierw na Podgórzu, a potem to na Zwierzyńcu…
Panie Mól, proszę łaskawie mi powiedzieć, gdzie Cracovia wówczas miała boisko?
— Boisko? A tyż z pana frajer! — Przecież na piłkę haka nie mieli, a cóż dopiero na boisko? Poprostu jo, tak całkiem musowo i Józek Kałuża, Kolder, Szeligowski wrypywaliśmy słupki na Błoniach i tak to się robiło boisko. A bramkę, to wi Pan z czego się robiło? — Z dętek studenckich — no, nie wi pan? Z ciaka studenckiego. A wisz pan, gdzie poprzeczka była? — W stratosferze panie! Wtenczas chłopcy strzelali tylko górą.
— Tak panie, to były insze czasy, człowiek honorowo pracował dla klubu, a nie jak dzisiaj tej bajtloki. Czyż pon wisz, że roz to jo honor „Cracovii“ uratowałem? — Sumiennie godom, roz to „Cracovia“ grała z „Wisłą" i Szubert nie chciał bronić karnego, bo sędzia zawalił. Wisz pon, że ten skieł zeszedł z boiska, a tu za chwilę mają strzelać, to wisz pon, co ja zrobiłem, rzuciłem się som i obroniłem z „woleja”, ale tak galantnie wpadła rai w ręce piłka. Żebym tak zdrów był.
— A to ładnie z pańskiej strony. „Cracovia" pewnie pamięta o tem. A czy sędzia uznał bramkę?
— lii, jakli wałkoń był. Nie uznał, bo powiedział, żem po cywilnemu byt... Ale honor „Cracovii" i tak moralnie uratowałem. A byłoby psiakość 1:0.
— Panie Mól, o ile pamiętam sobie, to pon zawsze stał za bramką. Czekał pan na piłkę, która wpadnie na aut, żeby ją odkopać?
— Ta niby pamięć, to pon mosz. Ale sprostować muszę, że nigdym za bramką nie stół. Pan wisz, że jak mecz się gra, to trza stać tuż, tuż, panie przy słupku. Panie, ja zawsze stałem przy słupku i czekołem tylko na zamie¬szanie. Panie, żeby mnie tak krew zalała, Ile w zamieszaniu ja som goli zrobiłem.
A zatem w dniu jubileuszu „Cracovii" zwracam się z uprzejmą prośbą do najstarszego kibica „Cracovii“, hrabiego Móla, ażeby, gdy „Admirał" będzie grała z „Cracovią” stał tuż przy słupku, przy bramce „Admiry". Hrabia Mól ma jakieś ukryte siły magnetyczne. Przy¬ciąga piłki do bramki. Jeszcze raz bardzo pana proszę, niech pan stoi przy bramce, bo w pańskich nogach jest honor „Cracovii".

o 30-leciu w tygodniku Światowid

30-lecie opisane w tygodniku Światowid nr. 24 z dn. 12 czerwca 1937 r., cz.1, cz.2

Galeria zdjęć

Zobacz też