2007-08-25 Cracovia - ŁKS Łódź 0:0
|
Orange Ekstraklasa , 5 kolejka Kraków, sobota, 25 sierpnia 2007, 19:00
(0:0)
|
|
Skład: Cabaj Kulig Skrzyński Radwański Kłus Baran Nowak Kostrubała (67' Wiśniewski) Pawlusiński (63' Bojarski) Witkowski (46' Dudzic) Moskała Ustawienie: 3-5-2 |
Sędzia: Mirosław Górecki z Katowic
|
Skład: Wyparło Cerić Kłos Sikora (87' Komorowski) Łakomy Trałka (66' Przybyszewski) Woźniczka Szczot (77' Potocki) Dąbrowski Arifović Madej Ustawienie: 4-4-2 |
Mecz następnego dnia
Trenerzy o meczu
Stefan Majewski (trener Cracovii)
Myślę, że dziś szczęście nam nie dopisało. Wypracowaliśmy sobie bardzo wiele sytuacji. Gdyby udało nam się jedną bramkę strzelić, zmieniłby się prawdopodobnie obraz gry. Tak ŁKS się bronił, a nam się nie udało dziś strzelić bramki.
Wojciech Borecki (trener ŁKS Łódź)
Było bardzo ciężko, tak jak się zresztą spodziewaliśmy. W chwili obecnej ten punkt zdobyty tutaj w pełni mnie satysfakcjonuje. Mam pretensje do swoich zawodników jeśli chodzi o pierwszą połowę. Nie mieliśmy tak grać. W drugiej połowie zespół podjął walkę, o ile zawodnicy byli słabsi pod względem techniczno-taktycznym, to nadrabiali to cechami wolicjonalnymi. Mieliśmy swoje okazje do strzelenia gola. Przypomnę tylko sytuację Sikory, ale chyba nad tym piłkarzem ciąży jakieś fatum. Muszę pochwalić za dzisiejsze spotkanie Kłosa i Wyparłę.
Piłkarze po meczu
Tomasz Moskała - napastnik Cracovii
Tydzień temu zagraliśmy słabiej, a wygraliśmy. Pokazaliśmy, że potrafimy grać ofensywnie, ale cóż z tego, skoro nie strzeliliśmy bramki. ŁKS był ustawiony bardzo defensywnie. Gdybyśmy zdobyli gola w pierwszej połowie, mogliśmy wygrać dwa lub trzy do zera. Prawie wszystko funkcjonowało dobrze. Sam miałem dwie sytuacje, było jeszcze kilka innych. Na pewno pozostaje niedosyt, bo byliśmy lepsi.
Tomasz Kłos - obrońca ŁKS-u
To spotkanie wyglądało trochę inaczej niż w tamtym sezonie [wtedy było 1:1 - przyp. red.]. Punkt zdobyty w Krakowie jest dla nas bardzo cenny i ten remis możemy uznać za sukces. Z dużym sentymentem wróciłem do Krakowa. Z Wisłą przecież odnosiłem duże sukcesy, dwukrotnie zdobywając mistrzostwo Polski.
Bogusław Wyparło - bramkarz ŁKS -u
Już przed meczem trener uczulał nas, że Cracovia będzie grać bardzo ofensywnie i groźnie atakować skrzydłami. Miałem dzisiaj sporo pracy, ale udało mi się zachować czyste konto. Nie zrobiłem w sumie nic wielkiego. Z przebiegu całego spotkania mieliśmy mało sytuacji strzeleckich, ale remis wydaje się sprawiedliwy. Nie ma bramkarzy, których nie można pokonać. Miałem dzisiaj trochę szczęścia i udało mi się wybronić kilka piłek.
Prasa
Lepsza gra, ale punktów mniej - Gazeta Wyborcza 27.08.2007
W trzecim występie na własnym boisku Cracovia straciła dwa punkty, choć rozegrała najlepsze spotkanie w tym sezonie
Przewaga w umiejętnościach technicznych i taktycznych gospodarzy nie podlegała dyskusji i uwidoczniła się już po kwadransie gry. Największe zagrożenie bramkarzowi ŁKS-u groziło za sprawą mocnych strzałów Dariusza Pawlusińskiego. Podobali się szczególnie dwaj defensywni pomocnicy Dariusz Kłus i Arkadiusz Baran, którzy pracowali na całym boisku.
Cracovia miała więcej okazji do strzelenia gola niż w czterech poprzednich meczach. Bramki nie zdobyła, bo po przeciwnej stronie klasę pokazali rutyniarze Bogusław Wyparło i Tomasz Kłos. Ten drugi popełnił wprawdzie dwa błędy w pierwszej połowie, ale jego spokój, opanowanie i doświadczenie okazały się nieodzowne.
- To był nasz najlepszy mecz. Słabiej zagraliśmy z Jagiellonią, ale tam z trzech sytuacji zdobyliśmy dwie bramki - przypomniał Jacek Wiśniewski, pomocnik Cracovii.
- Mam pretensje do zawodników o pierwszą połowę. Bardziej zmotywowana Cracovia stłamsiła nas wolą walki - nie ukrywał trener gości Wojciech Borecki.
Ale to jego podopieczni powinni najbardziej pluć sobie w brodę. W 44. min Robert Szczot wpadł z piłką w pole karne. Strzelił w słupek, piłka odbiła się od zaskoczonego Marcina Cabaja i poleciała w stronę Mieczysława Sikory. Łódzki pomocnik nie potrafił skierować jej do pustej bramki. - Chyba jakieś fatum wisi nad Sikorą. Mógłby zostać królem strzelców ekstraklasy, gdyby wykorzystał wszystkie sytuacje - stwierdził Borecki.
W drugiej połowie nie tylko Cracovia dążyła do zdobycia gola, ŁKS wyprowadzał coraz groźniejsze kontry. Trybuny poderwał Bartłomiej Dudzic, który trafił w poprzeczkę. Widownia domagała się wejścia Wiśniewskiego, ale trener Stefan Majewski wprowadził Marcina Bojarskiego. Nikt na boisku nie oszczędzał się, ale po dwóch brutalnych faulach Szczot powinien dostać czerwoną kartkę.
W 68. min Dariusz Kłus już widział piłkę w siatce po uderzeniu lewą nogą. Gola nie było, bo do piłki wyskoczył niczym sprężyna Wyparło i w niewiarygodny sposób zdołał ją wybić. - Darek nie ma lewej nogi, nie spodziewałem się lepszego strzału - kpił Wyparło. - Nie ma bramkarzy niepokonanych, udało mi się wybronić kilka sytuacji i nie robiłbym z tego żadnej sensacji.
- To jest cały Bodzio. O ile na przedpolu może nie fruwa, to na linii jest bardzo dobry - odpowiedział Kłus.
Cracovia coraz mocniej dążyła do strzelenia gola. Wyparło miał pełne ręce roboty - do jednej z piłek wybiegł za pole karne i wybił ją głową.
- Kiedy zamknęliśmy ŁKS na swojej połowie, to wreszcie czułem, że gram w Cracovii - mówił Baran. Goście nie przebierali w środkach i dostali aż siedem żółtych kartek, w tym Kłos za grę na czas. Po chwili sprezentował piłkę Dudzicowi na linii pola karnego, ale napastnik Cracovii strzelił za wysoko. W odpowiedzi kontra Łukasza Madeja zakończyła się uderzeniem tuż przy spojeniu bramki.
Trener Majewski długo po końcowym gwizdku nie ruszał się z ławki rezerwowych, nie wierząc w stratę punktów. - Tylko żebyśmy znowu nie musieli przychodzić do pracy na ósmą rano - martwił się Baran.
A niech Cię, Bodzio - Gazeta Krakowska 27.08.2007
W utyskiwania, że "Pasy" nie strzeliły bramki, że tylko zremisowały i że w ogóle jest do czterech liter, wsłuchiwać się nie warto. Grunt, że krakowianie wyszli ze stanu śpiączki. Pacjent żyje i chyba wraca do zdrowia.
Ktoś skontruje: najważniejsze są punkty. Sami piłkarze, rozczarowani - co zrozumiałe - wynikiem, jak jeden mąż powtarzali w sobotę wieczorem, że lepiej jest brzydko wygrać niż ładnie zremisować. W takim rozumowaniu kryje się jednak poważny błąd logiczny.
Twierdzenie powinno brzmieć inaczej: łatwiej jest o sukces, kiedy grasz dobrze i stwarzasz sytuacje. Jeśli zwyciężasz po słabej grze - osiągnąłeś to przez przypadek.
Tylko jedna rzecz, a mówiąc bardziej precyzyjnie - osoba, powstrzymała przedwczoraj gospodarzy przed zdmuchnięciem łodzian z powierzchni ziemi. Bogusław Wyparło dokonywał w bramce rzeczy nieprawdopodobnych, choć kiedy stanął później przed dziennikarzami, nie zgrywał bohatera. - Nie zrobiłem dzisiaj nic wielkiego. Miałem trochę szczęścia i to wszystko; nie robiłbym z tego żadnej sensacji -wzruszał ramionami.
Określenie "nic wielkiego" nie pasuje zwłaszcza do wydarzenia z 68 minuty. Wtedy w doskonałej sytuacji znalazł się Dariusz Kłus; piłka przy nodze, 10 m od bramki, czas na reakcję. Pomocnik Cracovii strzelił bardzo inteligentnie: technicznie, w długi róg. Pewny gol - wydawało się wszystkim. Kiedy jednak kibice już zaczynali zrywać się z miejsc, nagle znikąd, jakby go ktoś akurat namalował, pojawił się Wyparło i akrobatyczną interwencją wybił piłkę na róg. Szok. Zrezygnowany Kłus upadł na kolana i złapał się za głowę.
- Już widziałem piłkę w siatce - zwierzał się potem. - Duże ukłony dla Bodzia. Wyciągnął się jak struna. Cały on. Na przedpolu może tak nie fruwa, ale na linii jest świetny. Grałem z nim trzy lata - superbramkarz - chwalił kolegę.
"Bodzio" zrewanżował się żartem. - Darek Kłus nie ma lewej nogi, więc nie spodziewałem się lepszego strzału -uśmiechał się. -Nie, tak naprawdę zrobił to nieźle, ale udało mi się końcami palców odbić piłkę.
Bramkarz gości kapitalnie interweniował też przy dwóch strzałach Dariusza Pawlusińskiego z rzutów wolnych (21 i 62 min) i jednym Tomasza Moskały (49). Łapał wszystko, a tylko raz wyręczyła go poprzeczka: w 49 min po indywidualnej akcji piłką trafił w nią Bartłomiej Dudzic.
Co ciekawe, w tym jednym meczu krakowianie oddali więcej strzałów niż w czterech poprzednich spotkaniach razem wziętych. Już po 20 minutach mieli na koncie osiem prób. Niespotykana historia. - Cracovia od początku pokazywała, że jej bardziej zależy, że jest bardziej umotywowana - oceniał trener łodzian Wojciech Borecki. Jego podopieczni zaprezentowali się pod Wawelem z kiepskiej strony (skupieni na defensywie, zachowawczy, czasem mieli problem z wymianą trzech podań), ale paradoksalnie to oni stworzyli najlepszą sytuację w tym spotkaniu. W 45 minucie Robert Szczot postanowił złamać poprzeczkę w bramce Cracovii; uderzył potężnie z kilkunastu metrów, piłka zatańczyła między aluminiową konstrukcją a Marcinem Cabajem i spadła pod nogi Mieczysława Sikory. Pomocnik ŁKS miał przed sobą pustą bramkę i z 7 metrów spudłował!
- Sikora mógłby być królem strzelców, gdyby wykorzystywał wszystkie stuprocentowe sytuacje. Nie wiem, ale jakieś fatum ciąży nad tym chłopakiem - komentował Borecki. Barwnie opisał też kontrataki swojego zespołu, które z reguły kończyły się niecelnymi strzałami z dystansu. - Trzeba dać szansę bramkarzowi, żeby się pomylił - stwierdził.
Gospodarze dali Wyparle więcej niż jedną, ale bramkarz ŁKS jak na złość nie chciał się poddać. O, pardon, padł jeden gol dla Cracovii, tyle tylko, że była to fatamorgana. W 76 min zbiorowemu złudzeniu ulegli widzowie na krytej trybunie. Wszystkim wydawało się, że piłka wpadła do siatki tuż przy słupku, ale po chwili euforia została brutalnie przerwana. Ni stąd ni zowąd bowiem, futbolówka wytoczyła się zza bramki. Jęk zawodu było słychać chyba nawet w Nowej Hucie. Pocieszenia można było szukać na boisku: najważniejsze, że mirażem nie była dobra gra "Pasów".