2000-09-16 Cracovia - Lewart Lubartów 4:0
Cracovia - Lewart Lubartów 4-0 (2-0)
Bramki: Księżyc (2, 44, 78), Ziółkowski (56)
Sędziował Robert Kubas z Rzeszowa.
Widzów 1 000.
Cracovia: Paluch - Powroźnik, Ziółkowski, Siemieniec - Wacek (80 Kowalik), Gruszka, Księżyc, Fudali, Baster (68 Kopyść) - Zegarek (58 Podsiadło), Hrapkowicz.
Lewart: Nosowski - Mitura, Komor, Meksuła - Szajkowski (46 Kański), Melchior (60 Bordzoł), Dec, Kuchta, Bronowicki (31 Klepacz) - Popławski, Kaczmarski (86 Mirosław).
Cracovia spełniła oczekiwania niecierpliwych kibiców - wysoko wygrała, a bramek mogła zaaplikować Lewartowi nawet i trzy razy więcej. Trzy z tych, które padły, były zasługą nie tylko precyzji strzelca Tomasza Księżyca, który upolował w sobotę hat-trick, ale i fatalnie interweniującego bramkarza Lewartu Ireneusza Nosowskiego. Trudno jednak tylko w nim upatrywać winowajcy wysokiej porażki beniaminka. Na tle technicznie grającej i starającej się wykazywać taktycznymi pomysłami Cracovii Lewart zaprezentował się jak przeciwnik z niższej ligi.
W 2 min krakowianie objęli prowadzenie - mocny strzał Księżyca zza linii pola karnego w prawy róg bramki i ku zaskoczeniu bramkarza Nosowskiego piłka zatrzepotała w siatce. Przez 15 następnych minut Cracovia przeprowadzała ataki skrzydłami, po których także mogły padać bramki. Skutecznie nie finalizowali ich jednak Wacek i Baster. Przestój w grze Cracovii w następnej części I połowy Lewart wykorzystał na wycieczki pod bramkę rywala. Po strzale Marcina Popławskiego piłka minęła słupek, uderzenie Borysa Kaczmarskiego zablokowali obrońcy. Końcówka I połowy znów należała do podopiecznych Andrzeja Bahra. Dobrymi podaniami obsługiwali kolegów zwłaszcza [[Piotr Powroźnik]] i [[Marek Baster]], ale ani Wacek ani Gruszka nie zamieniali ich na bramki. Wreszcie Cracovia wyszła z atakiem środkiem pola, po podaniu Gruszki Księżyc znalazł się przed Nosowskim i skorzystał z jego niepewności, odważnie wstawiając nogę i podbijając piłkę ponad bojaźliwie interweniującym bramkarzem z Lubartowa.
Dominacja Cracovii w II połowie była bezdyskusyjna. Z morza sytuacji strzeleckich pomyślne zakończenie miały dla krakowian tylko dwie. W 56 min przy linii bramkowej wywalczył piłkę Marcin Hrapkowicz, wrzucił ją w pole bramkowe, a stojący tam Robert Ziółkowski mocnym uderzeniem wpakował futbolówkę do siatki. W 78 min jeszcze raz nie lada kunsztem popisał się Księżyc, który znów z daleka uderzył mocno, tak, że piłka trafiła w lewy górny róg bramki.
Wcześniej okazji strzeleckich nie wykorzystali Tomasz Wacek (47, 50 min), Paweł Zegarek (54 min), Tomasz Podsiadło (57, 66, 88 min) i po świetnej indywidualnej akcji wyróżniający się w całym meczu dobrą grą Powroźnik. Lewart raz zagroził bramce Palucha, z wolnego tuż przed końcowym gwizdkiem uderzał tuż nad poprzeczką Artur Kuchta.
Po meczu powiedzieli:
Roman Dębiński, trener Lewartu: - Przegraliśmy, bo byliśmy słabsi. Jednak gdyby dziś mój bramkarz bronił normalnie, co najmniej trzy bramki nie musiałyby paść. Chętnie wymieniłbym bramkarza, ale Lewart to bardzo mały klub. Gramy tymi zawodnikami, którzy awansowali do III ligi, nie stać nas na drogie transfery. Z dzisiejszej porażki tragedii jednak nie robię, bardziej żal mi wcześniejszych meczów, które przegraliśmy mimo że byliśmy lepsi: tak było z Wisłoką, Pogonią Staszów, Unią Tarnów. Naszym celem jest utrzymanie w lidze, ale nie kosztem wprowadzania klubu w długi.
Andrzej Bahr, trener Cracovii: - Trzeba mieć dystans i do sukcesów, i do porażek. Wygraliśmy 4-0, ale popełniliśmy taką samą ilość błędów, jak w meczu z Górnikiem Wieliczka, który zremisowaliśmy. Tym razem jednak przeciwnik był słabszy i nas nie skarcił. Wciąż daleko nam do takiej formy, jakiej bym sobie życzył. Powinniśmy grać agresywnie, ze skracaniem pola gry, na razie zatrzymaliśmy się w połowie drogi, bo od zespołu oczekuje się nie tylko dobrej gry, ale przede wszystkim wyników - my mamy być w czołówce. Ciężko jest budować zespół, zmienić system gry i jeszcze być w czołówce. Ciężko też wprowadzać młodych zawodników, bo wiadomo, że na początku mogą obniżyć poziom gry. Wiem, że będziemy grać tak jak powinniśmy, ale kiedy, wolę nawet o tym nie myśleć. Dziś stworzyliśmy tyle sytuacji, że mogliśmy wygrać i 8-0, skończyło się na czterech bramkach. Podobnego wyniku życzyłbym sobie w meczu z Hutnikiem za tydzień, choć wiem, że to raczej marzenia. Tyle, że marzenia czasem się spełniają. Hutnik, podbudowany serią trzech zwycięstw, będzie jednak trudnym rywalem.