1997-03-16 Cracovia - Siarka Tarnobrzeg 1:0
Cracovia - Siarka Tarnobrzeg 1-0
Bramki: Sosin (40)
Sędziował
Widzów 2500
Cracovia: Matusiak, Góra, Walankiewicz, Szymiński, Kubik, Sosin, Depa, Bernas (90 Węgiel), Dołęga, Zegarek (63 Powroźnik), Martyniuk (76 Hrapkowicz)
Opis meczu Tempo:
W pierwszej połowie goście z Tarnobrzega grali nieco swobodniej od krakowian, mieli lekką przewagę w polu, ale wcale nie szło to w parze z zagrożeniem bramki przeciwnika. Pod tym względem groźniejsze były âPasy", nastawione raczej na kontratak. Po jednej z takich właśnie akcji, w 26. min - w wyśmienitej sytuacji znalazł się Martyniuk, ale fatalnie spudłował. Była to bodaj najlepsza okazja do zdobycia bramki w całym meczu, ale cóż - napastnik Cracovii miał wczoraj marny dzień. Sknocił także dwie okazje po zmianie stron, aż podenerwowany trener Alojzy Łysko wycofał go z gry. Wracając wszakże do pierwszej połowy - co nie udało się Martyniukowi, udało się Łukaszowi Sosinowi. W 40. min pomocnik gospodarzy przelobował wybiegającego bramkarza, piłka trafiła w poprzeczkę, a odbita od niej spadła za linię bramkową.
Drugą połowę Siarka rozpoczęła od bardzo energicznych ataków, gospodarze zepchnięci zostali do obrony, ale niezbyt długo cierpła skóra na kibicach Cracovii. W 51. min âPasy" wyprowadziły świetną kontrę, szybki niczym żywe srebro Dołęga - w sytuacji sam na sam z bramkarzem, tuż po minięciu Unii pola karnego - został bezpardonowo sfaulowany przez znajdującego się z tyłu obrońcę, na co sędzia w ogóle nie zareagował! Przewinienie było tak ewidentnie kwalifikujące się do podyktowania rzutu karnego, a nawet jednoczesnego sięgnięcia po czerwony kartonik iż na trybunach zawrzało. Arbiter chyba się zreflektował i zrobił coś, czego sędzia nigdy zrobić nie powinien. Chcąc âwynagrodzić" gospodarzom swój błąd, a jednocześnie uspokoić wzburzoną publiczność, ukarał kolejną żółtą kartką - za błahe przewinienie! - Samca. Było to w 53. min, tarnobrzeski gracz ze spuszczoną głową opuścił plac gry, a szansę gości na odrobienie strat oczywiście zmalały.
Z obu tych wydarzeń - kompromitujących warszawskiego arbitra - korzyść była jedna. Otóż wyzwoliły one w piłkarzach Cracovii i Siarki tak zwaną âsportową złość" (w dobrym tego słowa znaczeniu), mecz stał się jeszcze bardziej zażarty, ba - odtąd właśnie miał sporą ekspresję. Przyjezdni - uznanie im za to - walczyli bardzo dzielnie, âPasy" zaś raz po raz kontrowały. W tej fazie spotkania bezsprzecznie bliżsi zdobycia gola byli krakowianie, ale cóż - z ich dyspozycją strzałową było kiepsko. Skromnie licząc, futboliści w biało-czerwonych kostiumach mieli w tym okresie co najmniej cztery pozycje, z których powinny paść bramki.