1924-04-27 Kraków - Górny Śląsk 1:1

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 21:10, 15 maj 2023 autorstwa Olimp (Dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

prawdopodobny termin


Herb_Kraków


pilka_ico
mecze towarzyskie Kraków
niedziela, 27 kwietnia 1924

Reprezentacja Krakowa - Reprezentacja Śląska

1
:
1

(0:0)



Herb_Śląsk


Skład:
Wisła Kraków herb.png Wiśniewski
Makkabi Kraków herb.png Schneider II
Jutrzenka Kraków herb.png Klotz
Cracovia herb.png Synowiec
Wawel Kraków herb.png Seichter
Cracovia herb.png Styczeń
Cracovia herb.pngSperling
Cracovia herb.pngReyman III
Cracovia herb.png Kałuża
Makkabi Kraków herb.png Heim
Wisła Kraków herb.png Adamek

Sędzia: Rosenfeld z Bielska
Widzów: 3000

bramki Bramki

86’(k) Cracovia herb.png Sperling
0:1
1:1
71' 1.FC Katowice herb.png Szopa?
Skład:
1.FC Katowice herb.png Goerlitz II
Naprzód Lipiny herb.png Chmiel
AKS Chorzów herb.png Urbański
Pogoń Katowice herb.png Koziarczyk
AKS Chorzów herb.png Duda I
1.FC Katowice herb.png Szopa
Diana Katowice herb.png Machinek
Pogoń Katowice herb.png Műller
1.FC Katowice herb.png Richter
Diana Katowice herb.png Lubina
Ruch Chorzów herb.png Bartoszek II
Mecze tego dnia:

1924-04-27 Cracovia II - Wisła II Kraków 4:2
1924-04-27 Cracovia III - Meteor Kraków 3:0
1924-04-27 Kraków - Górny Śląsk 1:1



Opis meczu

"Kraków — G. Śląsk 1:1 (0:0)." -
Tygodnik Sportowy

Kraków — G. Śląsk 1:1 (0:0).

Relacja z meczu w tygodniku Tygodnik Sportowy cz.1
Relacja z meczu w tygodniku Tygodnik Sportowy cz.2
Relacja z meczu w tygodniku Tygodnik Sportowy cz.3
Pomysł zawodów międzyokręgowych i międzymiastowych jest bezwzględnie trafny, jako mający, prócz wielu innych dodatnich stron, zespalać i zapoznawać ze sobą związki i kluby, zaprzyjaźniać i zbliżać do siebie graczy różnych miast i dzielnic. Z biegiem czasu idea ta została naturalnie spaczoną, jak spaczono pojęcie o grach przyjacielskich pomiędzy klubami. O tern, jak spaczono pojęcie gier przyjacielskich, w których niejeden z graczy odnosił ciężkie rany, uniemożliwiające mu granie na czas dłuższy, a nierzadko nawet zupełnie, robiąc z niego dozgonnego kalekę, nie będę się rozwodził. Przez wprowadzenie gier międzymiastowych i międzyokręgowych, do których wstawia się graczy, wybranych z pośród najbardziej sobie nawet wrogich klubów, zatarły się, względnie załagodziły się antagonizmy już nietylko międzyklubowe, ale nawet rasowe. Zawody międzymiastowe są jak gdyby pomostem, rzuconym pomiędzy wszystkie kluby danego miasta, lub dzielnicy. I dlatego każde spotkanie międzymiastowe budzi kolosalne zaciekawienie już nietylko pomiędzy zainteresowanymi związkami i klubami, nietylko pomiędzy graczami, od najmłodszego do najstarszego, którzy, zupełnie zresztą słusznie, za zaszczyt sobie uważają być reprezentacyjnym graczem swego klubu, ale wywołuje zainteresowanie nawet u ludzi, jaknajdalej od życia sportowego stojących. Jeśli tym, czy innym, bardziej, czy mniej ciekawym, meczem interesują się tylko ci, którzy blisko futballu stoją i nim się zajmują, to zawodami międzymiastowymi interesują się nawet tacy, dla których piłka nożna jest ciągle jeszcze unikatem.

Zawrotne tempo, jakie chwyciły drużyny górnośląskie w ich tryumfalnym pochodzie zwycięstw nad drużynami innych dzielnic Rzeczypospolitej, postawiły je, jeśli nie na pierwszem miejscu, to w każdym razie na jednem z pierwszych i mimo, że niektórym poszczególnym drużynom zarzucano to i owo, to jednak sława drużyn górnośląskich stała się faktem, którego nie mogła zmienić jedna, czy dwie porażki. I jeśli z drużyn górnośląskich któraś osiągała słabe wyniki, to za to zespoły tych drużyn na arenie walk międzymiastowych wychodziły ze wszystkich spotkań zwycięsko. Ich sukcesy nad Warszawą l : 0, nad Poznaniem 2:1 i 7:2, mówią same za siebie i doprawdy niesmak wzbudza to ciągłe wynajdywanie okoliczności łagodzących dla tych właśnie niezbitych faktów. Po ostatniem zwycięstwie Ślązaków nad reprezentacją Poznania zakotłowało się w „światku" sportowym. Jednym przewróciło się w głowach i ci twierdzili, że niema drużyny i zespołu, które byłyby w stanie Górnoślązaków pokonać, inni zacisnęli zęby i postanowili cichą zemstę i ukaranie „zarozumialców". Dzień zawodów Kraków — Górny Śląsk miał się stać „memento mori". Do zawodów tych przeciwnicy przygotowali się pilnie, acz rozmaicie. Kraków, który początkowo wystawił drużynę silną, jednak przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności z jednej strony, przez egoistyczną chęć dogodzenia naraz wszystkim z drugiej strony, zniewolony był w ostatniej niemal chwili zamienić ją na słabszą. Litować się muszę nad tymi, którzy uważali tę okoliczność za polityczne posunięcie „macherów” krakowskich, chcących sobie jakoby w ten sposób pozostawić furtkę na wypadek ewentualnej przegranej. Mimo słabego składu Kraków miał duży handicap w stosunku do Ślązaków, albowiem w swym składzie posiadał większość graczy wyrobionych i z długoletnią rutyną, Górny Śląsk natomiast, oparłszy się na szkielecie swej ostatniej reprezentatywki, uzupełnił ją częściowo gorszymi graczami, postanowił jednak za wszelką cenę „niedać się",a nawet niektórzy ze zbyt powiedziałbym wielką pychą zapowiadali zwycięstwo. Trzeba zaiste dużo cywilnej odwagi, ażeby dzisiejszej drużynie krakowskiej zapowiadać wysokocyfrową porażkę, a jednak mało brakowało i zeszłaby ona z placu pokonaną. Jeszcze pięć minut przed końcem gry Górny Śląsk prowadził 1:0 i gdyby nie karny, podyktowany zbyt może pochopnie przez sędziego, zwycięstwo miejscowych stałoby się faktem.

Bezwątpienia drużyna krakowska była pod każdym względem lepszą od Ślązaków. Ładnie kombinowali, rozumieli się lepiej, grali o całe niebo bardziej planowo i spokojnie i gdyby nie fenomenalna gra bramkarza i obrońców, rezultat byłby zupełnie inny. Ślązaków cechowała zwykła chaotyczność w podawaniu, widziało się natomiast duży nerw przebojowy, chęć zwycięstwa i wielką ofiarność. Tę ostatnią cechę silnie podkreślamy, albowiem spotyka się ją coraz rzadziej.

Publiczność, mimo początkowej niepogody, dopisała i wbiegające drużyny w składach: Kraków: Wiśniewski, Schneider II., Klotz, Synowiec, Seichter, Styczeń, Sperling, Reyman IIL, Kałuża, Heim i Adamek, — Śląsk: Goerlitz II., Chmiel, Urbański, Koziarczyk, Duda L, Szopa, Machinek, Műller, Richter, Lubina i Bartoszek — powitała gromkiemi oklaskami. Rozpoczynają gospodarze i naturalnie momentalnie tracą piłkę, którą środkowy pomocnik Krakowa posyła Sperlingowi. Ten stacza krótki pojedynek z prawym obrońcą, wzajemne wykopywanie piłki, krótkie przyziemne podanie Reymanowi i jego silny, długi strzał grzęźnie w pewnych rękach Goerlitza. Widać silne zdeprymowanie u miejscowych, niemniej obrona pracuje bez zarzutu, posyłając nierzadko swoim piłkę. Lepsza technika Krakowian pozwala im ciągle być przy piłce i aczkolwiek lewa strona ich ataku jest ciągle czynną i Kałuża na zmianę z Reymanem wysilają się, to jednak ich praca nie zostaje uwieńczoną cyfrowo, gdyż kryci są znakomicie przez prawego pomocnika, Szopę i obydwu obrońców. Ciągłe granie na lewych, Sperlinga i Reymana, (prawi byli cały czas zupełnie prawic nieobstawieni) musiało ich wkońcu zmęczyć, toteż miejscowym coraz częściej udaje się odbierać im piłki i brać inicjatywę w swe ręce. Całe mnóstwo dogodnych pozycji marnują bądź lewoskrzydłowy Bartoszek, stale na spaloPo przerwie w 7 min. Ślązacy uzyskują róg, z którego Szopa dolnym strzałem zdobywa bramkę. Inicjatywa w dalszym ciągu u miejscowych, toteż Wiśniewski musi coraz częściej wkraczać i broni w ostatniej chwili prawie pewną bramkę. Od tej chwili Kraków staje się panem położenia i miejscowi broniąc się, zaczynają dopuszczać się fouli, przez co tracą bramkę z karnego, mądrze strzelonego przez Sperlinga. Rogów 6 : 4 dla Krakowa.

Ocena graczy: Wiśniewski bronił świetnie, okazał się jednak nie gentelmenem, kopiąc przeciwnika. Klotz nie miał nic do roboty, pracował bowiem za niego Schneider. Gracz ten jest już godnym zastępcą Gintla, musi się jednak koniecznie wyzbyć wycieczek do linji ataku. Styczeń i Seichter byli słabymi, Synowiec naprawiał ich błędy, aczkolwiek na nim widać już wiek. Sperling i Reyman doskonali, Kałuża z dziwnym uporem omijał prawą stronę, pozatem bardzo dobry, Heim i Adamek spacerowali skutkiem tego bezczynnie po boisku. Z graczy miejscowych' -różnić należałoby za złą grę Bartoszka na lewem skrzydle, który nietylko zatrzymywał grę swych kolegów przez ciągłe stanie na spalonym, ale wogóle zdradzał brak jakiegokolwiek pojęcia o grze. Dziwić się należy, że togo gracza wstawiono do reprezentacji. Bardzo słabym był Muller, a szczególnie pod bramką, gdzie się zupełnie zatraca. Richter prowadzi atak już chyba tylko swą przeszłością, siłą rąk i podstawianiem nóg, toteż w zupełności już zasłużył sobie na przyzwoitą emeryturę. Lubina i Machinek grali właściwie za cały atak, byli jednak bardzo obstawieni i dlatego rzadko przychodzili do głosu. Weteran Szopa był w pomocy najlepszy i jemu w dużej mierze drużyna zawdzięcza nierozstrzygnięty rezultat W destrukcjnej robocie był znakomity. Obydwaj obrońcy byli murem nie do przebicia. Zarówno Urbański, jak i Chmiel, okazali się poraź drugi godnymi reprezentantami. O bramkarzu Goerlitzu pisałem już dość, Śląsk może być dumny z posiadania takiego bramkarza.

Sędzia p. Rosenfeld miał niełatwe zadanie. Nieumiejętność i pobłażliwość tutejszych sędziów niejednokrotnie już były przyczyną ciężkiego kalectwa, toteż z całym naciskiem należy podkreślić i pochwalić energiczny sposób prowadzenia zawodów przez p. Rosenfelda mimo, że się ono niejednemu nie podobało. Takich sędziów potrzeba na Śląsku więcej, a wtedy publiczność i gracze wreszcie nauczą się, jak grać należy i co właściwie jest spalony. Niemniej przeto uważam, że podyktowanie karnego w tym wypadku było zbyt ostrem zarządzeniem tembardziej, że podczas gry było więcej ku temu sposobności.

Wreszcie pod adresem PZPN u. Mimo oficjalnej zapowiedzi trener olimpijski p. inż. Biro nie przyjechał. Każdy doskonale rozumie, że mu nie kazano przyjechać. Dlaczego? Czy PZPN, względnie p. kapitan związkowy Obrubański, nie zdaje sobie sprawy z tego, że Górny Śląsk narówni z innemi dzielnicami żyje i oddycha atmosferą Olimjady? Że jeśli ponosi koszta i opłaca się na jej rzecz, to chce mieć satysfakcję równą tej, jaką miały inne dzielnice, gdzie trener p. Biro oglądał grę ich graczy i dawał wskazówki techniczne i teoretyczne. Zdaje się, że zarówno swą lojalnością, jak i osiągniętymi rezultatami, Górny Śląsk nie zasłużył sobie na lekceważenie go.
Źródło: Tygodnik Sportowy nr 18 z 30 kwietnia 1924


Mecze sezonu 1924 (Kraków)