2008-03-08 ŁKS Łódź - Cracovia 0:0

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Herb_ŁKS Łódź

Trener:
Mirosław Jabłoński
pilka_ico
Orange Ekstraklasa , 20 kolejka
Łódź, sobota, 8 marca 2008, 16:00

ŁKS Łódź - Cracovia

0
:
0

(0:0)



Herb_Cracovia

Trener:
Stefan Majewski
Skład:
Wyparło
Łakomy
Adamski
Kłos
Mysona
Madej (88' Arifović)
Haliti
Vayer (57' Kleyr)
Jovino (76' Woźniczka)
Mila
Szczot

Ustawienie:
4-5-1

Sędzia: Mariusz Żak (Śląski ZPN)
Widzów: 5 000 (w tym 250 z Krakowa) „(wtym250zKrakowa)” nie może być przypisane do zadeklarowanego typu liczbowego o wartości 5000.

zolte_kartki Żółte kartki
Kleyr (79') Baran (38')
Tupalski (45')
Skład:
Cabaj
Kulig
Polczak
Tupalski
Radwański
Nowak
Baran
Kłus
Majoros (46' Pawlusiński)
Dudzic (82' Kostrubała)
Witkowski (46' Moskała)

Ustawienie:
4-4-2
Mecz następnego dnia:

2008-03-09 Cracovia (ME) - ŁKS Łódź (ME) 2:1



Mecz następnego dnia

Opis meczu

Trudno się dziwić ogromnemu szczęściu malującemu się na twarzy szkoleniowca Pasów, bo i szczęście było głównym reżyserem w sobotnim spotkaniu. Jedynymi biorcami darów Opatrzności byli krakowscy defensorzy, którzy mimo iż dopuścili gospodarzy do trzech stuprocentowych sytuacji bramkowych zachowali "zero z tyłu".

Trener Stefan Majewski nie dokonał żadnych zmian w wyjściowym składzie w porównaniu z poprzednim meczem ligowym z Jagiellonią Białystok.

Od pierwszych minut meczu inicjatywę przejęli gospodarze. Już w 6 minucie Przemysław Kulig dał się ograć przy linii końcowej boiska, piłkę po dośrodkowaniu zdołał wybić przed siebie Marcin Cabaj, a Sebastian Mila z 7 metrów strzelił nad poprzeczką.

W kolejnych minutach nadal utrzymywała się przewaga gospodarzy. Cracovia rzadko przedostawał się pod pole karne rywala nie stwarzając praktycznie żadnego zagrożenia bramkowego. ŁKS mimo dużej przewagi w polu nie kończył swoich akcji strzałami. Dopiero około 20 minuty Szczot uderzył z 16 metrów obok słupka, a chwilę później piłka trafiła w spojenie słupka z poprzeczką, gdy Jovino uderzył głową z 10 metrów po dośrodkowaniu Szczota.

W 23 minucie jedną z nielicznych akcji przeprowadził Paweł Nowak, dograł do Bartłomieja Dudzica, a ten zza linii pola karnego strzelił obok bramki. Gospodarze odpowiedzieli strzałem Łukasza Madeja z narożnika pola karnego.

Dziesięć minut przed przerwą po dośrodkowaniu z prawej stronie piłka trafiła do Jovino, który z 12 metrów w dogodnej sytuacji strzelił nad poprzeczką. Pięć minut później Sebastian Mila wykonywał rzut wolny z około 20 metrów, ale Marcin Cabaj pewnie obronił.

Pod koniec pierwszej połowy żółte kartki zobaczyli Arkadiusz Baran i Łukasz Tupalski.

Z bezbramkowego wyniku do przerwy na pewno bardziej zadowoleni są piłkarze Cracovii. ŁKS przeważał przez całą pierwszą połowę, stworzył kilka sytuacji bramkowych, w tym dwie stuprocentowe. Cracovia niewiele miała do powiedzenia w ofensywie oddając tylko jeden (niecelny) strzał na bramkę Bogusława Wyparło.

W przerwie meczu w drużynie Cracovii zaszły dwie zmiany. Boisko opuścili Arpad Majoros i Kamil Witkowski, a ich miejsce zajęli Dariusz Pawlusiński i Tomasz Moskała.

W pierwszych minutach drugiej części spotkania Cracovia - głównie za sprawą wprowadzonego po przerwie Dariusza Pawlusińskiego - częściej przedostawała się w okolice bramki Wyparły. Groźnych sytuacji Pasy nie stworzyły, ale w 53 minucie po strzale Dariusza Kłusa Wyparło po raz pierwszy interweniował po celnym uderzeniu zawodnika Cracovii.

W kolejnych minutach Pasy utrzymywały inicjatywę na boisku, zespoły - w porównaniu z obrazem gry w pierwszej połowie - jakby zamieniły się po przerwie rolami. Gospodarze dopiero w 65 minucie, po rzucie wolnym wykonywanym przez Kłusa, strzelili na bramkę Marcina Cabaja.

W 70 minucie groźnie było pod bramką Wyparły. Najpierw strzał Kuliga odbił bramkarz gospodarzy, a dobitka Dariusza Pawlusińskiego trafiła w nogi obrońców.

W końcowych minutach mecz się wyrównał. Dziesięć minut przed końcem meczu kapitan ŁKS-u Tomasz Kłos z rzutu wolnego z około 25 metrów uderzył tuż obok słupka bramki Marcina Cabaja. Po chwili gra przeniosła się na drugą stronę boiska, gdzie Bogusław Wyparło interweniował po strzale Bartłomieja Dudzica zza linii pola karnego.

Tuż przed końcowym gwizdkiem gospodarze mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść stwarzając dwie doskonałe sytuacje do zdobycia bramki.

Trzy minuty przed końcem meczu gospodarze mieli trzecią, stuprocentową okazję do zdobycia bramki, gdy Tomasz Kłos w doskonałej sytuacji strzelił z bliska głową, ale znakomita interwencja Marcina Cabaja uratowała zespół Cracovii przed utratą bramki. Po chwili szybką akcją ŁKS-u zakończył strzałem Robert Szczot, ale piłka tuż przy słupku opuściła boisko.

Już w doliczonym czasie gry, bramkę na wagę trzech punktów mógł zdobyć Marcin Adamski, ale będąc tuż przed bramką Cracovii nie sięgnął piłki po płaskim dośrodkowaniu z prawej strony. Za moment potężnie, ale obok bramki Cabaja uderzył Robert Szczot.

Cracovia wywozi z Łodzi, jeden, bardzo cenny i bardzo szczęśliwie wywalczony punkt.

* * *

Pół godziny poprawnej gry Cracovii wystarczyło, aby wywieźć z Łodzi niezwykle cenny w kontekście walki o utrzymanie punkt. - O pierwszej połowie chciałoby się jak najszybciej zapomnieć, druga była już troszeczkę lepsza w naszym wykonaniu - powiedział po meczu szczęśliwy ze zdobycia jednego punktu trener Stefan Majewski.

Trudno się dziwić ogromnemu szczęściu malującemu się na twarzy szkoleniowca Pasów, bo i szczęście było głównym reżyserem w sobotnim spotkaniu. Jedynymi biorcami darów Opatrzności byli krakowscy defensorzy, którzy mimo iż dopuścili gospodarzy do trzech stuprocentowych sytuacji bramkowych zachowali "zero z tyłu".

Znakomita sytuacja Sebastiana Mili (6 min.), który z kilku metrów nie trafił w bramkę, słupek po strzale Jovino w 20 min. i znakomita interwencja Marcina Cabaja (88 min.) po główce Kłosa - to najbardziej gorące sytuacje pod bramką Cracovii, których łodzianie nie potrafili wykorzystać. - Trudno powiedzieć czego zabrakło, czy szczęścia czy umiejętności. Trudno jest niektóre sytuacje racjonalnie zanalizować - mówił po meczu trener ŁKS-u Mirosław Jabłoński.

Snajperskiego "jeża" na własnym stadionie piłkarze ŁKS-u kultywują zresztą już od niemal pół roku. Przed meczem z Cracovią statystycy zauważyli, że po raz ostatni u siebie do bramki rywala łodzianie trafili z gry 22 września ubiegłego roku! Na dodatek w wyjściowym składzie przeciwko Cracovii nie było ani jednego nominalnego napastnika.

Szczęście, tak hojne pod bramką Marcina Cabaja, niewiele mogło pomóc piłkarzom Cracovii pod bramką Bogusława Wyparło, bowiem grze Pasów na połowie rywala od dawna patronują chaos i przypadek. Przez ponad pół godziny drugiej części spotkania Cracovia miała inicjatywę w środku boiska, ale nie przełożyło się to choćby na jedną naprawdę klarowną sytuację do zdobycia bramki.

Remis z przedostatnim w tabeli ŁKS-em pozwoli Cracovii zachować 12 miejsce w tabeli, 8 punktowy dystans do ŁKS-u i 3 punkty przewagi nad 14 w tabeli drugim łódzkim zespołem Widzewem.

Źródło: Teraz Pasy [1]

Gazeta Wyborcza

Cracovia gorsza, ale punkt przywiozła

Podopieczni trenera Stefana Majewskiego wiosną nadal są niepokonani. W Łodzi rzadko atakowali, ale za to w obronie spisali się bez zarzutu

W sobotę po raz siódmy w tym sezonie ŁKS podzielił się punktami z przeciwnikiem. Na dodatek obie drużyny nie strzeliły gola. Spotkanie z Cracovią miało być punktem zwrotnym dla gospodarzy, ale nie było...Przed meczem trener Mirosław Jabłoński dostał ultimatum od szefów klubu: siedem punktów w trzech meczach, albo dymisja. Prawdopodobnie dlatego szkoleniowiec zdecydował się na zmianę systemu i w ataku zagrało dwóch zawodników. Byli to nominalni pomocnicy.

- W poprzednich meczach skuteczność naszych napastników była żadna. Dlatego zdecydowałem się na taki wariant - tłumaczył po spotkaniu Jabłoński. Za marnującego wyborne okazje w ostatnich meczach Ensara Arifovicia zagrał Robert Szczot, a jego partnerem w ataku był Gabor Vayer, który w ostatnim meczu zagrał na boku pomocy.

Początkowe minuty potwierdzały słuszność decyzji szkoleniowca, bo już w 6 min Sebastianowi Mili niewiele zabrakło, by w debiucie przed łódzką publicznością zdobyć gola. Po dośrodkowaniu Szczota Marcin Cabaj wypuścił piłkę z rąk, lecz nadbiegający Mila spudłował z sześciu metrów. Później nadal utrzymywała się przewaga gospodarzy, natomiast piłkarze Cracovii rzadko przedostawali się pod pole karne łodzian. Ełkaesiacy mimo przewagi rzadko kończyli akcje strzałami. Dopiero w 18 min - po kolejnej indywidualnej ataku Szczota i dośrodkowaniu, piłka najpierw trafiła w głowę Jovionio, a następnie w słupek.

Po półgodzinie gry do zmiany nadawał się Vayer, który miał być postrachem dla obrońców Cracovii, lecz przegrywał większość pojedynków niczym junior. Natomiast jego zmiennik Kleyr w doliczonym czasie gry przewrócił się przed pustą bramką. - Myślę, że zagrałbym lepiej od Kleyra - stwierdził po meczu Cezary Kucharski, który przyjechał do Łodzi, aby zobaczyć w akcji Arifovicia.

W ŁKS brakowało piłkarza, który pociągnąłby grę do przodu. Teoretycznie miał być nim Mila, który rozgrywał piłkę, dośrodkowywał z rzutów rożnych, wykonywał rzuty wolne, lecz za każdym razem efekt jego poczynań był ten sam - Cabaj zachowywał czyste konto.

W 33 min - po rzucie rożnym Mili - było groźnie pod bramką Cracovii, ale po strzale Jovinio piłka przeleciała nad poprzeczką. Do końca pierwszej połowy łodzianie próbowali szczęścia po rzutach wolnych, lecz uderzenia Mili i Halitiego, albo bronił Cabaj, albo były niecelne. W pierwszej połowie goście niewiele mieli do powiedzenia, bo oddali tylko jeden celny strzał (Árpád Majoros) na bramkę Bogusława Wyparły.

W przerwie trener Majewski w miejsce dobrze grającego Majorosa wstawił Dariusza Pawlusińskiego, a zamiast Kamila Witkowskiego - Tomasza Moskałę. Gdy spodziewano się kolejnych akcji gospodarzy, do ataku ruszyła Cracovia. W 53 min Dariusz Kłus stojąc przed bramkę Wyprały nie trafił w piłkę, ale dwie kolejne akcje przyjezdnych były jeszcze groźniejsze. Autorem obu był Przemysław Kulig. Najpierw nie trafił w piłkę, kiedy stał przed bramką. Po chwili Wyparło obronił uderzenie obrońcy Cracovii z 15 metrów, zaś dobitka Pawlusińskiego była nieskuteczna.

Im bliżej końca meczu, tym łodzianie mieli coraz mniej sił. Szczot nie był już tak aktywny jak w pierwszej połowie, a Halitimu i Jovionio brakowało sił. Tego ostatniego zmienił Adrian Woźniczka, co wywołało zdziwienie nie tylko na widowni, ale też u piłkarzy. - Mamy atakować, a nie bronić wyniku - mówił do trenera Tomasz Kłos. Dopiero po meczu kapitan doczekał się odpowiedzi. - Widziałem, że tracimy inicjatywę, dlatego postanowiłem przesunąć Mysoną do przodu, a na jego miejsce wstawiłem Woźniczkę - odpierał ataki Jabłoński.

W końcowych minutach mecz się wyrównał, ale to łodzianie byli bliżsi wygranej. Konkretnie kapitan ŁKS: najpierw po mocnym uderzeniu Kłosa z rzutu wolnego piłka minimalnie minęła słupek, a po chwili strzelił z bliska głową wprost w Cabaja. Później jeszcze dwukrotnie Szczot, Mila i Kleyr mogli uszczęśliwić kibiców z al. Unii,. ale tak się nie stało. - Szkoda straconych punktów, bo wygrana dałaby nam trochę oddechu i luzu psychicznego - mówił po meczu Kłos.

Źródło: Gazeta Wyborcza 10.03.2008

Dziennik Polski

Lepszy wróbel w garści...

Szczęśliwy remis "Pasów" w Łodzi. ŁKS miał trzy razy więcej okazji do strzelenia gola, ale nie miał w swoich szeregach napastnika. Cracovia przespała pierwszą połowę, po meczu jej gracze nie kryli zadowolenia z wyniku.

W Łodzi, podobnie jak jesienią w Krakowie, padł wynik bezbramkowy. Bliżsi wygranej byli gospodarze, którzy stworzyli trzykrotnie więcej sytuacji bramkowych, ale nie mieli w sobotę zawodnika, który potrafiłby celnym strzałem sfinalizować akcje ofensywne.

Trener Cracovii Stefan Majewski zdecydował się na wystawienie takiej samej jedenastki jak w ostatnim, zwycięskim meczu ligowym w Białymstoku z Jagiellonią. Natomiast szkoleniowiec gospodarzy Mirosław Jabłoński miał problemy z napastnikami: Arifović w tygodniu brał antybiotyki, Brazylijczyk Kleyr, jak przyznał trener, ma siły na 30 minut. Dlatego ŁKS zagrał bez klasycznego napastnika, w przodzie operowali zazwyczaj nominalni pomocnicy - Szczot oraz Węgier Vayer.

Mecz w pierwszej połowie, a szczególnie w początkowych 25 minutach, toczył się pod dyktando gospodarzy. Grali ofensywnie, atakowali piłkarzy Cracovii już na ich połowie. Goście sprawiali wrażenie całkowicie zagubionych, nie potrafili wymienić między sobą dwóch, trzech podań. Piłka jak bumerang wracała na przedpole Cabaja.

I już w 6 min gospodarze mieli wspaniałą okazję: po centrze Szczota Cabajowi odskoczyła piłka, ale dobitka Mili z 4 metrów poszybowała nad poprzeczką.

Gospodarze nie schodzili z połowy krakowian. W 17 min zaskakująco z ponad 20 m uderzał bardzo aktywny w tej części meczu Szczot, jednak piłka o centymetry minęła słupek. Dwie minuty potem znowu dobrą akcją popisał się Szczot, po jego dośrodkowaniu z 8 metrów uderzał piłkę głową Brazylijczyk Jovinho. Cabaj odprowadzał futbolówkę wzrokiem, ale na jego szczęście odbiła się od słupka. Był jeszcze strzał Madeja z ponad 20 m, obok celu.

W tej fazie gry Cracovia nie istniała na boisku, każda akcja ofensywna kończyła się stratą piłki. Jedyny efekt to strzał Majorosa z 30 m w środek bramki. Pod koniec pierwszej połowy akcje ŁKS straciły trochę tempa i goście bez straty gola dotrwali do gwizdka na przerwę. Było to połowa, jak mówił potem Stefan Majewski, o której chciałoby się jak najszybciej zapomnieć.

Już w przerwie meczu, choć zazwyczaj czyni to około 60-70 minuty, trener "Pasów" dokonał dwóch zmian. Za Witkowskiego wszedł Moskała, a za kompletnie bezbarwnego Majorosa - Pawlusiński. Zmiany okazały się pozytywne, a cały zespół zaczął grać inaczej, bardziej agresywnie, wyżej atakował rywala.

I to krakowianie prowadzili teraz grę, a łodzianie gaśli z minuty ma minutę. W 48 i 52 min strzelali z dystansu Moskała i Kłus, pierwszy nad poprzeczką, drugi w ręce Wyparły. W 63 min po dośrodkowaniu Nowaka z lewej strony Kłus ostro atakowany przez Halitiego nie doszedł do piłki dwa metry przed bramką. W 67 min Adamski zablokował mocne uderzenie Nowaka z 16 m, do odbitej piłki doszedł Baran, podał na prawą stronę, a Kulig soczyście strzelił z linii pola karnego w lewy róg bramki. Wyparło to jednak dobry fachowiec i obronił ten strzał.

Słabnący z minuty na minutę gospodarze zagrażali bramce krakowian tylko ze stałych fragmentów gry. Dwukrotnie uderzał z wolnych Kłos. Raz nad poprzeczką, raz metr obok słupka.

W ostatnich pięciu minutach łodzianie zerwali się jeszcze raz do ataku. W 84 min wydawało się, że musi paść gol: Mysona podawał w pole karne, na 10. metrze stał nieobstawiony Kłos. Mógł uderzyć piłkę, gdzie chciał, a posłał ją głową wprost w ręce Cabaja. Za moment lewą stroną przedarł się Mila i z 14 metrów, z kąta, posłał piłkę pół metra obok dalszego słupka.

Już w doliczonym czasie gry gospodarze mieli jeszcze dwie szanse. Najpierw wprowadzony pod koniec meczu Arifović zakręcił Polczakiem i Kuligiem, podał na 4. metr, ale w piłkę nie trafił Kleyr. W 90+3 min futbolówka spadła pod nogi Szczota, ale po strzale z 15 m poleciała daleko obok słupka.

Podsumowując: bardzo przeciętny, by nie powiedzieć słaby mecz. Z taką grą, bez napastników, ŁKS ma niewielkie szanse na utrzymanie się w lidze. Dobrze w łódzkiej drużynie grała za to obrona z doświadczonym duetem Kłos - Adamski na czele. Zawiódł Madej, gra Kleyra to nieporozumienie, Mili brakuje spotkań w pełnym wymiarze, dużo dobrych momentów miał Szczot.

Cracovia zagrała w Łodzi do przerwy tragicznie słabo, w drugich 45 minutach było już lepiej, ale nie oznacza to, że dobrze. Nie można mieć zastrzeżeń do gry czwórki obrońców, w której najpewniej grał Tupalski (tylko te faule: w 20 min sędzia nie dostrzegł, jak łapał za koszulkę Szczota, potem była już żółta kartka w 44 min, a więc przy uważnym arbitrze mogła być "czerwień" jak w niedawnym meczu o Puchar Ekstraklasy).

Pomocnicy i napastnicy "Pasów" do przerwy byli zupełnie zagubieni. Po przerwie rozruszał atak Moskała, ożywienie do gry wniósł Pawlusiński, parę razy szarpnął po skrzydle Nowak, lepiej grali Baran i Kłus. Węgier Majoros w kolejnym meczu zawodzi: dwie, trzy kiwki to za mało, na razie gra w zespole na kredyt.

Biorąc pod uwagę sytuacje podbramkowe (sześć dla ŁKS, dwie dla Cracovii), można mówić o szczęśliwym remisie gości. Dlatego po meczu gracze krakowscy nie kryli zadowolenia z remisu.

Lepszy przecież wróbel w garści...

Źródło: Dziennik Polski 10.03.2008

Gazeta Krakowska

Cracovia miała masę szczęścia i zdobyła punkt na wagę złota

Cracovia jechała do Łodzi z zamiarem wywiezienia co najmniej jednego punktu. Celem nadrzędnym było uniknięcie porażki.

Krakowian od łodzian dzieliło w tabeli osiem punktów. Wygrana stawiałaby podopiecznych trenera Stefana Majewskiego w bardzo komfortowej sytuacji - przewaga nad łodzianami byłaby już znacząca. Cracovia cel osiągnęła, ale styl nie mógł zachwycić. Gdyby nie dopisało jej szczęście, z Łodzi wyjeżdżałaby bez punktu.

Stefan Majewski nic nie zmienił w składzie w stosunku do ostatniego meczu z Jagiellonią. - Wziąłem najlepszych, na boisko w pierwszej jedenastce też wyszli najlepsi - twierdził po meczu szkoleniowiec.

Czy aby na pewno? Wiele w tej kwestii mogliby mieć do powiedzenia np. Łukasz Skrzyński, Marcin Bojarski...

Zwycięzców się nie sądzi, przegranych można poddać krytyce. A co powiedzieć po bezbarwnym występie "Pasów". Miejscowe media i kibice twierdzili, że w tym sezonie w Łodzi nie widzieli równie słabego zespołu jak Cracovia.

Na taką surową ocenę z pewnością wpływ miało fatalne wspomnienie, jakie pozostawili po sobie krakowianie do przerwy. Nie stracili gola, bo Mila nie był wystarczająco szybki ani precyzyjny, gdy dobijał piłkę do siatki po błędzie Cabaja, a Brazylijczykowi Jovino zabrakło kilku centymetrów, by umieścić piłkę w bramce - na szczęście dla przyjezdnych po jego główce futbolówka odbiła się od słupka.

Bramka ŁKS-u mogłaby być pusta, bo Wyparło musiał interweniować tylko raz, broniąc (strzał?) Majorosa. Z kolei kilka strzałów łodzian z dystansu postraszyło Cabaja.

Po przerwie na boisko weszli Moskała i Pawlusiński i gra Cracovii zmieniła się. Ale to nie tylko zasługa zmienników, także tego, że krakowianie wreszcie wyżej zaatakowali rywala, nie dając mu rozwinąć skrzydeł. Łodzianie z kolei opadli z sił. To stworzyło szansę na dominację "Pasów". Zabrakło jednak okazji bramkowych. Skóra ścierpła Wyparle tylko raz.

W 63 min Nowak zagrał piłkę z rogu, a stojący przed bramką Kłus minimalnie się z nią minął.

Najlepiej w zespole gości grała obrona. Nie dopuszczała gospodarzy w pobliże bramki, akcje były skutecznie przerywane w środkowej strefie. Miejscowi nie mogli znaleźć żadnego sposobu, by zagrozić Cracovii. Najgroźniejszą ich bronią był Kłos, który potrafi uderzyć z rzutów wolnych. Ale szansę zmarnował, strzelając obok słupka.

Ostatnie minuty przyniosły jednak nieoczekiwany zwrot wydarzeń. ŁKS wykrzesał z siebie jeszcze ostatnie pokłady ambicji i groźnie zaatakował. Wspomniany Kłos miał idealną okazję, ale główkował z 7 m wprost w Cabaja, Mila uderzał w długi róg po ziemi - obok słupka.

A najbardziej niebezpiecznie pod krakowską bramką było już w doliczonym czasie gry. Arifovic zagrał z boku do Kleyra, który będąc 2 metry przed pustą bramką nie trafił w piłkę. Dla gospodarzy taki wynik to tragedia. Ich szanse na utrzymanie nie są wielkie i nie zrobili nic ku temu, by je zwiększyć.

Cracovia zdobyła piąty punkt wiosną. Ze statystycznego punktu widzenia wygląda to co najmniej dostatecznie, ale wiadomo, że statystyka to nie wszystko. Liczy się też radość z grania i oglądania gry. A tego ani piłkarze Cracovii, ani kibice w takim meczu nie doświadczyli.

Źródło: Gazeta Krakowska 10.03.2008

Wywiady

Dariusz Pawlusiński: -Punkt na wagę złota - Dziennik Polski 10.03.2008

- Jest Pan zadowolony ze swojej gry?

- Nie zagrałem jakiejś olśniewającej "połówki", ale myślę, że nie odstawałem od kolegów. Wszedłem na boisko z nadzieją, że może uda się zdobyć gola. Ale nie miałem okazji do oddania strzałów na bramkę Wyparły. Może raz, z boku, zamiast centrować, należało mocno uderzyć. Ale wiem to teraz, po meczu...

- Remis jest dla was trochę szczęśliwy, rywal miał więcej sytuacji...

- To prawda, oni byli bliżsi wygranej. Wystarczy choćby wspomnieć sytuację Sebastiana Mili z pierwszych minut, potem uderzenie Brazylijczyka Jovinho w słupek. Ale w drugiej połowie, jeśli idzie o grę w polu, to chyba byliśmy nawet lepsi od rywala, byliśmy częściej przy piłce. To fakt, że nie przełożyło się to na sytuacje bramkowe. Najważniejsze jednak, że nie przegraliśmy w Łodzi. Ten punkt może być na wagę złota, bo pozwala nam zachować bezpieczny dystans do strefy spadkowej. Teraz przed nami mecz z Górnikiem Zabrze w Krakowie. Wierzę, że punkty zostaną przy nas...

- Ale zabrzanie to mocny zespół, wyeliminowali was w Pucharze Ekstraklasy, przebudzili się w I lidze, pokonali w sobotę gładko Jagiellonię 3-0...

- My lubimy grać z mocnymi zespołami, to nas dodatkowo mobilizuje. A poza tym na swoim boisku, przy własnych kibicach, gramy z reguły inaczej. Lepiej, bardziej ofensywnie. Oby tylko skutecznie.

- Znajdzie się Pan w podstawowym składzie?

- W tym tygodniu zrobię wszystko na treningach, aby udowodnić trenerowi Majewskiemu, że należy mi się miejsce w podstawowej jedenastce. Wiem, że najlepszą przepustką do pierwszego składu byłaby z mojej strony jakaś bramka strzelona w rozgrywkach ligowych. Na razie tych bramek nie zdobywam, ale wierzę, że to się w wkrótce zmieni.

Tomasz Moskała rozruszał atak Cracovii: Coś się działo

Tomasz Moskała rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, wszedł na boisko w 46 minucie. I trzeba przyznać, że swoją grą rozruszał niemrawy atak Cracovii.

- W pierwszej połowie gra nam się kompletnie nie układała - mówił po spotkaniu Moskała. - W drugiej mieliśmy zagrać bardziej odważnie, wysoko, zaatakować skrzydłami. Starałem się indywidualnymi akcjami rozerwać obronę rywala.

- Po przerwie gra wasza wyglądała lepiej, ale zbyt wielu klarownych sytuacji nie stworzyliście. Pan też próbował strzelać, ale nie były to próby celne...

- Nasza gra była daleka od ideału, ale już coś się działo. Szkoda, że po rzucie rożnym bitym chyba przez Pawła Nowaka, Darek Kłus nie trafił z bliska w piłkę. Myślę, że to my w drugiej połowie byliśmy stroną dyktującą warunki gry. Choć trzeba przyznać, że zwłaszcza w końcówce rywal miał swoje bramkowe szanse.

- Cieszy Pana punkt zdobyty w Łodzi?

- Chcieliśmy wygrać, ale jak nie da się zdobyć trzech punktów, to trzeba też docenić remis.

- Po tym remisie utrzymaliście ośmiopunktową przewagę nad ŁKS. Oddalacie się od grupy spadkowej.

- Na pewno przed sezonem nasze cele były inne, nie myśleliśmy, że będziemy tak nisko w tabeli. Ale jest jak jest. Teraz potrzeba nam jeszcze kilku punktów, by znaleźć się w grupie spokojnych drużyn, w środku tabeli.

- Nie wyszedł Pan w podstawowym składzie. Ma Pan o to pretensje do trenera?

- Absolutnie nie. Trener odpowiada za skład i to są jego kompetencje. Ja miałem ostatnio trochę problemów zdrowotnych, byłem przeziębiony. Ale teraz wracam do zdrowia i liczę na lepszą grę w kolejnych meczach.

Rywal kopał piłkę, my za nią biegaliśmy

Paweł Nowak, podobnie jak większość kolegów, grał bardzo słabo w pierwszych 45 minutach. Przebudził się w drugiej połowie. Szarpał wówczas po lewym skrzydle, parę razy groźnie dośrodkowywał.

- W pierwszej połowie graliśmy ospale, nieporadnie, nie potrafiliśmy wymienić między sobą nawet kilku podań, stworzyć klarownej sytuacji bramkowej - przyznał Nowak. - Rywal grał piłką, a my za nią biegaliśmy. Schodząc do przerwy, zadawaliśmy sobie pytanie: co my gramy?

- Po przerwie zobaczyliśmy trochę inną Cracovię...

- Zaczęliśmy grać wyżej, agresywnie, teraz my zaczęliśmy grać piłką. I uzyskaliśmy przewagę w polu. Gra nasza była już lepsza, choć nadal za mało stwarzaliśmy okazji bramkowych. Choć Kłusowi niewiele brakło, aby wepchnąć piłkę do siatki po moim rzucie rożnym.

- Wracacie do Krakowa z punktem.

- W naszej sytuacji każdy punkt jest ważny, a ten zdobyty w Łodzi na drużynie, która zacięcie walczy o utrzymanie się w ekstraklasie ma, jak sądzę, swoją wagę. Bo z takimi zdeterminowanymi rywalami, jak ŁKS gra się bardzo trudno.

- W trzecim kolejnym meczu wyjazdowym, wliczając także spotkanie o Puchar Ekstraklasy z Górnikiem w Zabrzu [2], nie straciliście gola...

- To też cieszy. A więc potrafimy zagrać na zero z tyłu. Nie tracimy głupich bramek.

- Gdzie się Panu lepiej grało, do przerwy na prawym czy po przerwie na lewym skrzydle?

- Też pytanie! Przecież wiadomo, że całą karierę grałem po lewej stronie.

Linki zewnętrzne

Zobacz też

Informacje przedmeczowe