Andrzej Mikołajczyk
Andrzej Mikołajczyk | |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Jerzy Andrzej Mikołajczyk | ||
Urodzony | 2 listopada 1942, Kraków, Polska | ||
Wiek | 82 l. | ||
Pozycja | napastnik, prawy pomocnik, obrońca | ||
Wzrost | 179 cm | ||
Waga | 77 kg | ||
Wychowanek | Cracovia | ||
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii | |||
Sezon | Rozgrywki - występy (gole) | ||
1960 1961 1962 1962/63 1963/64 1964/65 1965/66 1966/67 1967/68 1968/69 1969/70 1970/71 |
2L - 3 (1) 1L - 9 (0) 1L - 8 (0), PP - 3 (0), B1 - 1 (0) 2L - 18 (0) 2L - 27 (3), PP - 1 (0) 2L - 18 (2), PP - 1 (0) 2L - 30 (0), PP - 2 (0) 1L - 17 (0), PP - 1 (0) 2L - 11 (0) 2L - 16 (0), PP - 1 (0) 1L - 13 (0), PP - 1 (0) 2L - 22 (0) | ||
↑ 1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze | |||
Kluby | |||
Lata | Klub | Występy (gole) | |
1952-1971 1972-1973 1973-1974 1976-1980 |
Cracovia Orzeł Biały Filadelfia Błyskawica Chicago Sparta Kazimierza Wielka |
1L - 48 (0) 2L - 145 (6) PP - 10 (0) | |
↑ liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju | |||
j - jesień, w - wiosna |
Andrzej Mikołajczyk Piłkarz, absolwent WSE, ekonomista.
Z Cracovią związany od ponad pół wieku, piłkarz i trener piłkarski.
Wychowanek Cracovii, w której rozegrał w latach 1952—1972 około 1000 meczów jako trampkarz, junior i senior.
Szkoleniowiec m.in. Prokocimia, Polonia Melbourne.
W latach 1989-1992, podczas pobytu w USA oraz w Australii, czynnie uprawiał piłkę nożną i zarazem trenował drużyny polonijne.
Członek Rady Seniorów Cracovii. Działa też w Małopolskiej Radzie Seniorów, a w latach 1998—2000 był członkiem Rady Trenerów KOZPN.
Posiada szereg odznaczeń za działalność na niwie piłkarskiej.
Wyróżniony najwyższym klubowym odznaczeniem – orderem „Cracovia Restituta”.
.
Opracowane na podstawie książki: „Pany 1906-2016” Marek Pampuch
Gole w II lidze
- 1960-10-02 Cracovia - Concordia Knurów 26' na 3:0
- 1964-04-24 Cracovia - Wawel Kraków 12' i 28' na 1:0 i 3:0
- 1964-06-21 Karpaty Krosno - Cracovia 16' na 0:2
- 1964-09-27 Warmia Olsztyn - Cracovia 86' na 2:2
- 1964-09-30 Cracovia - MZKS Gdynia 66' na 3:0
Wywiad z Andrzejem Mikołajczykiem (1942) i Andrzejem Tureckim (1954)
Sportowe Tempo
Mojej rozmowie z Andrzejem Mikołajczykiem (1942) i Andrzejem Tureckim (1954) towarzyszył trzeci Andrzej, Olszewski. Też krakus i również „pasiak”, który chciał kiedyś kupić u Tureckiego koszulkę Cracovii. „Łopata” kategorycznie odmówił. Bo zamiast sprzedać chciał dać swoją...
• Dlaczego Cracovia? Andrzej Mikołajczyk: - Nie miałem żadnego dylematu, choć tata był działaczem KS Groble. Nota bene, kto pamięta o tym klubie? Po prostu, zawsze czułem miętę do Cracovii, zresztą nie miałem daleko na jej stadion. Andrzej Turecki: - W rachubę wchodziły tylko dwa kluby, Cracovia lub Wisła. Przesądziły nie tylko barwy klubowe, bo „Pasom” wiernie kibicował mój ojciec. Istotne było również to, że szkolnym nauczycielem wuefu był Kazimierz Lalik, który przyciągnął do Cracovii i trenował w niej wielu utalentowanych chłopców.
• Od kiedy w Cracovii? AM: - Jeszcze od czasów stalinowskich, czyli dokładnie od 1952. Jako zawodnik grałem w niej równe dwadzieścia lat. AT: - U mnie również trzeba odliczyć dwie dekady. Zacząłem jako dzieciak w 1963, z końcem 1983 pierwszy raz poleciałem do Stanów Zjednoczonych.
• Debiut w drużynie seniorów AM: - Tego nigdy nie zapomnę. 2 października 1960, II liga i rozgromienie Concordii Knurów 9-2. Po niespełna dwóch kwadransach jako debiutant wpisałem się na listę. AT: - 28 czerwca 1973, koniec jedynego sezonu, w którym Cracovia grała w IV lidze. Przeciwnikiem był Górnik Siersza, wygraliśmy 2-0. Dzięki temu meczowi mogłem zaistnieć w Cracovii na czterech piętrach piłkarskiego wyczynu. Choć nikomu nie życzę, aby debiutował w „Pasach” akurat na takim poziomie rozgrywek. Zresztą to się nigdy nie powtórzy.
• Najważniejsze wydarzenia związane z Cracovią AM: - Rok przed drugoligowym debiutem zostałem wraz z kolegami mistrzem Polski juniorów. W finale, na oczach 30 tysięcy widzów, wygraliśmy na Stadionie Dziesięciolecia z Arką Gdynia (3-0). My, młodzi chłopcy w koszulkach w pasy, znaleźliśmy się nagle w pięknym świecie. Pierwszy raz w życiu dotarła do nas magiczna moc sukcesu. Trenerem tej drużyny był Marian Tobik, a kierownikiem Ignacy Książek. Ten legendarny „łowca talentów” również mnie wyszperał na Błoniach. O debiucie przeciwko Concordii już wspomniałem. Były również trzy awanse do ekstraklasy, po 1960 to samo miało miejsce sześć i dziewięć lat później. AT: - Bez wątpienia powrót Cracovii do ekstraklasy w 1982. To było wielkie wydarzenie, nieobecność trwała aż 12 lat. Mecz z Zagłębiem Sosnowiec został wygrany 2-1 i to był dobry początek sezonu, w którym utrzymaliśmy się. Niestety, nie udało się tego powtórzyć. Dowiedziałem się o tym już za Wielką Wodą.
• Wspomnienia mało przyjemne AM: - W kategoriach symbolicznych należy rozpatrywać pożar starej trybuny zimą 1963. Coś się skończyło. Ponadto, także drużynom, w których grałem nie udawało się na dłużej przedłużyć pobytu w ekstraklasie. AT: - Pożar trybuny pamiętam, choć tylko z perspektywy dziecka. W kategoriach sportowych, szkoda dwóch nieudanych podejść do II ligi, w 1975 i 1977. Te niepowodzenia miały miejsce na oczach ogromnej widowni, która tak jak my pragnęła sukcesu. Nie zapomnę na przykład wbiegnięcia na murawę przed meczem z Resovią, którą wystarczyło pokonać tylko 1-0. Ale w tym meczu niestety zabrakło bramek.
• Trenerzy, którzy mile zachowali się w pamięci AM: - Bezwzględnie Michał Matyas, który trzykrotnie prowadził Cracovię. Był to znakomity piłkarz i później trener, choć nie da się jego osoby rozpatrywać w jednoznacznych kategoriach. Z jednej strony ponad wszelką wątpliwość doskonały warsztat, ale z drugiej bezpieczne zaufanie rutyniarzom, co zahamowało rozwój karier moim rówieśnikom. Ponadto, nie trzymam się chronologii, Adam Niemiec (ojciec wieloletniego kapitana Cracovii, Tomka), Artur Woźniak, Augustyn Dziwisz i cieszący się ogromnym autorytetem Karel Finek. Każdy z nich był dużą osobowością. AT: - Niektóre nazwiska muszą się powtórzyć, chodzi mi o Matyasa, Woźniaka, ale także Aleksandra Hradeckiego i Józefa Walczaka, którego poprzednikiem w „Pasach”, a później najbliższym współpracownikiem był Andrzej Mikołajczyk. Mam Andrzeja za swego nauczyciela, czuję się jego wychowankiem.
• Magia starego Krakowa AM: - Wciąż jestem pod tamtym urokiem. Świetne były relacje towarzyskie z „wiślakami” czy „garbarzami”. Punktem zbornym był „Fafik”, gdzie po prostu gadało się z dużą przyjemnością o wielu, zwłaszcza piłkarskich „sprawach i sprawkach”. Jak u dr. Stanisława Mielecha... Ponadto dochodziło do regularnych spotkań nas, „pasiaków”, z „wiślakami”. Świętej pamięci Rysiek Wójcik, Andrzej Sykta, Marek Kusto, Andrzej Iwan czy Kazek Kmiecik to byli, bądź są świetni kumple, z którymi gwarzy się znakomicie. AT: - Innym kultowym miejscem był „Kurierek”, inaczej „Krążownik Wielopole”. Wywieszanie w dniu meczów wyników na tablicy stanowiło magnes dla tysięcy kibiców. Uczestnictwo w takich mityngach było rytuałem, do udziału w którym nikt nikogo nie musiał zachęcać.
• Cracovia 2010 AM: - Przede wszystkim wróciła do ekstraklasy, a to jest najważniejsze. Jest budowany nowy stadion, pięknie. W kategoriach generalnych absolutnie nie odpowiada mi sytuacja, że w obecnej drużynie nie ma żadnego wychowanka. To jest niedopuszczalne, podobnie zresztą jak w Wiśle. Mało, ludzie wywodzący się z Krakowa są w tych drużynach nieobecni. Z takim stanem rzeczy nie wolno się godzić. Z dużym niesmakiem jestem świadkiem, jak źle traktuje się w niej wychowanków. Kiedy Andrzej Turecki przyjechał przed czterema laty na jubileusz stulecia klubu, musiał kupować bilety na mecze Cracovii. Fatalnie. AT: - Mało który klub zaczyna od zdecydowanej poprawy bazy. Cracovia to czyni, proces będzie kontynuowany, znakomicie. Doceniam zatem co robi Janusz Filipiak, chwała mu za to. Inna sprawa, że nie z każdym jego posunięciem zgadzam się. Bez wątpienia zjawiskiem co najmniej niepokojącym jest podział Cracovii na dwa organizmy. Cracovia powinna być jedna, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
• Rola publiczności AM: - Zawsze była wymagająca i wybredna, ale dawała ogromne wsparcie. Cieszyło ją, że grają krakowscy piłkarze, co zahacza o kwestię poruszoną już wcześniej. Na jakość widowiska zawsze ma wpływ oprawa. Specyficzny klimat był w moich czasach wytwarzany przez starą trybunę, tor kolarski i ludzi zasiadających również na nim, gdy gdzie indziej brakowało miejsca. AT: - Podobnie jak Andrzej miałem to szczęście, że mogłem grać dla pełnych trybun. Obecna frekwencja mnie przeraża, nie da się ukryć. Trzeba mieć dla kogo grać i liczyć, że widz da należyte wsparcie. W jednym wypadku ta więź dała po sobie znać nie na stadionie, tylko w zupełnie innym miejscu. Gdy brałem ślub z Elżbietą w Kościele Mariackim, a błogosławieństwa na nową drogę życia udzielał Bronisław Fidelus. Wcześniej archiprezbiter Bazyliki Mariackiej, gdzie kiedyś byłem ministrantem. Kibiców, którzy pofatygowali się do Mariackiego nie zabrakło.
• Czy była obawa, że Cracovia nie dożyje stulecia? AM: - Bezapelacyjnie wiedziałem, że po wielu kryzysowych sytuacjach Cracovia odrodzi się jak Feniks z popiołów. Ta pewność miała swój grunt w historii ukochanego klubu. AT: - Nadzieja umiera ostatnia. Nigdy nie obawiałem się czarnego scenariusza, choć nie da się ukryć, że „Pasy” wpadały w ostre wiraże.
• Dziś i jutro AT: - 30 grudnia 1983 wyleciałem do USA i był to największy błąd mojego życia. Jestem tam z całą rodziną, pracuję w tej samej firmie niemal od początku, żonę mam kochającą, a córka kończy dwa fakultety. Ale podjęliśmy wspólną decyzję o powrocie w przyszłym roku. Jest to definitywne postanowienie. Tu jest zdecydowanie lepsze powietrze, „cracovskie”. AM: - Celowo zmieniłem kolejność odpowiedzi, nestorowi coś się należy od życia. Choćby prawo do postawienia puenty. Jako absolwent „Nowodworka” dokonam jej po łacinie, zawsze to lubiłem. A zatem: - „O tempora, o mores”: czasy, że w Cracovii nie ma wychowanków, to straszne czasy i obyczaje; - „Carpe diem”: istotnie trzeba chwytać każdy dzień. Mam nadzieję, że mój przyjaciel wkrótce robić to będzie znów w Krakowie; - „Semper fidelis”: o naszej wierności, Andrzeja i mojej, do Cracovii przekonywać nikogo nie musimy.
krakow.sport.pl
Mecze Cracovia - Polonia Bydgoszcz i Cracovia - Korona Kielce dzieli 58 lat, a łączy wynik. Innych zwycięstw 6:0 na własnym stadionie, w najwyższej lidze, w międzyczasie nie było. - Kupę lat minęło i akurat tego meczu nie pamiętam - rozkłada ręce Edward Kasprzyk, wtedy napastnik, który zdobył jedną z sześciu bramek. Tamten mecz w ogóle niewielu już pamięta.
To był wrzesień 1958 roku, pierwszy sezon po awansie Cracovii do najwyższej ligi. Miała za sobą częste zmiany trenerów i opinię "najbardziej chimerycznej drużyny ekstraklasy" (za encyklopedią piłkarską Fuji). Były porażki 1:5 i 0:5, ale też wygrane derby Krakowa czy właśnie 6:0 z Polonią.
Andrzej Mikołajczyk był na tamtym meczu. Miał 16 lat, grał w juniorach. - Za bramkami były dwie drewniane trybunki. Na tej głównej, od strony Błoń, ludzie też się nie mieścili, więc ustawiali się na torze kolarskim wokół boiska i gdyby chcieli, toby piłkarzy za nogi mogli łapać. Pamiętam, że kiedyś żona Janusza Kowalika [w latach 60. napastnik Cracovii - przyp. red.] była tak blisko murawy, że broniła męża, próbując bić kogoś parasolką. Były mecze, kiedy i 40 tys. ludzi przychodziło, więc niektórzy prawie na Błoniach stali - wspomina Mikołajczyk, który grał w Cracovii przez niemal całą seniorską karierę, a potem był jej trenerem.
Śmieje się, że jest "skarbnicą wiedzy", bo ma encyklopedyczną pamięć. Pamięta, że obrona Polonii w tamtym meczu była wyjątkowa słaba (by nie być gołosłownym, wymienia nazwiska piłkarzy z Bydgoszczy), a wysokie zwycięstwo Cracovii to zasługa m.in. Ślązaków - cztery z sześciu goli zdobył pochodzący z Chorzowa Herbert Manowski.
Wtedy, w 1958 roku, Mikołajczyk jako piłkarz drużyny młodzieżowej miał klubową legitymację, mógł wchodzić na każdy mecz. Gdyby nie to, musiałby kombinować. Bo niepełnoletnim biletów nie sprzedawano. Wspomina, że nastolatkowie ustawiali się więc przed stadionem i podchodzili do dorosłych z błagalnym tonem: - Dzień dobry, czy mogę z panem wejść na mecz?
W tamtym sezonie Cracovia rzutem na taśmę wybroniła się przed spadkiem. Zajęła ostatnie miejsce dające utrzymanie. Edward Kasprzyk, dziś członek klubowej rady seniorów, miał w tym udział, był jednym z najskuteczniejszych strzelców. Trafił do siatki m.in. w ostatniej minucie derbów z Wisłą. Wspominając tamtego gola, śmieje się: - E tam, przyłożyłem tylko nogę i wpadła. Ludzie już wychodzili ze stadionu, ale zaczęli wracać. Zresztą w ogóle trochę wtedy nastrzelałem. W I lidze ponad 20 goli i chyba do dziś z Cracovii niewielu mnie dogoniło. Ale jak oni cztery strzały na mecz oddają, to jak mnie mają dogonić? Widzi pan, co się dzieje? Oglądam mecz w telewizji i nie ma na co popatrzeć, chłopaki usypiają kibiców. Dawniej było więcej emocji, więcej życia.
Pracował w Drukarni Związkowej przy ul. Mikołajskiej, a po południu przychodził na treningi. Wspomina, że po godzinach pomagał też w przygotowaniu książek na 50- i 60-lecie klubu. Pieniędzy z tego nie było. - Pamiętam, jak prosto z roboty pojechałem na mecz wyjazdowy. Mówiłem: "trenerze, o śniadaniu jestem, pasuje coś zjeść. Dostaliśmy 24 zł diety, ale za to nie wyżyjemy". A on na to: "jak się nie podoba, to wysiadaj". Podjechaliśmy pod sklep i kupiliśmy pomarańcze. Dopiero na miejscu udało się dostać kolacje. Takie to były czasy - śmieje się Kasprzyk. Nie podoba mu się, jak dziś wygląda atmosfera na stadionie.
Mikołajczyka "mierzi dzisiejszy doping". - Wtedy krzyczeli: "sędzia, kanarki doić", a dziś, że "wsadzą mu ch..a w buzię". Co za czasy! Atmosfera wokół piłki w ogóle była inna. Jeśli już wyzywali rywali, to subtelnie. Było powiedzenie: "tam, gdzie Cracovia nogi myje, tam Wisełka wodę pije". I mimo wszystko czuło się wspólnotę. Po meczach kibice zapraszali piłkarzy na piwko, wódeczkę... - wspomina Mikołajczyk.
W niedzielę, kiedy Cracovia znów wygrała 6:0, na trybunach go nie było, bo zachorował. Śledził mecz z Koroną na żywo w telewizji, potem jeszcze dwa razy oglądał powtórkę. Tłumaczy, że na piłkę ciągle patrzy jak trener, "analitycznym okiem".
- W telewizji nawet lepiej, bo na trybunach ktoś zagada, zasłoni i jest klapa. Z jednej strony Cracovia miała dużo szczęścia, szczególnie przy pierwszych bramkach, a z drugiej równie dobrze mogło być i 10:0. Obrona Korony zagrała skandalicznie, kapitan Dejmek zawalił cztery gole. Co będzie dalej? Jedna jaskółka wiosny nie czyni, choć powinno być dobrze - uważa Mikołajczyk.Źródło: krakow.sport.pl 5 października 2016 [2]
Poprzednik Henryk Stroniarz |
Pierwszy Trener przez 18 dni
|
Następca Józef Walczak |