Ludwik Gintel

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Ludwik Gintel

Ludwik Gintel I.jpg

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Ludwik Gintel
Urodzony 26 września 1899, Kraków, Polska
Zmarły 11 lipca 1973, Tel Awiw
Pozycja prawy obrońca, napastnik
Wzrost 178 cm
Waga 76 kg
Wychowanek Jutrzenka Kraków
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
1916
1917
1918
1919
1920
1921
1922
1923
1924
1925
1926
1927
1928
1929
1930
tow - 1 (0)
tow - 11 (0)
tow - 7 (0)
b.d.
KA - 5 (0)
MP - 8 (4), KA - 6 (0)
MP - 5 (3), KA - 10 (0)
KA - 10 (11)
KA - 6 (5)
-
MP - 2 (0), KA - b.d.
KA - b.d.
1L - 22 (28)
-
1L - 8 (2)
1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze
Debiut 1916-10-01 Pogoń "Cywilna" Lwów - Cracovia 0:2
Ostatni mecz 1930-10-11 Cracovia - Makkabi Kraków 5:3
Kluby
Lata Klub Występy (gole)
1911-1916
1916-1930
Jutrzenka Kraków
Cracovia

45 (37)
liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju
Reprezentacja narodowa
1921-1925 Polska 12 (-1 s)

j - jesień, w - wiosna



Gintel, karykatura, 1924
Gintel, Kałuża karykatura, 1928
Budapeszt, przed meczem z Węgrami, maj 1926 r., na zdjęciu piłkarze Cracovii: Chruściński, Zastawniak Kubińki Kałuża Gintel Sperling
Gintel, 1926

Ludwik Gintel urodził się 26 września 1899 w Krakowie, zmarł 11 lipca 1973 w Tel Awiwe. Piłkarz, początkowo obrońca, później napastnik.

Doskonale wyszkolony technicznie, myślący na boisku - był zaporą nie do przejścia. Zadebiutował w Cracovii w wieku zaledwie 17 lat, kiedy niespodziewanie rozchorował się Kałuża, a Wójcik był kontuzjowany. Gintel zaproponował, że zagra w ich miejsce, w drużynie przyjęto to początkowo jako jeden z jego licznych żartów. Po meczu w którym zdobył pięć bramek (wszystkie z akcji, po pięknych sztuczkach technicznych) nikt już nie wyobrażał sobie drużyny bez niego. Zadomowił się tak mocno w drużynie, że został nawet królem strzelców ekstraklasy. Cracovii pozostał wierny przez całą swoją karierę, czyli do roku 1931 - rozegrał w niej 328[1] spotkań.

W samej ekstraklasie grał 30-krotnie i zdobył w niej dokładnie tyle samo bo 30 bramek.

Był niezwykle lubiany przez kolegów, szalenie dowcipny i pogodny. Był zawodnikiem, którego forma nigdy nie ulegała większym wahaniom, tak więc za jego czasów Cracovia nigdy nie poniosła klęski w wyższym stosunku bramek. Był to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy obrońca w historii Pasów. Pod koniec kariery został napastnikiem. W 1928 z 28 zdobytymi bramkami został królem strzelców ekstraklasy.

Dwunastokrotnie (w tym 4 razy w czasie spotkań nieoficjalnych) grał w reprezentacji Polski, w której zadebiutował 18 grudnia 1921 w Budapeszcie, w meczu przegranym z Węgrami 1:0 (historycznym pierwszym pojedynku międzypaństwowym polskiej reprezentacji). W 1924 uczestniczył w Paryskich Igrzyskach Olimpijskich. Ostatni raz w reprezentacji wystąpił 1 listopada 1925 w Krakowie w meczu Polska - Szwecja 2:6.

Po zakończeniu kariery był głównie działaczem. Po zakończonej karierze przebywał w Tarnowie, gdzie w 1927 r. ŻTGS Samson powierzył mu treningi drużyny piłkarskiej.[2]

Jak głosi legenda on pierwszy powiedział o krakowskich derbach "Święta Wojna". Z zawodu architekt.

Po wybuchu wojny przez Rumunię trafił do Palestyny. Popełnił samobójstwo w 1973 r. z balkonu swojej siostry z powodu śmiertlelnej choroby.


Ludwik Gintel w karykaturze z 1921 roku.

Przypisy

  1. Wg J.Kukulskiego "Pierwsze mecze pierwsze bramki..." Gintel rozegrał 328 spotkań, wg innych wersji 325.
  2. Dziennik Żydowski z dn. 31 maja 1927 r.
  3. 200. wg ówczesnych obliczeń

Stanisław Mielech tak wspomina Ludwika:

Ludwik był najbardziej lubianym zawodnikiem z drużyny dla swojego humoru, który nie opuszczał go nawet w najcięższych momentach na boisku. Był ulubieńcem trenera Pozsony'ego, którego umiał świetnie naśladować. W Cracovii istniał taki dobry zwyczaj, iż w czasie przerwy na zawodach Pozsonyi wypraszał z szatni wszystkich przygodnych gości i następnie z zawodnikami omawiał przebieg gry, dając im wskazówki jak ją mają dalej prowadzić, aby uniknąć zauważonych przez niego błędów. Gdy trener wyszedł już z szatni, Ludwik w tym samym tonie i tym samym naśladowanym co do złudzenia głosem dawał nam swoje wskazówki:
"- Herr Popiel, ich bitte Sie um Alles. Alle Balle unbedingt fangen !!"
"- Panie Kotapka, na miłość boską, nie chodź pan ciałem na przecownika!!"
"- Panie Kogut, pan dzisiaj ma pecha, bo pan się nic nie rusza. Próbuj pan go przełamać!"
"- Panie Sperling, za dużo pan dzisiaj odbija piłek głową, szkoda pańskiej cennej głowy!"
Dodać należy, że komizm jego przemówień leżał i w tym, że Kotapka ważył niewiele więcej nad 50 i nie mógł nawet marzyć o grze na siłę, a Sperling nigdy nie splamił się odbiciem piłki głową. Kto grał w piłkę nożną i przeżywał momenty zdenerwowania na ważnych zawodach, ten potrafi ocenić, jakim odprężeniem nerwowym były błazeństwa Ludwika i jak dobrze na nas działały.

Na wyjazdach Ludwik błaznował bez przerwy. Przychodził na przykład do znanego z roztargnienia Tadzia Synowca, gdy ten był zatopiony w rozmowie i mówił poważnym tonem: - Tadziu, przepraszam cię, źle włożyłeś kapelusz. Tyłem do przodu. - Dziękuję ci - mówił mu Synowiec i nie sprawdzając odwracał dobrze nałożony kapelusz. Po jakimś czasie Gintel przychodził do niego z tą samą uwagą i Tadzio znów odwracał kapelusz.

Kawały Ludwika nigdy nie były przykre. Jeśli jednak ktoś na to zasłużył, potrafił przygadać bardzo ostro. Byłem raz świadkiem takiej historii.

W lecie 1919 roku przyjechał do Krakowa Wiener Sport-Club, drużyna należąca do pierwszej klasy austriackiej. Czasy powojenne, dla Austrii chude, więc wiedeńczycy po pierwszym meczu, który przegrali 0:3, chętnie zgodzili się na pozostanie w Krakowie przez tydzień i rozegranie jeszcze dwóch spotkań. Chętnie, bo w Polsce wówczas żywności nie brakło, więc w restauracji Pollera mogli najeść się do syta.

Na wspólnym komersie po jednym z meczów któryś z wiedeńczyków usiadł między mną i Ludwikiem. Kelner podał nam barszcz w filiżankach.

- Was ist das? - zapytał Ludwika nasz sąsiad, nawiasem mówiąc nie wyglądający na gentlemana. - Barszczyk - objaśnił go Gintel uprzejmie - barszczyk z buraczków. - Was? Die Ruben. In Wien die Ruben essen nur die Kuhe. - So? - zdziwił się Ludwik i słodkim głosem dorzucił uwagę - also im Wien die Kuhe wissen besser, was gut ist.

Jak każdy z drużyny, ja też miałem z Ludwikiem przeprawę. 1 października 1916 roku Gintel debiutował w pierwszej drużynie Cracovii na meczu z Pogonią Lwów (2:0 dla Cracovii) na pozycji obrońcy. Ja grałem wówczas w pomocy. Ludwik, który nie miał jeszcze rutyny, przetrzymywał piłkę i zaplątywał się w jakieś wózki, które mogły się źle skończyć. Powiedziałem mu wtedy: "- Co ty wyrabiasz? Ja się ciebie boję bardziej niż przeciwników."

Aby mnie udobruchać Ludwik poczęstował mnie potem kawałkiem kury, którą mu matka dała na drogę. Zjadłem, bo czego bym wówczas dla kolegi nie zrobił, ale Ludwik później odgrywał się na mnie za ten kawałek kury aż do końca mojej kariery w Cracovii. Z kawałka - zrobił całą kurę, a że był papla powiedział o tym dziennikarzom. Kura dostała się na łamy prasy sportowej. Jeszcze po drugiej wojnie światowej redaktor Hig przypomniał ją w Warszawie w felietonie o dawnych zawodnikach. Sądzę, że jedynie o kurze Henryka IV, króla Francji, pisano więcej niż o tamtej.

Gintel należał do najciekawszych postaci w naszym piłkarstwie. Przez wiele lat był filarem Cracovii i reprezentacji Polski na stanowisku obrońcy; w ostatnim roku swojej kariery 1928 – przeszedł na stanowisko lewego łącznika i został… „wicekrólem strzelców” ligowych. Gintel w przeciwieństwie do Steuermana, nie strzelał swoich karnych rzutów na siłę, lecz plasował je po rogach bramki uderzając piłkę wewnętrzną stroną stopy. Ten sposób egzekwowania rzutów karnych wprowadził w Polsce trener F. Kożeluch.

Źródło: Stanisław Mielech "Gole, Faule i Ofsaidy"

w 1922
w 1926
w starszym wieku