Nigel Kennedy
Nigel Kennedy | |||
| |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Nigel Kennedy | ||
Kraj | Wielka Brytania | ||
Urodzony(a) | 28 grudnia 1956, Brighton, Wielka Brytania | ||
Wiek | 67 l. |
Nigel Kennedy (ur. 28 grudnia 1956 w Brighton, Wielka Brytania) - znany po prostu jako Kennedy, również jako "Bad Boy of Classical", światowej sławy skrzypek-wirtuoz, ulubiony uczeń Yehudi Menuhina, absolwent elitarnej Julliard School of Music w Nowym Jorku.
Zagorzały fan Aston Villi i Cracovii. Wystąpił na stadionie przy ulicy Kałuży na Gali, po zakończeniu Turnieju jubileuszowego 100-lecia Cracovii.
"Lubię Kraków z powodu tego świetnego klubu piłkarskiego i jego znakomitego składu. Siedząc na trybunach, czuję się, jakbym był w operze i słuchał najlepszych solistów."
Źródło: Gazeta Krakowska" 2010-05-14
Wywiad
Światowej sławy skrzypek kibicuje Cracovii - Dziennik 12.11.2007
Muzyka i piłka nożna. To dwie pasje światowej sławy skrzypka Nigela Kennedy'ego. Artysta ma żonę Polkę, dlatego mieszka w Krakowie. I jak na kibica futbolu przystało, ma swoją ulubioną drużynę. A nawet dwie - Aston Villę i Cracovię. Dlaczego? "Bo tam można zobaczyć kawał dobrej piłki. Męskiej walki" - twierdzi w wywiadzie dla DZIENNIKA.
Ponoć gdy dziennikarz muzyczny Hirek Wrona wyznał panu, że jest fanem Manchesteru United, przerwał pan wywiad, wstał i bez słowa wyszedł. To prawda?
Nie pamiętam tej sytuacji, ale bardzo możliwe, że tak właśnie było. My, kibice Aston Villi, z założenia najbardziej na świecie nie znosimy "Czerwonych Diabłów" i Birmingham City. O tym drugim klubie nic nie powiem, bo tak ich nienawidzę, że każde moje słowo byłoby nie do wydrukowania w pieprzonej gazecie. O Manchesterze natomiast wspomnę tyle: brzydzę się tamtejszymi zawodnikami i fanami. Od czasu gdy George Best zakończył karierę, piłkarze tego klubu grają jak cioty. Mojego zdania nie zmienią nawet sukcesy Manchesteru w Lidze Mistrzów.
Dlaczego?
Ja nie uznaję międzynarodowych rozgrywek. Brakuje tam agresywnej, męskiej gry. Drużyny bawią się w czarowanie publiczności jakimiś gównianymi sztuczkami technicznymi zamiast porządnie skopać się po kościach. To strasznie gejowsko wygląda.
Czyli w ogóle nie dopinguje pan angielskich zespołów w pucharach?
Dokładnie tak! Ja mam gdzieś nawet to, że reprezentacja przegrała 1:2 w Moskwie z Ruskimi. Nie interesuje mnie to. Dla mnie ważne są tylko mecze ligowe Aston Villi i Cracovii.
Jak rozpoczęła się pana fascynacja polskim klubem?
Gdy przyjechałem do Krakowa, mój kumpel Tomek Nowak powiedział mi: jeśli chcesz zobaczyć kawał dobrej piłki, wpadnij na mecz Cracovii, a nie tej pieprzonej policyjnej Wisły. Miał rację. Spotkania "Pasów" dostarczają wielu niezapomnianych wrażeń. Podobnie jak rozmowy z przyjaciółmi-kibicami tego zespołu, których uwielbiam.
Dostrzega pan jakieś analogie między Cracovią a Aston Villą?
Gdy zacząłem dopingować krakowian, byli w trzeciej lidze, tak jak Aston Villa, kiedy ponad 40 lat temu wybrałem się pierwszy raz na mecz. Poza tym Cracovia to najstarszy klub w Polsce, a "The Villans" są jedną z pierwszych zawodowych drużyn świata. I jeszcze coś: w obu tych klubach gra po kilku wychowanków, brakuje też zagranicznych gwiazd. I dobrze. Strasznie wk... mnie to, że świat futbolu stał się miejscem, w którym sprowadza się na potęgę obcokrajowców. W składzie Arsenalu nie ma czasem nawet jednego Anglika. Przecież to jakiś absurd!
Na scenie imponuje pan żywiołowym zachowaniem. Czy na trybunach reaguje pan podobnie?
Jasne! Na meczach Aston Villi zawsze siadałem razem z szalikowcami i krzyczałem jak wariat. Potem przeniosłem się do loży VIP-ów. Nie chciałem, by mój czteroletni synek słuchał tych wszystkich bluzgów. Ale chłopak już podrósł, ma 11 lat, więc niebawem wracam z nim na swoje stare krzesełko.
A gdzie siada pan na Cracovii?
A gdziekolwiek, byleby był dobry widok. Nie mogę odżałować, że nie oglądałem ostatnich derbów Krakowa. Grałem akurat jakiś cholerny koncert w Anglii i nie miałem jak się urwać. A szkoda, wiem, że było niezłe widowisko. No nic, odbiję sobie wiosną.
Na derbach dochodzi czasem do awantur. Nie boi się pan, że akurat usiądzie w sektorze Cracovii, który zaatakują kibice Wisły? Co wtedy?
Nic. Ja co prawda nie lubię bójek, ale gdy nie ma wyjścia, to ich nie unikam. Podwijam rękawy i ruszam na s... Odważny jestem.
Wiele gwiazd muzyki przyjaźni się ze sportowymi idolami. Pan również?
W latach 80. i 90. kumplowałem się z Garrym Linekerem i zawodnikami Aston Villi. Mało tego, byłem nawet dyrektorem tego klubu! Jednak po pewnym czasie zrezygnowałem. Za dużo ludzi w klubie myślało nie o piłce, a o zarabianiu kasy, wkurzało mnie to. Wracając do pytania - teraz nie mam znajomych wśród piłkarzy. I nic w tym dziwnego, oni są 30 lat młodsi ode mnie. Imponują im łatwe panienki, sportowe fury i wypasione domy z pięcioma sypialniami. Mnie już nie kręci ten cały przepych, dojrzałem.
Czyli raczej nie kupi pan żadnego klubu wzorem Eltona Johna, który kiedyś nabył Watford?
Nawet jakbym chciał, to nie dam rady. Nie mam tyle kasy co on, niestety. Z Eltonem dzieli mnie wielkość portfela, łączy co innego. Gdy nasze ukochane kluby przegrywają mecze, cały tydzień mamy do dupy. Kiedy zwyciężają, wszystko nam się udaje. Tę zależność zaobserwowałem już parę ładnych lat temu.
Gdyby miał pan do wyboru: zagrać koncert albo iść na ważny mecz Aston Villi, jaka byłaby decyzja?
Jeśli moja ukochana drużyna walczyłaby o Puchar Anglii lub mistrzostwo, rzuciłbym wszystko w cholerę i pobiegł na trybuny, by ją wspierać. Po pewnym czasie występowanie staje się nieco monotonne, inaczej niż sport, który zawsze jest wyjątkowy, bo nieprzewidywalny.
Na koniec zapytam pana o zdanie na temat Davida Beckhama. Nie irytuje pana to, że w Anglii robi się z niego pół-Boga?
Nie, bo ten chłopak jest wielki, należy mu się szacunek! To artysta, wspaniały ambasador piłki. Gdy dotyka jej nogą, czyni cuda.
Dziwi mnie pana sympatia dla niego, bo grał przecież w Manchesterze United...
No, ale w końcu zmądrzał i opuścił ten cholerny klub, nieprawdaż? Miał ich w dupie, odszedł do Realu i za to też go cenię.
Kamil Gapiński
Kennedy: Cracovia z Aston Villą w Lidze Mistrzów - Cracovia.pl 11.12.2006
Nigel Kennedy, światowej sławy skrzypek-wirtuoz to żywy przykład człowieka, który bez względu na miejsce zamieszkania kocha futbol. Wielki fan Aston Villi, a od momentu, w którym zamieszkał w Krakowie również Cracovii w wywiadzie opowiada o piłce, krykiecie i nawet śpiewa angielską przyśpiewkę!
- Jak to się stało, że zawitał pan na stadion Cracovii?
- Wszystko za sprawą mojego kolegi - Tomka Nowaka. Wziął mnie na mecz, a ponadto opowiedział mi dokładnie o innych klubach w Krakowie - o Wiśle, o Hutniku.
- Ma pan jakieś marzenia związane z Aston Villą i Cracovią?
- Oczywiście! Mam często taką wizję, w której Aston Villa gra z Cracovią w finale Ligi Mistrzów. To byłoby coś pięknego, szczyt moich marzeń!
- Ale miałby pan nie lada problem z tym, komu kibicować!
- To naprawdę byłby duży kłopot! Ale wtedy padłby remis 5:5 i wszystko byłoby genialne!
- Jakim jest pan kibicem? Woli pan siedzieć i w spokoju oglądać mecz, czy żywiołowo reagować, dopingować swoją drużynę?
- Nie cierpię siedzieć! To znaczy samo siedzenie nie jest złe, jednak gdy na boisku coś się dzieje, a z reguły tak właśnie jest to trzeba stać. Dlatego też przez cały niemal mecz stoję i dopinguję. Piłka to nie opera - tam można siedzieć i patrzeć, na stadionie jest to według mnie nie do przyjęcia.