Dyskusja:Józef Kałuża

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Pierwsze moje spotkanie z Józkiem zdarzyło się na krakowskich Błoniach. Mieliśmy tam swoją "paczkę", do której należeli: Przystawski, Domagalski, Świszczowski, Pałasiński, Tondos, Kowal i inni. Co jak co, ale wózki umieliśmy już dobrze kręcić. Kiwało się przeciwnika dla samej sztuki wózkowania, którą uważaliśmy za najważniejszą z umiejętności piłkarskich. Zdobycie bramki, jeżeli przy tym nie przewózkowało się bramkarza, nie było cenione. Paczka nasza znana była na Błoniach jako najsilniejsza.

Zdarzyła się nam raz sposobność rozegrania zawodów z dobrym przeciwnikiem, lecz nie mieliśmy pełnego składu. W tym momencie jakiś mały, niepozorny uczniak, przysłuchujący się naszym pertraktacjom z przeciwnikiem, ozwał się nagle: - Ja mogę zagrać. Poprowadzę wam atak. - A w jakiej paczce grywałeś dotychczas? - W Podgórzu.

Była to dla nas prawie obraza. Podgórze było w naszych pojęciach dzielnicą niepotrzebnie przyłączoną do Krakowa, sportowo "nieważną". A tu jakiś Podgórzanin miał ambicje nie tylko zagrać w naszej paczce, ale i poprowadzić nasz atak, atak najlepszej paczki na Błoniach! Śmieliśmy się z tego serdecznie, a on tylko patrzył na nas ironicznie. Wreszcie któryś z nas rzekł: - Jak on jest z Podgórza, to chyba musi grać. I znowu śmieliśmy się myśląc, co to będzie za heca z tym podgórskim beanem.

Zaczęła się gra i... tego dnia poznaliśmy Józefa Kałużę. Nim to był bowiem ów niepozorny uczniak. To co on wówczas wyprawiał na boisku było kunsztem, którego jeszcze nie znaliśmy. Grał inaczej niż my wszyscy. Piłka słuchała go, kleiła mu się do nogi. Wózkował świetnie, lecz wózkiem trudno nam było zaimponować. Rewelacją dla nas były natomiast jego strzały, ustawianie się do piłki, wybieganie na pozycję, wypuszczanie piłek łącznikom na przebój lub na skrzydła. Jego zagrania powiązały nasze bezplanowe indywidualne gierki i nadały im sens. Jak łatwo było przy nim zdobywać bramki. Od tego meczu zyskaliśmy w nim wodza i promotora naszych piłkarskich poczynań.

Kałuża jednak niedługo udzielał się na Błoniach. Zaczął wnet grywać w klubach; najpierw w Robotniczym Klubie Sportowym, a potem w Cracovii. Atak Cracovii prowadził w 1912 roku wiedeńczyk Singer, ten sam, który po powrocie do Wiednia zagrał w reprezentacji Austrii przeciwko Włochom i strzelił dwie bramki. Jakież było zdumienie sportowego Krakowa, gdy rozeszła się wieść, że Singer ustępuje swego miejsca w ataku jakiemuś Kałuży, nieznanemu sztubakowi, a sam przechodzi na stanowisko środkowego pomocnika.

Okazało się, iż kierownictwo Cracovii nie zrobiło błędu powierzając Kałuży pozycję kierownika napadu. Od roku 1912 przez 18 lat Kałuża prowadził atak tego klubu, kładąc podwaliny pod wielkość Cracovii.

Kałuża rozegrał 416 meczów w I drużynie Cracovii i drużynach reprezentacyjnych Krakowa i Polski. Według statystyki klubowej strzelił w tych meczach 465 bramek. Posiada on przy tym niepobity dotychczas rekord strzelania 13 bramek na jednym meczu (Cracovia - Klub Lotników Krakowa 30:0). W reprezentacjach Polski miał "abonament" na stanowisko środkowego napastnika. Mimo że w tym czasie grali tak wspaniali kierownicy ataków jak W. Kuchar, H. Reyman, Staliński i T.Grabowski - Kałuży nigdy nie przesuwano na inne stanowisko.

Kałuża nie miał dobrych warunków fizycznych. Był średniego wzrostu, wątły i przez pewien czas zagrożony gruźlicą. Na 100 m biegał bynajmniej nie w rekordowych czasach, a siła jego strzałów była również przeciętna. Pomimo to był postrachem wszystkich bramkarzy. Bramki zdobywał dzięki niezwykłej celności strzałów, które oddawał z każdej pozycji, i dzięki fenomenalnej orientacji w sytuacjach podbramkowych. "Kałuża ma oczy dookoła koszulki" - mówiono. Miał on jakiś instynkt ustawiania się do piłki i wyczuwania jej drogi. Zawsze był przygotowany do przyjęcia centry, zawsze był na pozycji, w początkowej fazie biegł do centry wolno, później bieg przyspieszał, a strzelał zwykle w największym pędzie, co wzmacniało siłę jego strzałów z pierwszego dotknięcia piłki. Przy bocznych podaniach przyziemnych często stosował taki manewr, że przepuszczał piłkę i biegnąc obok niej ociągał się ze strzałem aż do chwili, gdy bramkarz zmienił pozycję, by kryć większą przestrzeń bramki. Wówczas Kałuża posyłał mu piłkę w opuszczony przed chwilą róg.

Józek wiedział o tym dobrze, iż większość bramek zdobywa się w momentach, gdy bramkarz jest w ruchu, w balansie i swoim manewrem celowo prowokował bramkarzy do zmien pozycji. Był niezawodny, gdy chodziło o strzały z przeboju w momentach, gdy bramkarz wybiegał przeciw niemu z bramki, by zmniejszyć kąt strzelania. Być może że w czasach Kałuży nie było bramkarzy, którzy by w wybiegach z bramki wykazywali taki refleks i taką orientację jak obecnie Szymkowiak, ale nie widziałem bramkarzy, którzy by oko w oko z Kałużą idącym z piłką na przebój potrafili wybiegnięciem przeszkodzić mu w strzeleniu bramki.

Kałuża z jednakim skutkiem i równą łatwością strzelał prawą i lewą nogą. W przeboju nie potrzebował ustawiać sobie piłki do strzału z prawej nogi i nie sprawiało mu trudności prowadzenie piłki lewą nogą, a oddanie strzału prawą. To właśnie najbardziej myliło bramkarzy. W momentach przebojów, na krótkich odcinkach, Kałuża zdobywał się na niezwykłą szybkość. [...]

Kałuża biegał jak zając na dystansie 20 m. Poza tym biegał ekonomicznie, nigdy nie rozwijał większej szybkości niż trzeba, wiedział dobrze, kiedy należy przetrzymać piłkę, aby partner mógł wyjść na pozycję, a kiedy ją oddać w rytmie ataku, aby piłka nie zastała partnera w rejonie spalonym.

Mimo niewielkiego wzrostu Kałuża grał bardzo dobrze głową dzięki doskonałej skoczności. Chętnie trenował skakanką. Piłkę uderzał głową z wielką siłą i dlatego jego główki miały dużą szybkość. Na piłkę chodził bardzo odważnie i z tego powodu często odnosił kontuzje, zwłaszcza na meczach z krajowymi drużynami, które widziały w nim najlepszego zawodnika Cracovii i starały się unieszkodliwić go za wszelką cenę.

Na meczu nieraz się zdarza, iż w pewnych momentach publiczność widzi jasno rozwiązanie sytuacji podbramkowej, wie jak zawodnik powinien zagrać, w jakiej chwili, w jakim ułamku sekundy oddać strzał - lecz doznaje zawodu, bo gracz tego nie widzi, przegapia moment najodpowiedniejszy do strzału wózkując lub szybując piłką, a tymczasem prześwit w murze obrońców zamyka się. Wielka popularność Kałuży miała źródło w tym, że Kałuża nigdy takich zawodów nie sprawiał publiczności.[...]

Kałuża strzelał do bramki tylko piłką będącą w ruchu. Nigdy nie egzekwował rzutów wolnych i karnych. Do pierwszych brak mu było "atomowych" strzałów, a do drugich nerwów. Tym cenniejszy - w porównaniu z innymi "królami strzelców" jak Reyman, Peterek czy Kossok - był jego rekord bramek zdobytych z przebojów i kombinacji.

Mimo rekordów sławę swą zawdzięcza Kałuża nie tyle swoim zdolnościom technicznym co taktycznym. On to wprowadził w Cracovii system gry opartej na stylu szkockim krótkimi, celnymi podaniami. Podstawą kombinacji Kałuży był trójkąt. Piłka szła od Kałuży do łącznika i wracała do Kałuży. Czas lotu piłki i jej gaszenia Kałuża wykorzystywał do wybiegnięcia na pozycję. Świetnie też prowadził grę skrzydłami. Przeciwnik wzięty w tryby kombinacji Kałuży przez jakiś czas rzucał się jak ryba w sieci, na próżno biegał za piłką od jednego zawodnika Cracovii do drugiego, a gdy się zmęczył Cracovia zbierała plon taktyki Kałuży.

Takim był Kałuża jako piłkarz. Był on talentem samorodnym, wszystkie umiejętności piłkarskie zdobył wcześniej niż zaczął grać w klubach. Grając w klubach zmężniał jedynie i nabrał szybkości.

Kałuża nie pił alkoholu i nie palił tytoniu. Nigdy nie grał dla poklasku galerii i od partnerów żądał również gry poważnej dla wyniku, dla barw Cracovii. Z tego powodu na boisku dochodziło nieraz do scysji między nim a młodszymi kolegami, których ostro karcił. Poza boiskiem był natomiast przemiłym kompanem. Żywy temperament popychał go czasem do zatargów z sędziami, którzy byli jednak dla niego pobłażliwi mając na uwadze jego zasługi dla piłkarstwa.

Gdy uznał, że czas jest ustąpić miejsca w drużynie młodszym, Kałuża wziął się do dziennikarstwa sportowego i pracy organizacyjnej. Jako dziennikarz wkrótce dał się poznać wnikliwymi analizami gry. W Powstaniu Warszawskim przepadł ponoć rękopis napisanego przez niego podręcznika gry w piłkę. Na stanowisku kapitana związkowego PZPN przez wiele lat wyznaczał zawodników do reprezentacji państwowych i cieszył się niekwestionowaną przez nikogo sławą autorytetu i szczęśliwej ręki.

W czasie wojny Kałuża jako jeden z niewielu członków zarządu PZPN, którzy pozostali w kraju, skupiał wokół siebie sportowców i po cichu kierował ruchem sportowym. We wspomnieniu o nim zamieszczonym w wydawnictwie jubileuszowym 40-lecia Cracovii czytamy: "Bolał nad tym, iż bezlitosny wróg tępiąc wszystko co polskie z równie wielką nienawiścią jak do kultury i nauki polskiej odniósł się do sportu polskiego, grabiąc wszystkie stadiony i skazując młodzież polską na przymusową bezczynność lub na uprawianie sportu gdzieś daleko poza rogatkami miasta. Kałuża był za tym, żeby młodzież grała w piłkę. Uważał jednak, że nie wolno tymi zawodami stwarzać pozorów, że życie w kraju płynie normalnie." Z tych powodów w czasie okupacji nie uczęszczał na zawody. Nie doczekał się oswobodzenia Polski.


Źródło: Stanisław Mielech: "Gole faule i ofsaidy", wyd. "Sport i Turystyka", W-wa, 1957