Barbara Tochowicz

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Barbara Tochowicz

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Barbara Tochowicz
Kraj Polska
Urodzony(a) 1970


Barbara Tochowicz (Barbara Tochowicz-Sarnat) - szczypiornistka, lata 80-90te, wychowanka Cracovii. Żona piłkarza Artura Sarnata.

Debiut 18 luty 1989 r..


Wywiad

"Ryszard, Artur, Barbara i Małgorzata Sarnatowie, czyli trzy pokolenia sportowców. Rodzina wielu pasji" -
gazetakrakowska.pl

Ryszard, Artur, Barbara i Małgorzata Sarnatowie, czyli trzy pokolenia sportowców. Rodzina wielu pasji

...

Pani Barbara zachowanie jego fanek przyjmowała ze zrozumieniem: - Dostawał kartki z życzeniami, listy. Ja o tym jednak wiedziałam, dlatego inaczej do tego podchodziłam, szanowałam to. Przyjmowałabym się, gdyby to było robione po kryjomu. Po to zresztą uprawialiśmy sport, żeby nas kibice szanowali, lubili. Tylko, wiadomo, muszą być pewne granice.

Po ślubie na… obóz

Jest rówieśniczką męża, także krakowianką. Piłkę ręczną zaczęła trenować w SP 96, w 1984 r. trafiła do Cracovii, pięć lat później zadebiutowała w pierwszej drużynie i pomogła jej zająć trzecie miejsce w I lidze – najwyższe w swej karierze. W Cracovii grała przez 15 lat. Przeżyła w niej spadek i powrót do I ligi, a także powroty do gry po urodzeniu córek w 1995 i 2000 r.

- Po urodzeniu Moniki też wróciłam, ale już widziałam, że bardziej zwracałam uwagę na to, ile czasu jest do końca treningu, więc stwierdziłam, że to już nie jest to, że nie jestem tak oddana sportowi jak wcześniej. Odejście ułatwiło mi fakt, że gdy zaszłam w ciążę i ogłosiłam, że robię sobie przerwę w treningach, to w tym czasie był kryzys i klub zawieszał działalność sekcji – wyznaje.

Gdy braliśmy ślub, Artur był jeszcze graczem Cracovii. Dwa dni później odwoziłam go do Straszęcina na obóz... Wisły, bo podpisał z nią kontrakt. To była nasza podróż poślubna, z dwoma innymi piłkarzami i działaczem Kazimierzem Antkowiakiem - Barbara Sarnat

Zanim to jednak nastąpiło, przeżyła wiele pięknych chwil. Nic więc dziwnego, że mówi o nich tak: - Wspominam te lata cudownie, to były najfajniejsze lata mojego życia. Nie zamieniałbym ich na nic innego, na żadną inną dyscyplinę i na żaden inny klub. Jestem stała w uczuciach, nie myślałam o zmianie klubu, o przeprowadzce. Tu mieszkałam, tu było moje miejsce na ziemi. Dobrze się odnajdywałam z koleżankami, trenerami, kierownikami, zarządem. Przez wiele lat byłam kapitanem drużyny. Do dziś mam niesamowity sentyment do hali Wawelu, w której najczęściej trenowałam. Gdy jestem w niej, serce mocniej bije. Sport był mi bliski od zawsze. Lubiłam biegać, byłam bardzo skoczna, Hutnik nakłaniał mnie do lekkoatletyki. I wydawało się, że to się nigdy nie skończy. Potem wiadomo: zakłada się rodzinę, rodzi dzieci i wyrasta ze sportu.

Przyszłego męża poznała w 1992 r., gdy grał jeszcze w Wawelu. Poznali się właśnie w hali tego klubu. Potem zaprosiła go na wesele koleżanki. I poszło z górki. Ślub wzięli 3 lipca 1993 r. Udzielił go im go kapelan Cracovii ks. Zdzisław Krzystyniak.

- Gdy braliśmy ślub, Artur był jeszcze graczem Cracovii. Dwa dni później odwoziłam go do Straszęcina na obóz... Wisły, bo podpisał z nią kontrakt. To była nasza podróż poślubna, z dwoma innymi piłkarzami i działaczem Kazimierzem Antkowiakiem – wspomina pani Barbara.

„A mąż panią kocha?”

Zawodniczka Cracovii i zawodnik Wisły – nie wszystkim się to podobało.

- Kiedyś Artur przyszedł na mecz, gdy grałyśmy o wejście do I ligi. W hali Wawelu kibiców Cracovii nie było dużo, zauważyli jednak wiślaka. I doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Mąż musiał wyjść w przerwie meczu, bo mu dogryzali, opluli samochód. Baliśmy się, czy mu nie zrobią czegoś więcej. Nie wzięli pod uwagę tego, że jesteśmy małżeństwem – opowiada pani Barbara. A jej mąż dodaje: - Wolałem im zejść z drogi, po co się miałem z nimi szarpać.

- Od dziecka znaliśmy chłopca na wsi, który też trenował piłkę nożną. Czytał o nas w gazetach. Kiedyś podjechał rowerem pod naszą bramę i pyta mnie: „Pani Basiu, a mąż panią kocha?”. A ja mówię: „No tak, a czemu miałby mnie nie kochać?”. A on na to: „Bo pani gra w Cracovii, a on w Wiśle...” To było wprawdzie dziecko, ale kibice mogli nas tak postrzegać – zauważa była piłkarka ręczna.

Jeździłam na wszystkie zawody, oprócz pływania. Byłam nieszczęśliwa, gdy nie było wychowania fizycznego, bo było mało dziewczyn, gdyż nie chciały ćwiczy - Barbara Sarnat

Choć nie osiągnęła tyle sukcesów co mąż, czuje się spełniona jako sportsmenka. I dowartościowana jako kobieta: - Miałam poczucie swej wartości, że jestem zawodniczką, że gram w I lidze, o czym niejedna marzyła. Obserwowałam, jak Wisła fetowała mistrzostwo, a dziewczyny wieszały się na piłkarzach. Miałam do tego dystans. Gdy trenowałam, to z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. Że ktoś mnie lubił jako zawodniczkę, że się podobałam jako kobieta, że ktoś się we mnie podkochiwał. Nie zwracałam na to uwagi. Ale gdy po latach się o tym dowiaduje, mile to łechta, jest sympatyczne.

- Kiedyś przyjechał pan, który zabiera od nas śmieci. I mówi: „A pani to jest ta – tu wymienił moje nazwisko – i grała pani w Cracovii”. To jest takie fajne. Z Gosią poszłam na Dni Otwarte do mojego liceum 20 lat po tym, gdy do niego uczęszczałam. Spotkałam moją wuefistkę. I ona mnie poznała! Mówi: „Barbara Tochowicz?”. Bo ja robiłam dla tej szkoły najlepsze wyniki. Jeździłam na wszystkie zawody, oprócz pływania. Byłam nieszczęśliwa, gdy nie było wychowania fizycznego, bo było mało dziewczyn, gdyż nie chciały ćwiczyć – mówi pani Barbara.

...
Jerzy Filipiuk
Źródło: gazetakrakowska.pl 29 maja 2021 [1]


==Linki zewnętrzne]]