2006-03-21 Cracovia - GKS Tychy 2:3

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 11:26, 9 kwi 2007 autorstwa Dinth (Dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Cracovia - GKS Tychy 2:3 ( 0:0; 0:2; 2:0; 0:0 )
Bramki zdobyli: 0:1 Cychowski (22), 0:2 Parzyszek (24), 1:2 Potočný (55), 2:2 Voznik (55)
Rzuty karne: 0:0 L.Laszkiewicz, 0:0 Bacul, 0:0 Sarnik, 0:1 Parzyszek, 0:1 Safarik, 0:2 Bagiński, 0:2 Chabior

W barwach Cracovii wystąpili: Radziszewski (Kachciarz) - Csorich, Chabior, L.Laszkiewicz, Słaboń, Horný - Dulęba, Marcińczak, Potočny, Pasiut, Witowski - Kozendra, B. Piotrowski, M. Piotrowski, Voznik, Sarnik - Galant, Gąska, Śliwa, Cieślak, Safarik

W barwach GKSu Tychy wystąpili: Sobecki (Elżbieciak) - Gonera, Cychowski, Bacul, Parzyszek, Bagiński - Majkowski, Śmiełowski, Belica, Ślusarczyk, Justka - Kuc, Gretka, Gawlina, Bober, Skoś - Król, Sinka

Widzów: 3000

Prasa

Hokeiści GKS Tychy wygrali w Krakowie - Gazeta Wyborcza 22.03.2006

Tyscy hokeiści, po trzech kolejnych zwycięstwach Cracovii, wygrali dramatyczny mecz w Krakowie i wciąż ma szansę na obronę mistrzowskiego tytułu. - Bankiet przełożony - uśmiechał się Arkadiusz Sobecki, bramkarz tyskiej drużyny Po trzech kolejnych zwycięstwach zawodnicy Cracovii wypinali już piersi do złota. Do Krakowa przyjechał Zenon Hajduga, prezes Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, który przywiózł ze sobą puchar za mistrzostwo i komplet złotych medali. Trybuny zapełniły się do ostatniego miejsca, a wśród kibiców trudno było znaleźć osobę, która wątpiłaby, że rywalizacja o mistrzostwo potrwa dłużej niż 60 minut. - Popsujemy im fetę! - odgrażał się przed spotkaniem Arkadiusz Zioła, masażysta tyskich hokeistów.

Po ponad dwóch godzinach emocjonującej, dramatycznej rywalizacji, zakończonej dogrywką i rzutami karnymi, okazało się, że Zioła miał rację. - Dziś jeszcze nie zjecie jajek z majonezem - śmiał się do krakusów Dariusz Wieczorek, drugi trener GKS-u, który w sobotę został ojcem. - Dziś dopiero zaczęliśmy wielką grę o złoto - żartował Wojciech Matczak, szkoleniowiec tyskiej drużyny.

Spotkanie przypominało oscarowo wyreżyserowany horror. Tyszanie przez 55 minut grali z olbrzymim poświęceniem i wyrachowaniem. Długo unikali fauli, nie dawali się prowokować rywalom. Po dobrej pierwszej tercji, w drugiej zagrali koncertowo. Znakomite uderzenia Rafała Cychowskiego (z niebieskiej linii) i Adriana Parzyszka (trafił do siatki zewnętrzną stroną kija) uciszyły trybuny i sparaliżowały rywala.

86-letni Maksymilian Więcek, jedyny żyjący zawodnik Cracovii, który w 1949 roku zdobył ostatnie dla drużyny z Krakowa mistrzostwo Polski, przecierał oczy ze zdumienia. - Za mało strzelają - ganił zawodników drużyny gospodarzy.

Na ławce tyskiej drużyny było gwarno niczym w ulu. Trenerzy i zawodnicy cały czas pokrzykiwali na siebie i mobilizowali się do walki. Karol Pawlik, dyrektor GKS-u, przechodził sam siebie. Stojąc za pleksi oddzielającą trybuny od ławki, na której siedzieli tyscy zawodnicy, zdzierał gardło i zagrzewał zespół do ambitnej gry.

Zamilkł na chwilę, by zapalić papierosa. Właśnie wtedy tyszanie stracili dwa gole i to na dodatek w dziesięć sekund! - A ostrzegałem, mówiłem "młodym": odpowiedzialnie w tyłach. Zaspali na chwilę... Wiedziałem, że jeżeli Cracovia strzeli bramkę, to dostanie skrzydeł - podkreślał Sebastian Gonera, obrońca GKS-u.

Po chwili tyscy zawodnicy musieli poczuć, co czuje osoba, która gubi kupon totolotka, na którym jest sześć trafnych skreśleń. Nieporozumienie Sobeckiego i Krzysztofa Majkowskiego skończyło się stratą krążka tuż przed bramką GKS-u, a z prezentu z zimną krwią skorzystał Martin Voznik. - Przez chwilę poczułem, że zwycięstwo może nam przejść obok nosa. Trener wziął jednak czas i poukładaliśmy wszystko na nowo - tłumaczył Parzyszek.

Cracovia rzuciła się do ataku, by dobić rywala. - Najgorzej było w dogrywce, gdy karę złapał Mariusz Justka. Brakowało nam już siły, a krakowianie cisnęli bardzo mocno - opowiadał bramkarz tyskiej drużyny.

Tyszanie przetrwali ciężkie chwile, a w karnych Sobecki pokazał klasę jak rok temu, gdy w finale zatrzymał zawodników Unii. Bramkarz GKS-u nie dał się zaskoczyć ani razu. - Gdy obroniłem pierwszy strzał Leszka Laszkiewicza, poczułem, że będzie dobrze - mówił Sobecki, który bronił wczoraj... na jednej nodze. - Boli mnie pachwina, gdyby nie środki przeciwbólowe i blokada, w ogóle nie wyjechałbym na lód - wzdychał. - Dziś Arek był górą, postaram się mu zrewanżować już w piątek - odgrażał się Laszkiewicz.

Tymczasem Adam Bagiński i Parzyszek strzelali bramki jak automaty i przedłużenie rywalizacji o złoto stało się faktem. - Jest! Jest! Jest! - krzyczał szczęśliwy Andrzej Skowroński, prezes klubu.

- Wracamy do gry. Będziemy walczyć dalej. Tanio złota nie oddamy - zapowiedział Parzyszek. - Brakuje już sił, ale to zwycięstwo na pewno doda nam wiary - dodał Gonera.

Dziś zawodników tyskiej drużyny czeka odpoczynek i odnowa biologiczna. W piątek znowu przyjadą do Krakowa, by po raz kolejny spróbować popsuć Cracovii fetę.

Filmy

Nie podano wymaganego parametru EmbedVideo.