1935-04-14 Cracovia - ŁKS Łódź 5:1
|
Liga , 2 kolejka Kraków, niedziela, 14 kwietnia 1935
(2:0)
|
|
Skład: Szumiec Pająk Doniec Żiżka Chruściński Mysiak A. Zieliński S. Malczyk Korbas Szeliga Kisieliński Ustawienie: 2-3-5 |
Sędzia: Oskar Kurzweil ze Lwowa
|
Skład: Frymarkiewicz Karasiak Flieger Pegza Welnitz Tadeusiewicz Wilner Sowiak Herbstreit Kotecki Król Ustawienie: 2-3-5 |
Opis meczu
Zdumiewająca zmiana formy Cracovii pozwala jej rozgromić Ł.K.S. 5:1 w Krakowie
Cracovia semper idem. Zawsze ta sama. Drużyna nieobliczalnych możliwości i najskrajniejszych niespodzianek, stanowiąca zagadkę dla najlepszych jej znawców, zmieniająca swe oblicze z minuty na minutę.
Zagra kilka meczów i przegra je zrzędu, wykazując spadek formy i załamanie ducha bojowego. A potem, za jednym zamachem zerwie się do boju, rzuci na szalę szaloną ambicję, zmiażdży przeciwnika, wygra w spotkaniu wszystkie atuty i strzeli 5 bramek nie wyzyskawszy jeszcze drugie tyle murowanych pozycyj. To jest właśnie Cracovia!
Wiosenne niepowodzenia i porażka z Wartą były niewesołą improwizacją kampanji mistrzowskiej. Chociaż pierwsze mecze nie są należytym sprawdzianem, nie spodziewano się jednak, alby ocknięcie nastąpiło tak szybko.
A jednak przyszło. Nie wiemy - na jak długo, nie wiemy co będzie za tydzień, czy za dwa. Ale narazie konstatujemy fakt, Cracovia zagrała najlepszy swój mecz w sezonie. Nie jest to jeszcze pełnia formy, ale jest poziom i kondycja, wystarczające, do stanięcia w szranki z każdym zespołem ligowym z pełnemi szansami na sukces.
Zapewnia je przedewszystkiem atak Cracovii, w którym wiele można spodziewać się po jego kierowniku Korbasie, graczu młodym, ruchliwym i zdradzającym implikacje do prowadzenia gry kombinacyjnej. Dobrze wypadają te zakusy w stosunku do Szeligi, łącznika wartościowego, bo zdradzającego duże zadatki techniczne. W połączeniu z Kisielińskim, będącym już teraz w pełni formy, ofenzywa Cracovii - idąc od środka ku lewej stronie - wykazuje dobre funkcjonowanie.
Słabiej natomiast wypada strona prawa. Malczyk zbyt cofa się do tyłu, i niepotrzebnie wózkuje wstrzymując grę i nie wykorzystując swego partnera Zielińskiego, którego biegi powinny przynosić więcej realnych korzyści. Pomoc Cracovii nie może również jeszcze zadowolić. O poprawie można znów mówić u Mysiaka, natomiast obaj jego koledzy Chruściński i Żiżka są słabsi.
Goście nie potrafili zresztą zmusić defenzywy gospodarzy do pełnego wysiłku, a temsamem okazania swych możliwości.
ŁKS zawiódł. Z reklamowanych jego możliwości potwierdziła się tylko jedna: ustawienie piątki napastników w literę W. Temu systemowi hołdują łodzianie, nie umiejąc natomiast wyciągnąć z niego korzyści. Zadowolił jedynie Herbstreich na środku ataku, Welnitz na środku pomocy oraz Karasiak w obronie. Poza kilkoma minutami w drugiej połowie, ŁKS nie umiał uchwycić w swe ręce inicjatywy i przeprowadzić skutecznie jakiejś akcji.
Tuż po gwizdku Kisieliński egzekwuje rzut wolny nie trafiając jednak do celu. Gra toczy się w błyskawicznym tempie. Publiczność żywo oklaskuje posunięcia obu drużyn. Nasuwa się tylko pytanie, na jak długo starczy sił. Jak się niebawem okazuje - tylko na 30 m. poczem akcje toczą się już w wolniejszym tempie. W tym okresie gry przewaga należy do Cracovii, której lewa strona demonstruje szereg groźnych posunięć.
Sesję bramek inauguruje Korbas w 19 m. chwytając piłkę na głowę i lokując ją w siatce. Podobnie główką podwyższa wynik Szeliga w 35 m.
Pierwsze chwile po przerwie przynoszą gościom bramkę z "główki" Króla w 8 minucie. Cracovia przejmuje wkrótce inicjatywę. Dwa rzuty wolne, egzekwowane z granicy pola karnego ŁKS, nie przynoszą rezultatu. Dopiero pomtem Zieliński wspaniałym wolejem umieszcza piłkę w rogu bramki.
Cracovia jest obecnie panem boiska, a napastnicy jej bombardują bramkę przeciwnika. Dwa jeszcze strzały znalazły do niej drogę. Autorem obu był Kisieliński w 26 i 44 m. Niewyzyskano natomiast rzutu karnego podyktowanego w 30 m. za faul na Korbasie. Zieliński strzelił obok słupka.
Sędzia p. Kurzweil spełniał swe zadanie zadowalająco, niepotrzebnie jednak gwiżdże przeciągle i kilkakrotnie po każdej swej decyzji.
Źródło: Przegląd Sportowy [1]