1996-05-15 Cracovia - Wisła Kraków 0:2
Opis meczu w Tempo
Takie mecze ogląda się z autentyczną przyjemnością i nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia to, komu się kibicuje. Pełna widownia już na pół godziny przed rozpoczęciem (oby tak jeszcze bardziej skoncentrowana na dopingu swej drużyny, a nie na wyzwiskach rywali), ładna oprawa spotkania, a przede wszystkim wysoki poziom widowiska, toczonego w sportowej atmosferze - to coraz rzadziej spotykane obrazki na rodzimych piłkarskich stadionach. Wczoraj w Krakowie byliśmy świadkami prawdziwie wielkiego futbolowego święta. W 167. derbach Krakowa zwyciężyli piłkarze Białej Gwiazdy i przynajmniej do następnego pojedynku obu drużyn to Wisła będzie królować pod Wawelem. Towarzyszące przed meczem rozmaite spekulacje kibiców na temat tego, komu bardziej są potrzebne punkty, zostały szybko - rozwiane na boisku, na którym nikt nikogo nie oszczędzał i nie .próbował ułatwiać zadania rywalom. Jeśli jednak bliżsi są prawdy ci, co sugerowali niecne zamiary zespołów, to tylko należałoby sobie życzyć, by wszystkie pojedynki były tak po mistrzowsku reżyserowane. Zwłaszcza pierwsza odsłona mogła przypaść do gustu najwybredniejszym malkontentom. Mnogość szybkich, płynnych akcji na obie. bramki, sporo strzałów, efektownych interwencji bramkarskich i nieustępliwej walki o każdy skrawek murawy. Wymianę ciosów rozpoczęła Wisła. W 6. min Grzegorz Kaliciak utrzymawszy podanie od Dariusza Marca oddał z 12 metrów mocny strzał na bramkę Tomasza Kwedyczenki, ale piłka poszybowała o metr nad poprzeczką. Minutę później odpowiedział Rafał Wrześniak. Z 30 metrów posłał potężną bombę z wolnego, po raz pierwszy zmuszając do maksymalnego wysiłku Artura Sarnata, który w ostatniej chwili wybił piłkę na róg. Chwilę później bliski zaskoczenia golkipera Wisły był Krzysztof Duda, za którym nie podążył Kaliciak. Obrońca Cracovii doszedł do piłki centrowanej z rzutu rożnego przez, Wrześniaka, ale jego âgłówka" nie była precyzyjna. Goście nie oddali jednak na dłużej inicjatywy âPasom". Gdyby w 14. min Tomasz Kulawik lepiej przymierzył z kilkunastu metrów, sfinalizowałby pewnie golem pomysłowe.zagranie Kaliciaka z Marcem. Za moment gorąco było pod bramką Sarnata, którego wybawił z opresji Jacek Matyja, dość ryzykownie na róg ekspediując piłkę, dośrodkowywaną spod linii bramkowej przez Piotra Gruchałę. By wyrównać saldo stworzonych zagrożeń, Kaliciak popisał się kąśliwie wykonanym wolnym, po którym futbolówka wypadła z rąk Kwedyczence. ale Kulawik nie zdołał wykorzystać dobitki. W tym momencie wiadomym było, że zdobyta przez którąkolwiek z drużyn bramka, będzie mieć zasadnicze znaczenie dla przebiegu całego spotkania. Ktoś przecież musiał wreszcie złamać rywala nokautującym trafieniem. I rzeczywiście, nastąpiło ono w 24. minucie. Janusz Świerad dostrzegł wbiegającego w pole karne Marca i zagrał do niego trzydziestometrowego loba. Cofający się Wrześniak nie sięgnął piłki, przejął ją pomocnik Wisły i ż kilku metrów bez trudu już pokonał Kwedyczenkę. Zdawało się, że gospodarze są w stanie jeszcze się podźwignąć. Próbę strzałów podjęli Edward Kowalik i Marek Węgiel, zbyt słabych jednak, by zaskoczyć pewnie w tym dniu broniącego Sarnata. Wisłą w tym czasie jakby Czekała na kolejną okazję do skontrowania coraz częściej odkrywającego się rywala. Okazja nadarzyła się prędzej niż się tego spodziewano. Defensorom Cracovii nie udała się próba zastawienia pułapki ofsajdowej, z czego skrzętnie skorzystał Kaliciak. Marzec, który w tym dniu był pierwszoplanową postacią w środku pola, podał w uliczkę do wspomnianego Kaliciaka, ten ostro ruszył z piłką do linii końcowej i mocno zagrał wzdłuż bramki. Piłka zmierzała nieuchronnie do Świerada, ale wyręczył go Waldemar Góra, który będąc w pełnym biegu metr od bramki podjął się niewykonalnej sztuki wybicia piłki nad poprzeczką. Oczywiście, musiała ona wpaść do siatki. Po zmianie stron nie było aż tylu soczystych wymian, nadal jednak walczono bez pardonu, dążąc do zmiany wyniku. Trener Ireneusz Adamus rzucił na szalę wszystko, czym w tym dniu mógł dysponować. Okazało się jednak, że dysponuje zdecydowanie mniejszym arsenałem środków rażenia niż Henryk Apostel na ławce Wisły. Wprawdzie wprowadzony do gry Paweł Zegarek był trudniejszym do upilnowania niż jego poprzednik, ale nie na tyle, by zdecydowanym manewrem, poderwać kolegów do odrabiania strat. Owszem - nie można tego odmówić gospodarzom tej âwojny" - natarli oni jeszcze z impetem, ale nie mieli już tej wiary, co przed utratą drugiego gola. Przed wielką szansą zdobycia kontaktowego gola byli Łukasz Kubik i Wrześniak, z kilkunastu metrów nie trafili jednak w światło bramki. Trafił w nie w 80. min Duda, ale jego strzał głową z kilku metrów po dośrodkowaniu Krzysztofa Hajduka ponownie w świetnym stylu obronił Sarnat. Wiślacy nie mieli tylu sytuacji po zmianie stron (niecelna âgłówka" Świerada w 57. min, zbyt słaby strzał Krzysztofa Łętochy w 68. min), ale tuż przed końcowym gwizdkiem Grzegorz Pater powinien wykorzystać sytuację âsam na sam" z Kwedyczenką. Ale jeśliby trafił, oznaczałoby to klęskę Cracovii, która absolutnie na nią nie zasłużyła. Jak dzielny wojownik stawiła czoła rywalowi, który w tej bitwie okazał się odrobinę przebieglejszy, lepiej zorganizowany, a nade wszystko posiadający nieco więcej atutów. Po raz 73. w piłkarskiej âwojnie" Krakowa górą Wisła!