1964-09-05 Cracovia - Arkonia Szczecin 0:1
|
II liga , 5 kolejka Kraków, stadion Wisły, sobota, 5 września 1964
(0:0)
|
|
Skład: L.Michno Maciejewski Rewilak Dzierżak Kupiec Poprawski Hausner Zuśka Zapalski (46' Bębenek) J.Kowalik Ziąbka Ustawienie: 3-2-5 |
Sędzia: Klee
|
Mecz następnego dnia: | ||
Opis meczu
Nie ma sytuacji ani okoliczności, które zmusiłyby piłkarzy Cracovii do zagrania poprawnego meczu. Obojętne czy to będzie w towarzyskim spotkaniu I ligowy zespół, czy też w ligowym meczu przeciwnik, wobec którego zastosować trzeba minimum umiejętności i odrobinę ambicji. Wobec jednego i wobec drugiego zawodnicy Cracovii wykażą tak niskie walory i tak mierne możliwości, że prawdziwego kibica ogarnia przerażenie.
Tak jak działo się to wczoraj.
To osobliwy zespół owa drużyna z Alei Puszkina. Umiejąca raz do roku, no, nie przesadzajmy, raz na dwa lub trzy lata, zagrać dobry mecz, by w ciągu wielu miesięcy partaczyć najbardziej proste spotkania, wymagające minimalnych umiejętności i szczypty ambicji. Ot, choćby to wczorajsze z Arkonią, przegrane 0:1.
Jeżeli dwaj zawodnicy, uważani za najlepszych w zespole pudłują dwa rzuty karne, to bardzo przepraszam, ale czegoż wymagać od pozostałych? Być może, że konieczny krakowskim piłkarzom specjalny kurs, na którym mogliby się nauczyć strzelania karnych, ale póki tego nie ma, niechże uczą tej umiejętności trenerzy! Tymczasem ci, tak dzieje się to w przypadku Cracovii, wypróbowują wciąż nowe zestawienia, które z każdym meczem są coraz gorsze. Konia z rzędem, kto zrozumie po jakiego czorta wszedł po przerwie w miejsce Zapalskiego Bębenek, dlaczego tak dziwnie ta drużyna poustawiana na boisku, skąd wreszcie biorą się te wszystkie beznadziejne przetasowania, uzupełnienia? W wypadku drużyny, która nam wczoraj zaprezentowała w spotkaniu z Arkonią trudno nawet o zastosowaniu jakiejś taktyki. Ta zawsze zawiedzie, kiedy braknie umiejętności, kiedy problemem staje się utrzymanie piłki, prawidłowe podanie jej do partnera, nie mówiąc już o strzeleniu bramki. Hulali więc w drugiej połowie bezkarnie niemal po boisku szczecinianie, atak gospodarzy pozwalał sobie odbierać piłkę, miejscowa obrona z kolei nie bardzo wiedziała jak powstrzymać gości, kiedy ci zbyt śmiało poczynali sobie pod bramką Michny. Jedno takie poczynanie i oto już było 1:0 ze strzału Szaryńskiego.
Taka jest historia meczu, który raz jeszcze obnażył wszelkie złe cechy zespołu biało-czerwonych. Trudno uwierzyć, aby nie zdawało sobie z nich sprawy ani kierownictwo, ani trener drużyny. Eksperymenty, przynoszące nauce tak świetne odkrycia, w piłce nożnej nie są specjalnie wskazane. Być może innego zdania są ci, o których poprzednio wspomniałem, ale niechże się nie dziwią, jeżeli miast punktów i glorii zbierać będą lanie i gwizdy. Podobnie zresztą jak i piłkarze.
Źródło: Dziennik Sportowy [1]