1923-10-21 Cracovia - ŁKS Łódź 2:1
|
mecz towarzyski Kraków, niedziela, 21 października 1923
(2:0)
|
|
Skład: Popiel Gintel Fryc Strycharz Cikowski Styczeń Chruściński J. Reyman Kałuża Zimowski Sperling Ustawienie: 2-3-5 |
Sędzia: Landwirth
|
Mecze tego dnia: | ||
1923-10-21 Cracovia - ŁKS Łódź 2:1 |
Opis meczu
Pierwszy występ Cracovi na swojem boisku po wyprawie hiszpańskiej wzbudził łatwo zrozumiałe zainteresowanie. Po niezwykle jałowym jesiennym sezonie tęsknota za dobrem spotkaniem stała się równie silną jak i chęć ujrzenia po długiem rozstaniu drużyny, która tak czy owak pozostała faworytem krakowskiej publiczności. Okoliczność ta wycisnęła swoje piętno na zawodach, predystynując je z góry na miłe widowisko. Gdy przytem dzień wypadł iście majowy - samo spotkanie było ściśle przyjacielskie - przeto i nastrój, jaki panował na boisku i na trybunach, miał w sobie to piętno pogodne, które wyciska zawsze "souvenir de la saison". Mimo tego gra była żywą i utrzymaną w tempie aż do końca. Cracovia musiała się przecież czuć w obowiązku zademonstrowania tego, czego nauczyła się w Hiszpanji. Ł. K. S. również winien był zadokumentować, że miał pewne podstawy, starając się o hiszpańskie tournee. Egzamin nie udał się w całości jednakże ani jednym ani drugim. To, że białoczerwoni umieją, parci doskonałą obroną i pomocą "siąść" pod bramką przeciwnika i pokazywać tam różne kombinacyjno techniczne "kawałki" - nie jest nowością. Strzelców jak nie było, tak niema. Niema też bojowej i zdobywającej teren gry napadu. Bohaterskie wysiłki Chruścińskiego, który jest jedynym człowiekiem czynu wśród gromady rezonerów, musieliśmy też przyjąć jako jedyny prezent, przywieziony nam przez Cracovię z Hiszpanji. Ł. K. S. stoi dziś zapewne na najwyższym punkcie rozwojowym swej historii bojowej. Drużyna ta poszła o ogromny krok naprzód nawet w stosunku do roku zeszłego, najsilniej z wszystkich drużyn poza Krakowem przesiąknęła t zw. krakowską szkołą gry, nie zaniedbując przytem strzału. Jednakże techniczne braki, a może raczej błędy i zaniedbania są jeszcze duże i tem cięższe do usunięcia, że większość graczy robi wrażenie zamkniętych w dostępnej im klasie i formie. Jeżeli zaś chodzi o "porównanie" obu drużyn na podstawie rozegranych zawodów, to bezsprzecznie były chwile, gdy gra stawała się równorzędną. Były jednakże i całe okresy, gdy ŁKS-owi brakowało do dorównania Cracovii dobrego "kawałka" klasy. Wynik sam nie ilustruje tego co prawda, wiadoma jednak rzecz, że wynik odpowiadający rzeczywistemu stosunkowi należy do... przypadków. ŁKS odczuł to niedawno nieźle na swojej skórze. Pierwsza połowa gry rozpoczęła się pod znakiem lekkiej przewagi łodzian, którzy nie dochodzą jednakże w większości ataków do pola karnego i uzyskują tylko parę rzutów z rogu. Po upływie pierwszego kwadransa Cracovia opanowuje na stałe pole, w jednym z ataków Chruściński aranżuje wypad Reymana, który wjeżdża z piłką do bramki. Rzecz powtarza się pewien czas później, tym razem "aranżerem" jest Kałuża. Na polu karnem Cracovii parę "pieprznych" sytuacji wytwarza hasający w dali od swojej "budy" Popiel. Po pauzie ma znowu ŁKS swoje piękne chwile, choć rychlej jeszcze zacieśnia się krąg białoczerwonych dokoła pola karnego łodzian. Zaczyna się znany "hokus pokus", on mnie, ja jemu, strzeliłbym ale mi się nie chce. Gdy przytem obrona i pomoc Cracovii odsłania parokrotnie najzupełniej bramkarza - siedzi w rezultacie goal dla łodzian, strzelony ostro przez Langego. Popiel miał przynajmniej raz sposobność przyjrzeć się z beztroską, jak mu strzelają bramę. Wysiłki Cracovii, aby poprawić wynik na swoją korzyść, udaremnia bądź to przypadek, bądź nieumiejętność strzału. Z graczy Cracovii Gintel, Fryc, Chruściński, Cikowski i Styczeń dobrzy lub doskonali. Strycharz błędy swe w łączności z atakiem umie zawsze okupić w defenzywie. Szperling, do którego zresztą nie może przyzwyczaić się Chruściński, pokazał z początku gry co umie i zadowolił się tem do końca. Zimowski po Chruścińskim był w ataku najlepszym. Kałuża i Reyman powinni być zastąpieni na stałe. Popiel robił wrażenie niewyspanego. W ŁKS-ie Piotrowski i Cyl są bodajże najlepszą parą backów po Gintlu i Frycem. Pomoc tylko w lewem skrzydle wykazuje punkt słabszy (rez.). Szczególnie wyróżniał się Hanke. Atak ma gracza w Langem i słabnie od lewego skrzydła ku prawemu. Sędzia p. Landwirth, gęsto odgwizdywany, nie wiedział czego chce, choć na głośne wyróżnienia nieraz nie zasłużył.
Źródło: Przegląd Sportowy [1]