2004-06-26 Górnik Polkowice - Cracovia 0:4
II mecz barażowy 26 VI 2004
Górnik Polkowice - Cracovia 0-4
Bramki: Bojarski (32), Przytuła (51, 89), Szczoczarz (69)
Sędziował M. Ryszka z Warszawy
Widzów 2 000
Górnik: Banaszyński, Majewski (46. Żelasko), Jeziorny, Adamski, Narwojsz (59. Wojtarowicz), Krzyżanowski, Bosanac, Dubicki (51. Malawski), Moskal, Pilch
Cracovia: Olszewski (74. Cabaj), Radwański, Węgrzyn, Skrzyński, Baster, Bojarski, Baran, Przytuła, Drumlak, Nowak (57. Szczoczarz), Bania
Opis meczu GW:
Widowiskowa gra nadająca się na film promujący dyscyplinę, cztery piękne bramki, choć mogło być ich nawet osiem - tak w sobotę w Polkowicach "Pasy" przypieczętowały powrót do ekstraklasy po 20 latach przerwy. Już 31 lipca zmierzą się na wyjeździe z Wisłą Płock w walce o pierwszoligowe punkty.
Odarci ze strojów (bo to najlepsza pamiątka) piłkarze powędrowali na ręce kibiców. Łukasz Skrzyński w roli wodzireja dopingu. Kazimierz Węgrzyn nie wiedział nawet co ma robić: śpiewać, czy przybijać piątki z fanami, a może rozdawać autografy. - No to mamy awans! - potężnie zbudowany ogolony młodzieniec klepnął w ramię kolegę, aż ten się zachwiał ("GKS Tychy chuligani" - głosił napis na koszulce).
Nikt tak nie grał
Pokonanie Górnika Polkowice w dwumeczu o wszystko 8:0 przekroczyło sferę nawet najśmielszych marzeń sympatyków biało - czerwonych.
- Widziałem u nas wszystkie zespoły z ekstraklasy i żaden jeszcze nie grał tak widowiskowo jak Cracovia - przyznał klasę zwycięzcom jeden z pracowników Górnika, który z podziwem patrzył na udzielającego wywiady Kazimierza Węgrzyna. - To wszystko jest zasługą naszego trenera. On będzie zaliczany do czołówki szkoleniowców I ligi - wyrokował doświadczony stoper beniaminka ekstraklasy.
- Mamy przynajmniej satysfakcję, że tym dwumeczem z pierwszoligowcem udowodniliśmy, że zasłużyliśmy nas na awans - cieszył się Paweł Drumlak, który po burzliwym okresie w karierze wychodzi na prostą razem z Cracovią.
Do Polkowic przyjechało tysiąc kibiców głodnych sukcesu i piłki nożnej w wykonaniu chłopaków Stawowego. Jeszcze trzy lata temu na przyciągnięcie tak licznej grupy fanów trzeba było dwóch meczów przy ul. Kałuży.
Zgodnie z początkowymi założeniami piłkarze z ul. Kałuży mieli odpoczywać po wydłużonym o baraże sezonie tylko tydzień. - Po takim dwumeczu przedłużę im urlopy o tyle dni ile strzelili bramek - informował trener Wojciech Stawowy. - Na więcej nie możemy sobie pozwolić, gdyż przygotowania do sezonu muszą trwać minimum cztery tygodnie.
Wyrok "Bojara"
Polkowiczanie szamotali się niczym ryba w sieci. Już na samym początku mógł im wybić z głowy honorowe rozstanie z ekstraklasą Marcin Bojarski, lecz po klepce z Piotrem Banią posłał piłkę obok słupka. "Bojar" wydał wyrok na Górnika pół godziny później, gdy po kolejnym prostopadłym podaniu z pierwszej piłki Bani przelobował próbującego ratować sytuację wybiegiem Jacka Banaszyńskiego.
Wtedy właściwie skończył się mecz, a zaczął pasiasty piknik. Sympatyk biało - czerwonych Wojciech Marchewczyk pospieszył do samochodu po gigantycznych rozmiarów butelkę szampana, loża honorowa zdominowana przez krakowian na czele z prof. Januszem Filipiakiem, radnymi Janem Okońskim, Ireneuszem Rasiem i wiceprezesem KS Cracovia Józefem Lassotą nadawała ton dopingowi.
"Wszyscy wstawać!" - nawoływał Raś i rozpoczynał klaskanie w dłonie w tempie jednostajnie przyspieszonym, po którym następowało skandowanie "Cracovia!"
Atmosferze pikniku nie ulegli piłkarze gości. Zespół Stawowego nie oszczędzał się, zabiegał o kolejne gole. Owszem, zdarzały się pod bramką kiksy Krzysztofowi Przytule (w 48. min z trzech metrów posyła piłkę obok słupka), Bani (w 63. min w słupek), Pawłowi Drumlakowi (w 54. min przegrał pojedynek z bramkarzem), ale w końcu "Pasy" strzeliły trzy kolejne bramki, by powtórzyć wynik z pierwszego meczu.
Asysta kapitana
Bania zachował się jak na kapitana przystało i wyłożył piłce Przytule, a ten tylko dopełnił formalności uderzeniem do "pustaka". Pozyskany ze Szczakowianki pomocnik wypracował z kolei bramkę Łukasza Szczoczarza (strzał z woleja w krótki róg po precyzyjnym przerzucie z lewej strony pola karnego). Na koniec Bania potwierdził, że prostopadłe podania z klepki stają się jego wizytówką. Po takim zagraniu Bojarski mógł strzelać, lecz oddał do lepiej ustawionego Przytuły i ten mógł się cieszyć z drugiego gola.
Różnica między - jakby nie było - pierwszoligowcem a krakowianami była tak duża, że starsi fani "Pasów" domagali się już po pierwszym golu: - Polkowice, grajcie coś. Nie po to jechałem 400 km, żeby oglądać piknik!
Na ostatnie minuty boisko okoliły żywe bandy. To kibice Cracovii przy biernej postawie ochrony opuścili sektory i wyczekiwali tuż za linią na końcowy gwizdek sędziego. Prezes Cracovii SSA Paweł Misior ze współwłaścicielem klubu prof. Filipiakiem własnoręcznie spychali tłum chociaż metr za linię. Tymczasem loża honorowała zarażała pasomanią nawet siedmiolatków krzyczących: "Górnik!". Maluchy z chęcią założyły na szyję biało - czerwone szaliki, lecz nadal wiernie dopingowały polkowiczan.
Na ostatni gwizdek Mirosława Ryszki kibice wystartowali jak do biegu o mistrzostwo świata na 100 m. Szybko ogołocili ze strojów piłkarzy. Zostały im tylko majtki, rzadziej spodenki.
Profesor przeprasza
Gdy piłkarze wykrzykiwali w szatni piłkarze "Pasy gol" i opróżnili już prawie wszystkie szampany, Węgrzyn wszedł dopiero po rozmowach z dziennikarzami. Kazek od razu przepchał się do środka, uciszył wszystkich, szeroko rozłożonymi rękoma rozpoczął rytmiczne klaskanie, po którym aż szatnia się zatrzęsła od głośnego "Cra-co-via!" z gardeł piłkarzy.
Z gratulacjom drużynie pospieszył Janusz Filipiak. Szybko powędrował na ręce i fruwał tak wysoko, że do sufitu w szatni niewiele mu brakowało. Lały się na niego strugi szampana. Później każdy wywiad przed kamerami rozpoczynał od słów: "Przepraszam państwa za swój wygląd, ale właśnie zostałem oblany szampanem".
- Ten awans to zasługa was wszystkich - przemawiał do piłkarzy współwłaściciel Cracovii. - Najważniejsze, że mieliście w zespole dobrego ducha. Nigdy nie pozwolę go zniszczyć, osobiście tego dopilnuje. W tym klubie nie będzie wariatkowa.
Wywiady:
Prof. Janusz Filipiak, współwłaściciel MKS Cracovia SSA
- Powiem krótko â ogromnie cieszę się z awansu i z tego, że jako pierwsza zadzwoniła do mnie z gratulacjami moja żona Elżbieta, która w Krakowie oglądała mecz w Canal+ i trzymała za nas kciuki. To najpiękniejszy dzień w moim życiu, a sukcesów już torchę miałem. Będę dalej budował silną Cracovię, która stał się wizytówką mojej firmy. Nie ukrywam, że mam ambicje, aby Cracovia zagrała w europejskich pucharach. Kiedy? Zobaczymy, jak wypadnie dla nas I runda, jeśli dobrze, wzmocnimy zespół.
Wojciech Stawowy, trener Cracovii
- Gratuluję wszystkim piłkarzom. Większość z nich grała jeszcze niedawno w III lidze, wykonali w ciągu dwóch lat olbrzymi skok, o dwa szczeble rozgrywek. Ta drużyna z powodzeniem może grać o środkowe miejsce w ekstraklasie. Musimy teraz zebrać doświadczenie pierwszoligowe, dalej mądrze i konsekwentnie przebudowywać zespół. Rewolucji personalnej na pewno nie będzie, choć wzmocnienia mogą być. Planowałem po barażach tygodniową przerwę w zajęciach, ale po dzisiejszym bardzo udanym występie piłkarze dostaną 10-dniowe urlopy. Potem ostro bierzemy się do pracy, musimy zacząć przygotowania do nowego sezonu, według przymiarek w PZPN pierwsze mecze zagramy na wyjazdach w Płocku i Lubinie, potem u siebie z Lechem.
Piotr Bania, kapitan drużyny
- Dwa wyniki z Polkowicami po 4-0 świadczą, że o przypadku nie było mowy. Nasz zespół pod wodzą trenera Wojciecha Stawowego dokonał rzeczy wielkiej. Jestem dumny z kolegów. Jeszcze parę lat temu nie przypuszczałem, że zagram w ekstraklasie z najlepszymi polskimi piłkarzami. Jak będziemy świętować awans? Hucznie! Na pewno trener pozwoli nam wypić po piwie. Mamy w zespole kilku Piotrów i Pawłów, a oni 29 czerwca obchodzą urodziny.