Jan Wiecheć

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 15:57, 9 lip 2024 autorstwa Grot (Dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Jan Wiecheć

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Jan Wiecheć
Kraj Polska
Urodzony(a) 11 czerwca 1897
Zmarły 13 sierpnia 1964, Kraków
Jubileuszu Wiechecia w tygodniku Piłkarz z dn. 25 kwietnia 1949, jubileusz obchodzony na meczu 1949-04-24_Ogniwo-Cracovia_-_Ruch_Chorzów_3:3
Na zdjęciu Wiecheć, Skolnicki
Na zdjęciu Wiecheć

Jan Wiecheć, pracownik klubu, szatny klubu, z zawodu szewc. W związku z 50 leciem klubu został oznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi zgodnie z uchwałą Rady Państwa z 20 czerwca 1956 r.[1].

Współpracował w klubie z Michał Jahn.

Pochowany na cmentarzu Salwatorskim Kwatera: sektor SC9, rząd 3, Nr grobu 11.

Wywiad z Janem Wiecheć

"Tajemnica piłkarskiego buta" -
Echo Krakowa

Tajemnica piłkarskiego buta

Wywiad w dzienniku Echo Krakowa cz.1
Wywiad w dzienniku Echo Krakowa cz.2
Wspomnijmy sobie — my wszyscy. którzyśmy ongiś w latach naszych chłopięcych ulegli czarowi okrągłej piłki nożnej, tego najpopularniejszego sportu — co dla nas wówczas znaczyło słówko: „fotbalki"!

Było to marzenie każdego chłopaka, a gdv zdarzylo się, że na błoniach czy jakiejś łące zjawił się przybysz w prawdziwych „fotbalkach", to doprawdy — do dzisiaj czuję jeszcze przykre ukłucie zazdrości, jakie przenikało nasze serca, nas — resztę chłopaków w zwykłych trzewikach grających.
Dzisiejszej młodzieży trudno jest to zrozumieć, gdyż buty piłkarskie w teraźniejszych klubach sportowych, są najważniejszym rekwizytem który otrzymuje każdy juniorek choćby dlatego, że od butów piłkarskich zależny jest w największej mierze sukces drużyny, względnie klubu.
Kręcicie z niedowierzaniem głowami?
A czyście nie zauważyli jak zawodnik, któremu nie „wyszedł" rzut karny, spoziera ze zdziwieniem na swoje buty footbalowe, jakby to one — a nie on - były winne temu, że „karny" nie wpadł do siatki przeciwnika!
Jak wiele zależy od bucików piłkarskich, opowiada nam majster Wiecheć. długoletni szatny K.S. Cracovia, sprawujący swój „urząd" od lat 23. Prócz opieki jaką otacza on dresy, spodenki, overole, pończochy — najwięcej uwagi poświęca bucikom. Wie on jakie i który gracz J. Wiecheć potrzebuje, jakie lubi i w jakich najchętniej gra. Wychował przecie trzy „pokolenia" zawodników — pamięta świetne czasy zwycięstw nad Vienną. Rapidem, nierozegraną ze Spartą — pamięta Cikowskich, Synowców, Wiśniewskich i Sperlingów oraz mistrza Kałużę, przeszedł wielu trenerów, jak Kożelucha, Hierlaendera, Platkę i Pulpitla.
Robotę swoją zna jak mało kto i zawsze twierdzi, że najlepsze buciki piłkarskie, to przerobione ze starych a dopasowane do nogi gracza. Tak np. Kałuża nie chciał grać w innych tylko w starych, rozegranych przez innego zawodnika — bucikach. Z dzisiejszych piłkarzy Cracovii najmniejszy numer nosi Mazur, który ma nogę jak panienka, bo 38. Bobula musi mieć wysokie cholewki, aby uciskały kostkę, przeciwnie Gędłek nie znosi ucisku i chętnie grałby w półbucikach. Jabłoński I musi mieć twardy i szeroki szpic, a Parpan (ulubieniec Wiechcia) musi mieć buciki z miękkiej skóry, żeby „leżały" na nodze. Szeliga lubi niskie kołki, a za to Szewczyk nie chce grać na innych, tylko na wysokich.
Wiecheć przerabia i naprawia buciki Cracovii i pielęgnuje je pieczołowicie. Gracz musi mleć na trening i mecz buciki nie tylko czyste, ale dobrze opatrzone. Kołki i sznurówki muszą być w porządku. Bo koszulka może być stara i połatana, pończochy mogą być cerowane, nawet spodenki mogą być za długie — ale buciki, te „narzędzia pracy" naszych piłkarzy, muszą być w najlepszym porządku, o ile klub chce, by zawodnik grał dobrze.
Zapytany majster Wiecheć — kiedy pójdzie na emeryturę, odpowiedział, że dopiero wtedy, jak Cracovia zdobędzie trzy razy pod rząd mistrzostwo Polski.

Czy nie za długo — panie Wiecheć?
Źródło: Echo Krakowa nr 91 z 4 kwietnia 1948


"NAJWIERNIEJSZY Z WIERNYCH" -
Sportowiec

NAJWIERNIEJSZY Z WIERNYCH

Wywiad w tygodniku Sportowiec
Gdyby zapytać dzisiaj 60-letniego Jana Wiechecia, od 15 lat opiekującego się stadionem Cracovii i jego użytkownikami — jakie były najradośniejsze chwile w jego życiu — dałby nam odpowiedź ściśle związaną a datami wielkich sukcesów „jego” drużyny piłkarskiej, do których przede wszystkim zalicza zwycięstwa nad Wisłą.

— Panie, to była przecież „święta wojna” — opowiada Wiecheć. — Spotkania między Cracovią i Wisłą uważane były w naszym mieście za najpoważniejsze wydarzenia sportowe sezonu. Mecz tych drużyn był przed wojną po prostu świętem Krakowa. Jeszcze nawet po wojnie, w grudniu 1948 r.. połowa Krakowa (bowiem druga połowa, to kibice Wisły przyp. red.) szalała z radości po zwycięskim meczu z Wisłą, który zadecydował o zdobyciu przez Cracovię mistrzostwa Polski. A dzisiaj?... Serce boli, kiedy patrzę na triumfujących wiślaków, podczas gdy nasi chłopcy kolebią się w II lidze. Myślę jednak, że i dla nas wkrótce zaświeci słońce...

Wiecheć znany jest w Krakowie jako doskonały konserwator stadionu i sprzętu. Nie ma mowy o oddaniu butów czy piłek do szewca. Sam wszystko reperuje i to w dodatku tak solidnie, że — jak powiadają — najlepsi szewcy mogliby się od niego nauczyć. Nie raz zwracali się do niego przedstawiciele innych klubów, proponując mu wyższe uposażeń za przejście na ich stadion. Wszystkich jednak zdecydowanie odprawiał:

— Mnie nie skaperujecie lepszymi dochodami. Tutaj pracowałem, pracuję i będę pracować. Tutaj też już chyba umrę.

Stary dozorca często wraca wspomnieniami do lat przedwojennych. Niełatwe wtedy było życie klubu. Niejedno-krotnie brakowało w kasie pieniędzy nawet na wypłacenie pensji dla dozorcy. Wiecheć chwytał się wówczas rozmaitych ubocznych zajęć, a raz nawet stał się „menażerem" poważnej imprezy rozrywkowej.

— Pewnego dnia — opowiada Wiecheć — przyszło do ranie trzech panów i zaproponowało mi zorganizowanie na stadionie imprezy „jakiej świat jeszcze nie widział”. Otóż miałem na środku stadionu zakopać na 24 godziny do ziemi przebywającego wówczas w Krakowie magika o światowej ponoć sławie — Ben Curo. Ponieważ panowie ci nie mieli pieniędzy, pożyczyłem je od znajomych j sam wszystko sfinansowałem, płacąc m. in. za specjalną trumnę 30 złotych.

Na trybunach zebrało się parę tysięcy widzów. W chwili gdy grzebałem Ren Curo do ziemi, faceci chyłkiem wymknęli się z całą kasą, pozostawiając mi nieszczęsnego Ben Curo, zagrzebanego żywcem na 3 m pod ziemią. Po trzech godzinach wyciągnąłem biedaka ledwie żywego. Udało się go odratować dopiero w szpitalu! Ale wtedy skończyło się ostatecznie na stracie pieniędzy. Większe zmartwienie przeżyłem bezpośrednio przed wojną. Przyszli do mnie kiedyś dwaj chłopcy z drużyny juniorów i poprosili o buty piłkarskie na trening.

— A w trampkach grać wam młokosy, nie łaska? — spytałem.

Chłopcy obrazili się na mnie i przeszli do Wisty. Byli to... późniejsi reprezentanci Polski — Gracz i Giergiel. Do dziś nie mogę sobie tego darować. Stracić takich zawodników!...

Obok zmartwień przeżywałem na tym stadionie także i radości, ileż to razy na własnych barkach wynosiłem z boiska w triumfalnym marszu Kałużę, Sperlinga, Gintla... Pamiętam jak którejś niedzieli chłopcy moi mieli zagrać poważny mecz ligowy, tuż po ślubie naszego obrońcy Gintla. Wprost z wesela chłopcy przyszli na boisko, w bardzo różowych humorach. Mocno obawiałem się o końcowy wynik. Jednak i tym razem nie zawiedli. Uczcili święto swojego kolegi pięknym wysokim zwycięstwem nad groźnym przeciwnikiem.

Wspomnienia takie Wiecheć mógłby snuć w nieskończoność. Rysuje się w nich sylwetka dobrego człowieka, żyjącego dla swego klubu i stadionu.

U progu uroczystości jubileuszowych spytaliśmy starego dozorcę, czego by sobie z ich okazji najbardziej życzył?

— Wiadomo. — powiedział — powrotu Cracovii do l ligi!
ANDRZEJ KARPIŃSKI
Źródło: Sportowiec nr 24 z 13 czerwca 1956


Zdjęcia rodzinne

Dokumenty rodzinne

Klepsydra

Klepsydra

Informacje o śmierci

Zobacz także