2005-08-28 Cracovia - Legia Warszawa 1:1
Wczorajsze starcie Cracovii z Legią przyciągnęło więcej kibiców niż poprzednie spotkanie przy ulicy Kałuży z Amicą Wronki. Czy magnesem była nowa murawa, czy też Legioniści, którzy wydawali się łatwym kąskiem do pożarcia po pucharowym blamażu â o to mniejsza. Magnesem nie była raczej na pewno dobra gra Pasów w nowym sezonie, bo tej jako żywo nie uświadczysz.
Początek meczu nie zapowiadał dramatu w końcówce. Cracovia âsiadłaâ na gościach z Warszawy; grając wysoko ustawionym pressingiem momentami zamykała Legionistów na własnej połówce, przechwytując wszystkie piłki i groźnie dośrodkowując. Po jednym z takich dośrodkowań jeden z zawodników nie trafił w futbolówkę przy próbie strzału z pierwszej piłki, zbyt krótkie wybicie obrońców wykorzystał jednak Paweł Nowak, który doskoczył momentalnie do piłki i huknął z 18 metrów; piłka po rykoszecie wpadła tuż przy słupku bramki Fabiańskiego. W pierwszej połowie Cracovia nadal dyktowała warunki, choć Legia dwukrotnie groźnie kontratakowała; raz kiedy Chmiest główkował tuż nad poprzeczką, drugi raz kiedy w sytuacji sama na sam z Cabajem napastnik Legii zbyt lekko strzelił w światło bramki i obrońcy zdołali zatrzymać piłkę przed linią bramkową.
Przerwa na stadionie Cracovii przebiegła w nastrojach zgoła sielskich. Z taką grą można było się spodziewać nie tylko wygranej, ale być może jeszcze powiększenia ubogiego w tym sezonie dorobku bramkowego (oczywiście kolejną bramkę musiałby strzelić nasz strzelec wyborowy Paweł Nowak; najlepszy i jedyny snajper Pasów). Nikomu nie przyszło do głowy, że po piętnastu minutach drugiej połowy skończy się gra ze strony zawodników trenera Stawowego.
Niestety, w drugiej połowie stało się właśnie tak, że to Legioniści przejęli inicjatywę. Pierwsze piętnaście minut drugiej odsłony było jeszcze w miarę wyrównane; Cracovia próbowała konstruować akcje ofensywne, jednak kontry wyprowadzane przez podopiecznych Jacka Zielińskiego wyglądały dużo bardziej niebezpiecznie. W 67 minucie jedną z kontr zwieńczył Piotr Włodarczyk, który główkując w długi róg bramki Cabaja po dośrodkowaniu Surmy uzyskał wyrównanie. Od tego momentu Pasy âprzestały graćâ, oddały inicjatywę w środku pola, brak było współpracy pomiędzy formacjami, w ataku zapanowała kompletna niemoc, którą tylko podkreślały strzały z daleka Arkadiusza Barana, Piotra Gizy i Krzysztofa Radwańskiego, oraz nietrafione zmiany (choć tu muszę oddać sprawiedliwość co do jednego: Darek Palusiński sam prosił trenera o zmianę). W końcówce przewaga Legii była tak przygniatająca, że za szczęśliwe rozstrzygnięcie uznać należy zdobyty przy Kałuży jeden punkt. Wśród dziennikarzy zgromadzonych na pomeczowej konferencji kręcono głowami śmiejąc się, że w ostatnich minutach Bartosz Karwan âuratowałâ kuzyna (grającego na środku obrony w Cracovii) nie strzelając z pięciu metrów na pustą bramkę. Na pewno gdyby Karwan trafił nikomu nie byłoby już do śmiechu.
Tyle jeśli chodzi o fakty, czas spróbować odpowiedzieć sobie na egzystencjalne pytanie: âco się dzieje?â.
Po pierwsze warto się zastanowić dlaczego usilnie forsowane jest przez trenera ustawienie âdiamentoweâ, wymyślone ponoć dla Polskiej piłki przez trenera Bogusława âgrożono mi nożemâ Baniaka (tak utrzymuje sam zainteresowany, skądinąd jednak znany bajkopisarz). Ustawienie diamentowe, nie wiedzieć czemu, wkradło się podstępnie do umysłu naszego szkoleniowca i wyjść nie chce. A przecież każde dziecko widzi, że w systemie diamentowym stwarzamy sobie co najmniej dwukrotnie mniej pozycji strzeleckich â ba!; w meczu z Legią tak zwanych âsetekâ nie mieliśmy w ogóle! (a Legioniści â owszem!). Jak na razie strzelamy pół bramki na mecz za sprawą Pawki, a nasz jedyny napastnik, nasz âdiamentâ, spaceruje sobie po boisku! Jak w takich warunkach grać âdiamentemâ, panie trenerze? âDiamentemâ mógłby grać Celtic z Larssonem w składzie, a nie Cracovia z Banią!
Kolejny kamyczek do ogródka sztabu szkoleniowego to przygotowanie fizyczne. To nie do pomyślenia, żeby od sześćdziesiątej minuty zawodnicy przestawali biegać! Ale jest to także kamyczek do ogródka kierownictwa, które można by zapytać: âDLACZEGO POZBYTO SIÄ TRENERA MIRKA KTĂRY JAK NIKT POTRAFIŁ ZADBAÄ O PRZYGOTOWANIE MOTORYCZNE I WYTRZYMAŁOŚCIOWE?!â.
Wreszcie można było zauważyć wczoraj dobitnie przykry fakt: w drużynie nie ma lidera, nie ma kogoś kto pociągnie ten wózek, kto weźmie chłopaków, tu przepraszam z kolokwialny język, âza pyskâ. Wszyscy pamiętamy materiał C+ z meczu w Szczecinie i obsztorcowującego wszystkich po kolei Kazia. Teraz kogoś takiegobrakuje. Moim skromnym zdaniem najlepiej by było, gdyby pokłady charyzmy znalazł w sobie Skrzynia; Panie Łukaszu, proszę sobie przypomnieć że jest pan cholerykiem któregoś tam stopnia i niech pan sobie nie żałuje!
Skrzynia czy ktokolwiek inny, ktoś jednak musi się w końcu znaleźć, bo bez âszefaâ ta drużyna wiele w tym sezonie nie osiągnie. Niestety, szefem nie jest w żadnym wypadku nasz kapitan Piotrek Bania, któremu dobrze by zrobiło kilka meczów w rezerwach. Niezrozumiałe jest dlaczego do kadry meczowej pierwszej drużyny nie jest powoływany Kacper Tatara, który w rezerwach pokazuje się z bardzo dobrej strony. Jeśli przegrywamy z Górnikiem Zabrze, w którego składzie jest pięciu, czy sześciu młodzieżowców, to dlaczego nie dać szansy Tatarze? Gorzej od Banii i tak nie zagra, a czegoś się zawsze chłopak nauczy w pierwszej lidze, wejdzie do pierwszej drużyny. Tym bardziej, że i tak w drugiej połowie meczu z Legią miało się wrażenie, że oglądamy na boisku drużynę Cracovii II.
Źródło: Teraz Pasy!