Stefan Friedmann
Stefan Friedmann | |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Stefan Friedmann | ||
Urodzony(a) | 2 września 1941, Kraków | ||
Wiek | 83 l. |
Stefan Friedmann (ur. 2 września 1941 w Krakowie) - polski aktor i satyryk, syn aktora Mariana Friedmanna. Zagorzały kibic warszawskiej Polonii i Cracovii. Jak sam twierdzi Polonia to jego Cracovia w Warszawie[1]
Proroczy wywiad
- Polonia wróciła do I ligi, walczy o mistrzostwo Polski. Dlaczego Pana ukochana Cracovia nie podniosła się z upadku?
- Ona by się podniosła, ale nie ma się czego chwycić. Co jakiś czas mam jednak sen, że jakiś bogaty szejk zjawi się w Cracovii, że jej piłkarzem będzie Marek Citko
(13.04.2000)
Przypisy
Wywiad
Przegląd Sportowy
STEFAN FRIEDMANN:Nie chciałbym być złym prorokiem, więc powiem tylko, że sytuacja Cracovii jest dokładnie odwrotna niż mój charakter.
PS: Czyli? Niewesoła.
PS Cracovia i Polonia przez lata uchodziły za kluby elitarne. Nawet jeśli poziom jest taki sobie. Zastanawiam się, co jest szczególnego w spotkaniach właśnie tych dwóch drużyn, dlaczego te mecze są inne niż pozostałe?
Lubię panującą tu atmosferę niedużego stadionu i niefanatycznej do przesady reakcji kibiców. Pełno tu, jak za dawnych czasów, młodych ludzi, czy nawet dzieci z rodzicami. Przychodzi sporo fajnych dziewczyn, czyli lasek. Po meczu wszyscy wrócą miejską komunikacją do domów. Aleja najbardziej lubię siadać między starymi wygami i słuchać tego, co mówią: „grają na alibi”, „zdążyłby pójść po kiełbaskę i jeszcze by złapał!” albo „oddycha rękawem!”. Mecze Cracovii z Polonią to dla mnie taka pasterka. Idę tam, żeby było przyjemnie, żeby się dobrze poczuć w atmosferze ludzi czujących futbol tak samo jak ja.
PS: W Krakowie miał pan do wyboru dwie opcje. Skąd pańska sympatia właśnie do Cracovii?
Do ósmego roku życia mieszkałem w Krakowie. Na Krowodrzy, w śródmieściu. Był to czas, gdy nie było Nowej Huty, tylko wieś Mogiła. W mieście była Cracovia i Wisła. I jak w tuwimowskim Grandę Valse Brillante - jedni w tę, drudzy w tę, pół na pół. Miała swoich wiernych kibiców Cracovia, miała i Wisła - pół na pół. Mnie dziadek Stasiek zabierał na Błonia. A dziadek, proszę pana, był Legionistą...
PS Czyli kibicował...
Nie, oczywiście że nie. Był w legionach.
PS Wybór od początku był oczywisty?
W 1948 roku byłem na meczu Cracovii z Wisłą (na stadionie Garbarni - przyp. red.). Wygrały wtedy „Pasy” 3:1 i zostały mistrzem kraju. Od tej pory moimi bohaterami zostali piłkarze Cracovii: Parpan (Tadeusz), Gędłek (Władysław), bracia Rózankowscy (Janusz i Zbigniew)... i oczywiście bramkarz Rybicki (Henryk).
PS Pewnie jako ośmiolatek zamarzył Pan sobie wtedy wielką karierę?
Graliśmy na skrawku ogródka, miedzy starymi kamienicami. W szmaciankę. A więc wyglądało to tak, że w starą, grubą pończochę wciskało się szmaty i zszywało. Chodziło o to, żeby nadać jej jak najbardziej okrągły wygląd.
PS: Dało się tym grać?
Oczywiście. Dobra szmacianka to taka, po której przyjęciu na główkę, siadało się zamroczonym. Mój dziadek robił najlepsze. Wtedy, o prawdziwej piłce skórzanej, nawet się nie śniło. A po latach przeprowadziłem się do Warszawy...
PS: No właśnie, jeśli człowiek kibicował Cracovii, to jest niemal oczywistością, że po przeniesieniu do stolicy pierwsze kroki kieruje na Konwiktorską a nie Łazienkowską, zgadza się?
Właściwie zanim pojawiłem się na trybunach, to udało mi się zadebiutować na boisku. Jako reprezentacja artystów graliśmy przeciw dziennikarzom. Pamiętam, że wzięliśmy Mariana Łącza, żeby się wzmocnić. Jeśli chodzi o wybór drużyny, to na początku na pewno była jakaś rozterka. Ludzie pytali się: „Za kim jesteś?” Wtedy trzeba było jakoś manewrować, żeby nie zarobić w mazaka. Dopóki Cracovia była w pierwszej lidze, to kibicowałem „Pasom”. Potem niestety nastąpił obsuw drużyny. Najbardziej podobna do Cracovii wydawała się właśnie Polonia Warszawą. Kluby miały ze sobą sporo wspólnego. Polonia to klub nieduży, spółdzielczy, mający siedzibę w Śródmieściu, z kameralnym stadionem, z przedwojenną tradycją i takimi właśnie kibicami. Zresztą, nie tylko mnie się tak wydawało. Zrozumiałe było wtedy, że na Konwiktorską przychodzą ludzie kultury. Był pisarz Stanisław Dygat, byli też moi serdeczni koledzy: literat Krzysztof Mętrak i poeta Jurek Górzański. Właśnie tu odnalazł swoją Cracovię Gucio Holoubek, podobnie Jerzy Pilch. Tu grał reprezentant Polski i mój kolega po fachu, wspomniany Maniuś Łącz. Zapytał mnie pan, czy Polonia była klubem elitarnym. Cóż, w porównaniu z dzisiejszymi celebrytami telewizyjnymi, to pewnie nie byli znani ludzie.
PS Chodził pan przez lata regularnie na mecze?
Nie. Lata mijały. Polonia wspinała się do góry z dalekich lig, a ja dorastałem. W tym czasie trochę zaniedbałem kibicowanie piłkarzom na korzyść wyścigów konnych na Służewcu. Poza tym doszło sporo nauki, a potem pracy. Po latach do Czarnych Koszul wrócił Darek Dziekanowski, potem Dariusz Wdowczyk i się zaczęło. Nadszedł złoty okres Polonii. Zdobyliśmy mistrzostwo ligi, puchar... to były piękne chwile. Niestety, teraz te chwile są coraz rzadsze. Normalne, jak to w sporcie, raz się wygrywa, a raz dostaje baty.
PS: Sądzi Pan, że za ileś lat, spotkanie Cracovii z Polonią będzie meczem o jakieś wysokie trofea?
Byłoby dobrze, ale czy musi tak być? Najfajniejsze jest dążenie do celu. Mnie wystarczy, że oba kluby są w ekstraklasie, że mogą grać ze sobą w jednej lidze. A ponieważ jestem przesądny, to powiem - oby jak najdłużej.
PS: Komu kibicuje syn?
To wychowanek Żylety (trybuna na stadionie Legii) i kilku warszawskich szkół.
PS: Jak Pan do tego dopuścił?
Sądzę, że to młodzieńczy bunt, został kibicem Legii w opozycji do ojca. Gdybym był fanem Legii, może Wojtek chodziłby na Polonię, żeby mi się przeciwstawić.
W domu było nerwowo? Oczywiście. Pamiętam, jak zbliżały się derby stolicy, on miał 12, może 14 lat, i siedzieliśmy przy śniadaniu. Atmosfera była napięta. Nikt nie chce nic powiedzieć, wybuch jest bliski, żona zdenerwowana, uważa, że każde wypowiedziane słowo może skończyć się awanturą. Emocje są coraz większe. W milczeniu sięgam po masło. Zdejmuję wieko maselniczki... a tam wielka „eL-ka” na maśle! Parsknąłem śmiechem. Tym razem wygrał. Pewnie dlatego, że odziedziczył poczucie humoru po mnie, tak jak ja po dziadku.Źródło: Przegląd Sportowy 6 maja 2011