Zbigniew Macała
Zbigniew Macała | |||
| |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Zbigniew Tadeusz Macała | ||
Urodzony | 22 sierpnia 1949, Kraków, Polska | ||
Zmarły | 30 listopada 2022 | ||
Pozycja | Prawoskrzydłowy | ||
Wzrost | 178 cm | ||
Waga | 75 kg | ||
Wychowanek | Nadwiślan Kraków | ||
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii | |||
Sezon | Rozgrywki - występy (gole) | ||
1974/75 1975/76 1976/77 |
|||
↑ 1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze | |||
Kluby | |||
Lata | Klub | Występy (gole) | |
1965 - 1968 1968 - 1970 1970 - 1974 1974 - 1977 1977 - 1978 1979 - 1980 |
Nadwiślan Kraków Wawel Kraków Garbarnia Kraków Cracovia SC Krems (Austria) Borek Kraków |
||
↑ liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju | |||
j - jesień, w - wiosna |
Zbigniew Tadeusz Macała Piłkarz, tokarz. urodził się 22 sierpnia 1949 w Krakowie. Z zawodu tokarz. Syn Tadeusza, ligowca Grabarni.
Wywiad ze Zbigniewem Macałą
dziennikpolski24.pl
– Właściwie zaczynałem w Borku i w nim skończyłem_– podkreśla Zbigniew Macała. – _Wszyscy chodziliśmy kopać na okoliczne łąki. Pierwszą deklarację podpisałem jednak dopiero w Nadwiślanie. Debiutowałem w zespole seniorów mając 17 lat.
Ciągnęło go jednak do Garbarni, do której czuł sentyment z różnych względów. Także rodzinnych. Jego ojciec, Tadeusz, był jej piłkarzem. Zanim jednak w niej się znalazł dwa lata spędził w wojsku w Wawelu, choć poligonów nie widział. – Zanim zostałem garbarzem, znałem tam chłopaków, choćby Mietka Weissa, który również uczył się w Szkole Rzemiosł Różnych na Złotej Kielni. Poznałem w tej szkole jeszcze innych sportowców, wśród nich świetnego biegacza, Jana Balachowskiego. Potem chodziłem tam jeszcze do trzyletniego technikum.
W Garbarni spędził cztery lata, rozstając się z nią w 1974 roku w nieprzyjemnych okolicznościach, choć wciąż ma w niej przyjaciół. – Dostałem wówczas propozycję z GKS Tychy, który awansował do ekstraklasy – wspomina. – Spędziłem w nim prawie pół roku, grałem w sparingach. Mieszkanie też na mnie czekało i pewnie miałbym od dawna górniczą emeryturę, ale Garbarnia mnie dożywotnio zdyskwalifikowała. Dostałem też wtedy pismo z krakowskiego związku, że mnie nie wypuszczą poza okręg. Po jakimś czasie spotkałem Tomka Niemca z Cracovii, który powiedział, że chodzą za mną i tak znalazłem się w tym klubie.
W 1977 roku przeniósł się na półtora roku do austriackiego Krems, a po powrocie grał w Borku. Pracował wtedy w Solvayu. – Chodziło się na dwie, trzy godziny – wspomina. – Powiedziałem sobie jednak koniec z piłką, trzeba więcej czasu poświęcić rodzinie. Otwarłem rozlewnię oranżady i prowadziłem ją przez kilka lat. Zlikwidowałem ten interes, gdy zaczęły pojawiać się napoje w dużych plastikowych butlach.
Jednocześnie kończył budowę domu, przydał się zawód zdobyty w szkole. Zaczął też kopać piłkę na boisku Juvenii – trenował w niej syn Rafał – gdzie spotykali się futbolowi oldboje. – Obecny wiceprezes małopolskiego związku, Jurek Kowalski, namówił mnie także do gry w takim zespole „Włoczków”, w którym nie brakowało byłych znanych piłkarzy. Zabawa była przednia, potrafiłem rozegrać dwa mecze dziennie. Mogłem też zrobić uprawnienia szkoleniowe, ale nie ciągnęło mnie do trenerki – mówi Macała.
Za to wspólnie z synem otworzyli nowy interes. Zajęli się cukiernictwem. Klientów nie brakowało, do czasu. – Doszło do awarii i przez trzy dni nie było prądu, a zdarzyło się to przed Bożym Narodzeniem i znowu trzeba było się zwijać. Rafał okazał się jednak wytrwalszy. Jest mistrzem cukiernictwa i niedawno dostał zaproszenie na mistrzostwach świata w Mediolanie w październiku. Pojedzie ich z Polski trzech – opowiada.
Wyjechał więc do USA, spędzając wiele lat w Chicago, gdzie znalazł wielu znajomych. – Nie tylko tam pracowałem – podkreśla i prezentuje różne trofea. – Grałem w zespole oldbojów Royal Wawel, zdobywając z nim mistrzostwo ligi. Wszystko opłacaliśmy z własnej kieszeni, mile wspominam ten czas. Ale posypałem się zdrowotnie, serce zaczęło szwankować.
Pięć lat temu wrócił do Krakowa. Od kilku miesięcy jest już emerytem, podobnie żona Józefa, która była nauczycielką. Sportu wyczynowo nikt w rodzinie nie uprawia. Syn dawno przestał grać, córka Dominka lubi ruch, spędzając czas na rowerze, a trójka wnuków skończyła treningi jako trampkarze. – Czasem przejdę się zobaczyć, jak gra Borek – mówi Zbigniew Macała.
Wideo
Informacja o śmierci Zbigniewa Macały
mzpnkrakow.pl
Walczył w swoim stylu, czyli bardzo dzielnie. Mimo ciężkich chwil potrafił zachować pogodę ducha, co pokazał przed kilkunastu dniami. Wizytę w Jego domu złożyli wtedy niżej podpisany i Andrzej Turecki, przekazując Zbyszkowi cenne pamiątki w klubowych barwach „Brązowych” i „Pasów”. Wiemy niestety, że już zabrał je w daleką podróż…
Dzielimy się w smutku i żalu z Rodziną Zmarłego. Jedyne, co teraz można dla Zbyszka Macały zrobić, to przypomnieć Jego barwną, nietuzinkową sylwetkę.
W ślady ojca Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Nadwiślanie, choć pochodził z Borku-Zalesia. Tam chodził do szkoły, miał bardzo blisko na stadion. Do kopania piłki nikt nie musiał go namawiać, łącznie z ojcem. Tadeusz Macała sam był zawodnikiem, zresztą bardzo dobrym. Zaczynał w Kobierzance, a na przełomie lat 40. i 50. przeniósł się do Garbarni. Oscylował między podstawowym składem a rezerwami, warto pamiętać, że w tamtym okresie ludwinowski klub grał w ekstraklasie, lub o klasę niżej. Józef Browarski, Zbigniew Feluś, Zdzisław Wójcik, Antoni Żołubak, Jerzy Derdzński czy Tadeusz Młynarczyk byli wtedy kolegami klubowymi Macały seniora. Później wylądował w Szczecinie, zaś zakończył karierę w Borku.
Udany debiut Syn po grze w Nadwiślanie znalazł się w Wawelu, który wciąż niestety bez powodzenia zgłaszał pod koniec lat 60. drugoligowe aspiracje. Podczas odbywania służby wojskowej bywało różnie. Po bezbramkowym remisie z Górnikiem Wesoła został w prasie krakowskiej postawiony Zbyszkowi zarzut o „popisie” nieskuteczności, gdy z kilku metrów nie trafił do bramki. Ale na tych samych łamach został pochwalony po strzeleniu zwycięskiego gola w meczu z Bronią Radom (1-0). Zaś wręcz kapitalne recenzje zebrał za ustrzelenie hat tricku kosztem Victorii Jaworzno (3-2), w której grali tak świetni zawodnicy jak Kwiatkowski, Tokarz, Magdziarz, Roczkalski czy Jacek Góralczyk.
Wawel dysponował wówczas bardzo mocnym składem, który tworzyli m.in. Głogowski, Burmer, Kociołek, Stwora, Popowicz, Gładysz, Dwernicki, Haberko, Pilarski i Polonek. Z dwoma ostatnimi piłkarzami znalazł się po wojsku w Garbarni, której Pilarski był zresztą wychowankiem. Latem 1971 Macała zadebiutował w nowych barwach i był to szczególny mecz. Drugoligowa premiera, na trybunach 7 tysięcy widzów, po drugiej strony barykady krakowski Hutnik. Ten mecz zaczął się dla Zbyszka idealnie, po dalekim podaniu od Jerzego Jasiówki pewnie wygrał pojedynek z bramkarzem Hutnika, Michałem Królikowskim.
Derby zakończyły się polubownym podziałem punktów, ale na koniec sezonu Garbarnia nie uchroniła się od degradacji. Próbowała od niej uciec, na Ludwinowie powstrzymany został szalenie groźny Andrzej Szarmach (Arka Gdynia, 3-0), nie zdołał pokonać „Garbarzy” dysponujący potężnym składem poznański Lech (Andrzej Fischer, Roman Jakóbczak, Włodzimierz Wojciechowski, 1-1). Zbyszek wprawdzie przesądził o pokonaniu AKS Niwka (1-0), ale też nie mógł sobie darować zmarnowania karnego w dramatycznym meczu ze Startem Łódź (1-1). Może byłby to dla ludwinowskiego klubu moment zwrotny? Garbarnia spadła, ale po roku wróciła do II ligi, korzystając z przeprowadzanej wówczas reformy rozgrywek. Jeszcze w III lidze Macała wpisał się na listę podczas meczu na pożegnanie starego stadionu, krótko przed jego wyburzeniem (GKS Świętochłowice, 5-1).
Sensacja na „brązowo”, czyli dwa gole strzelone Kukli Już po awansie Garbarnia prezentowała się kiepsko w spotkaniach ligowych, ale kompletnie inaczej było w Pucharze Polski. AKS Niwka (3-2), ROW Rybnik (identyczny wynik) – w obu tych dramatycznych meczach Zbyszek rozstrzygał o zwycięstwach. Następnym przeciwnikiem była Stal Mielec, ówczesny mistrz Polski. Krótko po słynnym meczu na Wembley do Krakowa wprawdzie nie przyjechał Grzegorz Lato, nieobecny był inny reprezentant kraju Krzysztof Rześny, lecz wyszło na boisko dwóch innych oprócz Laty bohaterów meczu z Anglikami: Henryk Kasperczak i Jan Domarski.
Późną jesienią 1973 doszło na podgórskim stadionie Korony do ogromnej sensacji, Garbarnia pokonała Stal 2-0! „W 18 min. Piwowarczyk minął z piłką dwóch graczy Stali, strzelił ostro, Zygmunt Kukla sparował piłkę, ale nadbiegający Macała ulokował ją w siatce!”. Zaś „83 min. przyniosła „garbarzom” drugiego gola również ze strzału Macały, który wygrał pojedynek o piłkę z Wiąckiem i nie dał szans obrony zaskoczonemu Kukli” – relacjonował na łamach „Tempa” red. Tadeusz Dobosz. Odnotował on ponadto, że przy stanie 1-0 świetnego golkipera mieleckiego uratowała poprzeczka, w którą trafił akurat Macała. Nie ulega wątpliwości, że był to życiowy mecz w karierze Zbyszka. O jego sensacyjnym wyczynie mówiła cała Polska. Oprócz niego autorami ogromnego sukcesu byli: Tadeusz Draus, Zbigniew Lupa, Andrzej Grzesło, Artur Kaliszka, Antoni Herod, Andrzej Deptuch, Marek Piwowarczyk, Krzysztof Lasoń, Edward Pilarski i Stanisław Burak, w innych meczach udanie prezentował się Janusz Madaj.
Już na wiosnę Garbarnię zdecydowanie zastopował chorzowski Ruch (3-0), a i nowej degradacji nie udało się uniknąć. Wprawdzie duet Pilarski – Macała działał w rundzie rewanżowej wydajnie pod względem zdobywania bramek, lecz było to za mało. Po zakończeniu sezonu obaj piłkarze postanowili zmienić otoczenie na ekstraklasowe. Rozstanie Macały z Garbarnią przebiegło w chłodnej atmosferze. Edek znalazł się w Arce, o Zbyszka czynił starania GKS Tychy, które to kluby właśnie awansowały do ekstraklasy. Macała rozegrał tylko kilka gier kontrolnych, również zagranicą, po których dowiedział się od decydentów, że KOZPN wyrazi zgodę na przenosiny wyłącznie pod warunkiem dokonania przez Zbyszka wyboru krakowskiego klubu. Czyli Wisły, Hutnika lub Cracovii.
W Cracovii i Kremser Sportclubie Macała postawił na „Pasy”, w których trenerem był wtedy ponownie Roman Durniok. Po zakończeniu sezonu latem 1975 Cracovia wzięła udział w dodatkowym turnieju o awans do II ligi. Od fatalnie przegranego meczu z Lublinianką rozpoczęła się nader przykra seria porażek, posypały się klubowe dyskwalifikacje. Zbyszka one nie dotyczyły, wciąż marzył o drugoligowym powrocie. W styczniu 1977 efektownym uderzeniem głową zaskoczył Marka Holochera, w 140. „świętej wojnie” Wisła zremisowała z Cracovią 2-2. Kilka miesięcy później „Pasy” w ostatniej kolejce ligowej podejmowały Resovię. Sprawa była prosta: rzeszowianom wystarczał do awansu remis, Cracovia musiała wygrać. W tym meczu oglądanym przez wielotysięczne tłumy nie padł ani jeden gol, po strzale Zbyszka któryś z defensorów Resovii wybił piłkę z linii bramkowej.
I wtedy padło hasło „Austria”. Rzucił je były zawodnik Cracovii Maciej Jasiołek, którego brat Stefan – bezpośrednio przed Antonim Brzeżańczykiem – trenował wtedy pierwszoligową Admirę Wacker Mödling. Natomiast Zbyszek i Maciek wylądowali w Kremser Sportclubie, gdzie Macała występował przez 15 miesięcy. Bo dokładnie na taki okres opiewał paszport jednorazowego przekroczenia granicy… Z jakim skutkiem grał Zbyszek? Po rozgromieniu klubu Böhlerwerk (4-0) prasa informowała o dwóch golach strzelonych głową przez Macałę. Z kolei po remisie z Wienerbergiem (2-2) opatrzony zdjęciem duży tytuł głosił, że „Polak Macała objawił instynkt strzelecki”. Te komplementy skończyły się niestety z wygaśnięciem paszportu.
Trzynaście lat w Ameryce Karierę kończył w Borku, później był filarem drużyny TKKF Włóczki, która pod wodzą późniejszego wiceprezesa MZPN, Jerzego Kowalskiego, kilkakrotnie wygrywała rywalizację w krakowskiej lidze amatorów. W 1996 razem z reprezentacją oldbojów Krakowa pojechał na kilka meczów do Chicago, gdzie został. Świadomy wybór? – W Krakowie wraz synem prowadziłem cukiernię i było w porządku aż do chwili potężnej awarii zasilania elektrycznego. W trzy dni posypało się wszystko. Nie mogłem dostarczyć wyrobów do stałych odbiorców, więc ich straciłem. W naszej branży to katastrofa. Postanowiłem szukać szczęścia gdzie indziej – wyjaśniał motywy swej decyzji.
Reprezentacja oldbojów była oparta na zawodnikach Cracovii, do tego doszło kilku zawodników z innych klubów. Ekipę tworzyli: Wacław Szczerba, Adam Mikoś, Kazimierz Setkowicz, Marek Żak, Andrzej Turecki, Andrzej Iwan, Wiktor Nenko, Marek Podsiadło, Janusz Sputo, Marek Kępa, Zbigniew Maczugowski, Zbigniew Macała, Stanisław Krasny i Robert Czepiel. Sponsorem wyjazdu był Marian Szęszoł, kierownikiem – Marian Cebula. Kraków pokonał Reprezentację Drużyn Polonijnych (2-0), Cracovię Chicago 4-2 i Podhale 2-1. Odwiedzono wszystkie polonijne kluby, Wisłę, Eagles, Cracovię i Podhale. Po spotkaniu w Domu Podhalan drużyna odleciała do Krakowa, ale już bez Macały, Maczugowskiego, Krasnego i Żaka.
W Chicago Zbyszek zawiązał znajomości, albo je odnowił. Bardzo sobie ceni kontakty z takimi ludźmi jak Andrzej Turecki, Jerzy Drewicz, Marek i Krzysztof Plackowie, Janusz Wołek, Toni Stachura. Rozpoczął nowe życie. Sportowo najdłużej było ono związane z Royal Wawel, gdzie grał i był trenerem. Został m.in. wybrany najlepszym oldbojem klubów chicagowskich. Zawodowo natomiast pracował w tzw. kontraktorce. Gdy już ustabilizował się w nowym otoczeniu, zaczął na kredyt kupować domy do remontu. A później, poprzez pośredników, je sprzedawał. Stanowił jednoosobową firmę, poza dachami sam remontował wszystko. A zatem instalacja elektryczna, hydraulika, podłogi, ściany, kafelki w łazience…
Był to niewątpliwie skuteczny i opłacalny sposób na życie, ale w 2004 nastąpił krach. Poczuł się bardzo źle. Okazało się, że ma mocno sfatygowane serce. Trzeba było zakładać bypassy, a to bardzo kosztowna operacja. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie posiadał ubezpieczenia… Ciężko zarobione oszczędności poszły na leczenie, Zbyszek musiał się jeszcze zapożyczyć. Po oddaniu długów zbilansował sytuację. Wyszło mu, że był w Stanach o trzynaści lat za długo.
Dzieci i wnuki Nie da się ukryć, to była duża niespodzianka. Jesienią 2009 w drzwiach budynku klubowego Garbarni pojawiła się postać Zbigniewa Macały, kiedyś czołowego zawodnika „Brązowych”. – Co u Ciebie słychać? – Po prostu wróciłem – odparł jak niby nigdy nic.
Wrócił do rodzinnego domu w Borku. Mieszkał razem z małżonką, p. Ziutą. Dzieci, bardzo mu pomocne, prowadzą własne życie. Rafał (50) kiedyś pracował z ojcem w cukierni, teraz prowadzi własny interes, gra w oldbojach Wieczystej. Syn Rafała, a wnuk Zbyszka – Dominik (30) kiedyś trenował w Cracovii, ale do uprawiania sportu go nie ciągnęło. Rodzinę założyła również córka Zbyszka, Dominika. Jej starszy syn Kuba (26) był bramkarzem w „Pasach”. Natomiast Michał (23) należał do trampkarzy Garbarni.
Teraz zrobiło się bardzo smutno…
Źródło: mzpnkrakow.pl 1 grudnia 2022 [2]