1998-09-12 Sandecja Nowy Sącz - Cracovia 0:0

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Wersja z dnia 21:18, 25 lis 2005 autorstwa Armata (Dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
7 kolejka 12-13 IX 98
Sandecja Nowy Sącz - Cracovia 0-0



Bramki: -
Sędziował Henryk Szpak z Przemyśla. Widzów 2000.
Sandecja: Bodziony - Zagórski, Łętocha, Mikołajczyk, Fałowski (65 Ulucki) - Tomczak, Kamiński (83 Krawczyk), Dorula - Gródek, Krupa (85 Guzik), Montsko.
Cracovia: Kwiatkowski - Siemieniec, Walankiewicz,Mróz - Depa (82 Góra)Fudali, Powroźnik, Hrapkowicz, Gędłek - Zegarek, Kmak (46 Djabong).

Opis DP:
Brzydki, obfitujący w wyjątkową mnogość obustronnych fauli mecz. Brakło nie tylko piłkarskiej soli, czyli bramek, ale także groźniejszych sytuacji i spięć podbramkowych. Gospodarze rozegrali najsłabsze w tym sezonie spotkanie przed własną widownią. Bodaj największe emocje wzbudziło eskortowanie po końcowym gwizdku trójki arbitrów z murawy do szatni. Przez dobre kilkanaście minut sędziowie nie opuszczali płyty boiska w obawie przed atakiem krewkich kibiców z Krakowa wzburzonych usunięciem z boiska dwóch zawodników Cracovii. Z odsieczą pospieszył dopiero zaimprowizowany szpaler sądeckich działaczy i policjantów ze specjalnie szkolonymi psami.
Reżyserem pierwszej połowy był wiatr (sprzyjający gościom), który z reguły złośliwie zmieniał kierunek lotu piłki. Cracovia postawiła na totalną destrukcję, nie pozwalając słabo dysponowanej w sobotę Sandecji na przeprowadzenie jakichś groźniejszych ataków. Kilka szybszych "wjazdów" Doruli i Gródka kończyło się z reguły na linii pola karnego, na którym królował rutyniarz Walankiewicz (pozazdrościć kondycji zawodnikowi nie pierwszej przecież młodości). Dość wspomnieć, że pierwszy celny strzał na bramkę Kwiatkowskiego oddał dopiero w 24 min Gródek. W rewanżu kąśliwie strzelali z dystansu, wspomagani wiatrem, Depa, Kmak i Walankiewicz. Pod koniec pierwszej połowy zaczyna się prawdziwe oblężenie bramki Bodzionego. Od utraty gola ratuje - schowanych za podwójną gardą - sądeczan raz ofiarna obrona Łętochy, to znów przytomne wybicie bramkarza.
O ile w pierwszej połowie więcej z gry mieli krakowianie, to po zmianie stron jakby do głosu doszła Sandecja. Radząc sobie nawet z rozegraniem piłki w środku boiska sądeczanie nie potrafili jednak zagrozić Kwiatkowskiemu. Wyszło szydło z worka: drużyna praktycznie nie posiada napastnika, który jakąś wściekłą szarżą czy chytrą zagrywką potrafiłby wzniecić piłkarski młynek na polu karnym rywala. Za inicjującymi ataki (niestety, tym razem anemiczne) Dorulą czy Gródkiem nie nadążał przymierzany przed sezonem do roli łowcy goli Krupa. Nie sprawdzili się również zmiennicy (Ulucki, Guzik, Krawczyk). Rodzynkami w tym piłkarskim zakalcu okazały się siejące spore zamieszanie w defensywie sądeckiej akcje imponującego ambicją czarnoskórego Diabonga oraz piękny strzał z 25 metrów Montski, który o kilka centymetrów ominął spojenie słupka i poprzeczki "świątyni" krakowian. Duża przewaga Sandecji - po dwóch czerwonych kartkach dla Mroza i Gędłka - nie została udokumentowana ani jednym celnym trafieniem. Tuż przed końcem Sandecja mogła stracić gola po silnym uderzeniu Hrapkowicza: piłkę - przepuszczoną przez stojącego w murze Gródka - instynktownie broni Bodziony.
Wnioski po meczu dla obu drużyn, a szczególnie dla Sandecji - niewesołe. Sądeczanie pokazali marne umiejętności techniczne i słabe wybieganie. Negatywne wrażenie z sobotniego spotkania pogłębia mało budująca, powiedzmy wprost - chamska postawa kibiców, zarówno miejscowych, jak i z Krakowa, a także mało zdecydowana postawa służb porządkowych. Trener Cracovii Grzegorz Kmita był wyraźnie zdegustowany niekorzystnymi decyzjami arbitra z Przemyśla: - Wykartkował nas bez pudła, co stawia drużynę w dramatycznej sytuacji przed najbliższym meczem z dębnicką Wisłoką. Owszem gra była ostra, zażarta, ale ja specjalnie złośliwych fauli jakoś nie dostrzegłem, do większości dochodziło w ferworze walki, nogi nikomu nie złamano. W tej sytuacji remis w dziewiątkę uważam za sukces.
Trener Sandecji Bogusław Szczecina: - Trudno chwalić, skoro brakuje siły ognia. Mogliśmy w końcówce rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść, ale chyba chłopakom zabrakło sił do odważniejszych akcji, szturmowali środkiem, a nie skrzydłami.