2006-03-19 GKS Tychy - Cracovia 3:5
|
3 kolejka, II runda, etap Play-off, Ekstraliga niedziela, 19 marca 2006
(1:2; 1:1; 1:2) |
|
Skład: Sobecki (Elżbieciak) Gonera Cychowski Bacul Parzyszek Bagiński Majkowski Śmiełowski Belica Ślusarczyk Justka Kuc Gretka Gawlina Bober Skoś Król Sinka |
|
Skład: Radziszewski (Kachniarz) Csorich Chabior L.Laszkiewicz Słaboń Horný Dulęba Marcińczak Potočny Pasiut Witowski Kozendra B. Piotrowski M. Piotrowski Voznik Sarnik Galant Gąska Śliwa Cieślak Safarik |
Prasa
Do mistrzowskiego złota hokeiści Cracovii mają już tylko krok - Gazeta Wyborcza 20.03.2006
Trzeci mecz finałowy wygrała Cracovia z GKS-em Tychy (5:3). Jeśli zwycięży też u siebie we wtorek, zostanie mistrzem Polski! Wczorajsze, trzecie już finałowe starcie "Pasów" z Tychami miało zupełnie inny przebieg niż wcześniejsze. Do tej pory krakowianie gonili wynik, a później wyprowadzali zwycięski cios. Wczoraj to Cracovia zaczęła od mocnego uderzenia. Najpierw tyszanin Adam Bagiński idealnie wystawił krążek na kij Mariusza Dulęby, ten huknął zza połowy tafli (!) i guma wpadła do siatki. Tak kuriozalnego błędu Arkadiusz Sobecki w swojej karierze chyba jeszcze nie popełnił. Drugą bramkę strzałem pod poprzeczkę zdobył Piotr Sarnik. Tyszanom sygnał do ataku dał Robin Bacul. Jak się później okazało, nie po raz ostatni.
W drugiej tercji częściej atakował GKS. Co z tego, skoro w bramkach było po równo. Najpierw za swój prosty błąd zapłaciła Cracovia. Z powodu nadmiernej liczby zawodników na lodzie na ławkę kar pojechał Marcin Cieślak. Kto wykorzystał prezent? Nie kto inny jak Bacul. Co więcej, Czech chwilę później mógł trafić jeszcze raz. Napór GKS-u wzrósł, ale tyscy zawodnicy coraz częściej leżeli na lodzie. W ciągu minuty zdarzyło się, że tracili równowagę czterokrotnie. Trybuny grzmiały, ale sędzia Jacek Rokicki kazał grać dalej. Chwilę później Dulęba był ewidentnie cięty przez Sobeckiego. Sędziowski gwizdek także milczał. Od tej pory tyską halę wypełniało chóralne: "złodzieje".
Tyszanom walczącym o bramkę na 3:2 kubeł zimnej wody wylał na głowę Leszek Laszkiewicz. Pięknie minął Tomasza Skosia, podał między nogami Andrzeja Gretki i Damian Słaboń tylko przyłożył kij. Tyszanie znowu musieli gonić wynik. Udało im się to na początku trzeciej tercji. Autor bramki? Nie kto inny jak Robin Bacul. Ograł Pawła Kozendrę, a próbujący ratować sytuację Dulęba zamiast pomóc - przeszkodził. Przewrócił Radziszewskiego i było 3:3. Niedługo. Chwilę później Richard Šafárik przez nikogo nieatakowany huknął po długim rogu i za moment zniknął w objęciach kolegów. Co ciekawe, wczorajszy mecz był dla Šafárika powrotem po kontuzji. W trzecim meczu półfinałowym z Podhalem Słowak tak mocno oberwał krążkiem w głowę, że doznał wstrząśnienia mózgu. Zapowiadała się dłuższa przerwa w grze. Tymczasem zawodnik na własną prośbę wypisał się ze szpitala i już dwa dni później chciał zagrać w meczu. Jednak trener Rudolf Rohaczek pozwolił mu wyjechać na taflę dopiero wczoraj. Jak się okazało, w samą porę.
Choć zwycięzców się nie sądzi... Cracovia powinna wcześniej zadecydować o swoim zwycięstwie. Chwilę po trafieniu Šafárika krakowianie blisko cztery minuty grali "pięciu na trzech". I gdy zdawało się, że jedynym problemem będzie to, ile razy goście trafią do siatki Sobeckiego, hokeiści "Pasów" mieli problemy ze znalezieniem dobrej pozycji do oddania strzału. Kropkę nad "i" postawił Leszek Laszkiewicz, który umieścił gumę w bramce opuszczonej wcześniej przez Sobeckiego.