2006-01-08 Cracovia - GKS Tychy 2:5
|
3 kolejka, V runda, etap Sezon zasadniczy, Ekstraliga niedziela, 8 stycznia 2006
(1:1; 1:1; 0:3) |
|
Skład: Radziszewski Kozendra Scibran Laszkiewicz Słaboń Twardy Dulęba Marcińczak Šafárik Pasiut Horný Chabior B.Piotrowski M. Piotrowski Śliwa Sarnik S.Urban Cieślak Witowski |
|
Skład: Sobecki Gonera Gwiżdż Bacul Parzyszek Bagiński Majkowski Śmiełowski Ślusarczyk Belica Justka Kuc Cychowski Gawlina Bober Woźnica Gretka Król Sinka |
Prasa
PLH: porażka Cracovii - Gazeta Wyborcza 09.01.2006
Mistrz Polski przyjechał pod Wawel z "mocnym postanowieniem poprawy" za poprzedni przegrany mecz z Unią. I udało się - głównie jednak dzięki temu, że to "Pasy" grały bez pomysłu. To pierwsza porażka Cracovii u siebie. Pierwsza tercja rozgrywana była w szybkim tempie, z małą ilością przerw. Przewagę miała Cracovia, ale jej hokeiści często grali zbyt indywidualnie i oddali co najmniej kilka niepotrzebnych strzałów z dystansu. A czasami aż się prosiło, by odegrać krążek do lepiej ustawionego kolegi. Tyszanie kilka razy zaatakowali bramkę Rafała Radziszewskiego, a ich wypady były dużo groźniejsze niż gospodarzy. Najpierw Mariusz Dulęba stracił krążek we własnej tercji, przechwycił go Adrian Parzyszek, ale nie trafił czysto. Chwilkę później goście nie zmarnowali już okazji. Akurat na ławce kar siedział Bartłomiej Piotrowski, Artur Ślusarczyk podał wzdłuż bramki do Michała Belicy i ten z bliska nie dał szans Radziszewskiemu. Cracovia wykorzystała swoją grę w przewadze na dwie sekundy przed końcem kary Rafała Cychowskiego. Zza bramki Damian Słaboń zauważył doskonale najeżdżającego Rafała Twardego, a ten na pełnej szybkości strzelił bardzo mocno w środek bramki.
W drugiej tercji mecz był już bardzo chaotyczny, obie drużyny nie miały pomysłu na grę. Przy kolejnej bramce Robin Bacul objechał bramkę Radziszewskiego i z boku zaczął się rozglądać, któremu z kolegów wyłożyć krążek. Gdy żaden z tyszan nie nadjeżdżał, przy biernej postawie obrońców sam strzałem w okienko pokonał bramkarza. Już 37 sekund później Grzegorz Pasiut podał przez pół lodowiska do Karela Hornego, a napastnik Cracovii mocną bombą z wysokości bulika o mało nie zerwał siatki.
Przed trzecią tercją Marian Csorich, obrońca Cracovii zawieszony na trzy miesiące, mówił, że mecz jest wyrównany, "ale Tychy to w końcu mistrz Polski". - Sądzę, że teraz chłopaki ruszą - zapowiadał. Ruszyli chłopaki, ale nie ci z Krakowa, tylko z Tychów.
Trzecia bramka dla tyszan to kuriozum - Słaboń złapał krążek w rękawicę i wypuścił wprost pod kij Adriana Parzyszka. Doświadczony napastnik Tychów niemal z zerowego kąta wpakował krążek do siatki. - W tym meczu Radziszewski bronił fatalnie - skomentował trener "Pasów" Rudolf Rohaczek.
Chwilę później krakowian dobił Artur Ślusarczyk.
- Dwie bramki straty w meczu z dobrym rywalem to już dużo - kręcił głową Csorich. Miał rację, tym bardziej że Cracovia gubiła się w defensywie, a z pomysłami na strzelenie bramki było jeszcze gorzej. - Oni uprawiają chyba łyżwiarstwo figurowe, a nie hokej - denerwował się jeden z kibiców.
Krakowianie niewiele mieszali w ataku, nie szukali dogodnych pozycji, jeździli z głową skierowaną na własne łyżwy, a nie lodowisko. Tyszanie znaleźli sposób na Cracovię - wybijali krążek najprościej jak się dało i grali pressingiem w ataku. Pokazali też, że są znakomicie przygotowani kondycyjnie - do tej pory każdy rywal Cracovii padał w trzeciej tercji.