1966-08-17 Cracovia - Stal Rzeszów 0:0
|
I liga , 3 kolejka Kraków, stadion Wisły, środa, 17 sierpnia 1966
(0:0)
|
|
Skład: L. Michno Chemicz Rewilak Mikołajczyk Antczak Dawidczyński Szymczyk Hausner Zuśka Orczykowski J. Kowalik Ustawienie: 4-2-4 |
Sędzia: Jan Pawlik z Sosnowca |
Skład: Majcher S. Skiba Szalacha R. Skiba Kohut Janiak Stawarz Krajczy Bonia (Dziama) Domarski Marciniak Ustawienie: 4-2-4 |
Opis meczu
Dwukrotnie, a to w 24 i 49 minucie gry zamierali z przerażenia kibice Cracovii. W obydwu wypadkach Marciniak nie trafił jednak z najbliższej odległości do pustej bramki. W drugiej sytuacji zwlekał ze strzałem i obrońcy zdołali wybić piłkę na róg. Natomiast w ostatnim kwadransie meczu sympatycy drużyny rzeszowskiej, którzy dość licznie przybyli do Krakowa, z lękiem spoglądali na - ich zdaniem - żółwio posuwające się wskazówki zegara boiskowego, zresztą uruchomionego dopiero po 20 minutach meczu. W końcowym kwadransie bramka Stali była ustawicznie w niebezpieczeństwie i Majcher musiał często brawurowymi interwencjami zażegnywać niebezpieczeństwo i desperacko ratować zespół przed utratą gola. Uwzględniając powyższe, wynik remisowy trzeba uznać za sprawiedliwy.
Stalowcy - póki starczyło sił - siali wiele zamieszania pod bramką Michny, wykorzystując szereg błędów obrony Cracovii. Jak dalece ta formacja biało-czerwonych jest słaba świadczy fakt, że wprowadzony po przerwie junior Dziama mimo wyraźnej tremy i braku otrzaskania się w ligowych meczach wygrał wiele pojedynków, przede wszystkim z Antczakiem. Nie zachwycili również pomocnicy Cracovii. Unikali jak ognia przerzutów na przeciwną, nie raz całkowicie odsłoniętą stronę boiska, wjeżdżali z piłką pomiędzy swoich napastników, powodując jeszcze większy tłok i ścisk na przedpolu bramkowym Stali. W ataku Hausner, na którego liczono najwięcej, był niewidoczny. To fakt, że przeciwnicy pilnowali go wyjątkowo czujnie, a koledzy rzadko zatrudniali go, ale przeboje skrzydłowego Cracovii były anemiczne, zaś rzadkie strzały niecelne. Kowalik rozpoczął grę w dobrym stylu, lecz w miarę upływu czasu "znikał" coraz bardziej. Pozostali grali często "sobie a muzom".
Stal przedstawia się jako zespół wyrównany i grający bardzo ofiarnie. W jej grze nie było specjalnego polotu, ale także - z wyjątkiem okropnych pudeł Marciniaka - rażących błędów. Obrońcy interweniowali na ogół spokojnie. Wybijali jednak często piłkę na oślep, w efekcie czego wracała ona jak bumerang. Kohut i Janiak, dobrzy w grze defensywnej, byli mało pożyteczni dla własnego napadu. Przez dłuższy czas pierwsze skrzypce grał w nim Stawarz, ale później zaczęło brakować mu tchu i... ochoty do gry. Tym bardziej, że nie znalazł wsparcia ze strony powolnego Krajczego i stosującego raczej grę środkiem pola Domarskiego. O Marciniaku była już mowa, natomiast junior Dziama zaprezentował się lepiej niż Bonia.
Źródło: Sport