1958-08-09 Cracovia - Lechia Gdańsk 2:1
|
I liga , 15 kolejka Kraków, sobota, 9 sierpnia 1958
(1:1)
|
|
Skład: L. Michno Mazur Reichel Szymczyk Wołoch Dudoń Fudalej Jarczyk Czarnecki Gołąb Kasprzyk Ustawienie: 3-2-5 |
Sędzia: W. Koczy z Katowic
|
Skład: H. Gronowski Kusz R. Korynt Kaleta Szyndlar C. Nowicki Z. Gadecki Rogocz Wieczorkowski Łukasik R. Gronowski Ustawienie: 3-2-5 |
Opis meczu
Cracovia ucieka z zagrożonej strefy zwyciężając Lechię 2:1 (1:1)
Na początku meczu Rajchlowi odnowiła się w starciu z Gadeckim kontuzja kolana. Stoper Cracovii musiał opuścić na kilkanaście minut boisko, a wtedy gospodarze cofnęli na pozycję środkowego pomocnika Mazura. Od tego momentu wszystko zaczęło w Cracovii "grać"... Wprawdzie sprzyjającą okolicznością dla biało-czerwonych stało się równoczesne osłabienie liczbowe napadu Lechii, spowodowane kontuzją Wieczorkowskiego (który już do końca meczu nie wrócił na boisko) ale faktem jest również, że zespół krakowski "wszedł w uderzenie" i rozpoczął energiczną ofensywę.
O rozmiarach tej ofensywy świadczy fakt, że bramkarz gdańszczan aż 11 razy piąstkował piłkę na róg, a będąc stale w akcji zapisał się żywo w pamięci widowni krakowskiej, jako goalkeeper wysokiej klasy. Sporo oklasków zebrał również Michno. Zmazał on całkowicie "plamę" przepuszczenia łatwej do obrony bramki, strzelonej z wolnego z odległości około 30 metrów.
Piłkarze Wybrzeża zagrali w Krakowie bardzo słabo. Nieledwie debiutujący w ligowej drużynie Cracovii, Fudalej czy Czarnecki ogrywali bez trudu Korynta, który jak gdyby się uparł rozgrywać każdą piłkę na stojąco. Boczni obrońcy przegrywali pojedynki ze skrzydłowymi i dawali im tyle swobody, że tamci jak gdyby wrastali w ziemię ze zdumienia. Luka, jaka wytwarzała się między napadem a pomocą Lechii niezbyt korzystnie świadczyła o dwójce pomocników gdańskich, gdzie jednak Szyndler wyraźnie przewyższał swojego partnera zarówno inteligencją jak i czystością gry. Napad Lechii rozpoczął grę z wielkim rozmachem. Był to jednak słomiany ogień, na którego podsycanie brakło sił i umiejętności.
Na tle takiego przeciwnika Cracovia wypadła niemal świetnie. Energiczne ciągi do przodu, szybkość, zerwanie z szablonem, ofiarna i nieustępliwa walka - oto co cechowało drużynę gospodarzy. Z wyjątkiem pierwszych minut równej i otwartej gry "warunki" na boisku dyktowali piłkarze w biało-czerwonych dresach. Kasprzyk dwoma zaskakującymi strzałami rozstrzygnął o losach tego spotkania, ale świetne sposobności do poprawy stosunku bramkowego marnowali raz po raz Gołąb, Fudalej i ich koledzy. Trudno się dziwić młodym piłkarzom - Fudalejowi i Czarneckiemu, że nieraz zbyt pochopnie zatrudniali Gronowskiego, jakkolwiek sytuacja tego wymagała przekazania piłki do lepiej ustawionego partnera. Natomiast egoistyczna gra Gołąba usiłującego oddać strzał z każdej, nawet najbardziej niedogodnej pozycji, niweczyła w wielu wypadkach ambitny wysiłek całego zespołu.
Świetny mecz rozegrał Dudoń. Z nr. 6 na plecach był on właściwie dyrygentem napadu, a swoim kolegom z defensywy przychodził z pomocą w każdej trudnej potrzebie. Bez zarzutu grali Mazur i Szymczyk oraz ambitny Wołoch.
Z przebiegu gry warto zanotować następujące momenty: W 3 min. Gronowski z dalekiego płaskiego strzału zdobył prowadzenie. "Czary" wokół bramki Lechii trwające blisko pół godziny przerwał Kasprzyk, decydując się na strzał zza linii pola karnego. Potem nastąpił niewykorzystany rzut karny przez Jarczyka (meta obok słupka) i... "natychmiastowy rewanż" gdańszczan. Rogocz rozminął się na linii bramkowej z piłką po strzale Gadeckiego i sam wpadł do siatki, a piłka wyszła na aut. Później Fudalej, Jarczyk i Gołąb celowali wprost w bramkarza Lechii, a po przeciwnej stronie tej samej sztuki dokonał Nowicki.
W drugiej połowie 45-minutowy napór Cracovii dał wreszcie efekt na 4 min. przed końcowym gwizdkiem. Kasprzyk zdecydował się na strzał zza linii pola karnego i piłka ugrzęzła obok słupka w dolnym rogu bramki.
"Pasiaki" w eksperymentalnym składzie zwyciężają 2:1 drużynę Korynta
Z uczuciem ulgi opuszczali widzowie w sobotę stadion Cracovii. Przybyli bowiem oni na mecz Cracovia - Legia w minorowych nastrojach, które potęgowały się wraz z przebiegiem wydarzeń na boisku. Wiadomo było ogólnie, że do ciężkiego meczu o "byt" stanie Cracovia bez wyróżniających się w jej zespole piłkarzy: Opoki, Malarza i Manowskiego, a przeciwnik należy do drużyn, które rzadko w Krakowie zostawiały punkty.
Ten zły nastrój spotęgował się z chwilą, gdy drużyny wybiegły na boisko. Ktoś nawet zaklął głośno, bo gospodarze, jak gdyby prowokując zły los, wystąpili w pechowych białych spodenkach. Na sędziów czekano trochę dłużej i w tym czasie widownia podziwiała strzeleckie popisy lechitów, rozgrzewających swego bramkarza, który wykazywał fantastyczny refleks i kocią zwinność.
Dokonano przy tym optycznego porównania sił. Wynikało z niego, że na przykład Dudoń i Czarnecki - to tylko "połowa chłopa" w porównaniu z Koryntem, Kuszem czy Rogoczem, którym w dodatku otrzaskanie w poważnych zawodach dawało z miejsca przewagę nad trzęsącymi się z tremy Wołochem, Fudalejem i innymi. Na dobitek złego już w 3 min. Michno "poszkapił się", przepuszczając bardzo łatwy strzał z wolnego do siatki i... wielu zwolenników Cracovii zabierało się już do wyjścia ze stadionu.
Tymczasem dalszy bieg wypadków zaprzeczył złym nastrojom i prognostykom. "Kucyki" ruszały się żwawo, szybkością i agresją niwelując nieznaczną przewagę techniczną przeciwnika. Toteż twierdza Gronowskiego ani na chwilę nie zaznała spokoju. Dostępu do tej twierdzy nie potrafił ustrzec dziwnie w tym dniu powolny, mało zwrotny i grający z wyraźną nonszalancją Korynt.
Cała jedenastka gdańska zgubiła szybko animusz i grała tak, jakgdyby ją najbardziej intrygowało co z tego wyniknie. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że Lechia po kwadransie gry straciła Wieczorkowskiego, który kontuzjowany zszedł z boiska, ale kilka minut przedtem podobny los spotkał Rejchla. Apatia Lechii zaczęła się przy równej sile liczbowej. Powrót Rejchla na boisko przy takiej postawie gdańszczan, był sygnałem do generalnej ofensywy ze strony Cracovii. Trwała ona już do końca meczu i gdyby na podstawie tzw. stuprocentowych sytuacji ustalać wynik tego spotkania, to brzmiałby on 6:2 na korzyść białoczerwonych. Bo przecież Jarczyk przestrzelił rzut karny. Fudalej dwukrotnie zakrywał twarz rękami ze wstydu, nie wykorzystując 4-metrowej pozycji. Kasprzyk w idealnej sytuacji zamiast w piłkę, kopnął w murawę itd., itd.
Prezes Cracovii dr Reyduch jest przewodniczącym Woj. Komisji Planowania Gospodarczego i jako taki jednym ze współdziałających w tzw. eksperymencie nowosądeckim. Jak wiemy daje to doskonały rezultat. Może dlatego prezes Cracovii wyraził swoje placet na eksperymentalny skład Cracovii w meczu przeciw Lechii. Powierzono w nim rolę kierownika napadu pomocnikowi, od dłuższego czasu grającemu w obronie - Gołąbowi. Taki eksperyment powiódł się w sobotę dlatego, że Lechia była tego dnia wyjątkowo nie trudnym do pokonania przeciwnikiem, a przede wszystkim dlatego, że w tym dniu obaj pomocnicy białoczerwonych: Dudoń i Rejchel wypełnili lukę, jaka mogłaby wytworzyć się w kwintecie ofensywnym Cracovii.
Ponadto cała jedenastka gospodarzy grała z wyjątkowym zębem, zdradzając niewątpliwe postępy na polu przygotowania technicznego, kondycyjnego i odporności na niepowodzenia. Było przyjemnie patrzeć, jak rutynowani zawodnicy z Mazurem na czele dodawali animuszu młodszym kolegom, wnoszącym do gry młodzieńczą werwę i zapał.