Imre Pozsonyi
Imre Pozsonyi | |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Imre Pozsonyi | ||
Kraj | Węgry | ||
Urodzony(a) | 26 lutego 1882, Kisbér | ||
Zmarły | 2 października 1963, Budapeszt |
Imre Pozsonyi urodził się 26 lutego 1882 r. w Kisbér, zmarł 2 października 1963 r. w Budapeszcie.
Architekt, piłkarz i trener.
Środkowy napastnik w węgierskich klubach MÚE i MTK Budapeszt. Jednokrotny reprezentant Węgier (1902 r.).
Po zakończeniu kariery piłkarskiej trenował budapeszteński MTK, a następnie od marca 1921 do lutego 1923 Cracovię, z którą zdobył pierwszy w historii polskiego futbolu tytuł Mistrza Polski (1921).
Wraz z Józefem Szkolnikowskim przygotowywał, a 18 grudnia 1921 na stadionie Hungaria w Budapeszcie samodzielnie poprowadził jako trener polską reprezentację do jej pierwszego w historii meczu międzypaństwowego (porażka 0:1 z Węgrami).
W sezonie 1924/25 trenował hiszpańską FC Barcelonę - zdobył z nią Puchar Hiszpanii oraz Mistrzostwo Katalonii. W latach 1926-1928 pracował jako szkoleniowiec Građanskiego Zagrzeb (po wojnie nazwanego Dinamem Zagrzeb), z którym w 1928 roku sięgnął po mistrzostwo Jugosławii.
Stanisław Mielech wspomina Pozsonyiego
Drugim trenerem piłkarskim, którego uważa się za współtwórcę „szkoły krakowskiej”, był I. Pozsony. W roku 1921 doprowadził on drużynę Cracovii do zdobycia mistrzostwa Polski w rekordowej formie, bo bez jednej porażki. Pozsony położył nacisk na kondycję fizyczną i na taktykę. Mówiono, że „Cracovię postawił na kółkach”, bo kazał nam biegać wkoło boiska. Piłki sam nie kopał. Wyszperaliśmy jednak, że grał w reprezentacji Węgier na pozycji środkowego pomocnika i to uratowało jego opinię w naszych oczach. Był znakomitym gimnastykiem i teoretykiem, znawcą stylu szkockiego, którego zawiłość umiał bardzo przystępnie tłumaczyć. Robił to nie na boisku, lecz w kawiarni Bizanca. Maczając palce w piwie wykreślał nam na blacie stolika pozycje zawodników i wyjaśniał, jak w danej pozycji należy zagrać, jak się ustawić, jak uwolnić od przeciwnika itp. Była to wspaniała szkoła taktyki.
Źródło: Stanisław Mielech Gole, faule i ofsaidy
O Imre Pozsonyi
Ale kim był Imre Pozsonyi?
Imre Pozsonyi urodził się 26 lutego 1882 r. w Kisbér, w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Ze strony matki był prawnukiem Móra Fischera, założyciela fabryki porcelany w Herend.
Na początku XX wieku Pozsonyi nie tylko był obecny przy narodzinach węgierskiego futbolu, ale okazał się też niezwykle utalentowanym zawodnikiem oraz sędzią. Po zdaniu egzaminu na piłkarskiego arbitra regularnie sędziował mecze w I lidze. Uważany był za jednego z najlepszych pomocników w swoim czasie.
11 kwietnia 1901 r. Pozsonyi zagrał w pierwszym międzynarodowym meczu reprezentacji Węgier przeciwko Richmond AFC (0:4), a dwa dni później przeciwko Surrey Wanderes (1:5). Mimo porażek zdobył zaufanie fachowców Węgierskiego Związku Piłki Nożnej i założył koszulkę reprezentanta Węgier na pierwszy oficjalny mecz z Austrią w Wiedniu 12 października 1902 r. Mecz, który Węgrzy przegrali (0:5). W pierwszych mistrzostwach Węgier z udziałem tylko pięciu drużyn, Pozsonyi zdobył srebrny medal w barwach MÚE. Latem 1902 r. przeniósł się do klubu MTK, choć do grudnia odbywał służbę wojskową. Jego przejście do klubu okazało się obopólnym sukcesem. Został wybrany kapitanem drużyny, a zawodnicy MTK zdobyli w 1904 r. pierwszy w historii klubu tytuł mistrza ligi. Pozsonyi uważany był za bardzo inteligentnego gracza, co więcej, przypisuje mu się wprowadzenie do gry szkockiego stylu krótkich podań.
W latach 1906–1911 on studiował architekturę w kraju i Stanach Zjednoczonych, a w 1911 r. uzyskał uprawnienia mistrza budowlanego. Następnie przeniósł się do Kaposvár, gdzie zaprojektował kilka budynków oraz zaangażował się w działalność lokalnej drużyny piłkarskiej jako piłkarz, trener i sędzia. Po wybuchu I wojny światowej walczył w obronie Twierdzy Przemyśl. Po kapitulacji trafił do rosyjskiej niewoli, z której wrócił w 1918 r.
Pozsonyi przyjechał do Krakowa w marcu 1921 r.. Dokonania węgierskiego trenera wszystkich pozytywnie zaskoczyły. Cracovia rozegrała 14 meczów ligowych, z których wygrała 13 i zremisowała w jednym. Dwukrotnie pokonała Wisłę, największego rywala (3:0 i 5:0). W finale jesiennych mistrzostw kraju Cracovia odniosła 7 zwycięstw i raz zremisowała, zdobywając tytuł mistrza Polski z pięciopunktową przewagą nad Polonią Warszawa.
Prawdziwą sensację sprawiła Cracovia w Budapeszcie. Gra przeciwko dwóm najsilniejszym węgierskim drużynom (FTC, MTK), a w szczególności bezbramkowy remis z jedną z najlepszych europejskich zespołów tamtych czasów, MTK, był fantastycznym osiągnięciem. Pozsonyi przybliżył Cracovię do europejskiego poziomu. Trener połączył szkocki styl krótkimi podaniami z angielskim, opartym na szybkich atakach.
Dzięki dobremu występowi Cracovii w Budapeszcie i osobowości Imre Pozsonyiego, Polska otrzymała zaproszenie od Węgierskiego Związku Piłki Nożnej. Był to pierwszy oficjalny mecz polskiej reprezentacji, która z wielkim zaangażowaniem przygotowywała się do konfrontacji z reprezentacją Węgier, jedną z najlepszych w Europie.
To Wydział Gier i Dyscypliny PZPN, na którego czele stał Józef Szkolnikowski, dał Pozsonyiemu pełną swobodę w wyborze zawodników i przygotowaniu ich do spotkania.
W wyjściowym składzie znaleźli się piłkarze z Cracovii (Gintel, Synowiec, Cikowski, Styczeń, Sperling, Kałuża i Mielech), Polonii Warszawa (Loth II i Marczewski) i po jednym z Pogoni Lwów (Kuchar) i Warty Poznań (Einbacher). Historyczny mecz odbył się 18 grudnia 1921 r., na stadionie klubu MTK w Budapeszcie.
Węgierscy kibice oczekiwali dobrej gry i łatwego zwycięstwa, ale się zawiedli. Reprezentacja Węgier miała przewagę na boisku, ale nie potrafiła tego udowodnić bramkami. Polski bramkarz, dziewiętnastoletni Loth II, był w świetnej dyspozycji i popisywał się wspaniałymi paradami. Jednogłośnie został wybrany przez prasę sportową najlepszym zawodnikiem spotkania. Mecz obfitował w wydarzenia. W 18 minucie Szabó zdobył jedyną bramkę po podaniu od Schlossera, a w 26 minucie napastnik Kuchar wykorzystał dośrodkowanie i mocnym strzałem trafił bramkarza Zsáka w głowę, który na kilka minut stracił przytomność. Polscy sprawozdawcy odnotowali, że Kuchar zamiast wpakować piłkę do pustej bramki, rzucił się na ratunek leżącemu bez ruchu bramkarzowi. A mógł to być pierwszy historyczny gol dla polskiej reprezentacji. Na koniec Károly Fogl II nie wykorzystał karnego.
Przegrana jedną bramką była dla Polaków wielkim sukcesem. Udowodnili, że w bardzo krótkim czasie zbliżyli się poziomem gry do Węgrów, choć długo jeszcze nie mogli ich pokonać.
Po meczu w Hotelu Royal odbyło się przyjęcie na cześć polskich gości, na którym prezes WZPN Mór Fischer powitał Polaków, a prezes PZPN Edward Cetnarowski podarował gospodarzom haftowany biało-czerwony proporzec. W imieniu drużyny Synowiec pogratulował Schlosserowi, który siedemdziesiąty raz wystąpił w reprezentacji, i wręczył mu złoty pierścień. W uroczystości wziął również udział poseł RP w Budapeszcie Jan Szembek.
Imre Pozsonyi pozostał w Krakowie jeszcze przez rok. Podopieczni trenera po raz kolejny zostali mistrzami okręgu krakowskiego, odnosząc w 10 meczach 8 zwycięstw, raz remisując i raz przegrywając. Zdobyli 34 bramki, stracili 6. Natomiast w mistrzostwach kraju drużyna Pozsonyiego znalazła się w grupie południowej z wielkimi rywalami: Pogonią Lwów, Lublinem i Ruchem Wielkie Hajduki. Rywalizacja była bardzo wyrównana, co potwierdziła taka sama liczba zwycięstw, odniesionych przez Pogoń i Cracovię. O pierwszym miejscu w grupie zadecydował jeden gol na korzyść lwowiaków, którzy w finale pokonali Wartę Poznań i zostali mistrzami Polski. Ponieważ nie było meczu o trzecie miejsce, Cracovia zajęła 3–4 miejsce.
Pozsonyi wrócił do Budapesztu na początku października 1922 r., a wkrótce potem został trenerem FC Barcelony. Drużyna zdobyła srebrny medal ligi katalońskiej (1922–1923) oraz tytuł mistrza Katalonii (1923–1924). Wtedy napisał książkę El entrenamiento de futbol [Treningi piłki nożnej]. Jednak kryzys w hiszpańskim związku i w FC Barcelonie zmusiły go do opuszczenia Hiszpanii na początku grudnia 1924 r. W latach 1925–1932 trenował piłkarzy wielu zagranicznych klubów, m.in. w Pradze, Zagrzebiu oraz stołecznego Újpestu FC i amatorskiej drużyny MTK. W 1929 r. był trenerem US Fiumana, a w latach 1930–1931 meksykańskiego Realu Club España, który został mistrzem Meksyku. Karierę szkoleniowca zakończył Pozsonyi na ławce New York Hakoah w 1932 r. Kiedy zachorował na żółtą febrę, wtedy prasa poinformowała o jego śmierci, a tymczasem Pozsonyi szczęśliwie wyzdrowiał.
W 1961 r., w 60 rocznicę pierwszego meczu reprezentacji Węgier, jako ostatni żyjący członek tego zespołu otrzymał z WZPN telegram z pozdrowieniami. Publicznie wystąpił latem z okazji meczu drużyny narodowej Węgier z Austrią, a w listopadzie po raz ostatni wziął udział w obchodach 60-lecia WZPN.
Imre Pozsonyi zmarł 2 października 1963 r. Jego prochy złożono na Cmentarzu Farkasréti w Budapeszcie. Był ważną postacią nie tylko dla Cracovii, ale i dla rozwoju polskiego futbolu. Dzięki jego sukcesom przed i po II wojnie światowej w polskich klubach pracowało około czterdziestu węgierskich trenerów, doprowadzając prowadzone drużyny do wielu mistrzowskich tytułów.Źródło: 15 listopada 2021 [1]
O Imre w terazpasy.pl
terazpasy.pl
Imre Pozsonyi nie jest postacią nieznaną, zapomnianą – tego nie można napisać. Tyle, że historycy z innych krajów wydawali się być niestety w szczegółach życia Imre Pozsonyiego daleko przed Polakami, bowiem u nas przez całe dziesięciolecia powielane były na temat trenera mistrzowskiej drużyn Pasów (a także pierwszego trenera reprezentacji Polski!) informacje nieprawdziwe, niesprawdzone, a w każdym razie: błędne.
Dlatego właśnie z okazji stulecia Mistrzostwa Polski oraz stulecia pierwszego, historycznego meczu reprezentacji warto co nieco w tej sprawie "wyprostować". Na szczęście w ostatnich tygodniach Wikipasy zaktualizowały biogram trenera Pozsonyiego na podstawie wpisu pochodzącego z Węgier - jest on obecnie dużo bliższy prawdzie niż uprzednio. Pozostało w nim jednak jeszcze kilka luk do wypełnienia, a także kilka interesujących szczegółów, o których wciąż nikt w Polsce nie napisał.
Dla lepszej czytelności tekstu biogram trenera Pozsonyiego podzielimy na dwie części - okres do momentu odejścia z Cracovii oraz po nim. Dziś opublikujemy ten pierwszy fragment.
Zacznijmy od początku, a więc od daty urodzenia – tu już wypada zwrócić uwagę na pewien kłopot, który będzie nam wiernie towarzyszył przez cały tekst o mistrzowskim trenerze "Pasów". Kłopot polega na tym, że w historiografii Imre Pozsonyi... nawet datę urodzin ma podwójną. I tak jedna z wersji głosi, że Pozsonyi urodził się 12 grudnia 1880 roku w Budapeszcie, druga – że jednak nie w Budapeszcie, tylko w leżącym około stu kilometrów na zachód od stolicy Węgier mieście Kisbér i nie w grudniu roku 1880, tylko 26 lutego 1882 (bardziej rozpowszechniona jest wersja pierwsza, co jednak nie musi oznaczać, że właśnie ona jest prawdziwa). Ponadto imię "Imre", którym – przynajmniej na Węgrzech i w Polsce – posługiwał się Pozsonyi jest tylko zdrobnieniem pochodzącym imienia Emmerich (czyli Emeryk; polskojęzycznym zdrobnieniem mogłoby być "Emi"). W zależności jednak od kraju, czy kontynentu Pozsonyi występować może w tekstach źródłowych jako "Emmerich", "Emérico ", a nawet jako "Jesza Poszony".
Jest przy tym jeszcze pewien fakt niewątpliwy, a dotąd pomijany przez polskie notki biograficzne: jak podaje węgierski dziennikarz Miklós Mitrovits Imre Pozsonyi urodził się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Co więcej, była to rodzina majętna: Matka Imre, Cornélia, to wnuczką założyciela sławnej węgierskiej fabryki porcelany w Harend – Móryca Fishera – który w roku 1869 został obdarzony przez cesarza Franza Josefa tytułem szlacheckim; od tej pory zamiast nazwiska Fischer rodzina mogła się tytułować "von Farkasházy“, lub „Fisher de Farkashaz“.
To być może tłumaczy w pewnym zakresie łatwość nawiązwywania kontaktów i wrażenie, jakie rodził Pozsonyi - że znał każdego i wszędzie. Pierwsze kroki w futbolu
Niezależnie od tego jaką datę urodzenia przyjmiemy za właściwą Imre Pozsonyi swoje pierwsze kroki jako piłkarz stawiał na przełomie XIX i XX wieku w budapesztańskim Magyar Úszó Egylet – klubie, którego pierwszoplanową działalnością sportową była sekcja... pływacka, zaś sekcja piłkarska miała w nim znaczenie drugorzędne. To właśnie jako zawodnik MÚE Pozsonyi wystąpił w pierwszych (nieoficjalnych) międzynarodowych spotkaniach reprezentach Węgier – rywalami były kluby angieleskie: 11 kwietnia 1901 Richmond AFC (porażka Węgrów 0:4), 12 kwietnia 1901 Surrey Wanderes (przegrana 1:5). Z kolei ze swym klubem Pozsonyi zdobył w roku 1902 wicemistrzostwo Węgier (w rozgrywkach wzięło udział pięć zespołów).
Latem 1902 roku Pozsonyi zmienił otoczenie, przywdziewając barwy lokalnego rywala – Magyar Testgyakorlók Köre, czyli MTK Budapeszt. Już jako piłkarz MTK wystąpił w pierwszym oficjalny meczu kadry Węgier – spotkaniu z Austrią w Wiedniu, rozegranym 12 października 1902 roku. Węgrzy przegrali sromotnie 0:5, lecz spotkanie sama inauguracja reprezentacji stanowiła dla nich kamień milowy w rozwoju futbolu. Pozsonyi bardzo szybko został wybrany kapitanem MTK i wraz z tym zespołem w 1904 roku Imre triumfował w pierwszych rozgrywkach ligowych na Węgrzech.
Piłkarz, trener, sędzia, architekt
"Bardzo stylowy, dobrze główkował, potrafił prezentować efektowne zwody. Jeden z pionierów gry polegającej na wymianie dokładnych dolnych podań, współtwórca tzw. szkoły MTK. Po zakończeniu kariery piłkarskiej – trener w kraju i zaganicą" – pisał w swojej pracy wydanej z okazji stulecia Cracovii Andrzej Gowarzewski, cytując węgierską encyklopedię. I tu akurat pomyłki nie ma. Dalej jednak pojawiają się błędy chronologiczne, lub faktograficzne.
Przede wszystkim nic nie wskazuje na to, aby Pozsonyi przed rokiem 1921 był trenerem MTK Budapeszt. Był jednak jego kapitanem – w tym sensie tworzył on "szkołę MTK", w jakim Synowiec i Kałuża odpowiadali za kreację "stylu Cracovii". Tymczasem w notce Gowarzewskiego czytamy, że "poprzednio trenował MTK, który po nim przejęli [John Tait – przy. P.M.] Robertson i Jimmy Hogan". W jakiż to sposób miałoby nastąpić trudno dociec, bowiem Robertson był trenerem MTK w latach 1911-1913, zaś Hogan – w latach 1914-1921.
Prawdziwą historie Pozsonyiego poznajemy ponownie od węgierskich "bratanków": Pozsonyi w latach 1906–1911 (...) studiował architekturę w kraju i Stanach Zjednoczonych, a w 1911 r. uzyskał uprawnienia mistrza budowlanego. Następnie przeniósł się do Kaposvár, gdzie zaprojektował kilka budynków oraz zaangażował się w działalność lokalnej drużyny piłkarskiej jako piłkarz, trener i sędzia . Miklós Mitrovits twierdzi nawet, że Pozsonyi po zdaniu egzaminu piłkarskiego arbitra regularnie sędziował mecze w I lidze.
A więc jeśli już to nie MTK Budapeszt, tylko zespół z miasta odległego od stolicy Węgier o 180 kilometrów mógł trenować Pozsonyi w latach poprzedzających wybuch I Wojny Światowej. W czasie wojny z kolei Pozsonyi znalazł się w batalionie broniącym Twierdzy Przemyśl – trafił do niewoli i spędził kilka lat w rosyjskiej niewoli, a na Węgry wrócił dopiero w roku 1918.
Najciekawsza wydaje się jednak informacja o tym, że Pozsonyi był również i sędzią piłkarskim – być może jest w tym pewien klucz do tego, w jaki sposób węgierski szkoleniowiec trafił do Cracovii? Mistrz, Mistrz Cracovia
W każdym bądź razie do "Pasów" zaangażowano Imre Pozsonyiego w marcu roku 1921. I była to decyzja, która okazała się "strzałem w dziesiątkę".
Cracovia była na przełomie roku 1920 i 1921 roku drużyną z bardzo mocnym "trzonem", wokół którego można było budować mocny zespół. O tym, że cały ten potencjał można było zepsuć złym treningiem, czy złym zarządzaniem zespołem najlepiej zaświadczyć może jednak przykład Pogoni Lwów, która bynajmniej nie dysponowała gorszym zespołem od "Pasów"i przed startem rozgrywki finałowej była upatrywana w roli faworyta.
Trener Pozsonyi mimo kilku trudnych do powetowania strat, jakich doznała Cracovia w roku 1921 – nie sposób pominąć tu tragicznej śmierci Antoniego Poznańskiego, uznawanego ówcześnie za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego polskiego futbolistę – zdołał zarządzić zespołem w optymalny sposób i uwypuklić wszystkie jego mocne strony.
O treningach Węgra piłkarze Cracovii wypowiadali się z dużym uznaniem. Jak wspominał go w swojej książce "Gole, faule i ofsajdy" Stanisław Mielech: Pozsony położył nacisk na kondycję fizyczną i na taktykę. Mówiono, że „Cracovię postawił na kółkach”, bo kazał nam biegać wkoło boiska. Piłki sam nie kopał. Wyszperaliśmy jednak, że grał w reprezentacji Węgier na pozycji środkowego pomocnika i to uratowało jego opinię w naszych oczach. Był znakomitym gimnastykiem i teoretykiem, znawcą stylu szkockiego, którego zawiłość umiał bardzo przystępnie tłumaczyć. Robił to nie na boisku, lecz w kawiarni Bizanca. Maczając palce w piwie wykreślał nam na blacie stolika pozycje zawodników i wyjaśniał, jak w danej pozycji należy zagrać, jak się ustawić, jak uwolnić od przeciwnika itp. Była to wspaniała szkoła taktyki.
Był też Pozsonyi niewątpliwym współtwórcą "szkoły krakowskiej", czy też jak kto woli "krakowskiej gry", stawiając na szybką i dokładną wymianę piłki, kombinacje oraz grę zespołową. Po pół roku pracy Pozsonyiego w Krakowie nikt nie miał wątpliwości, że Cracovia gra najlepszy futbol w Polsce, a styl przez nią prezentowany w pełni jest godzien Mistrza Polski.
Mielech efekty pracy Pozsonyiego przedstawiał w jednym z wydawnictw rocznicowych Cracovii w nieco szerszym kontekście i nieco bardziej obrazowo:
W Cracovii był wówczas klimat na futbal w wielkim stylu. Zawodnicy byli technicznie świetnie przygotowani przez Kożelucha, a drużyna dobrała się wyjątkowo, tworząc kolektyw talentów, płonących ambicją osiągnięcia mistrzowskiej formy. Pozsony w rozmowach z zawodnikami poddawał ich grę wnikliwej analizie, przepisując każdemu graczowi poszczególną „receptę" na trening. Ponieważ z analizami i uwagami Pozsony'ego trudno się było nie zgodzić, wnet uzyskał on wielki wpływ na zawodników. Gracze wzięli się do treningu według jego wskazówek a rezultaty wkrótce okazały się na boisku. Publiczność szybko zauważyła, że gra Cracovii stała się prostą i logiczną, że piłka krąży po ziemi od nogi do nogi dokładnymi podaniami jak na sznurku, a przeciwnik, ugania za nią po boisku i nie może jej dotknąć. Zmiany łącznika ze skrzydłowym i krótkie prostopadłe podania trójki środkowej połączone z wybieganiem na pozycje — były najczęstszą figurą kombinacyjną. Styl Cracovii wnet uzyskał sobie uznanie widowni, gdyż jednocześnie okazał się skutecznym. Krył bowiem w sobie niesamowitą siłę destrukcyjną i przeciwnik wzięty w tryby kombinacji Cracovii, zmuszony do daremnych startów po piłkę, męczył się szybko, a wykołowany zmianami pozycji przez zawodników biało-czerwonych, zaczynał popełniać błędy w kryciu i gubić się w grze.
System ten zwykle w drugiej połowie meczu święcił triumfy. Przeciwnik wymęczony krótkimi podaniami był u kresu sił, a wówczas atak Cracovii według zasady szkoły nie strzelał z daleka, lecz odprawiał uroczyste wjazdy do bramki przeciwnej drużyny.
Pozsonyi niewątpliwie pękał z dumy – Cracovia była jego pierwszym "trenerskim dzieckiem", była egzemplifikacja wszystkich spostrzeżeń i prawd futbolowych jakie obserwował na Węgrzech i jakie podpatrywał tam u szkoleniowców z Anglii oraz Szkocji. Sam piłkarzom "Pasów" przykazywał wprost, aby naśladowali styl MTK Budapeszt, z kolei na Węgrzech z dumą rozgłaszał, że "Cracovia jest nazywana polskim MTK". Cracovia podbija Budapeszt (a przynajmniej serca jego mieszkańców) i otwiera drzwi reprezentacji
O tym jak Cracovia wypadała w starciu z "oryginalnym" MTK przekonać można się było już w październiku 1921 roku, gdy świeżo upieczony Mistrz Polski przyjechał do Budapesztu. Oczywistym jest, że za zorganizowaniem owego meczu stał właśnie Imre Pozsonyi. W meczu MTK – Cracovią padł sensacyjny remis, a druga z najmocniejszych węgierskich drużyn – FTC – pokonała "Pasy" zaledwie 1:0.
Jak szeroko opisują to polskie źródła te dwa mecze Cracovii "wyważyły drzwi" dla polskiej kadry, która zabiegała o znalezienie poważnego rywala do reprezentacyjnego debiutu. Rywalem tym mieli być pierwotnie Austriacy, jednak ostatecznie sprawa upadła. Z kolei Węgrzy, jedna z najlepszych ówcześnie drużyn narodowych Europy, wcale nie kwapili się do gry z Polakami, lekce sobie ważąc poziom polskiego futbolu. Imre Pozsonyi i jego Cracovia swą październikową wizytą w węgierskiej stolicy zmienili tę niekorzystną opinię o polskim futbolu.
W tej sytuacji trudno było mieć komukolwiek wątpliwości co do tego kto powinien zasiąść na ławce reprezentacji Polski jako jej trener.
Choć na grudniowy mecz reprezentacji Polski w Budapeszcie nie udało się przyciągnąć tłumów (8000 widzów – była to najniższa od wielu lat frekwencja na meczu reprezentacji Węgier i z całą pewnością miała na nią wpływ nie tylko kiepska pogoda; nota bene większą publiczność ściągnęła na stadion wizyta... Cracovii), to jednak samo rozegranie tego meczu było już sukcesem. A tym bardziej nieznaczna porażka 0:1 także Polakom nie przynosiła żadnego wstydu.
W kontekście tak pomyślnego rozwoju sytuacji oczekiwano, że w kolejnym sezonie Cracovii uda się obronić Mistrzostwo Polski. Ta sztuka się "Pasom" pod wodzą Pozsonyiego nie udała, choć ocena tego dlaczego się nie udała jest chyba jednak u historyków nieco niesprawiedliwa. Prawdą jest, że w drugim roku swojej pracy w drużynie coraz więcej było problemów z dyscypliną. Coraz częściej niedomagał Kałuża, podobnie jak Mielech, który zresztą znacznie już "obniżył loty", zespół stracił kolejnego ważnego gracza – Kotapkę. Warunki pracy Pozsonyiego stawały się z każdym miesiącem trudniejsze, powoli zaczynały dawać o sobie znać wzbierające konflikty wewnątrz krakowskiego środowiska piłkarskiego. Derbowa walka przenosiła się z boiska także na łamy prasy i można odnieść wrażenie, że z tego tytułu Węgier też coraz częściej "dostawał rykoszetem", piętnowany szczególnie ostro za swoje geszefciarskie zajęcia, które - zdaniem wielce w materii futbolowej obytych dziennikarzy - niczego dobrego klubowi i sportowi polskiemu nie przynosiły (ten temat poruszymy jeszcze w dalszej części) .
Ostatecznie jednak warto pamiętać, że o odpadnięciu w półfinałowej rywalizacji o tytuł z Pogonią Lwów (późniejszym Mistrzem Polski) zadecydował jeden gol. Po tej porażce, we wrześniu 1922 roku, Imre Pozsonyi opuścił Cracovię.
W październiku roku 1922 wrócił do ojczyzny i trenował krótko zespół beniaminka węgierskiej I ligi, budapesztański Zuglói Athletikai Club. Już w grudniu został jednak asystentem legendarnego trenera FC Barcelona, Jacka Greenwella.
Ale o tym, jak również o wielu nierozgłaszanych dotąd w Polsce perypetiach węgierskiego internacjonała, opowiemy już w drugim odcinku dotyczącym Imre Pozsonyiego.
Paweł Mazur "depesz"Źródło: terazpasy.pl 23 grudnia 2021 [2]
terazpasy.pl
Dotychczasowy trener Cracovii Emerich Poszony zaangażowany został przez może najlepszy amatorski klub footballowy Barcelona w Hiszpanii. Widocznie więc Poszony nie jest takim złym trenerem, jak utrzymują niektórzy fachowcy z Cracovii, jeżeli tak wybitny klub powierzył mu wychowanie sportowe swoich członków - ironicznie i nie bez racji donosił w styczniu 1923 roku Ilustrowany Kurier Codzienny.
Tyle ówczesna prasa, natomiast warto dopowiedzieć, że w tym kontekście w polskiej historiografii ponownie pojawiają się szczególne informacje na temat Pozsopnyiego, a mianowicie informacja jakoby już w roku 1918 trenował on rezerwy oraz drużyny juniorskie FC Barcelona. Jest to jednak informacja tyleż interesująca, co wydaje się ona niepoparta żadnymi realnymi źródłami – źródła raczej jej przeczą.
Dziwnym bowiem by było, gdyby przychodząc do Cracovii Pozsonyi nie pochwalił się "stażem" w Barcelonie (a takich enuncjacji w krakowskiej prasie brak), dziwnym byłoby, gdyby i na Węgrzech ten fakt pozostał niezauważony, a jeszcze dziwniejsze wydaje się by o samym fakcie pracy Pozsonyiego nie wiedziała Barcelona, która na swojej oficjalnej stronie informuje, że Pozsonyi "zajął się trenerką w roku 1921".
Z czysto ludzkiego punktu widzenia dziwne byłoby także, gdyby Imre Pozsonyi, w czasie I Wojny Światowej służący w batalionie Twierdzy Przemyśl i wzięty do rosyjskiej niewoli z owej niewoli powrócił nie na Węgry lecz prosto do słonecznej Katalonii.
Skąd to przeinaczenie dotyczące trenowania juniorów i rezerw Barcelony? Być może po części stąd, że w marcu 1923 roku, a więc wkrótce po zatrudnieniu Pozsonyiego w charakterze asystenta Jacka Greenwella, "Tygodnik Sportowy" relacjonował, że Węgier przygotowuje 11 drużyn Barcelony do rywalizacji na różnych poziomach rozgrywek . I to akurat jest wielce prawdopodobne – dziś powiedzielibyśmy być może, że Pozsonyi w Barcelonie pełnił funkcję "dyrektora sportowego", lub też "kierownika wyszkolenia". W każdym razie w gąszczu informacji na temat Pozsonyiego naprawdę ciężko się odnaleźć i oddzielić prawdę od fikcji.
Wróćmy jednak do faktów. Jak wspominaliśmy na zakończenie pierwszej części tekstu o Pozsonyim po rozstaniu z Cracovią w październiku roku 1922 wrócił on do ojczyzny i trenował krótko budapesztański Zuglói Athletikai Club. Już w grudniu został jednak asystentem trenera Barcelony, Jacka Greenwella.
Greenwell w czasie swej pracy z Barceloną był doceniany za to, że jego zespół budował ataki wielopodaniowo, cierpliwie rozgrywając piłkę w obronie, a mniej uciekając się do indywidualnych dryblingów i przebojów. Było to zgodne z filozofią Pozsonyiego, który jeszcze w Krakowie na łamach prasy odgrażał się, że jest "zdecydowanym zwolennikiem zupełnego wykluczenia wózkowania (dribblingu) z repertuaru gry footballowej".
Jednocześnie Pozsonyi wyjaśniał, że chodzi mu o połączenie stylu angielskiego ze szkockim, czyli "tempo błyskawiczne Anglików wraz z dokładnym, przyziemnym podawaniem Szkotów" które to połączone ze sobą "jeszcze lepiej prowadzi do celu, niż każda z tych metod z osobna".
- Po co strzelać do bramki? Podawanie, passing jest „duszą" gry i bramkarz jest jedenastym zawodnikiem, którego należy wymanewrować, a po krakowsku „wykołować" podawaniem, tak jak każdego innego gracza w polu
- Każdą piłkę należy zgasić! - mówił Pozsony. - Piłka musi stracić fałsz, który otrzymała przez kopnięcie, a współpartner, któremu mamy podać piłkę musi mieć czas, aby wybiec na pozycję i uwolnić się spod opieki przeciwnika. Dlatego zawsze stopować...
- Podawać należy piłkę tylko i wyłącznie po ziemi, wewnętrzną stroną stopy, ponieważ taką piłkę podaną najłatwiej opanować i najmniej traci się czasu na jej przyjęcie.
- Należy wyeliminować z gry długie podania i „wózek". Po co tracić czas. na wózkowanie, które jest zawsze ryzykiem utracenia piłki i naraża na faule? Ten sam efekt minięcia przeciwnika dają 2—3 precyzyjne podania.
- Gra mistrzowska - to problemy taktyczne. Potknięć technicznych nie może w niej być, a trening jest od tego, by wyćwiczyć na nim główkowanie, gaszenie, podawanie i inne elementy techniki.
- Gierki nie leżące w taktycznym planie gry, produkowane dla poklasku galerii są karygodnym nieszanowaniem wysiłku współpartnerów. Futbal jest grą zespołową i nie ma w nim miejsca dla gwiazd i efekciarzy.
Przenosząc się znów z Krakowa do Barcelony dodajmy, że trener Greenwell przestał pełnić obowiązku szkoleniowca "Barcy" w sierpniu 1923 roku, a schedę po nim przejął właśnie Imre Pozsonyi. I nie trwało to długo, gdy nowy trener Barcelony... zorganizował swojej byłej drużynie – Cracovii – tournee po Hiszpanii! Podczas owego tournee "Pasy" zagrały oczywiście także z "Dumą Katalonii".
Cracovia w dwumeczu z Barceloną osiąga najpierw sensacyjny remis 1:1, a w dniu następnym uległa 1:7 (grając przez dużą część spotkania w dziesięciu – kontuzji doznał bowiem Ludwik Gintel). Porażka tak wysoka nie stanowiła zresztą żadnej ujmy, a by to udowodnić wystarczy spojrzeć w kolejne wyniki "Barcy". Tydzień po Cracovii w Barcelonie zjawił się niemiecki zespół Greuther Fürth – Mistrz Niemiec Południowych, który odpadł z finałowej rozgrywki o Mistrzostwo Niemiec dopiero w półfinale. I wyjeżdżał z dwoma porażkami: 2:4 i 2:7!
Cracovia "w skowronkach" wróciła pod Wawel, fetowana przez polskich kibiców i rodzimą prasę. Tymczasem Pozsonyi prowadził Barcelonę jeszcze do października 1923 roku, gdy w klubie pojawił się kolejny Anglik – Alf Spouncer. W tym momencie Węgier wrócił na swe wcześniejsze stanowisko asystenta pierwszego trenera.
Filozofia Spouncera również bardzo przypominała to, co wbijał do głowy swoim podopiecznym w Krakowie Pozsonyi. Oto niektóre z "przykazań", którymi nowy szkolenowiec "Barcy" podzielił się z prasą obrazując swoją wizję futbolu.
- Nie gracie dla siebie, tylko dla drużyny. Podawajcie piłkę do lepiej ustawionych kolegów.
- Jeden zawodnik nigdy nie zdoła pokonać jedenastu. Wspólnota i wysiłek całego zespołu są kluczem do wygranych.
- Zawsze graj piłkę po ziemi.
- Permanentnie utrzymuj piłkę w ruchu, bo za każdym razem, gdy ją zatrzymujesz pozwalasz rywalowi na lepsze ustawienie się.
Znany dziennikarz sportowy Rory Smith w swej głośnej książce "Mister: The Men Who Gave The World The Game" zauważa, że już 1923 roku Barcelona była nauczana, by grać piłką po ziemi i utrzymywać ją w ciągłym ruchu i konkluduje, że w związku z tym katalońska tiki-taka może być starsza niż się to wydaje .
I w zasadzie trudno się nie zgodzić, dorzucając w tym miejscu drobny wtręt – współtworzył ową "tiki-takę lat dwudziestych" także i trener Imre Pozsonyi, który wcześniej uskuteczniał podobny styl gry w Cracovii.
Gdy wiosną 1924 roku po porażce 1:6 w półfinale Copa del Rey z Realem Unión Club Alf Spouncer rozstał się z Barceloną funkcję pierwszego trenera "Dumy Katalonii" ponownie objął Pozsonyi. Tym razem piastował to stanowisko od lipca do grudnia – został mianowany pierwszym trenerem już nie "w trybie awaryjnym", ale "standardowym" to znaczy przed rozpoczynającym się sezonem.
W owym sezonie 1924/25 Barcelona zdobyła Mistrzostwo Katalonii oraz wywalczyła Copa del Rey i korci, aby znaczący "współudział" w tym sukcesie przypisać byłemu opiekunowi "Pasów" (co zresztą często się czyni). W istocie w tym przypisywaniu jest jednak duża doza sofistyki i z kronikarskiego obowiązku wypadałoby sprostować pewne "drobne" szczegóły.
Otóż po pierwsze: wedle oficjalnych statystyk Pozsonyi nie miał okazji prowadzić zespołu w żadnym meczu rozgrywek Copa del Rey (premierowym rywalem Barcelony w tych rozgrywkach była València; mecz rozegrano 1 marca 1925, a więc w czasie, gdy Pozsnonyi od dawna był już zupełnie gdzie indziej). Z kolei w rozgrywkach mistrzowskich Katalonii pod wodzą Pozsonyiego drużyna radziła sobie po prostu źle: w październiku zanotowała jeszcze remis i dwa zwycięstwa, ale już w listopadzie – remis i dwie porażki.
W tym wszystkim pomijany jest za to najistotniejszy być może moment owej kadencji, a mianowicie (nie)sławny, przerwany mecz derbowy z Espanyolem – z “deszczem monet” zrzuconym na sędziego po jego skandalicznych decyzjach, regularną burdą kibiców i interwencją policji na murawie.
Narastający kryzys w Barcelonie, stającej się z uwagi na swój kataloński separatyzm coraz większym problemem dla ówczesnej hiszpańskiej władzy na pewno nie pomógł Pozsonyiemu w opanowaniu sytuacji. Warunki, w których Węgier po raz drugi obejmował drużnę “Blaugrana” były naprawde kiepskie i stąd też słabe rezulataty pod koniec roku 1924 nie jest trudno sobie wytłumaczyć.
Następca Pozsonyiego, Conyers “Ralph” Kirby – Anglik, który udowodnił już swa trenerską markę w Katalonii z Europa CF – objął zespół tuż przed Świętami Bożego Narodzenia i, jak już wiemy, zdołał zdobyć dwa trofea (spośród kolejnych ośmiu meczów w rozgrywkach o Mistrzostwo Katalonii “Barca” wygrała pod jego wodzą siedem). Niewykuczone, że węgierskiemu szkoleniowcowi ponownie zaproponowano zresztą objęcie funkcji asystenta pierwszego trenera, lecz tym razem nie był on zainteresowany.
Z kolei opis tego, co złożyło sie na poprawę sytuacji ogólnej Barcelony w pierwszej połowie roku 1925 byłby już jednak zbyt rozbudowaną dygresją – wróćmy więc do trenera Pozsonyiego i podążmy jego śladem. Tym bardziej, że w dalszym ciągu jest to ślad arcyciekawy, a polska historiografia futbolowa zupełnie pomija okres życia Pozsonyiego tuż po zakończeniu jego pracy w Barcelonie – lub też zdaje się nic o nim nie wiedzieć. Według tej "polskiej" wersji wypadków powrót Pozsonyiego na Węgry odbywał się chyba piechotą, bowiem trenerem Barcelony przestał być on w grudniu 1924, następnie "wrócił na Węgry" – jakoby "na bezrobocie" na którym przebywał przez rok 1925. I dopiero w roku 1926 zatrudniono go w Zagrzebiu. A naprawdę? Naprawdę było dużo ciekawiej! Pozsonyi woli Pragę od Monachium
Poprawmy i uzupełnijmy ową bardzo nieprecyzyjną narrację. Otóż gdy odejście Pozsonyiego z Barcelony było już pewne pracę byłemu szkoleniowcowi "Pasów" zaproponował... FC Bayern – a konkretnie ówczesny prezydent tego klubu, Kurt Landauer. W tym miejscu warto oczywiście pamiętać, że pierwsza połowa lat dwudziestych nie była "mocarstwową erą" Bayernu. Niemieckie rozgrywki mistrzowskie odbywały się wtedy w grupach regionalnych stanowiących eliminacje finałów ogólnokrajowych (tak było w Niemczech dużo dłużej niż w Polsce), a Bayern zwykle przegrywał w tamtych latach Mistrzostwo Niemiec Południowych z 1.FC Nürnberg, lub z Greuther Fürth . W momencie, gdy Landauer próbował zakontraktować Pozsonyiego Bayern miał za sobą rozgrywki, w których zajął 4. miejsce w regionalnych rozgrywkach.
Co jednak ważne, a wręcz kluczowe: Bayern chciał ściągnąć Pozsonyego po to właśnie, aby ten ową potęgę w stolicy Bawarii stworzył – widziano w byłym szkoleniowcu "Pasów" wręcz wymarzoną osobę dla zrealizowania planu. Niemiecki dziennikarz sportowy Dietrich Schulze-Marmeling w swej książce "Der FC Bayern und seine Juden: Aufstieg und Zerschlagung einer liberalen Fussballkultur" ("FC Bayern i jego Żydzi – powstanie i zniszczenie liberalnej kultury futbolowej" – brak niestety wydania w języku polskim) przywołuje opinię Walther Bensemann, założyciela magazynu "Kicker", który podkreślać miał, że ówczesnemu Bayernowi brakowało nie tylko nauczyciela gry w piłkę nożną ale także doskonałego szefa kuchni , a Pozsonyi był kandydatem idealnym zdolnym wypełnić oba te braki.
A zatem warto się pokusić w tym miejscu o małą dygresję: to co w Krakowie pewien syjonistyczny żydowski tygodnik sportowy, którego naczelnym redaktorem był prezes krakowskiego Makkabi, piętnował u Pozsonyiego jako przekraczanie kompetencji trenera oraz nietolerancję i ciemnotę geszefciarską (chodziło między innymi o prowadzenie bufetu, wydawania klubowych programów meczowych, ale przecież w tym samym czasie Pozsonyi zajmował się także i organizacją wyjazdów i meczów międzynarodowych z rywalami z najwyższej półki) w Barcelonie, czy Monachium stanowiło element pożądany, traktowany jako cegiełka dokładana do budowy potęgi klubu.
Rozchwytywany jak widać Pozsonyi odrzucił jednak ofertę Bayernu i wybrał propozycję z Pragi, obejmując tamtejszy Deutscher Fußball-Club (nazwa może być z dzisiejszego punktu widzenia o tyle myląca, że był to klub żydowski). Warto zaznaczyć: DFC Praga był klubem niezwykle zasłużonym i renomowanym – już w roku 1911 został zaliczony przez austriacki związek piłki nożnej w poczet "pierwszoklasowych" zespołów austriackich; w całej Austrii takich klubów było 15, a poza Wiedniem tylko 3: Grazer AK, DFC Praga oraz... Cracovia. Z DFC Praga związani byli także inni trenerzy "Pasów" - Franta Kożeluch i George Kimpton (następca Pozsonyiego).
Niewykluczone jednak iż decydujące znaczenie przy podejmowaniu decyzji przez Węgra miało to, że na przełomie roku 1924 i 1925 DFC Praga przebywał... w Barcelonie grając towarzyski dwumecz z "Barcą", skąd wywiózł: bezbramkowy remis i wygraną 1:0. A także – jak się wkrótce okazało – trenera Imre Pozsonyiego. Mistrzostwo, tournee i spadek
Długo w Pradze Imre Pozsonyi nie zabawił: 20 sierpnia 1925 roku dziennik "Sport-Tagblatt" donosił, że Pozsonyi obejmuje jako pierwszy trener węgierski zespół Pécsi AC. W swej ojczyźnie przebywał ledwie parę miesięcy, a nim nastała zima przeniósł się z Peczu do Zagrzebia – skuszony niewątpliwie lukratywnym kontraktem, który mu przedstawiono.
Građanski Zagrzeb (klub po II Wojnie Światowej przemianowany na Dinamo) zaoferował Pozsonyiemu 120 dolarów miesięcznie plus 15 dolarów za wygraną plus pokój i wyżywienie . W tych cieplarnianych warunkach, które jak się zdaje miały dla naszego szkoleniowca duże znaczenie z Građanskim zdobył Pozsonyi w roku 1926 Mistrzostwo Jugosławii, jednak – jak informował wiedeński „Sport-Tagblatt” – pod koniec roku jego wiza na pobyt w tym kraju nie została przedłużona, w związku z czym były trener Cracovii zmuszony był pod koniec października rozstać się z klubem, w którym poszło mu tak dobrze.
Pozsonyi powrócił do Budapesztu i objął z kolei posadę trenera Újpest FC, z którym w sezonie 1926/27 wywalczył tytuł wicemistrza Węgier. Warto odnotować, że był to pierwszy sezon, w którym węgierska liga przeszła na profesjonalizm. Pozsonyi dotarł też do finału Pucharu Węgier, jednak w obu przypadkach – zarówno w lidze, jak i w Pucharze – Újpest uznać musiał wyższość Ferencvárosu . W sezonie 1927/28 Újpest zajął trzecie miejsce – wicemistrzostwo przegrywając o punkt z Hungárią (dawnym MTK). W kolejnym sezonie po odejściu Pozsonyiego Újpest wygrał rozgrywki Mitropa Cup, a dwa lata później zdobył także mistrzostwa Węgier i zdobywał je już wielokrotnie (co wcześniej nie udawało się przez lata). To właśnie Pozsonyi sprowadził do klubu między innymi Istvána Avara (Stefana Auera) i Alberta Töröka (Alberta Ströcka), którzy otworzyli następnie Ujpestowi drzwi do wielkich sukcesów.
Po położeniu fundamentów pod "Wielki Újpest" Pozsonyi powrócił na południową stronę budapesztańskiej stolicy i wszedł w skład sztabu szkoleniowego MTK (ówcześnie przemianowanego na Hungária FC). Niestety, precyzyjniejszego opisu funkcji jaką Imre wówczas sprawował brak – Miklós Mitrovits podaje, że trenował on między innymi amatorskie MTK. Można jednak domyślać się, że Pozsonyi został zaangażowany przez swój były klub także z myślą o projekcie szytym jakby "na jego miarę": na przełomie roku 1928 i 1929 wyjechał do Ameryki Południowej, by organizować tournée Hungarii w Argentynie i Urugwaju. Był to sprytny ruch, zważywszy na fakt, że w roku 1930 miały się w Urugwaju odbywać pierwsze w historii Mistrzostwa Świata (formalnie wówczas jeszcze nie zatwierdzone, lecz Węgrzy doskonale wiedzieli, że "klamka już zapadła"; w tym samym czasie na tournée do Brazylii wybierał się Ferencvaros).
W drugiej połowie roku 1929 Pozsonyi ponownie zameldował się w Europie i tym razem objął zespół spadkowicza z najwyższej klasy rozgrywkowej Włoch, US Fiumana (Fiume to ówczesna, włoska nazwa obecnej chorwackiej Rijeki). Gdy spojrzymy na ów pierwszy, historyczny sezon włoskich rozgrywek gdy obowiązywał podział na Seria A i Serie B, to wśród 18 drużyn "drugiego frontu" aż siedem miało węgierskich trenerów – Poznosnyi nie był tu więc żadnym wyjątkiem.
Fiumana stanowi jednak prawdopodobnie największą porażkę w karierze trenerskiej Pozsonyiego – po pierwszej rundzie i rozegraniu 17 meczów zespół miał na koncie tylko 12 punktów; prawdopodobnie wówczas Pozsonyi odszedł (lub też został zdymisjonowany). W rundzie rewanżowej Fiumana zdobyła natomiast zaledwie tylko 5 punktów (do tego nałożono na nią karę minus jednego punktu) i na koniec rozgrywek zajęła ostatnie miejsce w Serie B, spadając do Premiere Division.
Oficjalne statystyki podają niekiedy, że Pozsonyi trenował zespół Fiumany do końca rozgrywek, a więc do czerwca 1930 roku – jest to jednak niemożliwe, bowiem wówczas Pozsonyi był już zupełnie gdzie indziej. Fiume było ostatnim europejskim przystankiem w jego trenerskiej karierze – kolejne leżały już w Ameryce Północnej. Pozsonyiego amerykański sen i... koszmar
Niepowodzenie nad Adriatykiem nie zachwiało pozycji Pozsonyiego w futbolowym świecie. Powrócił do Budapesztu, ale znów szybko porwał go wir kolejnej przygody. Pozsonyi potrafił działać szybko i łapać okazje w mig: tak było i tym razem.
Sławny węgierski napastnik po György Orth po ukończeniu kursów trenerskich właśnie sposobił się do objęcia posady szkoleniowca w meksykańskim Real Club España. Wówczas jednak otrzymał propozycję... prowadzenia reprezentacji Chile podczas pierwszych Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, jakie miały się wkrótce rozpocząć w Urugwaju. Orth zrezygnował z objęcia klubu na rzecz kadry, natomiast do meksykańskiego kontraktu prawdopodobnie polecił inną byłą gwiazdę MTK i szkoleniowca o niepodważalnej renomie – Imre Pozsonyiego. Były opiekun "Pasów" zapewne udał się za ocean chętnie, bo – jak informował wiedeński "Sport-Tagblatt" – jego pensja w Mexico City wynosić miała 200 dolarów miesięcznie. Ponadto po sześciu miesiącach miał zagwarantowany mecz dodatkowy, z gwarantowanym przychodem w wysokości 2000 dolarów.
I choć Imre Pozsonyi poprowadził Real Club España do tytułu mistrzowskiego to dobra passa węgierskiego szkoleniowca w interesach miała się wkrótce zakończyć i to w sposób dość spektakularny przy okazji organizowanego przez niego tournée Hungarii (MTK). Ujmując rzecz kolokwialnie: Pozsonyi przelicytował.
Hungaria została zakontraktowana na sześć meczów, do których Pozsonyi wykupił prawa. Niestety, dochód z owych spotkań okazał się zupełnie niezgodny z oczekiwaniami – w efekcie trener Pozsonyi stracić miał wiele tysięcy dolarów (precyzyjniejszych określeń brak), a bez strat nie obszedł się także klub z Budapesztu, któremu owe tournée przyniosło stratę rzędu 5000 dolarów.
Co ciekawe, podczas wyprawy do Meksyku Hungaria-MTK rozbiła wszystkie miejscowe drużyny, ale najbardziej bezlitośnie potraktowany został Real Club, który poniósł druzgocąca porażkę 0:10.
Po meksykańskiej słodko-gorzkiej przygodzie Imre Pozsonyi przeniósł się do Stanów Zjednoczonych i działał w żydowskim klubie o nazwie Hakoah (później znanym jako Brooklyn Hakoah, potem Hakoah All-Stars). W składzie zespołu wielu było znajomych Pozsonyiego z Węgier, między innymi: József Eisenhoffer, czy Béla Guttmann, a założycielami klubu byli głównie gracze wcześniej występujący w Hakoah Wiedeń, ale też i w MTK Budapeszt. W zespole Brooklyn Hakoah/ Hakoah All-Stars grał również były podopieczny Pozsonyiego Ujpestu, László Sternberg.
Hakoah nie był klubem, z którym można było wiązać swą przyszłość, bowiem zespół Hakoah wkrótce z uwagi na problemy organizacyjne i sporty o przyszłość ALF (American Football League) zawiesił swa działalność, a w roku 1933 przestał istnieć.
Sam Imre Pozsonyi też nie miewał się najlepiej. Wiosną 1932 roku zachorował na żółtą febrę. Poważna choroba zaowocowała informacjami w europejskiej prasie, że Imre Pozsonyi... nie żyje. Jak się okazało "pogłoska o jego śmierci była przesadzona", jednak w Polsce stała się ona wyjątkowo żywotna i trwała w najlepsze aż do bieżącego roku! Tymczasem Pozsonyi pokonał poważną chorobę i wrócił do zdrowia.
Czy była to pełnia zdrowia – można wątpić, bowiem w tym samym roku 1932 Imre zakończył swą trenerską karierę. Tym niemniej w październiku 1932 "Sport-Tagblatt" podawał, że Pozsonyi był obecny podczas obchodów trzydziestolecia historycznego, pierwszego meczu międzypaństwowego Austria-Węgry.
A zatem, po pierwsze: Pozsonyi nie umarł w kwietniu, czy maju 1932 w Nowym Jorku, po drugie: wątpliwe, aby cierpiał wówczas tak straszną biedę jak to przedstawiano, po trzecie zaś: na pewno nie był zapomniany.
Także w roku 1961 – w 60. rocznicę pierwszego (nieoficjalnego) meczu reprezentacji Węgier – jako ostatni żyjący członek tego zespołu otrzymał z WZPN telegram z pozdrowieniami. Publicznie wystąpił latem z okazji meczu drużyny narodowej Węgier z Austrią, a w listopadzie po raz ostatni wziął udział w obchodach 60-lecia WZPN.
Imre Pozsonyi zmarł 2 października 1963 roku i został pochowany na budapesztańskim cmentarzu Farkasréti.
Paweł Mazur "depesz"Źródło: terazpasy.pl 29 grudnia 2021 [3]
Odsłonięcie tablicy Imre w Budapeszcie - 4 luty 2022 r.(Budapeszt)
cracovia.pl
Stefan Majewski jako przedstawiciel klubu, złożył wieniec pod odsłoniętą, pamiątkową tablicą, a także odczytał krótki list od Prezesa Profesora Janusza Filipiaka:
W zeszłym roku Cracovia obchodziła swoje 115-lecie oraz 100. Rocznicę zdobycia pierwszego Mistrzostwa Polski. Wasz rodak, nasz węgierski trener – Imre Pozsonyi, przybył do Krakowa i w trakcie pierwszego piłkarskiego turnieju w polskiej historii po I Wojnie Światowej zdobył mistrzostwo Polski wraz z Cracovią. - napisał Prezes Profesor Janusz Filipiak.
Był to nie lada zaszczyt, by posiadać zagranicznego trenera w tamtych czasach i jeszcze większy zaszczyt by móc uczyć się od tak wybitnej osoby. Węgierski futbol był wtedy przykładem do naśladowania. Dzięki wiedzy, którą przekazał nam wtedy Imre, Wasz kraj miał nieoceniony wkład w to gdzie dziś znajduje się nasz Klub. Pamięć o Imre Pozsonyi’m jest wciąż wielka, zarówno wśród Polaków jak i kibiców Cracovii. Chcemy podziękować za jego wkład w budowę Najstarszego Klubu sportowego w Polsce. Nigdy tego nie zapomnimy, gdyż zawsze będziemy dumni z tego, że to dzięki niemu nosimy dumny tytuł Pierwszego Mistrza Polski w piłce nożnej i cieszymy się, że jego postać jest tak wysoce ceniona w jego ojczyźnie na Węgrzech.
W tych ciężkich czasach, nigdy nie zapominamy o naszych Węgierskich braciach i przyjaciołach, jesteśmy szczęśliwi wspominając ich zasługi i poświęcenie dla polskich spraw związanych nie tylko ze sportem, ale również z życiem codziennym. Dziękuję Wam raz jeszcze i niechaj pamięć o Imre Pozsonyi’m nigdy nie zginie!
Imre Pozsonyi był środkowym napastnikiem w węgierskich klubach MÚE i MTK Budapeszt. Po zakończeniu kariery piłkarskiej trenował budapeszteński MTK, a następnie od marca 1921 do lutego 1923 Cracovię. Imre zdobył pierwszy w historii polskiego futbolu tytuł Mistrza Polski w 1921 roku. Co więcej, był to historyczny turniej w rekordowej formie, bez jednej porażki.
Pozsony położył nacisk na kondycję fizyczną i na taktykę. Był znakomitym gimnastykiem i teoretykiem, znawcą stylu szkockiego, którego zawiłość umiał bardzo przystępnie tłumaczyć.- tak o Imre mówił Stanisław Mielech.
| |||||||||||||||||||||||||||||||
|
Poprzednik Józef Lustgarten |
Pierwszy Trener
|
Następca George Kimpton |