Krzysztof Hausner
Imię: Krzysztof
Nazwisko: Hausner
Data urodzenia: 13 marca 1944
Miejsce urodzenia: Kraków
Wzrost/waga: 172/68
Wychowanek: Nadwiślan Kraków
Pozycja: Napastnik prawoskrzydłowy
Zawodnik Cracovii w sezonach: 1962, 1963, 1964, 1965, 1966, 1967
W Cracovii rozegrał 306 meczów. Reprezentant Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. Wicemistrz Europy juniorów (1961). Najlepszy technik w ostatnim 50-leciu klubu. Zmarł 26 stycznia 2004.
Krzysztof Hausner - dziś skończyłby 60 lat (Teraz Pasy, 13.03.2004)
13 marca 1944 w Krakowie urodził się Krzysztof Hausner. Zaczynał kopać piłkę na boisku Nadwiślanu, skąd trafił do... Unii Tarnów. Jednak już w wieku 16 lat założył pasiastą koszulkę.
Wraz z kolegami klubowymi - rówieśnikiem Januszem Kowalikiem i starszym o półtora roku Andrzejem Rewilakiem oraz Szołtysikiem i Musiałkiem z Górnika Zabrze w latach 1960-1962 tworzył trzon reprezentacji Polski juniorów, która w owym czasie odnosiła duże sukcesy (m.in. srebrny medal turnieju UEFA, czyli ME juniorów, w Portugalii w 1961).
Szybki i fenomenalnie wręcz wyszkolony technicznie prawoskrzydłowy - nie miał może aż takiego instynktu snajperskiego jak jego kolega z przeciwnej strony boiska - Kowalik - niemniej miał cechę, której nieco brakuje obecnym skrzydłowym Pasów. Wspaniale centrował, zarówno z boiska, jak i z rzutów rożnych. To po jego asystach Kowalik strzelał najwięcej goli.
Hausner potrafił także czasem sam odwrócić losy meczu â nagłym szarpnięciem i pięknym rajdem manewrując obronę i nie dając szans bramkarzowi przeciwnika. Jeden z takich rajdów, zakończony golem dał Cracovii skromne zwycięstwo 1:0 w I-ligowym meczu z bardzo mocnym wówczas Ruchem Chorzów (jesienią 1966). Gol ten przeszedł do historii nie tylko ze względu na swoją urodę, ale i przez to, że został odnotowany w znakomitym felietonie Jerzego Pilcha â âO kunszcie nogiâ:
"Uroiło mi się, że na niedawny mecz Cracovii z Ruchem znowu idę z ojcem, że stary wierny kibic Ruchu pod pozorem bólu zęba, a w istocie z nerwów, papierosa popala, że z tyłu widać nasz blok na Smoleńsk, że Krzysiu Hausner urywa się obrońcom niebieskich i samemu Wyrobkowi, co jak zawsze broni w żółtym swetrze, strzela bramkę..."
Do historii przejdzie także kilka innych goli Krzysztofa â nie strzelił ich może zbyt wiele, ale wszystkie były przepiękne. Do dziś pamiętam Jego bramkę w II-ligowym meczu z Lechem. Wierzcie mi â śliczne bramki Makucha z Lubinem, czy Bani z Piastem âmogą się schowaćâ przy tej akcji. Jaka szkoda, że wtedy nie było takich jak obecnie możliwości utrwalania gry. Uwieczniona na taśmie gra Hausnera mogłaby być bowiem wspaniałym materiałem szkoleniowym.
Jednocześnie - w odróżnieniu choćby od Kowalika â był On człowiekiem bardzo skromnym i nie dbał o publicity. Po niespodziewanym wyjeździe Kowalika na Zachód (w lutym 1967) na Krzyśka spadł ciężar liderowania drużynie. Niestety â choć twardy na boisku - jako człowiek Hausner był bardzo wrażliwy i dość słaby psychicznie - i ... nie utrzymał tego ciężaru.
W tym okresie jednak talent Krzysztofa został dostrzeżony przez ówczesnego selekcjonera kadry - Michała Matyasa - i Hausner wystąpił w meczu reprezentacji z Luksemburgiem (16.04.1967). Nie był to występ zbytnio udany (nie tylko dla Krzyśka, ale i dla całej reprezentacji. "Kompromitujący" wynik 0:0 oznaczał koniec reprezentacyjnej kariery Krzysztofa, kosztował także posadę selekcjonera Matyasa â mimo, że nie oni byli najbardziej winni temu remisowi.
âWarsiawkaâ nie potrafiła jednak wybaczyć tego, że w ataku zagrał Hausner, a nie legionista Pieszko. I mimo tego, że w lidze Krzysztof grał dobrze, strzelając gole w Cracovii i Wiśle, czy (później) pomagając swoimi asystami Andrzejowi Jarosikowi z Zagłębia Sosnowiec zdobyć tytuł króla strzelców â drzwi reprezentacji zostały przed nim zatrzaśnięte)
Hausner rozegrał w barwach Cracovii 306 spotkań (w tym 227 ligowych), strzelając w nich 59 goli. Wielu kibiców nie mogło mu wybaczyć tego, że po epizodzie w Sosnowcu znalazł się po drugiej stronie Błoń. Jednak kibice mogli nie wiedzieć, że (podobnie jak to było w zbliżonych czasowo przypadkach Henryka Stroniarza i Kazimierza Kmiecika) - przejście to nie było całkiem dobrowolne.
Krzysiek na polskich boiskach kariery nie zrobił. Szkoda, że nie urodził się kilkadziesiąt lat później. Jego styl gry â walka na całym boisku okraszona od czasu do czasu celnym strzałem â na pewno bardzo przypadłby do gustu trenerowi Stawowemu. Niezbyt dobrze powiodło mu się też za Wielką Wodą, w klubach polonijnych â gdzie próbował szczęścia na koniec kariery. Wrócił do Polski i zajął się trenerką.
Trenował juniorów i rezerwy Pasów, Kalwariankę, Świt Krzeszowice, Spartę Kazimierza Wielka, Puszczę Niepołomice oraz juniorów KS Grzegórzecki. Niestety - Jego natura nie potrafiła się dostosować do realiów codziennego życia. To syndrom wielu piłkarzy, którzy nie bardzo mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości, na jaką trafią po zejściu z murawy.
Szkoda, że nie ma organizacji, która by wsparła takie wrażliwe osoby jak Krzysiek. Istnieją wprawdzie fundacje typu "Gloria Victis", ale ich rola kończy się na przyznaniu zapomogi pieniężnej. A przecież nie o to chodzi. Gdyby Krzyśkowi ktoś podał pomocną dłoń - może nadal spotykalibyśmy Go na "Ziemi Świętej", na której trybuny wracał tak chętnie.
Do końca życia zachował pasiastą duszę. Niestety... Jeden z najbardziej typowo krakowskich akcentów w Cracovii, chłopak z Kazimierza, zmarł przedwcześnie 26 stycznia 2004 roku. Na pewno został tam w górze ciepło przyjęty przez drużynę z Kałużą, Parpanem, Gędłkiem, Styczniem, Sperlingiem, Chruścińskim, Mazurem i innymi świetnymi piłkarzami broniącymi pasiastych barw na niebiańskich boiskach. Cześć Jego pamięci.
- To jest zalążek artykułu. Jeśli możesz, rozbuduj go.