Andrzej Turecki
Andrzej Turecki | |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Andrzej Turecki | ||
Urodzony | 2 listopada 1954, Kraków, Polska | ||
Wiek | 70 l. | ||
Pseudonim | Łopata | ||
Pozycja | obrońca, stoper | ||
Wzrost | 187 cm | ||
Waga | 88 kg | ||
Wychowanek | Cracovia | ||
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii | |||
Sezon | Rozgrywki - występy (gole) | ||
1972/73 1973/74 1974/75 1975/76 1976/77 1977/78 1978/79 1979/80 1980/81 1981/82 1982/83 1983/84 |
4L 3L 3L 3L 3L 3L 2L 2L - 26 (1), PP - 1 (0) 2L - 22 (1), PP - 3 (0) 2L - 29 (0) 1L - 30 (0) 1L - 14 (0), IT - 6 (0) | ||
↑ 1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze | |||
Debiut | 1973-06-28 Cracovia - Górnik Siersza 2:0 | ||
j - jesień, w - wiosna |
Andrzej Turecki urodził się 2 listopada 1954 r. w Krakowie.
Przez całą karierę piłkarską wierny Cracovii, a po jej zakończeniu pełnił m.in. funkcję kierownika II-ligowej drużyny piłkarzy.
Jeden z dwóch zawodników, obok Tomasza Niemca, który ma na koncie występy w barwach Cracovii na czterech różnych poziomach rozgrywek.
Rozegrał w Cracovii 44 mecze w I lidze (0 goli).
Wywiady
Andrzej Turecki: Łza mi się zakręciła - Cracovia.pl 30.09.2010
Andrzej Turecki (...) jest niemal legendarnym piłkarzem Cracovii. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale nie omieszkał przyjechać do Krakowa, by zobaczyć pierwszy mecz "Pasów" na nowym stadionie. Dziś, na kilka dni przed powrotem do USA, ponownie odwiedził – w towarzystwie innego byłego zawodnika Cracovii, Andrzeja Mikołajczyka - odmienioną "Świętą Ziemię". - Życzyłbym każdemu klubowi, by w tak krótkim czasie zbudował takie cacko – mówi szczęśliwy Turecki.
- Przyleciał pan ze Stanów specjalnie na ten mecz. Coś niesamowitego…
- Ciężko byłoby mi nie być na takim spotkaniu. Musiałem zobaczyć go na własne oczy. Dla mnie ten stadion jest niesamowity. To coś wspaniałego, że Cracovia wreszcie doczekała się obiektu, którego nie musi się wstydzić, a z którego może być dumna. Życzyłbym każdemu klubowi, by w tak krótkim czasie zbudował takie cacko.
- W USA przywykł pan pewnie do tego, że każdy obiekt sportowy jest piękny i nowoczesny…
- W trakcie mojego pobytu w Stanach powstał typowo piłkarski stadion Chicago Fire. Wybudowali go również w krótkim okresie czasu, ale nie umywa się on do stadionu Cracovii. Nasz bije ten chicagowski na głowę i kładzie na łopatki.
- Gdy pojawił się pan na trybunach w trakcie sobotniego spotkania z Arką, było myślenie "kurcze, fajnie byłoby zagrać na takim obiekcie"?
- Powiem szczerze, że kilka razy tak. Grałem jednak w takich czasach, w których nie było takiej możliwości. Gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie będzie mi dane zagrać na takim obiekcie, łza mi się zakręciła.
- Pewnie zakręciła się i druga, gdy Cracovia wygrała z Arką. Ale to już chyba ze szczęścia…
- Poprzednim razem byłem w Polsce w kwietniu i maju tego roku. W tym czasie Cracovia zdobyła dziesięć punktów, a ja byłem na każdym meczu. Teraz do Polski przyleciałem w piątek, w sobotę przyjechałem na stadion, spotkałem się z trenerem i powiedziałem mu: "Trenerze, pewne trzy punkty. Spokojnie, jeża nie mam."
- Trener podziękował po meczu?
- Oczywiście, że tak.
- Ulżyło panu, że Cracovia wreszcie zdobyła punkty?
- Tak, bo ciężko patrzeć w tabelę, gdy "Pasy" są na samym dole. Teraz też zajmują ostatnie miejsce, ale zdobyły już punkty i w najbliższym czasie – miejmy nadzieję – zdobędą kolejne.
- Co skłoniło pana do dzisiejszych odwiedzin stadionu?
- Chciałem spotkać się z kierownikiem Madeją, trenerem Ulatowskim i jeszcze raz na spokojnie zobaczyć stadion. W USA mam kilkunastu kibiców Cracovii, którzy niestety nie mogli przylecieć – muszę zdać im dokładną relację z tego, co zobaczyłem.
- To kiedy usłyszą pana opowieść?
- Do Stanów wracam już w niedzielę. Niestety. W przyszłym roku zamierzam jednak na stałe powrócić do Polski, a wtedy – mam nadzieję – będę już częstym gościem nowego stadionu.
Rozmawiał Dariusz Guzik
Źródło: Cracovia.pl [1]
Wywiad z Andrzejem Mikołajczykiem (1942) i Andrzejem Tureckim (1954)
Sportowe Tempo
Mojej rozmowie z Andrzejem Mikołajczykiem (1942) i Andrzejem Tureckim (1954) towarzyszył trzeci Andrzej, Olszewski. Też krakus i również „pasiak”, który chciał kiedyś kupić u Tureckiego koszulkę Cracovii. „Łopata” kategorycznie odmówił. Bo zamiast sprzedać chciał dać swoją...
• Dlaczego Cracovia? Andrzej Mikołajczyk: - Nie miałem żadnego dylematu, choć tata był działaczem KS Groble. Nota bene, kto pamięta o tym klubie? Po prostu, zawsze czułem miętę do Cracovii, zresztą nie miałem daleko na jej stadion. Andrzej Turecki: - W rachubę wchodziły tylko dwa kluby, Cracovia lub Wisła. Przesądziły nie tylko barwy klubowe, bo „Pasom” wiernie kibicował mój ojciec. Istotne było również to, że szkolnym nauczycielem wuefu był Kazimierz Lalik, który przyciągnął do Cracovii i trenował w niej wielu utalentowanych chłopców.
• Od kiedy w Cracovii? AM: - Jeszcze od czasów stalinowskich, czyli dokładnie od 1952. Jako zawodnik grałem w niej równe dwadzieścia lat. AT: - U mnie również trzeba odliczyć dwie dekady. Zacząłem jako dzieciak w 1963, z końcem 1983 pierwszy raz poleciałem do Stanów Zjednoczonych.
• Debiut w drużynie seniorów AM: - Tego nigdy nie zapomnę. 2 października 1960, II liga i rozgromienie Concordii Knurów 9-2. Po niespełna dwóch kwadransach jako debiutant wpisałem się na listę. AT: - 28 czerwca 1973, koniec jedynego sezonu, w którym Cracovia grała w IV lidze. Przeciwnikiem był Górnik Siersza, wygraliśmy 2-0. Dzięki temu meczowi mogłem zaistnieć w Cracovii na czterech piętrach piłkarskiego wyczynu. Choć nikomu nie życzę, aby debiutował w „Pasach” akurat na takim poziomie rozgrywek. Zresztą to się nigdy nie powtórzy.
• Najważniejsze wydarzenia związane z Cracovią AM: - Rok przed drugoligowym debiutem zostałem wraz z kolegami mistrzem Polski juniorów. W finale, na oczach 30 tysięcy widzów, wygraliśmy na Stadionie Dziesięciolecia z Arką Gdynia (3-0). My, młodzi chłopcy w koszulkach w pasy, znaleźliśmy się nagle w pięknym świecie. Pierwszy raz w życiu dotarła do nas magiczna moc sukcesu. Trenerem tej drużyny był Marian Tobik, a kierownikiem Ignacy Książek. Ten legendarny „łowca talentów” również mnie wyszperał na Błoniach. O debiucie przeciwko Concordii już wspomniałem. Były również trzy awanse do ekstraklasy, po 1960 to samo miało miejsce sześć i dziewięć lat później. AT: - Bez wątpienia powrót Cracovii do ekstraklasy w 1982. To było wielkie wydarzenie, nieobecność trwała aż 12 lat. Mecz z Zagłębiem Sosnowiec został wygrany 2-1 i to był dobry początek sezonu, w którym utrzymaliśmy się. Niestety, nie udało się tego powtórzyć. Dowiedziałem się o tym już za Wielką Wodą.
• Wspomnienia mało przyjemne AM: - W kategoriach symbolicznych należy rozpatrywać pożar starej trybuny zimą 1963. Coś się skończyło. Ponadto, także drużynom, w których grałem nie udawało się na dłużej przedłużyć pobytu w ekstraklasie. AT: - Pożar trybuny pamiętam, choć tylko z perspektywy dziecka. W kategoriach sportowych, szkoda dwóch nieudanych podejść do II ligi, w 1975 i 1977. Te niepowodzenia miały miejsce na oczach ogromnej widowni, która tak jak my pragnęła sukcesu. Nie zapomnę na przykład wbiegnięcia na murawę przed meczem z Resovią, którą wystarczyło pokonać tylko 1-0. Ale w tym meczu niestety zabrakło bramek.
• Trenerzy, którzy mile zachowali się w pamięci AM: - Bezwzględnie Michał Matyas, który trzykrotnie prowadził Cracovię. Był to znakomity piłkarz i później trener, choć nie da się jego osoby rozpatrywać w jednoznacznych kategoriach. Z jednej strony ponad wszelką wątpliwość doskonały warsztat, ale z drugiej bezpieczne zaufanie rutyniarzom, co zahamowało rozwój karier moim rówieśnikom. Ponadto, nie trzymam się chronologii, Adam Niemiec (ojciec wieloletniego kapitana Cracovii, Tomka), Artur Woźniak, Augustyn Dziwisz i cieszący się ogromnym autorytetem Karel Finek. Każdy z nich był dużą osobowością. AT: - Niektóre nazwiska muszą się powtórzyć, chodzi mi o Matyasa, Woźniaka, ale także Aleksandra Hradeckiego i Józefa Walczaka, którego poprzednikiem w „Pasach”, a później najbliższym współpracownikiem był Andrzej Mikołajczyk. Mam Andrzeja za swego nauczyciela, czuję się jego wychowankiem.
• Magia starego Krakowa AM: - Wciąż jestem pod tamtym urokiem. Świetne były relacje towarzyskie z „wiślakami” czy „garbarzami”. Punktem zbornym był „Fafik”, gdzie po prostu gadało się z dużą przyjemnością o wielu, zwłaszcza piłkarskich „sprawach i sprawkach”. Jak u dr. Stanisława Mielecha... Ponadto dochodziło do regularnych spotkań nas, „pasiaków”, z „wiślakami”. Świętej pamięci Rysiek Wójcik, Andrzej Sykta, Marek Kusto, Andrzej Iwan czy Kazek Kmiecik to byli, bądź są świetni kumple, z którymi gwarzy się znakomicie. AT: - Innym kultowym miejscem był „Kurierek”, inaczej „Krążownik Wielopole”. Wywieszanie w dniu meczów wyników na tablicy stanowiło magnes dla tysięcy kibiców. Uczestnictwo w takich mityngach było rytuałem, do udziału w którym nikt nikogo nie musiał zachęcać.
• Cracovia 2010 AM: - Przede wszystkim wróciła do ekstraklasy, a to jest najważniejsze. Jest budowany nowy stadion, pięknie. W kategoriach generalnych absolutnie nie odpowiada mi sytuacja, że w obecnej drużynie nie ma żadnego wychowanka. To jest niedopuszczalne, podobnie zresztą jak w Wiśle. Mało, ludzie wywodzący się z Krakowa są w tych drużynach nieobecni. Z takim stanem rzeczy nie wolno się godzić. Z dużym niesmakiem jestem świadkiem, jak źle traktuje się w niej wychowanków. Kiedy Andrzej Turecki przyjechał przed czterema laty na jubileusz stulecia klubu, musiał kupować bilety na mecze Cracovii. Fatalnie. AT: - Mało który klub zaczyna od zdecydowanej poprawy bazy. Cracovia to czyni, proces będzie kontynuowany, znakomicie. Doceniam zatem co robi Janusz Filipiak, chwała mu za to. Inna sprawa, że nie z każdym jego posunięciem zgadzam się. Bez wątpienia zjawiskiem co najmniej niepokojącym jest podział Cracovii na dwa organizmy. Cracovia powinna być jedna, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
• Rola publiczności AM: - Zawsze była wymagająca i wybredna, ale dawała ogromne wsparcie. Cieszyło ją, że grają krakowscy piłkarze, co zahacza o kwestię poruszoną już wcześniej. Na jakość widowiska zawsze ma wpływ oprawa. Specyficzny klimat był w moich czasach wytwarzany przez starą trybunę, tor kolarski i ludzi zasiadających również na nim, gdy gdzie indziej brakowało miejsca. AT: - Podobnie jak Andrzej miałem to szczęście, że mogłem grać dla pełnych trybun. Obecna frekwencja mnie przeraża, nie da się ukryć. Trzeba mieć dla kogo grać i liczyć, że widz da należyte wsparcie. W jednym wypadku ta więź dała po sobie znać nie na stadionie, tylko w zupełnie innym miejscu. Gdy brałem ślub z Elżbietą w Kościele Mariackim, a błogosławieństwa na nową drogę życia udzielał Bronisław Fidelus. Wcześniej archiprezbiter Bazyliki Mariackiej, gdzie kiedyś byłem ministrantem. Kibiców, którzy pofatygowali się do Mariackiego nie zabrakło.
• Czy była obawa, że Cracovia nie dożyje stulecia? AM: - Bezapelacyjnie wiedziałem, że po wielu kryzysowych sytuacjach Cracovia odrodzi się jak Feniks z popiołów. Ta pewność miała swój grunt w historii ukochanego klubu. AT: - Nadzieja umiera ostatnia. Nigdy nie obawiałem się czarnego scenariusza, choć nie da się ukryć, że „Pasy” wpadały w ostre wiraże.
• Dziś i jutro AT: - 30 grudnia 1983 wyleciałem do USA i był to największy błąd mojego życia. Jestem tam z całą rodziną, pracuję w tej samej firmie niemal od początku, żonę mam kochającą, a córka kończy dwa fakultety. Ale podjęliśmy wspólną decyzję o powrocie w przyszłym roku. Jest to definitywne postanowienie. Tu jest zdecydowanie lepsze powietrze, „cracovskie”. AM: - Celowo zmieniłem kolejność odpowiedzi, nestorowi coś się należy od życia. Choćby prawo do postawienia puenty. Jako absolwent „Nowodworka” dokonam jej po łacinie, zawsze to lubiłem. A zatem: - „O tempora, o mores”: czasy, że w Cracovii nie ma wychowanków, to straszne czasy i obyczaje; - „Carpe diem”: istotnie trzeba chwytać każdy dzień. Mam nadzieję, że mój przyjaciel wkrótce robić to będzie znów w Krakowie; - „Semper fidelis”: o naszej wierności, Andrzeja i mojej, do Cracovii przekonywać nikogo nie musimy.