Teresa Góralczyk-Abratowska: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
(Utworzono nową stronę "{{Dane osobowe | imię = Teresa | nazwisko = Góralczyk-Abratowska | zdjęcie = |...")
 
Linia 22: Linia 22:


===Wywiad===
===Wywiad===
Jak widzę młodych chłopaków goniących z piłką, to aż coś mi się robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa, od 13 lat fablokowska emerytka.
'''Jak widzę młodych chłopaków goniących z piłką, to aż coś mi się robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa, od 13 lat fablokowska emerytka.'''<BR>
Kiedy Teresa Góralczyk–Abratowska w latach 50. zaczynała karierę szczypiornistki, nie sądziła, że w przyszłości będzie kolejną, po Janie Pawle II, osobą, która otrzyma najwyższe odznaczenie klubowe: medal Cracovia Restituta.
Kiedy Teresa Góralczyk–Abratowska w latach 50. zaczynała karierę szczypiornistki, nie sądziła, że w przyszłości będzie kolejną, po Janie Pawle II, osobą, która otrzyma najwyższe odznaczenie klubowe: medal Cracovia Restituta.<BR>
Z okazji 100-lecia Cracovii walne zgromadzenie klubu przyznało je w tym roku 22 najbardziej zasłużonym sportowcom. Wśród nich znalazła się chrzanowianka.
Z okazji 100-lecia Cracovii walne zgromadzenie klubu przyznało je w tym roku 22 najbardziej zasłużonym sportowcom. Wśród nich znalazła się chrzanowianka.<BR>


A za wodę to do kiedy?
'''A za wodę to do kiedy?'''<BR>
Na ogródkach działkowych Chechło w Chrzanowie mimo upału mnóstwo ludzi. Grillują, śmieją się, schowani przed słońcem w cieniu owocowych drzewek. W powietrzu unosi się zapach paleniska, przeplatający się z ciężką wonią kwiatów. Pani Teresa otwiera bramkę, zapraszając do ogródka.
Na ogródkach działkowych Chechło w Chrzanowie mimo upału mnóstwo ludzi. Grillują, śmieją się, schowani przed słońcem w cieniu owocowych drzewek. W powietrzu unosi się zapach paleniska, przeplatający się z ciężką wonią kwiatów. Pani Teresa otwiera bramkę, zapraszając do ogródka.<BR>
- Właśnie polałam wszystko wodą, żeby lepiej się oddychało – prowadzi wąską ścieżką pod altankę. Na ławce, pod pnączami winogron, rozmaite teczki, papiery, wycinki z gazet.
- Właśnie polałam wszystko wodą, żeby lepiej się oddychało – prowadzi wąską ścieżką pod altankę. Na ławce, pod pnączami winogron, rozmaite teczki, papiery, wycinki z gazet.<BR>
- Najpierw kawa i ciastko, a potem rozmowa – puszcza oko, uśmiechając się serdecznie.
- Najpierw kawa i ciastko, a potem rozmowa – puszcza oko, uśmiechając się serdecznie.<BR>
Krótkie spodenki, fioletowa bluzka na ramiączkach, opalenizna. W ogródkach jest wiceprezesem zarządu. Co chwilę ktoś podchodzi do furtki, pytając o jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę.
Krótkie spodenki, fioletowa bluzka na ramiączkach, opalenizna. W ogródkach jest wiceprezesem zarządu. Co chwilę ktoś podchodzi do furtki, pytając o jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę.<BR>
- A te pieniądze za wodę to do kiedy? – mężczyzna zagląda do ogródka, rozchylając gałęzie drzewka.
- A te pieniądze za wodę to do kiedy? – mężczyzna zagląda do ogródka, rozchylając gałęzie drzewka.<BR>


Talerz z Holandii na ścianie
'''Talerz z Holandii na ścianie'''<BR>
Wszystkie gazetowe wycinki i książki lądują na stoliku gdy tylko kończy się kawa. Pani Teresa ściąga jeszcze tylko spłowiały proporczyk ze ściany altanki.
Wszystkie gazetowe wycinki i książki lądują na stoliku gdy tylko kończy się kawa. Pani Teresa ściąga jeszcze tylko spłowiały proporczyk ze ściany altanki.<BR>
- W domu mam na ścianie tylko dwa dyplomy i pamiątkowy talerz, przywieziony w 1960 z Mistrzostw Europy w Holandii. Nie lubię tych wszystkich papierów, a ten medal to może kiedyś na aukcję charytatywną przeznaczę. Dla potrzebujących – z prostotą wyznaje wielokrotna reprezentantka kraju w piłce ręcznej.
- W domu mam na ścianie tylko dwa dyplomy i pamiątkowy talerz, przywieziony w 1960 z Mistrzostw Europy w Holandii. Nie lubię tych wszystkich papierów, a ten medal to może kiedyś na aukcję charytatywną przeznaczę. Dla potrzebujących – z prostotą wyznaje wielokrotna reprezentantka kraju w piłce ręcznej.<BR>
Dziś największą jej pasją jest ogródek. Latem spędza w nim większość czasu, choć często z mężem, Zbigniewem, grają razem w tenisa. Zimą jeżdżą na narty.
Dziś największą jej pasją jest ogródek. Latem spędza w nim większość czasu, choć często z mężem, Zbigniewem, grają razem w tenisa. Zimą jeżdżą na narty.<BR>
- Bo ja uwielbiam ruch. Nie potrafię bezczynnie siedzieć w miejscu. Coś mi tylko ostatnio kolano dokucza – masuje obolałą nogę. Szybko jednak macha ręką, nie przywiązując zbyt dużej wagi do kontuzji.
- Bo ja uwielbiam ruch. Nie potrafię bezczynnie siedzieć w miejscu. Coś mi tylko ostatnio kolano dokucza – masuje obolałą nogę. Szybko jednak macha ręką, nie przywiązując zbyt dużej wagi do kontuzji.<BR>


Takie pasiaki
'''Takie pasiaki'''<BR>
Był 1956 rok, kiedy jako nastolatka wzięła udział w mistrzostwach województwa, organizowanych na fablokowskim stadionie. Wcześniej, jeszcze w podstawówce, kopała piłkę, razem z chłopakami goniąc po boisku.
Był 1956 rok, kiedy jako nastolatka wzięła udział w mistrzostwach województwa, organizowanych na fablokowskim stadionie. Wcześniej, jeszcze w podstawówce, kopała piłkę, razem z chłopakami goniąc po boisku.<BR>
- Kaperowali nas różni działacze klubowi. Mnie dali możliwość grania w kosza, siatkę albo ręczną. Rok później byłam w reprezentacji Krakowa, a potem zaczęłam treningi w Cracovii. Wybrałam ręczną. Grałam w ataku, bo najszybciej biegałam – uśmiecha się do wspomnień pani Teresa.
- Kaperowali nas różni działacze klubowi. Mnie dali możliwość grania w kosza, siatkę albo ręczną. Rok później byłam w reprezentacji Krakowa, a potem zaczęłam treningi w Cracovii. Wybrałam ręczną. Grałam w ataku, bo najszybciej biegałam – uśmiecha się do wspomnień pani Teresa.<BR>
Zakłada na nos okulary i otwiera pamiątkową księgę, wydaną 30 lat temu z okazji 70-lecia klubu.
Zakłada na nos okulary i otwiera pamiątkową księgę, wydaną 30 lat temu z okazji 70-lecia klubu.
- O, takie pasiaki miałyśmy. Trykotowe koszulki i bawełniane majtki. Jak się grało na trawie, to zakładałyśmy korki – pani Teresa przegląda stare fotografie.
- O, takie pasiaki miałyśmy. Trykotowe koszulki i bawełniane majtki. Jak się grało na trawie, to zakładałyśmy korki – pani Teresa przegląda stare fotografie.<BR>
Hotel w Amsterdamie
Hotel w Amsterdamie<BR>
- Nie było mi łatwo, bo jako jedyna w zespole byłam spoza Krakowa. Pracowałam już wtedy w Fabloku, na wydziale mechanicznym. Po pracy, cztery razy w tygodniu musiałam dojeżdżać na treningi. Zima, nie zima. Szło się w zaspach aż z Trzebini do domu, jak pociągu nie było. I tak co dzień. A w weekendy mecze się grało – dawna szczypiornistka odkłada okulary na stolik i zamyśla się. Miała wtedy 17 lat.
- Nie było mi łatwo, bo jako jedyna w zespole byłam spoza Krakowa. Pracowałam już wtedy w Fabloku, na wydziale mechanicznym. Po pracy, cztery razy w tygodniu musiałam dojeżdżać na treningi. Zima, nie zima. Szło się w zaspach aż z Trzebini do domu, jak pociągu nie było. I tak co dzień. A w weekendy mecze się grało – dawna szczypiornistka odkłada okulary na stolik i zamyśla się. Miała wtedy 17 lat.
W ciągu sześciu lat gry w Cracovii i w reprezentacji Polski miała okazję pojeździć trochę po świecie, choć większość sportowych wypadów ograniczała się do rozgrywek w tzw. Demoludach.
W ciągu sześciu lat gry w Cracovii i w reprezentacji Polski miała okazję pojeździć trochę po świecie, choć większość sportowych wypadów ograniczała się do rozgrywek w tzw. Demoludach.<BR>
- W Kijowie to trzy razy byłam. Jeździło się do ZSRR, do Czech, Jugosławii. W 62 roku pojechałam na Mistrzostwa Świata do Rumunii. Ale dzięki temu, że byłam sportowcem, byłam też w Austrii, Holandii i RFN. Takie wyjazdy to było wtedy coś. Nie każdego puszczano za granicę. Ostatnio śnił mi się hotel w Amsterdamie, gdzie w 1960 roku nocowaliśmy. Zastanawiam się, czy dziś bym go rozpoznała – zastanawia się pani Teresa.
- W Kijowie to trzy razy byłam. Jeździło się do ZSRR, do Czech, Jugosławii. W 62 roku pojechałam na Mistrzostwa Świata do Rumunii. Ale dzięki temu, że byłam sportowcem, byłam też w Austrii, Holandii i RFN. Takie wyjazdy to było wtedy coś. Nie każdego puszczano za granicę. Ostatnio śnił mi się hotel w Amsterdamie, gdzie w 1960 roku nocowaliśmy. Zastanawiam się, czy dziś bym go rozpoznała – zastanawia się pani Teresa.<BR>
Poszły dwa zęby
Poszły dwa zęby<BR>
Lata 60. zmieniły jej życie. Wyszła za mąż, urodziła córkę. Mąż, Zbigniew zaraził ją pasją gry w tenisa. Grają razem do dziś.
Lata 60. zmieniły jej życie. Wyszła za mąż, urodziła córkę. Mąż, Zbigniew zaraził ją pasją gry w tenisa. Grają razem do dziś.
- Po zdobyciu ostatniego mistrzostwa kraju, w 1963 r. pojechałam jeszcze do Jugosławii. Ale mąż chciał studiować. Ktoś musiał zająć się dzieckiem. Zrezygnowałam z gry, bo rodzina była dla mnie najważniejsza – pani Teresa wyjmuje z ogromnego kajetu kilka niewielkich kartek opatrzonych pieczątkami klubu. Wielokrotnie próbowano ją namówić by wróciła do Cracovii. Bez skutku. Do dziś jednak utrzymuje kontakty z koleżankami z drużyny.
- Po zdobyciu ostatniego mistrzostwa kraju, w 1963 r. pojechałam jeszcze do Jugosławii. Ale mąż chciał studiować. Ktoś musiał zająć się dzieckiem. Zrezygnowałam z gry, bo rodzina była dla mnie najważniejsza – pani Teresa wyjmuje z ogromnego kajetu kilka niewielkich kartek opatrzonych pieczątkami klubu. Wielokrotnie próbowano ją namówić by wróciła do Cracovii. Bez skutku. Do dziś jednak utrzymuje kontakty z koleżankami z drużyny.<BR>
- Bardzo mi brakowało piłki. Od czasu do czasu pomagałam dziewczynom z fablokowskiego klubu. Zagrałam dwa mecze, ale raz, na meczu z Wysockiem, tak dostałam z „główki”, że poszły mi dwa zęby. Wtedy też nie brakowało brutalności na boisku, choć dziś rozgrywki i sposób przygotowywania zawodników wyglądają zupełnie inaczej – na małych karteluszkach ma wypisane zwolnienia z pracy. Przed mistrzostwami zgrupowania trwały nie więcej, niż trzy, cztery dni, potem mecze i z powrotem do domu.
- Bardzo mi brakowało piłki. Od czasu do czasu pomagałam dziewczynom z fablokowskiego klubu. Zagrałam dwa mecze, ale raz, na meczu z Wysockiem, tak dostałam z „główki”, że poszły mi dwa zęby. Wtedy też nie brakowało brutalności na boisku, choć dziś rozgrywki i sposób przygotowywania zawodników wyglądają zupełnie inaczej – na małych karteluszkach ma wypisane zwolnienia z pracy. Przed mistrzostwami zgrupowania trwały nie więcej, niż trzy, cztery dni, potem mecze i z powrotem do domu.<BR>
 
'''
Musi coś być w genach
Musi coś być w genach'''<BR>
13 lat temu przeszła na emeryturę. Wiele lat przepracowała jako mistrz na fablokowskim wydziale mechanicznym.
13 lat temu przeszła na emeryturę. Wiele lat przepracowała jako mistrz na fablokowskim wydziale mechanicznym.<BR>
- W sumie, jak zaczęłam pracę, to nie wiedziałam czy się nadam, czy nie, ale czasy nie były łatwe, a ja zawsze taka „złota rączka” byłam. Do dziś mi to zostało. Dużo mogę naprawić. Byle tylko gwoździe i młotek mieć pod ręką – śmieje się pani Teresa.
- W sumie, jak zaczęłam pracę, to nie wiedziałam czy się nadam, czy nie, ale czasy nie były łatwe, a ja zawsze taka „złota rączka” byłam. Do dziś mi to zostało. Dużo mogę naprawić. Byle tylko gwoździe i młotek mieć pod ręką – śmieje się pani Teresa.<BR>
Sentyment do piłki ręcznej pozostał jej do dziś ale na mecze już nie chodzi. Zraziła się.
Sentyment do piłki ręcznej pozostał jej do dziś ale na mecze już nie chodzi. Zraziła się.<BR>
- Bo jak raz poszłam, to myślałam, że mi uszy uschną. Takie wyzwiska leciały. To już wolę w telewizji pooglądać, żeby tych przekleństw nie słuchać, bo co to za przyjemność – dziwi się zachowaniu kibiców była zawodniczka.
- Bo jak raz poszłam, to myślałam, że mi uszy uschną. Takie wyzwiska leciały. To już wolę w telewizji pooglądać, żeby tych przekleństw nie słuchać, bo co to za przyjemność – dziwi się zachowaniu kibiców była zawodniczka.<BR>
Trochę żałuje, że jej dzieci nie poszły w jej ślady i sport nie bardzo je bawi. Za to rozkwita na samą myśl o wnuczce, Hani Tomaszkiewicz.
Trochę żałuje, że jej dzieci nie poszły w jej ślady i sport nie bardzo je bawi. Za to rozkwita na samą myśl o wnuczce, Hani Tomaszkiewicz.<BR>
- To chyba jednak musi coś być w tych genach. Wnuczka na koniu jeździ, a niedawno zdobyła wicemistrzostwo Polski Amazonek – pani Teresa wyjmuje wycinek z „Przełomu”. Na zdjęciu Hania podczas zawodów w Bolęcinie.
- To chyba jednak musi coś być w tych genach. Wnuczka na koniu jeździ, a niedawno zdobyła wicemistrzostwo Polski Amazonek – pani Teresa wyjmuje wycinek z „Przełomu”. Na zdjęciu Hania podczas zawodów w Bolęcinie.


Ogrodowe skarby
'''Ogrodowe skarby'''<BR>
Z fablokowskich ogródków działkowych Chechło, których zarządu jest wiceprezesem, blisko na stadion piłkarski.
Z fablokowskich ogródków działkowych Chechło, których zarządu jest wiceprezesem, blisko na stadion piłkarski.<BR>
- Jak tak czasem widzę, jak młode chłopaki grają, to aż mi się coś robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa.
- Jak tak czasem widzę, jak młode chłopaki grają, to aż mi się coś robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa.<BR>
Większość czasu spędza w ogródku. Plewi, podlewa, sieje.
Większość czasu spędza w ogródku. Plewi, podlewa, sieje.<BR>
- Takie mi lematisy urosły wielkie – z dumą pokazuje wysokie pnącza fioletowych kwiatów.
- Takie mi lematisy urosły wielkie – z dumą pokazuje wysokie pnącza fioletowych kwiatów.<BR>
Na niewielkiej przestrzeni ma też tunel foliowy. A w nim największe skarby. Pomidory.
Na niewielkiej przestrzeni ma też tunel foliowy. A w nim największe skarby. Pomidory.<BR>
- Mam taką jedną odmianę co się Bolek i Lolek nazywa. Rośnie do października. Wtedy dopiero obrywa się zielone jeszcze owoce. W domu dojrzewają, a jak dobrze się przechowuje, to całą zimę pomidory można jeść. Ja jeszcze w czerwcu je miałam. Zaraz potem urosły mi nowe – cieszy się zamykając za nami bramkę.
- Mam taką jedną odmianę co się Bolek i Lolek nazywa. Rośnie do października. Wtedy dopiero obrywa się zielone jeszcze owoce. W domu dojrzewają, a jak dobrze się przechowuje, to całą zimę pomidory można jeść. Ja jeszcze w czerwcu je miałam. Zaraz potem urosły mi nowe – cieszy się zamykając za nami bramkę.



Wersja z 20:01, 22 lis 2020

Teresa Góralczyk-Abratowska

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Teresa Góralczyk-Abratowska
Urodzony(a)



Teresa Góralczyk-Abratowska piłkarka ręczna.

Wywiad

Jak widzę młodych chłopaków goniących z piłką, to aż coś mi się robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa, od 13 lat fablokowska emerytka.
Kiedy Teresa Góralczyk–Abratowska w latach 50. zaczynała karierę szczypiornistki, nie sądziła, że w przyszłości będzie kolejną, po Janie Pawle II, osobą, która otrzyma najwyższe odznaczenie klubowe: medal Cracovia Restituta.
Z okazji 100-lecia Cracovii walne zgromadzenie klubu przyznało je w tym roku 22 najbardziej zasłużonym sportowcom. Wśród nich znalazła się chrzanowianka.

A za wodę to do kiedy?
Na ogródkach działkowych Chechło w Chrzanowie mimo upału mnóstwo ludzi. Grillują, śmieją się, schowani przed słońcem w cieniu owocowych drzewek. W powietrzu unosi się zapach paleniska, przeplatający się z ciężką wonią kwiatów. Pani Teresa otwiera bramkę, zapraszając do ogródka.
- Właśnie polałam wszystko wodą, żeby lepiej się oddychało – prowadzi wąską ścieżką pod altankę. Na ławce, pod pnączami winogron, rozmaite teczki, papiery, wycinki z gazet.
- Najpierw kawa i ciastko, a potem rozmowa – puszcza oko, uśmiechając się serdecznie.
Krótkie spodenki, fioletowa bluzka na ramiączkach, opalenizna. W ogródkach jest wiceprezesem zarządu. Co chwilę ktoś podchodzi do furtki, pytając o jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę.
- A te pieniądze za wodę to do kiedy? – mężczyzna zagląda do ogródka, rozchylając gałęzie drzewka.

Talerz z Holandii na ścianie
Wszystkie gazetowe wycinki i książki lądują na stoliku gdy tylko kończy się kawa. Pani Teresa ściąga jeszcze tylko spłowiały proporczyk ze ściany altanki.
- W domu mam na ścianie tylko dwa dyplomy i pamiątkowy talerz, przywieziony w 1960 z Mistrzostw Europy w Holandii. Nie lubię tych wszystkich papierów, a ten medal to może kiedyś na aukcję charytatywną przeznaczę. Dla potrzebujących – z prostotą wyznaje wielokrotna reprezentantka kraju w piłce ręcznej.
Dziś największą jej pasją jest ogródek. Latem spędza w nim większość czasu, choć często z mężem, Zbigniewem, grają razem w tenisa. Zimą jeżdżą na narty.
- Bo ja uwielbiam ruch. Nie potrafię bezczynnie siedzieć w miejscu. Coś mi tylko ostatnio kolano dokucza – masuje obolałą nogę. Szybko jednak macha ręką, nie przywiązując zbyt dużej wagi do kontuzji.

Takie pasiaki
Był 1956 rok, kiedy jako nastolatka wzięła udział w mistrzostwach województwa, organizowanych na fablokowskim stadionie. Wcześniej, jeszcze w podstawówce, kopała piłkę, razem z chłopakami goniąc po boisku.
- Kaperowali nas różni działacze klubowi. Mnie dali możliwość grania w kosza, siatkę albo ręczną. Rok później byłam w reprezentacji Krakowa, a potem zaczęłam treningi w Cracovii. Wybrałam ręczną. Grałam w ataku, bo najszybciej biegałam – uśmiecha się do wspomnień pani Teresa.
Zakłada na nos okulary i otwiera pamiątkową księgę, wydaną 30 lat temu z okazji 70-lecia klubu. - O, takie pasiaki miałyśmy. Trykotowe koszulki i bawełniane majtki. Jak się grało na trawie, to zakładałyśmy korki – pani Teresa przegląda stare fotografie.
Hotel w Amsterdamie
- Nie było mi łatwo, bo jako jedyna w zespole byłam spoza Krakowa. Pracowałam już wtedy w Fabloku, na wydziale mechanicznym. Po pracy, cztery razy w tygodniu musiałam dojeżdżać na treningi. Zima, nie zima. Szło się w zaspach aż z Trzebini do domu, jak pociągu nie było. I tak co dzień. A w weekendy mecze się grało – dawna szczypiornistka odkłada okulary na stolik i zamyśla się. Miała wtedy 17 lat. W ciągu sześciu lat gry w Cracovii i w reprezentacji Polski miała okazję pojeździć trochę po świecie, choć większość sportowych wypadów ograniczała się do rozgrywek w tzw. Demoludach.
- W Kijowie to trzy razy byłam. Jeździło się do ZSRR, do Czech, Jugosławii. W 62 roku pojechałam na Mistrzostwa Świata do Rumunii. Ale dzięki temu, że byłam sportowcem, byłam też w Austrii, Holandii i RFN. Takie wyjazdy to było wtedy coś. Nie każdego puszczano za granicę. Ostatnio śnił mi się hotel w Amsterdamie, gdzie w 1960 roku nocowaliśmy. Zastanawiam się, czy dziś bym go rozpoznała – zastanawia się pani Teresa.
Poszły dwa zęby
Lata 60. zmieniły jej życie. Wyszła za mąż, urodziła córkę. Mąż, Zbigniew zaraził ją pasją gry w tenisa. Grają razem do dziś. - Po zdobyciu ostatniego mistrzostwa kraju, w 1963 r. pojechałam jeszcze do Jugosławii. Ale mąż chciał studiować. Ktoś musiał zająć się dzieckiem. Zrezygnowałam z gry, bo rodzina była dla mnie najważniejsza – pani Teresa wyjmuje z ogromnego kajetu kilka niewielkich kartek opatrzonych pieczątkami klubu. Wielokrotnie próbowano ją namówić by wróciła do Cracovii. Bez skutku. Do dziś jednak utrzymuje kontakty z koleżankami z drużyny.
- Bardzo mi brakowało piłki. Od czasu do czasu pomagałam dziewczynom z fablokowskiego klubu. Zagrałam dwa mecze, ale raz, na meczu z Wysockiem, tak dostałam z „główki”, że poszły mi dwa zęby. Wtedy też nie brakowało brutalności na boisku, choć dziś rozgrywki i sposób przygotowywania zawodników wyglądają zupełnie inaczej – na małych karteluszkach ma wypisane zwolnienia z pracy. Przed mistrzostwami zgrupowania trwały nie więcej, niż trzy, cztery dni, potem mecze i z powrotem do domu.
Musi coś być w genach
13 lat temu przeszła na emeryturę. Wiele lat przepracowała jako mistrz na fablokowskim wydziale mechanicznym.
- W sumie, jak zaczęłam pracę, to nie wiedziałam czy się nadam, czy nie, ale czasy nie były łatwe, a ja zawsze taka „złota rączka” byłam. Do dziś mi to zostało. Dużo mogę naprawić. Byle tylko gwoździe i młotek mieć pod ręką – śmieje się pani Teresa.
Sentyment do piłki ręcznej pozostał jej do dziś ale na mecze już nie chodzi. Zraziła się.
- Bo jak raz poszłam, to myślałam, że mi uszy uschną. Takie wyzwiska leciały. To już wolę w telewizji pooglądać, żeby tych przekleństw nie słuchać, bo co to za przyjemność – dziwi się zachowaniu kibiców była zawodniczka.
Trochę żałuje, że jej dzieci nie poszły w jej ślady i sport nie bardzo je bawi. Za to rozkwita na samą myśl o wnuczce, Hani Tomaszkiewicz.
- To chyba jednak musi coś być w tych genach. Wnuczka na koniu jeździ, a niedawno zdobyła wicemistrzostwo Polski Amazonek – pani Teresa wyjmuje wycinek z „Przełomu”. Na zdjęciu Hania podczas zawodów w Bolęcinie.

Ogrodowe skarby
Z fablokowskich ogródków działkowych Chechło, których zarządu jest wiceprezesem, blisko na stadion piłkarski.
- Jak tak czasem widzę, jak młode chłopaki grają, to aż mi się coś robi. Taka nieprzeparta ochota wejścia na boisko i pogrania sobie chociaż trochę – śmieje się pani Teresa.
Większość czasu spędza w ogródku. Plewi, podlewa, sieje.
- Takie mi lematisy urosły wielkie – z dumą pokazuje wysokie pnącza fioletowych kwiatów.
Na niewielkiej przestrzeni ma też tunel foliowy. A w nim największe skarby. Pomidory.
- Mam taką jedną odmianę co się Bolek i Lolek nazywa. Rośnie do października. Wtedy dopiero obrywa się zielone jeszcze owoce. W domu dojrzewają, a jak dobrze się przechowuje, to całą zimę pomidory można jeść. Ja jeszcze w czerwcu je miałam. Zaraz potem urosły mi nowe – cieszy się zamykając za nami bramkę.

źródło: [1]