Wspomnienia starego piłkarza: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 3: | Linia 3: | ||
{{Artykul | {{Artykul | ||
| Typ_artykulu = Opis meczu | | Typ_artykulu = Opis meczu | ||
| Tytul_wydawnictwa = | | Tytul_wydawnictwa = Echo Krakowa | ||
| Numer = 250 | | Numer = 250 | ||
| Wydanie = | | Wydanie = |
Wersja z 20:48, 24 cze 2020
Wspomnienia starego piłkarza - wspomnienia Zygmunta Chruścińskiego drukowane na łamach dziennika Echo Krakowa.
Echo Krakowa
Wspomnienia te to barwna snująca się na przestrzeni .kilkunastu lat opowieść, której autorem jest jeden z piłkarzy ówczesnej drużyny Cracovii Z. Chruściński.
Wraz z autorem zapraszamy czytelników do odbycia pięknej podróży. Odwiedzimy wszystkie niemal kraje Europy z gorącą Hiszpanią daleką Turcją. Przypomnimy sobie postacie doskonałych naszych piłkarzy: Synowca, Gintla, Kałuży, Sperlinga. Będziemy świadkami wspomnień, największych triumfów i jakżeż głęboko przeżywanych wtedy goryczy porażek.
Uwaga czytelnicy, cofamy się myślą wstecz.
Redakcja.
Nie chciałbym, aby wspomnienia, które po 25 latach czynnej pracy w sporcie opisuję, były fałszywie zrozumiane i źle interpretowane przez ludzi niewiele albo zupełnie się sportem nieinteresujących.
Wspomnienia moje pisane są dla sportowców, w szczególności dla tych, którzy interesują się piłką nożną, za cel zaś naczelny moją przedstawienie sportu względnie pisarstwa z jak najpiękniejszej strony.
Nie samo bowiem, jak to niejeden nazywa, „kopanie", daje pełne uczucie zadowolenia jak również nie same zwycięstwa czy osiągane mistrzostwa.
Inna rzecz jest jeszcze w sporcie miłą i piękną rzeczą tą to szlachetność w walce przywiązanie do klubu, koleżeństwo czy głęboka przyjaźń.
W wspomnieniach moich znajdą za¬równo młodzi adepci sportu piłkarskiego jak i starzy kibice wiele miłych momentów — opisy przeżyć popularnych dawniej piłkarzy; obecnie zaś poważnych i szanowanych obywateli.
Wspomnienia me nie są żadnym artykułem polemicznym ni utworem literackim, ot zwykle wspomnienia z minionych pięknych dni w sporcie
I.
SZCZENIĘCE LATA
Zawsze pociągała mnie piłka nożna, — już jako młody 8-letni chłopak kopałem po podwórku — naprzód szmaciankę a później tenisówkę w klubie do którego należało aż... 4 chłopaków, a którego prezesem byłem ja z tej racji, że... właśnie byłem właścicielem piłki tenisowej.
Po odrobieniu lekcyj szkolnych zbieraliśmy się wspólnie i graliśmy „mecza” na trotuarze wyłożonym płytami betonowymi, na których piłka chodziła jak po stole.
Jak już wspomniałem, było nas 4-ch dwóch bramkarzy i dwóch napastników.
Dwie drużyny, — mecze nasze trwały od 1—2 godzin i często rodzice siłą ściągali nas do domów.
Oczywiście nie obeszło się bez „lania”, że istnieje jeszcze inny sport darły się nie tylko buciki ale i nasze szkolne ubranka oraz jańczochy.
Trudno nam było jednak wytłumaczyć, ze istnieje jeszcze inny sposób zabawy. — Piłka ciągnęła jak nar¬kotyk, będąc silniejszą ponad wszystko. Toteż „lanie” od rodziców zbieraliśmy dość często.
Później wciągnięto mnie do „prawdziwego klubu” Był nim CKS (Czarnowiejski Klub Sportowy), w dzielnicy, w której mieszkałem, a którego boisko zajmowało teren, na którym obecnie wznosi się Akademia Górnicza.
Było to przed pierwszą wojną światową. Klub nasz grywał z Cracovią i RKS-em uzyskując wcale niezłe wyniki.
Aczkolwiek pragnąłem wybić się na czoło dobrych piłkarzy, nie zawsze mi się to udawało gdyż tacy jak Nędziński, Marian Hadomeni Antoni, Jaśko, Schlank, Jacek i inni byli dużo lepsi.
Mieli własne buty foolbolowe, a ja grywałem w swoich i znowu... w do¬mu zbierałem „lanie", gdyż jeśli nie brakowało w nich całej podeszwy, to zawsze były tak zabłocone, że długo je trzeba było czyścić i myć.
Czyścić buciki do „glanzu" po meczu przed pójściem do domu nauczył mnie mój kuzyn ówczesny student 8-ej gimnazjalnej obecnie „inż. arch. Adaś Ślęzak". Miał on wyborny scyzoryk, którym misternie zdrapywał błoto, przy czym dalsze o czy szczeniło wilgo¬tną szmatką było już tylko kwestią czasu.
Ma się rozumieć, na oderwanie podeszwy nie było ratunku. Tu tylko pomogło.. „lanie" — ale na krótki czas. Po paru dniach grało się znowu.
W BARWACH CRACOVII
Pierwsza wojna światowa przerwała moje zapędy footbalowe na długo, bo aż na 8 lat, po których zapisałem się do Cracovii.
Było to w r. 1919 na wiosnę: — wraz ze mną zapisało się 16 moich kolegów, z których wielu po kilkuletniej grze odpadło z szeregu czynnych piłkarzy a ja „zatruty” zostałem jej wiemy do końca przez pełnych lat 16;
I z tych 16 lat w Cracovii mam najpiękniejsze wspomnienia.
Częstokroć gdy wspominam nasze wspólne wyjazdy poza Kraków czy dalej poza granice Polski, gdy widzę jak dziś miłe twarze współkolegów, gdy wspominam ich żarty niewinne a jednak dowcipne, — nasze wspólne śpiewy w wagonach kolejowych czy kabinach statków wszystkich nieomal mórz Europy, — te nasze radości z od¬niesionych zwycięstw i te tak „straszne” wówczas porażki. tak poważnie przez nas branie do serca, — wówczas zdaje mi się, że jestem młodszy o dwadzieścia parę lat, zdaje mi się, że znów biegnę na boisku i będę grał... jak dawniej.
W PIERWSZEJ DRUŻYNIE
Niechętnie żegna się piłkarz na zawsze z boiskiem. Zwłaszcza wówczas, gdy jest znaną sława piłkarską.
Znam takich wielu, bo i ja aczkolwiek sławą nigdy nie byłem, z nie¬chęcią odstąpiłem miejsce młodszemu — naturalnie z racji wieku lepszemu.
Ale to są zwykle losu koleje, starsi muszą ustąpić miejsca młodszym, — specjalnie zaś wyraźnie wy¬stępuje to zjawisko właśnie w sporcie.
Wówczas kiedy wstąpiłem do Cracovii byłem jednym z młodszych, lecz kandydatów do ustąpienia nie było. Wtedy w Cracovii byli jeszcze prawie wszyscy młodzi, a ja jako jeden z całej masy młodszych plątałem się w siódmej drużynie, którą stanowili wszyscy zapisani razem ze mną.
cz.2
cz.3
cz.4
cz.5
cz.6
cz.7
cz.8
cz.9
cz.10
cz.11
cz.12
cz.13
cz.14
cz.15
cz.16
cz.17
cz.18
cz.19
cz.20
cz.21
cz.22
cz.23
cz.24
cz.25
cz.26
cz.27
cz.28
cz.29
cz.30
cz.31