Zdzisław Styczeń: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Linia 100: Linia 100:


}}
}}
====Lustgarten i Styczeń o pierwszym międzynarodowym meczu z Węgrami====
{{Artykul
|        Typ_artykulu = Opis meczu
|  Tytul_wydawnictwa = Gazeta Krakowska
|              Numer = 307
|            Wydanie =
|              Dzien = 27
|            Miesiac = 12
|                Rok = 1971
|                Link =
|                Skan = [[Grafika:Gazeta Krakowska 1971-12-27 307 1.png|thumb|Relacja z meczu w dzienniku ''Gazeta Krakowska'' cz.1]]
[[Grafika:Gazeta Krakowska 1971-12-27 307 2.png|thumb|Relacja z meczu w dzienniku ''Gazeta Krakowska'' cz.2]]
[[Grafika:Gazeta Krakowska 1971-12-27 307 3.png|thumb|Relacja z meczu w dzienniku ''Gazeta Krakowska'' cz.3]]
|      Tytul_artykulu = Wspominają krakowianie Złote gody piłkarskiej reprezentacji
|              Autor =
|              Tresc =50 lat temu dokładnie 18 grudnia 1921 r. piłkarska reprezentacja Polski rozegrała swój pierwszy mecz międzynarodowy w Budapeszcie z reprezentacją Węgier. Polacy spisali się bardzo dzielnie w naddunajskicj stolicy ulegając sławnemu zespołowi Madziarów tylko 0:1. Barw narodowych broniła jedenastka składająca się głównie z zawodników Cracovii. Z zespołu, który występował wówczas w Budapeszcie żyje do dziś tylko trzech piłkarzy Zdzisław Styczeń, Wacek Kuchar i Ludwik Gintel. Skład reprezentacji ustalał m. in. znany senior krakowskiego piłkarstwa dr Józef Lustgarten. Wspomnienia Zd. Stycznia i dr J. Lustgartena zamieszczamy dziś za miesięcznikiem „Piłka Nożna”. Wierzymy, że zainteresują one nie tylko starszych zwolenników piłki nożnej, ale i młodzież, która żywo przecież interesuje się historią polskiej piłki nożnej, historią, w której tak wielki udział ma piłkarski Kraków.<BR>
Józef Lustgarten<BR>
tedy nie było jeszcze specjalnych dla reprezentacji selekcjonerów i trenerów. Skład na pierwszy mecz z Węgrami ustaliłem — dziś można tak powiedzieć — w czynie społecznym wraz z prof. Janem Weyssenhoffem z Uniwersytetu Jagiellońskiego. On był wówczas jednym z najbardziej znanych w Europie fizyków, a ja skromnym prawnikiem. Obaj jednak doskonale znaliśmy Cracovię, mistrza Polski z roku 1921 i wartość pozostałych finalistów pierwszego turnieju o mistrzostwo Polski. Wspominam o tym dlatego, ponieważ wnikliwa obserwacji rozgrywek o pierwsze w historii naszego piłkarstwa mistrzostwo Polski, ułatwiła powołanie kadry na mecz z Węgrami.<BR>
Zadanie to powierzył nam prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, nieodżałowany dr Edward Cetnarowski. Prof. Jan Weyssenhoff był wtedy sekretarzem PZPN, a ja działaczem Cracovii (dr Lustgarten do roku 1912 bronił bramki „pasiaków" — przyp. red.). Obradował istny w Collegium Phisicum, obok nowego budynku UJ. Mieszkał tam Janek Weyssenhoff. Dobrze się znaliśmy i jeszcze lepiej rozumieliśmy, przeto ustalenie kadry na mecz z Węgrami nie nastręczało nam żadnych kłopotów.<BR>
Wyszliśmy, naszym zdaniem, ze słusznego założenia i oparliśmy skład reprezentacji na trzonie Cracovii. Bądź co bądź ta właśnie drużyna była wtedy w Polsce klasą dla siebie. Jednocześnie pamiętaliśmy o konieczności wzmocnienia najsłabszych ogniw w zespole ówczesnego mistrza I... liczenia się z opinią publiczną. Nie chcieliśmy bowiem, żeby posądzono nas o nadmierną sympatię do Cracovii. Mimo że „żelazny" skład pasiaków uzupełniliśmy Jankiem Lothem i Marczewskim z Polonii Warszawa, Einbacherem z Warty Poznań oraz Kucharem i Batschem z Pogoni Lwów, tu i ówdzie — zwłaszcza w Warszawie, posądzono nas o stronniczość. Dobry wynik meczu w Budapeszcie, potwierdził słuszność naszego wyboru.<BR>
Mecz Węgry — Polska odbył się z inicjatywy dobrego znajomego czołowych działaczy Cracovii Węgra inż. Maurycego Fischera. Zanim wyjechaliśmy do Budapesztu, przepraszam — ja zostałem w Krakowie z powodu braku w kasie PZPN pieniędzy na podróż, rozegraliśmy dwa mecze kontrolne we Lwowie i Krakowie. Dwukrotnie „mój" zespół pokonał drugą reprezentację 5:0 i 6:0. Nie było więc wątpliwości, która drużyna była lepsza. Dużym wzmocnieniem dla trzonu Cracovii okazał się przede wszystkim Janek Loth; był wtedy bezkonkurencyjnym bramkarzem w kraju. Również Marczewski grał lepiej od Fryca (ten umiał tylko robić pułapki ofsajdowe).<BR>
Natomiast nie spełniło moich nadziei ustawienie Wacka Kuchara obok Józka Kałuży. Sądziłem, że ta para będzie dla Węgrów szczególnie groźna, tymczasem obaj zagrali poniżej możliwości. Ot, po prostu nie rozumieli się. Kałuża — jak mi później opowiadał prof. Weyssenhoff, który był w Budapeszcie na własny koszt — bardzo rzadko do¬chodził do pozycji strzałowych. Szanse na zdobycie wyrównującej bramki mieli tylko Einbacher i... jednak Wacek Kuchar!<BR>
Zdzisław Styczeń<BR>
Kto by to pomyślał, że od grudnia 1921 roku minęło już 50 lat. Było się wtedy dorodnym chłopakiem, kawale¬rem. Hm... Miałem 27 lat! Dopiero w roku Igrzysk Olimpijskich w Paryżu „wybiła" mi trzydziestka. Celowo wspominam o tych dwóch, jakże pamiętnych dla mnie wydarzeniach. Pierwszy mecz międzypaństwowy, i to w Budapeszcie, przegraliśmy z Węgrami tylko 0:1, a w Paryżu aż 0:5! Na Olimpiadzie była typowa tragifarsa, nie mieliśmy zgranej drużyny, skład tworzono na zasadzie „trzeba zaspokoić ambicje wszystkich okręgów". Nie, reprezentacja musi być oparta na trzonie jednej drużyny! Tak właśnie było w Budapeszcie.<BR>
W meczu z Węgrami wystąpiło aż 7 zawodników Cracovii: Gintel, Synowiec, Cikowski, Styczeń, Mielech, Kałuża i Sperling. Również trenerem reprezentacji był nasz trener klubowy, Węgier — Pozsonyi. Marzył o tym, miał zapewne w tym własny interes zawodowy, żeby Polska osiągnęła w Budapeszcie jak najlepszy wynik. W zespole gospodarzy bardzo groźny był prawy łącznik, Schlosser. Pamiętam, jak Pozsonyi mówił przed meczem do mnie: — „Sztycen, urn gotten Willes, nur nicht schissen lassen".<BR>
Jako lewy pomocnik miałem w tym meczu obowiązek pilnowania Schlassera. Chyba dobrze wywiązałem się z zadania, bo Węgier bramki nie zdobył. Zresztą, moim zdaniem, w Budapeszcie poza fenomenalnym bramkarzem Lothem, najlepiej grała cala trójka pomocników Cracovii: Synowiec, Cikowski, Styczeń. Opanowaliśmy środkową strefę boiska, zatem Węgrzy nie mieli łatwego zadania. Wie pan, żaden z nas nie podawał wtedy piłki bramkarzowi. Naszą ambicją była zawsze gra do przodu.<BR>
Jak graliśmy? Myślę, że dziś gra się szybciej i znacznie więcej biega. No i technika przekazywania piłki partnerowi jest teraz zupełnie inna.<BR>
Pozsonyi stale nam powtarzał: — „Nie uderzać mocno piłki, lecz dokładnie podawać partnerowi! Dziś nie byłoby na to czasu! My, z dawnej Cracovii i reprezentacji stopowaliśmy podeszwą, obecnie „ściąga" się piłkę na podbicie. Nie wiem, czy to lepsze? To tak, jak z podaniami. Wolę dokładniejsze, niż silne, ale trudne do przyjęcia. Nas uczono, że „piłka powinna chodzić po boisku, a nie zawodnik".
Denerwuje mnie gra dzisiejszych skrzydłowych, nie umieją „trzymać się linii”, za często są w środku boiska. Czy słyszał pan o Staszku o Mielechu? To był skrzydłowy! Jaka szybkość!... Co za zwód! A drybling?! Staszek błyskawicznie mijał obrońców, sam dochodził do linii i stamtąd płasko kierował piłkę do tyłu, do nadbiegającego Kałuży lub Kuchara.<BR>
Ale w Budapeszcie Wacek pudłował bo nie grał na swojej pozycji. Był zawsze typowym środkowym napastnikiem. Gdyby w tym historycznym meczu nieco lepiej zagrał nasz atak, to chyba Węgrzy by nie wygrali. Niech pan podkreśli, że w Budapeszcie przegraliśmy pechowo...
}}
[[Kategoria:Działacze|Styczeń, Zdzisław]]
[[Kategoria:Działacze|Styczeń, Zdzisław]]
[[Kategoria:Członkowie Rady Seniorów|Styczeń, Zdzisław]]
[[Kategoria:Członkowie Rady Seniorów|Styczeń, Zdzisław]]

Wersja z 20:29, 10 wrz 2021

Zdzisław Styczeń

Zdzisław Styczeń.jpg

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Zdzisław Witold Styczeń
Urodzony 16 października 1894, Przemyśl, Polska
Zmarły 20 grudnia 1978, Kraków
Pseudonim Zul, Kafer, Ember
Pozycja Prawy pomocnik, łącznik
Wzrost 168 cm
Waga 72 kg
Wychowanek RKS Kraków
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
1912
1913
1914
1915
1916
1917
1918
1919
1920
1921
1922
1923
1924
tow - 1 (0) *
MG - 1 (0), tow - 8 (5) **
MG - 2 (0), tow - 5 (0)
b.d.
-
-
tow - 1 (0)
b.d.
KA - 3 (2)
MP - 8 (0), KA - 3 (0)
MP - 2 (2), KA - 10 (5)
KA - 3 (0)
-

* W 1912 brak składów i strzelców 2 meczów (2:5 i 0:0)
** W 1913 brak składów i strzelców 1 meczu (2:1)

1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze
Debiut 1912-10-27 Cracovia - AZS Kraków 3:0
Ostatni mecz 1923-11-04 Cracovia - Wawel Kraków 2:0
Kluby
Lata Klub Występy (gole)
1909-1913
1912-1924
1924-1926
RKS Kraków
Cracovia
Wisła Kraków
liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju
Reprezentacja narodowa
1921-1924 Polska 5 (0)

j - jesień, w - wiosna



Styczeń, prawdopodobnie 1921 r.

Zdzisław Witold Styczeń urodził się 16 października 1894 w Przemyślu, zmarł 20 grudnia 1978 w Krakowie.

Absolwent wyższej Szkoły Przemysłowej i AGH, inż architekt[1].

Od 1925 r. Działacz klubu m.in zasiadał w zarządzie klubu.

Członek Rady Seniorów od 1957 r..

Karykatura z 1921 roku przedstawiająca Zdzisława "Zulu-Kafera-Embera" Stycznia.
Powrót Koguta i Zulu do Cracovii, 1923 r.

Ze wspomnień starego piłkarza

Echo Krakowa cz.6

Relacja z meczu w dzienniku Echo Krakowa
VI

„ZULU" — KAFER".
Większego pecha od Koguta, miał jednak nasz prawy pomocnik Styczeń, — popularnie zwany „Zulu-Kafer", za jego niezwykłe podobieństwo do mieszkańców południowo-zachodniej Afryki.
Zwykła gładko wygolony (golił również i głowę) z lekko wysuniętą w przód szczęką i szerokim uśmiechem odsłaniającym niezwykle białe, duże uzębienie, był rzeczywiście podobny nieco do czarnych obywateli z nad Limpopo.
Tak się złożyło, że pobyt nasz w Paryżu przeciągnął się do pierwszego stycznia, w którym to dniu graliśmy nasz ostatni mecz.
W przeddzień meczu, t. j. w Sylwestra zaproszeni zostaliśmy przez gospodarzy do modnego wówczas kabaretu nocnego „Folies Bergeras”. Styczeń który w czasie programu, gdzieś nam się zawieruszył, został „odkryty" w zacisznej loży w towarzystwie jakiejś uroczej ciemnowłosej „mademotselle".
Gdy po skończonym programie zabieraliśmy się do opuszczenia lokalu, podszedł do nas Zulu, a raczej do doktora Lustgartena prosząc go o pożyczenie kilkuset franków na... wpłacenie rachunku.
Cóż się stało?
Oto owa urocza towarzyszka naciągnąwszy biednego Zula na dwie flaszki szampana — zniknęła po jego wypiciu jak kamfora.
Biedny Zulu zaś spodziewał się miłego flirtu.
Klnąc w duchu Francuzeczkę (która jak się potem okazało była emigrantką z Brodów) — powrócił Zulu do hotelu, narzekając, że właśnie w dniu 1-go stycznia tak nabrano Stycznia.
Złość swa wyładował na Kogucie, przypominając mu wieżę Eiffla i wodę przy rakach, ten zaś prześladował go znowu „francuską rodaczką". Podróż do Krakowa upłynęła nie tylko miło, ale wprost wesoło i niespodziewanie szybko.

...
Źródło: Echo Krakowa cz.6 nr 255 z 24 listopada 1946


Lustgarten i Styczeń o pierwszym międzynarodowym meczu z Węgrami

"Wspominają krakowianie Złote gody piłkarskiej reprezentacji" -
Gazeta Krakowska

Wspominają krakowianie Złote gody piłkarskiej reprezentacji

Relacja z meczu w dzienniku Gazeta Krakowska cz.1
Relacja z meczu w dzienniku Gazeta Krakowska cz.2
Relacja z meczu w dzienniku Gazeta Krakowska cz.3
50 lat temu dokładnie 18 grudnia 1921 r. piłkarska reprezentacja Polski rozegrała swój pierwszy mecz międzynarodowy w Budapeszcie z reprezentacją Węgier. Polacy spisali się bardzo dzielnie w naddunajskicj stolicy ulegając sławnemu zespołowi Madziarów tylko 0:1. Barw narodowych broniła jedenastka składająca się głównie z zawodników Cracovii. Z zespołu, który występował wówczas w Budapeszcie żyje do dziś tylko trzech piłkarzy Zdzisław Styczeń, Wacek Kuchar i Ludwik Gintel. Skład reprezentacji ustalał m. in. znany senior krakowskiego piłkarstwa dr Józef Lustgarten. Wspomnienia Zd. Stycznia i dr J. Lustgartena zamieszczamy dziś za miesięcznikiem „Piłka Nożna”. Wierzymy, że zainteresują one nie tylko starszych zwolenników piłki nożnej, ale i młodzież, która żywo przecież interesuje się historią polskiej piłki nożnej, historią, w której tak wielki udział ma piłkarski Kraków.

Józef Lustgarten
tedy nie było jeszcze specjalnych dla reprezentacji selekcjonerów i trenerów. Skład na pierwszy mecz z Węgrami ustaliłem — dziś można tak powiedzieć — w czynie społecznym wraz z prof. Janem Weyssenhoffem z Uniwersytetu Jagiellońskiego. On był wówczas jednym z najbardziej znanych w Europie fizyków, a ja skromnym prawnikiem. Obaj jednak doskonale znaliśmy Cracovię, mistrza Polski z roku 1921 i wartość pozostałych finalistów pierwszego turnieju o mistrzostwo Polski. Wspominam o tym dlatego, ponieważ wnikliwa obserwacji rozgrywek o pierwsze w historii naszego piłkarstwa mistrzostwo Polski, ułatwiła powołanie kadry na mecz z Węgrami.
Zadanie to powierzył nam prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, nieodżałowany dr Edward Cetnarowski. Prof. Jan Weyssenhoff był wtedy sekretarzem PZPN, a ja działaczem Cracovii (dr Lustgarten do roku 1912 bronił bramki „pasiaków" — przyp. red.). Obradował istny w Collegium Phisicum, obok nowego budynku UJ. Mieszkał tam Janek Weyssenhoff. Dobrze się znaliśmy i jeszcze lepiej rozumieliśmy, przeto ustalenie kadry na mecz z Węgrami nie nastręczało nam żadnych kłopotów.
Wyszliśmy, naszym zdaniem, ze słusznego założenia i oparliśmy skład reprezentacji na trzonie Cracovii. Bądź co bądź ta właśnie drużyna była wtedy w Polsce klasą dla siebie. Jednocześnie pamiętaliśmy o konieczności wzmocnienia najsłabszych ogniw w zespole ówczesnego mistrza I... liczenia się z opinią publiczną. Nie chcieliśmy bowiem, żeby posądzono nas o nadmierną sympatię do Cracovii. Mimo że „żelazny" skład pasiaków uzupełniliśmy Jankiem Lothem i Marczewskim z Polonii Warszawa, Einbacherem z Warty Poznań oraz Kucharem i Batschem z Pogoni Lwów, tu i ówdzie — zwłaszcza w Warszawie, posądzono nas o stronniczość. Dobry wynik meczu w Budapeszcie, potwierdził słuszność naszego wyboru.
Mecz Węgry — Polska odbył się z inicjatywy dobrego znajomego czołowych działaczy Cracovii Węgra inż. Maurycego Fischera. Zanim wyjechaliśmy do Budapesztu, przepraszam — ja zostałem w Krakowie z powodu braku w kasie PZPN pieniędzy na podróż, rozegraliśmy dwa mecze kontrolne we Lwowie i Krakowie. Dwukrotnie „mój" zespół pokonał drugą reprezentację 5:0 i 6:0. Nie było więc wątpliwości, która drużyna była lepsza. Dużym wzmocnieniem dla trzonu Cracovii okazał się przede wszystkim Janek Loth; był wtedy bezkonkurencyjnym bramkarzem w kraju. Również Marczewski grał lepiej od Fryca (ten umiał tylko robić pułapki ofsajdowe).
Natomiast nie spełniło moich nadziei ustawienie Wacka Kuchara obok Józka Kałuży. Sądziłem, że ta para będzie dla Węgrów szczególnie groźna, tymczasem obaj zagrali poniżej możliwości. Ot, po prostu nie rozumieli się. Kałuża — jak mi później opowiadał prof. Weyssenhoff, który był w Budapeszcie na własny koszt — bardzo rzadko do¬chodził do pozycji strzałowych. Szanse na zdobycie wyrównującej bramki mieli tylko Einbacher i... jednak Wacek Kuchar!
Zdzisław Styczeń
Kto by to pomyślał, że od grudnia 1921 roku minęło już 50 lat. Było się wtedy dorodnym chłopakiem, kawale¬rem. Hm... Miałem 27 lat! Dopiero w roku Igrzysk Olimpijskich w Paryżu „wybiła" mi trzydziestka. Celowo wspominam o tych dwóch, jakże pamiętnych dla mnie wydarzeniach. Pierwszy mecz międzypaństwowy, i to w Budapeszcie, przegraliśmy z Węgrami tylko 0:1, a w Paryżu aż 0:5! Na Olimpiadzie była typowa tragifarsa, nie mieliśmy zgranej drużyny, skład tworzono na zasadzie „trzeba zaspokoić ambicje wszystkich okręgów". Nie, reprezentacja musi być oparta na trzonie jednej drużyny! Tak właśnie było w Budapeszcie.
W meczu z Węgrami wystąpiło aż 7 zawodników Cracovii: Gintel, Synowiec, Cikowski, Styczeń, Mielech, Kałuża i Sperling. Również trenerem reprezentacji był nasz trener klubowy, Węgier — Pozsonyi. Marzył o tym, miał zapewne w tym własny interes zawodowy, żeby Polska osiągnęła w Budapeszcie jak najlepszy wynik. W zespole gospodarzy bardzo groźny był prawy łącznik, Schlosser. Pamiętam, jak Pozsonyi mówił przed meczem do mnie: — „Sztycen, urn gotten Willes, nur nicht schissen lassen".
Jako lewy pomocnik miałem w tym meczu obowiązek pilnowania Schlassera. Chyba dobrze wywiązałem się z zadania, bo Węgier bramki nie zdobył. Zresztą, moim zdaniem, w Budapeszcie poza fenomenalnym bramkarzem Lothem, najlepiej grała cala trójka pomocników Cracovii: Synowiec, Cikowski, Styczeń. Opanowaliśmy środkową strefę boiska, zatem Węgrzy nie mieli łatwego zadania. Wie pan, żaden z nas nie podawał wtedy piłki bramkarzowi. Naszą ambicją była zawsze gra do przodu.
Jak graliśmy? Myślę, że dziś gra się szybciej i znacznie więcej biega. No i technika przekazywania piłki partnerowi jest teraz zupełnie inna.
Pozsonyi stale nam powtarzał: — „Nie uderzać mocno piłki, lecz dokładnie podawać partnerowi! Dziś nie byłoby na to czasu! My, z dawnej Cracovii i reprezentacji stopowaliśmy podeszwą, obecnie „ściąga" się piłkę na podbicie. Nie wiem, czy to lepsze? To tak, jak z podaniami. Wolę dokładniejsze, niż silne, ale trudne do przyjęcia. Nas uczono, że „piłka powinna chodzić po boisku, a nie zawodnik". Denerwuje mnie gra dzisiejszych skrzydłowych, nie umieją „trzymać się linii”, za często są w środku boiska. Czy słyszał pan o Staszku o Mielechu? To był skrzydłowy! Jaka szybkość!... Co za zwód! A drybling?! Staszek błyskawicznie mijał obrońców, sam dochodził do linii i stamtąd płasko kierował piłkę do tyłu, do nadbiegającego Kałuży lub Kuchara.

Ale w Budapeszcie Wacek pudłował bo nie grał na swojej pozycji. Był zawsze typowym środkowym napastnikiem. Gdyby w tym historycznym meczu nieco lepiej zagrał nasz atak, to chyba Węgrzy by nie wygrali. Niech pan podkreśli, że w Budapeszcie przegraliśmy pechowo...
Źródło: Gazeta Krakowska nr 307 z 27 grudnia 1971