Cracovia przed rundą wiosenną sezonu 2006/07: Różnice pomiędzy wersjami
Linia 158: | Linia 158: | ||
Zdaniem Majewskiego im mniej obrońców, tym łatwiej się porozumieć. Taktyka 3-5-2 (a właściwie 3-2-2-1-2) sprawdziła się, bo w sześciu spotkaniach "Pasy" cztery razy wygrały i straciły pięć bramek. We wcześniejszych dziewięciu meczach Cracovia straciła aż 20 goli. Środkowy obrońca ma być tzw. organizatorem, odpowiedzialnym za grę całego zespołu. Przed obrońcami występuje dwóch defensywnych pomocników, dwóch skrajnych pomocników ma zadanie częstego włączanie się do gry w ataku, środkowy pomocnik (rozgrywający) ma być tuż za dwójką napastników. | Zdaniem Majewskiego im mniej obrońców, tym łatwiej się porozumieć. Taktyka 3-5-2 (a właściwie 3-2-2-1-2) sprawdziła się, bo w sześciu spotkaniach "Pasy" cztery razy wygrały i straciły pięć bramek. We wcześniejszych dziewięciu meczach Cracovia straciła aż 20 goli. Środkowy obrońca ma być tzw. organizatorem, odpowiedzialnym za grę całego zespołu. Przed obrońcami występuje dwóch defensywnych pomocników, dwóch skrajnych pomocników ma zadanie częstego włączanie się do gry w ataku, środkowy pomocnik (rozgrywający) ma być tuż za dwójką napastników. | ||
[[Kategoria: | [[Kategoria: Informacje mediów]] |
Wersja z 14:45, 19 maj 2007
Skład Cracovii przed rundą wiosenną sezonu 2006/07:
Transfery
Przybyli
- Dariusz Kłus - pozyskany z ŁKS Łódź
- Bartłomiej Dudzic - pozyskany z Unii Oświęcim
Odeszli
- Paweł Drumlak - odsunięty od pierwszego zespołu,
- Marcin Zimoń - wypożyczony do Górnika Polkowice,
- Damian Niemczyk - wrócił z wypożyczania do Stali Sanok.
Rozmowa z trenerem Stefanem Majewskim - Gazeta Wyborcza 02.03.2007
Waldemar Kordyl: Z jakiego miejsca na koniec sezonu będzie Pan zadowolony?
Stefan Majewski: Będę zadowolony, jeżeli Cracovia będzie grała widowiskowo i wygrywała mecze, szczególnie u siebie, i znajdziemy się w górnej części tabeli. Wytypowanie miejsce to wielka loteria. Jak powiem, że zajmiemy szóste, a będziemy na czwartym czy piątym, to będzie wam łatwiej pisać komentarz. Chcemy budować zespół, sprowadziliśmy doświadczonego Kłusa i młodego Dudzica, w klubie są duże pieniądze na transfery i tylko najpierw trzeba znaleźć zawodnika. Łatwo powiedzieć, że zaspaliśmy - chcieliśmy Kameruńczyka, ale nie z naszych powodów transfer nie wypalił.
Nie za łatwe to wytłumaczenie, bo kluby dookoła Was się wzmocniły, nawet dołujący Górnik Łęczna.
- Zobaczymy, co dały te wzmocnienia. Górnik Łęczna grał w MP juniorów młodszych? Które miejsce zajął, a które Cracovia? Pierwsze? Czy takim zawodnikom nie należy dać szansy?
Najczęściej zapewnienia Pana poprzedników kończyły się na obietnicach albo debiutach z konieczności, gdy kadra była dramatycznie szczupła. Nie pamiętam sytuacji w Cracovii, gdy seniora wyparł lepszy czy bardziej perspektywiczny junior.
- No to zobaczymy. Nie boję się takich decyzji.
Gotów byłby Pan zaryzykować i wstawić młodego piłkarza na mecz z Legią?
- Oczywiście. Kiedyś wstawiłem do pierwszego składu Amiki 15-letniego Dariusza Dudkę do składu i co? Grał, bo mu zaufałem. Wiek nie gra dla mnie roli.
Czego się Pan obawia przed rundą rewanżową?
- Niczego się nie obawiam z wyjątkiem kontuzji. Nikomu tego nie życzę, bo tego nie można przewidzieć.
Kogo typuje Pan na mistrza Polski?
- To bardzo trudne pytanie. Nie lubię typować, musiałbym najpierw bardzo dokładnie przejrzeć terminarze spotkań. Ale i tak nie ma jednego zdecydowanego faworyta. Jeszcze rok temu była Wisła i Legia, teraz dodatkowo są Korona, Zagłębie czy Bełchatów. Zmieniła się siła naszej ligi.
Kto spadnie z ekstraklasy?
- Tak samo jak u góry, tak samo na dole. Jest Górnik Łęczna, który gra coraz lepiej. Wisła Płock nie będzie miał łatwego życia, bo słyszałem, że Orlen się wycofuje. Nie wiadomo, jak potoczą się losy Górnika Zabrze. Nie ma zespołu, który już dziś spadłby z ligi.
Ile daje sobie Pan procent szans na wywalczenie Pucharu Polski?
- Idę na całość, bo chcę go zdobyć. To będzie trudne.
Trudniejsze niż utrzymanie szóstego miejsca w ekstraklasie?
- Nieporównywalnie. W PP przed nami maksymalnie pięć meczów, a wystarczy jeden wygrać w finale. Wcześniejsze można korzystnie zremisować. W lidze mamy aż 15 spotkań i można się odegrać. Puchar jest zatem trudniejszy, bo czasem może zadecydować jeden mecz.
Co w swojej drużynie uważa Pan za największą wartość?
- Nie mamy wielkich gwiazd, nie mamy też zdecydowanie słabych punktów. Siła zespołu jest rozłożona na wszystkich zawodników.
Cracovia potrzebuje organizatora gry, jakim był kiedyś Kazimierz Węgrzyn. Miał go zastąpić Łukasz Skrzyński.
- Marzeniem każdego trenera jest mieć takiego organizatora gry jak Kaziu Węgrzyn. Łukasz Skrzyński ma inne cechy osobowości. Drużyna już mu ufa, każdy mecz będzie mu dodawał większej pewności. Autorytetu czy poszanowania nie można kupić, trzeba je zdobyć i zapracować. A proces jest bardzo długi.
Potrzebuje Pan też rozgrywającego.
- Piotrek Giza jest bardzo dobrym zawodnikiem. Zmienił się sposób grania drużyny i musi się do tego przystosować. A żeby tak się stało, trzeba zapomnieć o starych nawykach. Piotrek musi zwiększyć swoje cechy wolicjonalne, w stresie działać jak automat. Jak będzie wyćwiczony i nauczony, nie będzie błądził.
To może potrwać nawet całą rundę.
- Jeden kreator gry? To pojęcie powoli się zaciera. Teraz takie zadania wykonuje kilku piłkarzy. Zespół jest silniejszy, a poza tym jednego łatwiej wyłączyć.
Cracovia częściej będzie grała skrzydłami?
- Oczywiście. W meczu z Łęczną nie wszystko było złe. Musimy nabierać płynności i zaufania. A mamy jeszcze Pawła Nowaka, który jest wszechstronny. Konkurencja będzie coraz większa.
Rozmowa z prezesem Cracovii Januszem Filipiakiem - Gazeta Wyborcza 02.03.2007
Waldemar Kordyl: Czy jest Pan zadowolony z miejsca Cracovii po rundzie jesiennej?
Janusz Filipiak: Zaczęło się źle, skończyło dobrze. Jestem zadowolony, bo siódme miejsce stwarza wiele możliwości - mam na myśli przesunięcie się w górę tabeli, a nie w dół. To dobre miejsce do ataku w górę. Czołówka jest wyrównana, Bełchatów sprzedał Matusiaka, Legia wzmocniła się Grzelakiem, a Widzew się osłabił, my pozyskaliśmy Kłusa. Ten poziom będzie wyrównany.
Czy jest Pan zadowolony z kadry?
- Kibice domagają się wzmocnienia napadu i obrony. Pieniądze są, lecz nie wystarczą na Ronaldinho, na dobrego napastnika i obrońcę. Podaż zawodników na rynku krajowym jest słaba. Cały czas szukamy, nie zrobimy zakupu tylko po to, żeby kupić i by kibice się od nas odczepili. Przykładów nietrafionych zakupów w polskich klubach jest dużo. Nie jesteśmy - nie wymienię złośliwie nazwisk - ani KGHM, ani Orlen. Tu każdy grosz jest dokładnie liczony. Możemy wydać miliony złotych, na więcej nas nie stać.
Jaki cel przed zespołem stawia Pan na koniec sezonu?
- Wszyscy myślimy o Pucharze Polski. Napinamy się troszeczkę - tak jak i kibice. Zobaczymy, byłoby miło, jest duża premia: milion złotych jednorazowo. Za finał nic. Bo albo się zdobywa Puchar, albo nie. Premią za wywalczenie PP byłaby gra w europejskich pucharach, i w tym kierunku idziemy. W lidze liczę, że miejsce będzie wyższe, niż jest.
Jaką premię przewiduje Pan za odpowiednio wysokie miejsce w Orange Ekstraklasie?
- Nie chcę o tym mówić, bo składają się na to dwie rzeczy: premie za wygrane spotkania i partycypowanie w pieniądzach otrzymanych z tytułu zajmowanego miejsca. Im wyższe miejsce, tym większa premia.
Przewiduje Pan jakieś kary za niewykonanie planu?
- Raczej nie, chyba że będzie to rażące zaniedbanie obowiązków. Trener Majewski prowadzi zespół w taki sposób, że zawodnicy rywalizują między sobą o miejsce w składzie. Nie sądzę, by doszło do takich sytuacji jak w poprzednich sezonach, gdy musieliśmy stosować zasadę odpowiedzialności zbiorowej i zbiorowe kary za przegranie czterech meczów pod rząd.
Przeszkodą do gry w pucharach może być przestarzały stadion.
- Da się grać, może nie Ligę Mistrzów, ale wstępne rozgrywki pucharowe z pewnością tak. Spełniamy, warunki z wyjątkiem szatni, choć i ona może je spełniać. Estetyczna nie będzie, ale co ja mam zrobić? Nie zależy to ode mnie, gdyż stadion należy do miasta. Czekamy na uprawomocnienie się "wuzetki". Ważne, by sprawy szły w dobrym kierunku, a wtedy nie muszą iść błyskawicznie.
Jest Pan zadowolony z bazy sportowej Cracovii?
- Udało się przebudować halę lodową. Remont kosztował tylko 5,5 mln zł. Podawano zawrotne kwoty. ComArch razem z urzędem marszałkowskim dał środki na zbudowanie sztucznego boiska, które nas mocno pchnęło do przodu. W tym roku dokończymy szatnie na ul. Wielickiej i dwa boiska trawiaste, które wymagają bardzo dużo pracy.
Na al. 3 Maja mamy 4 hektary, tam gdzie były baseny. Złożyliśmy dokumenty o "wuzetkę". Planujemy kompleks sportowy z 50-metrowym basenem, z halą na 2,5 tys. osób. To wszystko w zabudowie jednopiętrowej. Korty tenisowe plus zieleń. Będzie "wuzetka", znajdziemy środki. Ważnym wydarzeniem będzie otwarcie w centrum ComArchu na Czyżynach ośrodka rehabilitacyjnego z fitness, pływalnią (25-metrową) i siłownią. Będą bardzo nowoczesne aparaty do rehabilitacji, sauna, krioterapia, lasery, urządzenia elektromagnetyczne, solanki suche i zimne. Unikalne na skalę Krakowa.
Trzy i pół roku minęło, odkąd przejął Pan Cracovię. Jak Pan ocenia ten okres?
- Możemy pokazać radzie miejskiej i mieszkańcom, co zrobiliśmy. Weszliśmy w klub miejski, ComArch przekazał mu 30 mln zł. To są pieniądze, które mogłem wziąć do kieszeni i wydać na inne cele. To chcę podkreślić.
Był taki okres, gdy najchętniej sprzedałby Pan klub. Czy dziś sprzedałby Pan Cracovię?
- Budujemy wartość tej spółki. I najgorszą drogę już przeszliśmy. Kibice jeszcze czasem wyzywają, bo chcieliby Ronaldinho, mają pretensje, że nie kupujemy. To jest mała grupa kibiców, ale robi więcej hałasu niż cała reszta, która jest zadowolona i wie, o co chodzi. Mam prywatne pozwy po sądach, że kogoś obraziłem. Spłacamy długi wspaniałych działaczy, 1,5 mln zł miastu i 500 tys. zł z tytułu pozwów prywatnych. Jak przejęliśmy klub, przyszła całkiem pokaźna grupa osób, z roszczeniami, że im się coś należy. Poczuli bogatego sponsora i wyciągnęli stare kwity. I płacimy za tę radosną działalność. Brzmi to może tandetnie, ale jako ComArch czujemy odpowiedzialność wobec miasta, chcemy mu coś dawać. Wszystkie firmy tak robią, my też. Na taką skalę, na jaką nas stać. Nie jesteśmy Microsoftem.
A gdyby zgłosił się ktoś w rodzaju podobieństwo Romana Abramowicza lub Malcolma Glazera i chciał kupić klub?
- Po pierwsze, na 100 proc. nikt się nie zgłosi. Tego typu ludzie szukają globalnych instrumentów marketingowych, czyli ładują pieniądze w kluby angielskie czy niemieckie. Żaden koncern globalny, taki jak np. Siemens, nie włoży pieniędzy w klub krakowski. Po drugie, kupiliśmy Cracovię nie na sprzedaż. Interię chcą przejąć, ComArch sprzedałbym w ciągu jednego dnia. Cracovia cieszy się najmniejszym zainteresowaniem. Ale bawi nas to, co robimy.
Jak zamierza Pan walczyć z kibolstwem na stadionie?
- To jest długi bój. Trzeba sięgnąć po wiele metod. Po pierwsze - wzmocnienie bezpieczeństwa na stadionie: dospawane kraty, ogrodzenia, żeby ludzie się nie przemieszczali. I monitoring. Drugi obszar - praca z kibicami, sektor rodzinny, kluby kibica, zniżki, ukłony w ich strony. Trzeci obszar - jest bardzo miłe, że profesorowie czy rektorzy uczelni chcą przychodzić na nasze mecze. To nam tworzy nowe postrzeganie. Ciągła praca z agencjami ochroniarskimi, podwyższanie im wymagań. I z policją, żeby mieć dobre kanały komunikacji. Praca z młodzieżą, warsztaty w szkołach, ćwiczenie od młodego zdrowej rywalizacji. Bardzo szeroki program dla trampkarzy i juniorów - swoją opieką obejmujemy ponad tysiąc ludzi. Na Prokocimiu będziemy uczestniczyć w tworzeniu drugiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego.
Z innej beczki: ma Pan swojego kandydata na fotel prezesa PZPN?
- Bardzo mi miło, że do Krakowa przyjeżdża większość kandydatów. Prowadzimy konsultacje, mamy długie spotkania. Dobrze byłoby uniknąć sytuacji, że na zjazd przychodzi pięciu kandydatów i jest bałagan. Niedobrze byłoby też, gdyby był tylko jeden, który musi wygrać. Kandydatów jest zbyt wielu.
Popiera Pan Grzegorza Latę, tak jak MZPN?
- Nie chcę się wypowiadać na temat nazwisk na tym etapie.
Zapytam inaczej. Czy któryś z kandydatów poprosił klub o wstawienie się za nim?
- Tak. Kilku. To nie jest kunktatorstwo, że chcemy poczekać do końca i zagłosować na tego, który wygra. Tylko zobaczyć, o czym mówimy. Możemy sobie wymyślić kandydata, który przegra, i wtedy narozrabiamy.
Kiedy taki kandydat będzie znany?
- Trzeba zacząć od końca: podobno niektórzy znają termin nowego zjazdu, ja go nie znam.
Wybiera się Pan na zjazd?
- Odpowiadam za strategię klubu, budżet i sprawy kadrowe. Za bezpośrednie zarządzanie klubem już od dłuższego czasu odpowiada Jakub Tabisz. Rafał Wysocki zaś odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo i sprawy związkowe.
Czy ma Pan sposób na naprawę polskiej piłki nożnej?
- Jestem skromnym człowiekiem, chcę zrobić tylko dobrą Cracovię, a nie naprawiać dyscypliny sportu. Prezes Cracovii nie jest od tego, by komentować wydarzenia i zarządzać futbolem. Mam dużą odpowiedzialność, jeśli chodzi o firmę [PZPN]. Od naprawy piłki niech będzie nowy zarząd PZPN.
Prasa
Cracovia: bliżej do pucharu - Gazeta Wyborcza 02.03.2007
"Występy w europejskich pucharach ważniejsze niż mistrzostwo Polski" - jeszcze całkiem niedawno nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości prezes i współwłaściciel Cracovii Janusz Filipiak. Choć pierwsze miejsce w kraju daje nie gorszą okazję pokazania się poza granicami, to jednak aktualnie "Pasom" bliżej do zdobycia Pucharu Polski.
A reklama komputerowej firmy ComArch na arenie międzynarodowej przez drużynę piłki nożnej od zawsze była marzeniem prezesa Filipiaka. W tym roku marzenie ma prawo się ziścić, bo droga do Europy wydaje się łatwiejsza niż dwa lata temu (choć wtedy Cracovię od upragnionego czwartego miejsca dzieliły minuty, a może minuta w dramatycznym pojedynku we Wronkach). Teraz podbudowana tamtym doświadczeniem drużyna Stefana Majewskiego "podpaliła się" na Puchar Polski z kilku powodów. Takiego trofeum stuletni klub jeszcze w swojej kolekcji nie ma. Los uśmiecha się do piłkarzy, prezes ufundował premię - milion złotych, Cracovii udało się wyeliminować Widzew i Zagłębie Lubin, a kolejny jej rywal to zaledwie trzecioligowy Radomiak. Z rozgrywek pucharowych odpadła już Legia i Wisła Kraków. Czy to wystarczy? W kolejce po puchar stoją Korona Kielce, Lech Poznań czy aspirujący do ekstraklasy Ruch Chorzów.
- Szóste to doskonałe miejsce do szturmu w górę - twierdzi prezes Filipiak, oceniając dorobek "Pasów" w Orange Ekstraklasie. Można się z nim zgodzić, ale niekoniecznie. Sześć punktów straty do Zagłębia, Korony czy Legii i cztery do Wisły to niedużo, tyle że rywale albo się wzmocnili, albo oczyścili swój zespół. Utrzymanie aktualnej pozycji będzie chyba szczytem możliwości dla tej drużyny.
Za Cracovią przemawia korzystniejszy terminarz gier. "Pasy" nie tylko będą gościć przy Kałuży mistrza i wicemistrza kraju, lidera GKS Bełchatów i wicelidera Zagłębie czy depczącego po piętach Lecha Poznań, ale zagrają u siebie o jeden mecz więcej. W kontekście walki na dwóch frontach (liga i puchar) skład "Pasów" wydaje się jednak zbyt wątły. Mimo buńczucznych zapowiedzi i potrząsania pełną sakiewką do gry w Krakowie nie udało się przekonać wartościowego napastnika. Pozyskanie za darmo pomocnika Dariusza Kłusa to strzał w dziesiątkę, ale problemu zdobywania goli nie rozwiązuje. Wielką niewiadomą jest nie tyle forma, ile zdrowie kilku podstawowych zawodników. Łukasz Skrzyński zmaga się z kontuzją kolana, Arkadiusz Baran - mięśni brzucha.
Potrzebą chwili jest mentalne wsparcie i wkomponowanie do zespołu będącego ostatnio w słabszej formie Piotra Gizy. Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie na dłuższą metę profesjonalnego zespołu bez rozgrywającego. Kandydatów jak na razie brak. Czy bez Gizy niezły w sparingach duet Tomasz Moskała - Marcin Bojarski będzie tak samo skuteczny w lidze? Może zaskoczy któryś z piłkarzy młodego pokolenia? I czy defensywna taktyka Majewskiego będzie tak samo skuteczna jak jesienią? Bo w Cracovii niewiele się zmieniło od awansu sprzed dwóch i pół roku. Nie ma wielkich gwiazd, a siła dalej tkwi w kolektywie.
3-5-2 Majewskiego - Gazeta Wyborcza 02.03.2007
Przyjście trenera Stefana Majewskiego całkowicie zmieniło ustawienie linii obrony Cracovii. Po latach wdrażania (rozpoczął Wojciech Stawowy) systemu 4-4-2 i jego wariantu 4-3-3 Cracovia zaczęła grać trójką obrońców.
Zdaniem Majewskiego im mniej obrońców, tym łatwiej się porozumieć. Taktyka 3-5-2 (a właściwie 3-2-2-1-2) sprawdziła się, bo w sześciu spotkaniach "Pasy" cztery razy wygrały i straciły pięć bramek. We wcześniejszych dziewięciu meczach Cracovia straciła aż 20 goli. Środkowy obrońca ma być tzw. organizatorem, odpowiedzialnym za grę całego zespołu. Przed obrońcami występuje dwóch defensywnych pomocników, dwóch skrajnych pomocników ma zadanie częstego włączanie się do gry w ataku, środkowy pomocnik (rozgrywający) ma być tuż za dwójką napastników.