Tadeusz Synowiec: Różnice pomiędzy wersjami

Z WikiPasy.pl - Encyklopedia KS Cracovia
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Linia 84: Linia 84:


{{przypisy}}
{{przypisy}}
== Ze wspomnień starego piłkarza ==
{{Artykul
|        Typ_artykulu = Opis meczu
|  Tytul_wydawnictwa = Echo Krakowa cz.5
|              Numer = 253
|            Wydanie =
|              Dzien = 23
|            Miesiac = 11
|                Rok = 1946
|                Link =
|                Skan = [[Grafika:Echo_Krakowa_1946-11-23_254.png|thumb|Relacja z meczu w dzienniku ''Echo Krakowa'']]
|      Tytul_artykulu =
|              Autor =
|              Tresc =
V
SYNOWIEC. ZAWODNIK i DZIAŁACZ SPORTOWY<br>
Kogut był wówczas porucznikiem WP. — pamiętam było to na jednym meczu w Bielsku z tamtejszą drużyną.<br>
Kogut grał niepotrzebnie ostro faulując przeciwników.<br>
Oburzyło to Gintla, który zwrócił się do Synowca z żądaniem:<br>
— Tadek, psiakrew, uspokój Kogu¬ta albo usuń go z boiska!<br>
Tadkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać Zerwał się z miejsca — pędzi oburzony do Koguta.. i słowa zamarły mu na ustach.<br>
Oto Kogut spodziewając się burzy, wypiął swą „bohaterska” pierś  do przodu, czekał na Tadka jak gdyby chcąc powiedzieć:<br>
„Zbliż się spróbuj tylko"!<br>
Tadek Synowiec widząc to machnął zrezygnowanie ręką i oddalił się.<br>
Tenże jednak Synowiec umiał być energiczny, gdy szło o sprawy Cracovii na forum KOZPN czy PZPN.<br>
Był on bowiem nie tylko zawodnikiem, ale równocześnie działaczem sportowym i dziennikarzem.<br>
W PARYŻU<br>
Cracovia była jedynym klubem Polski, który w tym okresie wyjeżdżał poza granice Rzeczypospolitej. — i równocześnie pierwszą drużyną polską, która została zaproszoną do Pa¬ryża, na urządzany tam z okazji jubileuszu klubu paryskiego „Red Ster", turniej piłkarski.
W turnieju tym prócz Cracovii.wzięły udział drużyny „Servette" z Genewy i wicemistrz Francji — „Racing Club de Paris".<br>
Z mistrzem Szwajcarii zremisowaliśmy 1:1 — zaś z „Red Starem" przegraliśmy 3:5, co dla nas było wynikiem bardzo zaszczytnym, zważywszy, że gospodarze grali bardzo ostro i bramkarza naszego Popiela dwukrotnie wepchnięto z piłką do bramki.<br>
BRAMKARZ NIE JEST ŚWIĘTOŚCIĄ<br>
W Paryżu nie obchodzono się z bramkarzami zbyt łagodnie (tak jak to się u nas dzieje). — Napastnicy szli na bramkarza tak silnie i ostro, że ten częstokroć wołał wyrzucić piłkę na korner aniżeli wdawać się z nimi w pojedynek.<br>
Zapytany przez naszego Popiela sędzia prowadzący tern zawody — dlaczego pozwala na atakowanie bramkarza, narażając go na kopnięcia w ręce, — odrzekł<br>
— Jeśli napastnik, który gra nogami, może być atakowany przez przeciwnika, trzymającego piłkę przy nodze, — to dlaczego nie może być atakowany bramkarz, trzymający piłkę w rękach.<br>
— Pan ma nie tylko nogi do gry, ale jeszcze i ręce. Trzeba prędko pozbywać się piłki, a wtedy nie będzie atakowany.<br>
Słusznie! To tylko u nas w Polsce, sędziowie zaprowadzili ten nigdzie nie spotykany zwyczaj, że bramkarz jest nietykalny.<br>
Bramkarz u nas może rzucić się na piłkę i leżeć dość długo na zie¬mi — a tknąć go nie wolno.<br>
Jeśli znajdzie się śmiałek, który by próbował wydobyć spod niego piłkę, — miałby się spyszna.<br>
Nie tylko sędzia odgwiżdże faul, lecz i publiczność wygwiżdże go.<br>
Ja należałem do napastników, którzy obrzydzali życie bramkarzom  nie pozwolili pieścić piłki w objęciach.<br>
Nie mało bramkarzy wpadło do bramki wraz z piłką, wepchniętych przeze mnie - zwłaszcza gdy wróciliśmy z Hiszpanii.<br>
8 CZY 8O CENTYMETRÓW<br>
Będąc w Paryżu, oprowadzani byliśmy przez sekretarza Towarzystwa Polsko-Francuskiego, Polaka, przebywającego stale w tym mieście.
Pokazywał on nam wszystkie cuda Paryża, m. in. wieżę Eiffla, na której byliśmy wszyscy.
Tłumaczył objaśniał i pokazywał nam rzeczy godne widzenia, jak również charakterystyczne cechy pewnych zjawisk, — w konkretnym wypadku wieży Eiffla, jej konstrukcji, roku powstania itp.
Nd wieży, jak wspomniałem już, byliśmy wszyscy, między innymi i nasz lewy łącznik, zawsze czupurny i zadzierżysty, — zawsze lepiej wiedzący wszystko od innych.<br>
Oprowadzający nas sekretarz wyjaśnił nam, po zejściu z wieży, że ma one w najwyższym swym punkcie 8 centymetrów odchylenia, co jest rzeczą, przy jej wysokości, zupełnie zrozumiałą.<br>
Słysząc te słowa, nasz lewy łącznik rzecze z emfazą: <br>.
„Nie proszę pana., ja wiem na pewno, że ona ma 80 centymetrów odchylenia". <br>
Skonsternowani i zażenowani, zaczęliśmy zlekka pokaszliwać chcąc jakoś zatuszować niewłaściwe odezwanie się naszego gracza.<br>
Sytuacje rozstrzygnął Ludwik Gintel nachyliwszy się do ucha i szepnąwszy mu kilka soczystych słów.<br>
Kogut odskoczył jak oparzony i długo jeszcze krzywo patrzył na Gintla — cała zaś nasza paczka w drodze powrotnej, bezlitośnie nabierała Koguta, wymawiając mu przy każdej nadarzającej się sposobności. owe nieszczęsne 80 cm.<br>
MASZ MARKĘ, ZNAJ PANA...<br>
Wszystko to jednak działo się w sposób żartobliwy, a równocześnie miły i pozbawiony złośliwości.<br>
Dużą uciechę mieli nasi „nabieracze" na przyjęciu u ambasadora Polski.<br>
Do stołu podano, między innymi raki. Przy każdym zaś biesiadniku po¬stawiono w kryształowych naczyniach wodę, do obmycia palców.
Nasz lewy łącznik zaciekawiony stojącym obok naczyniem, zwrócił się z zapylaniem do siedzącego obok Gintla szeptem:<br>
„Ludwik, na co ta woda?"<br>
..Do picia, na cóż by była — pada odpowiedź Gintla.<br>
Nasz napastnik, który prawdopodobnie był w danej chwili spragniony, chwycił za naczynie i wychylił wodę do dna.<br>
Stłumiony śmiech i ironiczne spojrzenia kolegów wyjaśniły mu popełniona gafę.<br>
Zarumieniony ze wstydu, nie mając nic innego do zrobienia. zaczął ze złością  zajadać dale.<br>
Swój zły humor chciał Kogut wyładować przynajmniej na lokaju.<br>
Przy opuszczaniu apartamentów ambasady przy podawaniu nam płaszczy. każdy z nas położył bodaj franka na tacy, leżącej na stoliku.<br>
Kogut, wyciągnąwszy z kieszeni będący wówczas u nas w obiegu banknot jednomarkowy rzekł po polsku do lokaja:<br>
„Mesz sługo znaj pana"<br>
Dziękuję bardzo za hojny datek odrzekł lokaj, który oczywiście także był Polakiem o czym Kogut niestety nie wiedział — posłyszawszy zaś jego odpowiedź zbiegł szybko na dół po schodach jeszcze bardziej speszony niż dotychczas.<br>
Miał wyraźnego pecha w tym dniu.
}}


== Zobacz też ==
== Zobacz też ==

Wersja z 21:26, 29 cze 2020

Tadeusz Synowiec

Tadeusz Synowiec.jpg

Informacje ogólne
Imię i nazwisko Tadeusz Synowiec
Urodzony 11 listopada 1889, Świątniki Górne, Polska
Zmarły 7 listopada 1960, Kędzierzyn-Koźle
Pseudonim Żyła
Pozycja pomocnik / napastnik
Wzrost 180 cm
Waga 68 kg
Wychowanek RKS Rudawa
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii
Sezon Rozgrywki - występy (gole)
1910
1911
1912
1913
1914
1918
1919
1920
1921
1922
1923
1924
1925
tow - 16 (0) *
tow - 23 (0) **
tow - 28 (0) ***
MG - 4 (0), tow - 30 (2) ****
MG - 3 (0), tow - 15 (0)
-
b.d.
KA - 6 (1)
MP - 8 (0), KA - 6 (0)
MP - 5 (0), KA - 9 (0)
KA - 10 (0)
KA - 2 (0)
-

* W 1910 brak składów i strzelców 2 meczów (8:0 i 10:0)
** W 1911 brak składów i strzelców 1 meczu (4:1)
*** W 1912 brak składów i strzelców 2 meczów (2:5 i 0:0)
*** W 1913 brak składów i strzelców 1 meczu (2:1)

1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze
Debiut 1910-05-22 Cracovia - Wisła Kraków 2:0
Ostatni mecz 1924-09-08 Cracovia - DFC Praga 2:3
Kluby
Lata Klub Występy (gole)

1910-1914
1914-1917
1918-1925
RKS Rudawa
Cracovia
P.T.G. Kijów
Cracovia



13 (0)
liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju
Reprezentacja narodowa
1921-1924 Polska 8 (0)

j - jesień, w - wiosna



Tadeusz Synowiec urodził się 11 listopada 1889 w Świątnikach Górnych, zmarł 7 listopada 1960 w Kędzierzynie-Koźle.

Polski piłkarz, grający jako pomocnik oraz napastnik, trener piłkarski, dziennikarz sportowy.

Tadeusz Synowiec był absolwentem C.K. Gimnazjum V w Krakowie w roku szkolnym 1911/12, oraz wydziału filologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od początku do końca kariery (1910-1924) grał w Cracovii. W 1913 jako niegrający kapitan prowadził reprezentację Galicji w meczu z reprezentacją Moraw-Śląska. Był pierwszym kapitanem reprezentacji Polski w historii, podczas meczu z Węgrami w 1921 roku. Jako kapitan grał również w klubie. W Cracovii zagrał 318 meczów. Po zakończeniu kariery został trenerem i dziennikarzem (pod jego przewodnictwem powstał "Przegląd Sportowy"). 30 sierpnia 1925 objął stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. 19 czerwca 1927 roku zastąpił go Stefan Loth.

Tadeusz Synowiec 1911 r.
Tadeusz Synowiec 1921 r.


Prasa

Tadeusz Synowiec 1.jpg
Raz,dwa,trzy 1932-04-26 17 7.png

Tadeusz Synowiec. (Przegląd Sportowy z 1921)

Nadchodząca niedziela 22 b.m. (22 maja - przyp. Benedictus) przynosi nam rzadki w dziejach rodzimego sportu piłki nożnej jubileusz 11-toletniego czynnego udziału w tymże sporcie. Jubilatem jest popularny gracz, kapitan I-szej drużyny Cracovii.

Grafika z 1921 roku przedstawiająca niepoślednią rolę jaką w krakowskim futbolu spełniał Tadeusz "Żyła" Synowiec

Działalność sportową rozpoczął, jak większość naszych graczy, w drużynach studenckich. W roku 1909 wstępuje wraz z całym ówczesnym K.S. Rudawa do Cracovii, gdzie tworzą Cracovię Juniores. Gdy w roku 1910, na skutek doświadczeń poczynionych w zawodach ze sławnymi wówczas "Krikieterami" z Wiednia, wszczęto reorganizację 1-szej drużyny, zajmuje Synowiec stanowisko lewego pomocnika, pozostając na niem do dnia dzisiejszego. Że wybór był trafny, okazała to najbliższa przyszłość. W krótkim czasie staje się jednym z najpożyteczniejszych i bezsprzecznie najlepszym graczem pomocy w drużynie, a nawet śmiało rzec można, całej Polski, graczem nie opadającym nigdy w swej wysokiej formie. Nadzwyczaj karny, sumienny i pracowity, czego najlepszym dowodem jest nadane mu miano "Żyła", zyskuje ogólną sympatję, sympatję, jaką dotychczas żaden inny gracz poszczycić się nie może. 11 lat przeżył Synowiec w Cracovii, dzieląc z oddanymi sobie bezwzględnie współ-graczami dobre i złe czasy, będąc zawsze filarem drużyny, a w ciężkich dla niej chwilach jej jedyną nadzieją. Wdzięczność swą za to okazała drużyna, wybierając Go w roku 1912 swym kapitanem, na którem to stanowisku pozostaje do dnia dzisiejszego, wybierany stale jednogłośnie w każdym sezonie. Dziś, mimo swych 32 lat, wierny ukochanemu przez się sportowi, trwa na stanowisku gracza z poświęceniem, oddaniem się i zapałem, jakiego wielu naszym młodszym graczom brak. O kwalifikacjach Synowca jako gracza świadczy wymownie Jego każdorazowa obecność w drużynach reprezentatywnych Krakowa i byłej Galicji, których bywał stale kapitanem.

Życząc Jubilatowi długich jeszcze lat owocnej pracy na niwie sportowej, wyrażamy przekonanie, że pracy tej nie poskąpi młodemu sportowi polskiemu, którego przez 11 lat był, i mamy nadzieję, będzie jeszcze filarem, zapewniając Go, że młodzież nasza, dla której Jubilat jest jedynym wzorem do naśladowania, wdzięczną Mu za to będzie z całego serca.

Źródło: Przegląd Sportowy

Przypisy

  1. 100. wg ówczesnych obliczeń. W serwisie Wikipasy.pl jest to 98. mecz z udziałem Synowca, ale brakuje składów z pięciu meczów.

Ze wspomnień starego piłkarza

Echo Krakowa cz.5

Relacja z meczu w dzienniku Echo Krakowa
V

SYNOWIEC. ZAWODNIK i DZIAŁACZ SPORTOWY
Kogut był wówczas porucznikiem WP. — pamiętam było to na jednym meczu w Bielsku z tamtejszą drużyną.
Kogut grał niepotrzebnie ostro faulując przeciwników.
Oburzyło to Gintla, który zwrócił się do Synowca z żądaniem:
— Tadek, psiakrew, uspokój Kogu¬ta albo usuń go z boiska!
Tadkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać Zerwał się z miejsca — pędzi oburzony do Koguta.. i słowa zamarły mu na ustach.
Oto Kogut spodziewając się burzy, wypiął swą „bohaterska” pierś do przodu, czekał na Tadka jak gdyby chcąc powiedzieć:
„Zbliż się spróbuj tylko"!
Tadek Synowiec widząc to machnął zrezygnowanie ręką i oddalił się.
Tenże jednak Synowiec umiał być energiczny, gdy szło o sprawy Cracovii na forum KOZPN czy PZPN.
Był on bowiem nie tylko zawodnikiem, ale równocześnie działaczem sportowym i dziennikarzem.
W PARYŻU
Cracovia była jedynym klubem Polski, który w tym okresie wyjeżdżał poza granice Rzeczypospolitej. — i równocześnie pierwszą drużyną polską, która została zaproszoną do Pa¬ryża, na urządzany tam z okazji jubileuszu klubu paryskiego „Red Ster", turniej piłkarski. W turnieju tym prócz Cracovii.wzięły udział drużyny „Servette" z Genewy i wicemistrz Francji — „Racing Club de Paris".
Z mistrzem Szwajcarii zremisowaliśmy 1:1 — zaś z „Red Starem" przegraliśmy 3:5, co dla nas było wynikiem bardzo zaszczytnym, zważywszy, że gospodarze grali bardzo ostro i bramkarza naszego Popiela dwukrotnie wepchnięto z piłką do bramki.
BRAMKARZ NIE JEST ŚWIĘTOŚCIĄ
W Paryżu nie obchodzono się z bramkarzami zbyt łagodnie (tak jak to się u nas dzieje). — Napastnicy szli na bramkarza tak silnie i ostro, że ten częstokroć wołał wyrzucić piłkę na korner aniżeli wdawać się z nimi w pojedynek.
Zapytany przez naszego Popiela sędzia prowadzący tern zawody — dlaczego pozwala na atakowanie bramkarza, narażając go na kopnięcia w ręce, — odrzekł
— Jeśli napastnik, który gra nogami, może być atakowany przez przeciwnika, trzymającego piłkę przy nodze, — to dlaczego nie może być atakowany bramkarz, trzymający piłkę w rękach.
— Pan ma nie tylko nogi do gry, ale jeszcze i ręce. Trzeba prędko pozbywać się piłki, a wtedy nie będzie atakowany.
Słusznie! To tylko u nas w Polsce, sędziowie zaprowadzili ten nigdzie nie spotykany zwyczaj, że bramkarz jest nietykalny.
Bramkarz u nas może rzucić się na piłkę i leżeć dość długo na zie¬mi — a tknąć go nie wolno.
Jeśli znajdzie się śmiałek, który by próbował wydobyć spod niego piłkę, — miałby się spyszna.
Nie tylko sędzia odgwiżdże faul, lecz i publiczność wygwiżdże go.
Ja należałem do napastników, którzy obrzydzali życie bramkarzom nie pozwolili pieścić piłki w objęciach.
Nie mało bramkarzy wpadło do bramki wraz z piłką, wepchniętych przeze mnie - zwłaszcza gdy wróciliśmy z Hiszpanii.
8 CZY 8O CENTYMETRÓW
Będąc w Paryżu, oprowadzani byliśmy przez sekretarza Towarzystwa Polsko-Francuskiego, Polaka, przebywającego stale w tym mieście. Pokazywał on nam wszystkie cuda Paryża, m. in. wieżę Eiffla, na której byliśmy wszyscy. Tłumaczył objaśniał i pokazywał nam rzeczy godne widzenia, jak również charakterystyczne cechy pewnych zjawisk, — w konkretnym wypadku wieży Eiffla, jej konstrukcji, roku powstania itp. Nd wieży, jak wspomniałem już, byliśmy wszyscy, między innymi i nasz lewy łącznik, zawsze czupurny i zadzierżysty, — zawsze lepiej wiedzący wszystko od innych.
Oprowadzający nas sekretarz wyjaśnił nam, po zejściu z wieży, że ma one w najwyższym swym punkcie 8 centymetrów odchylenia, co jest rzeczą, przy jej wysokości, zupełnie zrozumiałą.
Słysząc te słowa, nasz lewy łącznik rzecze z emfazą:
. „Nie proszę pana., ja wiem na pewno, że ona ma 80 centymetrów odchylenia".
Skonsternowani i zażenowani, zaczęliśmy zlekka pokaszliwać chcąc jakoś zatuszować niewłaściwe odezwanie się naszego gracza.
Sytuacje rozstrzygnął Ludwik Gintel nachyliwszy się do ucha i szepnąwszy mu kilka soczystych słów.
Kogut odskoczył jak oparzony i długo jeszcze krzywo patrzył na Gintla — cała zaś nasza paczka w drodze powrotnej, bezlitośnie nabierała Koguta, wymawiając mu przy każdej nadarzającej się sposobności. owe nieszczęsne 80 cm.
MASZ MARKĘ, ZNAJ PANA...
Wszystko to jednak działo się w sposób żartobliwy, a równocześnie miły i pozbawiony złośliwości.
Dużą uciechę mieli nasi „nabieracze" na przyjęciu u ambasadora Polski.
Do stołu podano, między innymi raki. Przy każdym zaś biesiadniku po¬stawiono w kryształowych naczyniach wodę, do obmycia palców. Nasz lewy łącznik zaciekawiony stojącym obok naczyniem, zwrócił się z zapylaniem do siedzącego obok Gintla szeptem:
„Ludwik, na co ta woda?"
..Do picia, na cóż by była — pada odpowiedź Gintla.
Nasz napastnik, który prawdopodobnie był w danej chwili spragniony, chwycił za naczynie i wychylił wodę do dna.
Stłumiony śmiech i ironiczne spojrzenia kolegów wyjaśniły mu popełniona gafę.
Zarumieniony ze wstydu, nie mając nic innego do zrobienia. zaczął ze złością zajadać dale.
Swój zły humor chciał Kogut wyładować przynajmniej na lokaju.
Przy opuszczaniu apartamentów ambasady przy podawaniu nam płaszczy. każdy z nas położył bodaj franka na tacy, leżącej na stoliku.
Kogut, wyciągnąwszy z kieszeni będący wówczas u nas w obiegu banknot jednomarkowy rzekł po polsku do lokaja:
„Mesz sługo znaj pana"
Dziękuję bardzo za hojny datek odrzekł lokaj, który oczywiście także był Polakiem o czym Kogut niestety nie wiedział — posłyszawszy zaś jego odpowiedź zbiegł szybko na dół po schodach jeszcze bardziej speszony niż dotychczas.

Miał wyraźnego pecha w tym dniu.
Źródło: Echo Krakowa cz.5 nr 253 z 23 listopada 1946


Zobacz też