Marek Orzeł
Marek Orzeł | |||
| |||
Informacje ogólne | |||
---|---|---|---|
Imię i nazwisko | Marek Jan Orzeł | ||
Kraj | Polska | ||
Urodzony | 6 kwietnia 1957, Kraków, Polska | ||
Wiek | 67 l. | ||
Pozycja | napastnik | ||
Wzrost | 170 cm | ||
Waga | 72 kg | ||
Wychowanek | Hutnik Kraków | ||
Kariera w pierwszej drużynie Cracovii | |||
Sezon | Rozgrywki - występy (gole) | ||
1985/86 1986/87 1987/88 1988/89 1989/90 |
3L - 25 (3) 3L - 22 (2) 3L17 - (1) 3L -20 (5) 3L - 6 (1) | ||
↑ 1906-1919 oficjalne i towarzyskie, od 1920 tylko oficjalne mecze | |||
Debiut | 1985-07-27 Cracovia - Elöre Spartacus Békéscsaba 0:0 | ||
Kluby | |||
Lata | Klub | Występy (gole) | |
1971-1977 1977-1979 1979-1985 1985-1990 |
Hutnik Kraków Wawel Kraków Hutnik Kraków Cracovia |
||
↑ liczba występów i goli w ekstraklasie i mistrzostwach kraju | |||
j - jesień, w - wiosna |
Marek Orzeł Piłkarz, monter.
Wywiad
dziennikpolski24.pl
Dawne sławy krakowskich boisk: MAREK ORZEŁ - Mieliśmy w rodzinie piłkarza Hutnika, Zdzisława Świerkosza. Mnie jednak namówił kolega, gdy miałem 14 lat. Może zacząłbym wcześniej, ale mama nie pozwalała. Obawiała się, żebym nie złamał nogi, albo nie złapał innej poważnej kontuzji - opowiada Marek Orzeł.
Umiejętności miał i od razu trafił do I drużyny trampkarzy, grając w ataku m.in. z Wiesławem "Kubą" Maciejowskim. Debiutował przeciwko Wiśle Kraków. - Oba kluby były wówczas najsilniejsze w województwie w kategoriach młodzieżowych. Wisła miała na nas sposób, gdy jechaliśmy do niej. Brała nas na wielkie, główne boisko. Przegraliśmy 0:1, a bramkę strzelił Michał Wróbel - wspomina.
Skończył wiek juniora i dosyć szybko zadebiutował w II lidze. Było to w Wałbrzychu przeciwko Górnikowi. Trener Jerzy Stecki wpuścił go na ostatnie 20 minut. - Boga prosiłem, żeby mnie od razu zdjął - mówi o swoim występie. - Górnik miał wielu świetnych piłkarzy, byli w nim Włodzimierz Ciołek, Henryk Janikowski, Marek Pięta.
Tak źle jednak nie było, bo coraz częściej grał w II lidze, ale potem trafił na dwa lata do wojska do trzecioligowego Wawelu. Po powrocie do Hutnika występował w prawie każdym meczu. Aż w 1984 roku przyszedł trener Janusz Wójcik. - Miał swoich "synusiów", a my walczyliśmy o pierwszą ligę. Z Polonią Warszawa wszedłem przy stanie 0:2, a przegraliśmy 1:2. Oskarżył mnie o sprzedaż meczu i odsunął siedem kolejek przed końcem. Skończyłem występy w Hutniku na 299 spotkaniach. Klub też mnie oszukał. Zaoszczędził na mnie, bo gdybym rozegrał jeszcze ten jeden mecz, to dostałbym premię, 120 tysięcy ówczesnych złotych - wspomina Marek Orzeł.
Gdyby wytrzymał trzy miesiące, to pewnie zostałby na zawsze w Hutniku, gdyż po tym okresie Wójcika już nie było. Trafił jednak do Cracovii - miał oferty z Miedzi Legnica i Jagiellonii Białystok, w której potem wylądował Wójcik - za namową Marka Holochera i tak zaczęła się jego wędrówka po świecie. Z "Pasami" awansu do II ligi nie wywalczył. - W 1989 roku wyjechałem do Niemiec do teścia - mówi. - Namawiał do pozostania na stałe, obiecywał szybkie załatwienie paszportu niemieckiego. Miałem też już załatwiony zespół. Całą noc myślałem i nie zdecydowałem się zostać, bo nie chciałem wyjeżdżać z Polski na stałe.
Po kilku miesiącach znalazł się jednak we Francji, dzięki byłemu piłkarzowi Wisły, Andrzejowi Targoszowi, który był w AS Villeurbanne. Ale po jakimś czasie trzeba było go wykupić, na co Francuzi się nie zdecydowali, bo żądano zbyt dużych pieniędzy. - Z Austrii odezwał się z kolei "garbarz", Andrzej Czort. Byłem tam w dwóch klubach, w jednym zmieniając innego piłkarza Garbarni, Zdziśka Miętkę. Grałem do 36 roku życia, jednocześnie pracując w stolarni. Co dwa tygodnie wracałem do Polski. Miałem najbliżej ze wszystkich, bo jechałem do żony do Zakopanego. Po jedenastu latach wróciłem, bo mama miała co raz większe problemy ze zdrowiem - opowiada Orzeł. Nie było łatwo. Nie mógł przez lata znaleźć pracy, choć dostawał skierowanie z urzędu. - Gdzie szedłem, nie chciano mnie, na zachodzie czegoś takiego nie ma - mówi. - Nieraz słyszałem, że jestem przyzwyczajony do dobrych zarobków i będę buntował innych. Na szczęście spotkałem mojego byłego trenera Zenona Barana.
Dzięki jego pomocy znalazł pracę na Nowym Kleparzu, jak widać pomocną dłoń wyciągało do niego wiele osób ze środowiska piłkarskiego, w którym był lubiany, przez kibiców także. Ciągle jest w podróży. - Pomiędzy rodziną w Zakopanem, w którym żona prowadzi sklep, Krakowem, bo w nim pracuję i mamą mieszkającą u siostry poza Krakowem. Taki cygański żywot wiodę - kończy Orzeł.Źródło: dziennikpolski24.pl 16 października 2013 [1]